7/29/2018

Bombka babci Zilbersztajn


Bombka babci Zilbersztajn, Katarzyna Ryrych, il. Anna Rudka, Wydawnictwo Ezop 2018.

 Letni poranek. Cały dom jeszcze śpi, a ja i Sadzonka sięgamy  po "Bombkę babci Zilbersztajn". Zupełnie bezrefleksyjnie, uśpiona czającym się za oknem upałem, zaczynam czytać sześciolatce książkę o Zagładzie. Obie przenosimy się na warszawską Wolę, w zimowy szary pejzaż, tuż przed Bożym Narodzeniem. Obie nie chcemy wracać.

Mam jeszcze w pamięci swoją lekturę "Rutki" Joanny Fabickiej i panią z biblioteki, która kwestionowała zasadność "takich" książek dla dzieci. Pamiętam mój zachwyt nad metaforą, delikatnością i swobodą z jaką autorka ujęła temat. Dzisiaj, trzymając w ręku "Bombkę" Katarzyny Ryrych i patrząc na zatopioną w myślach sześciolatkę, jestem zachwycona podwójnie.

Kiedy Ninka odkrywa w swojej szafie przejście do tajemniczego pokoju, nie ma jeszcze pojęcia, że świat, do którego wchodzi, cofa ją o kilkadziesiąt lat wstecz. Lokatorka pokoju, z pozoru zwyczajna równolatka Ninki, nie zachowuje się jednak jak przeciętna dziewczynka  z XXI wieku. Gra w grę. Jakie są jej zasady i dlaczego jest tak niebezpieczna dowiadujemy się powoli, ale nigdy nie odkrywamy wszystkich rządzących nią zasad. Ninka  angażuje się w tę znajomości, pomimo narastającej świadomości czyhającego na nią niebezpieczeństwa. Codziennie zagląda do szafy. Im lepiej poznaje realia po drugiej stronie, tym bardziej narasta groza opowiadania. To co początkowo wydaje się tylko majakami gorączkującej dziewczynki, co raz bardziej zaczyna przypominać prawdziwą przygodę. Straszną i niespecjalnie rokującą na szczęśliwe zakończenie. W pewnym momencie przestrzenie zaczynają się przenikać tak silnie, że tracimy orientację, co jest teraz a co dawniej.

W tle tragedii rozgrywającej się za ścianą, w mieszkaniu Ninki narasta konflikt między nią a starszym bratem, fanatyczny, zajadły, odbijający jak w lustrze obsesyjność tamtego wielkiego konfliktu, którego tajemnicza dziewczynka mimowolnie staje się ofiarą. Jest też babcia Zilbersztajn, pozostająca w tle fabuły, ale jednocześnie przez cały czas zwiastująca swój wielki coming out

Czytając "Bombkę babci Zilbersztajn" zaczęłam mieć obawy jak skończy się ta historia. Czy nie będzie zbyt dosłowna, zbyt straszna dla 6-letnich uszu. Na szczęście autorce udało się uniknąć dosłowności i pozwoliła czytelnikowi w każdym wieku odebrać ją na własnym poziomie. Piękny, prosty, staranny, metaforyczny język zatopił nas w tej historii jednakowo, pozostawiając ziarenko do dalszych rozmów w przyszłości.

7/22/2018

#instant / Chcemy nasze czapki!!


Kakao rozpuszczalne instant lub dla chętnych kawa, modny Instagram, aparaty Instax, a w tym wszystkim pokolenie instant. Musi być szybko, krótko i na temat. Od dziś również na Małej czcionce. W nowym cyklu #instant zagoszczą mikrofelietony z książką w tle. Macie ochotę? Zaczynamy.



"Adam się z nami pożegnał, ale my za żadne skarby nie zamierzaliśmy wyjść. Chcieliśmy z powrotem nasze czapki".

Pamiętam dokładnie jak dwadzieścia lat temu z górką moja własna matka niczym niepodległości broniła tezy, że "żeby nie zachorować, trzeba nosić czapkę". Idąc tym tropem, jak czujny zwiadowca pilnowała, żebym czapkę nosiła od jesieni do wiosny. Należałam do grzecznych dziewczynek, tych co uczciwość wobec rodziciela traktują o wiele poważniej niż własny czujnik temperatury, z tego też powodu nakrycia głowy zbrzydły mi po wsze czas. Dzieciom własnym wybór noszenia lub nienoszenia pozostawiłam w gestii własnej. O dziwo termostat zadziałał i czapką nie gardzą, a czasem nawet nadużywają. Szwedzkie dzieci chyba też przestały mieć problemy z tą częścią garderoby, a przynajmniej te znane Evie Lindström. Historia jest absurdalna i trudno szukać w niej drugiego dna, ale mam wrażenie, że zanurkowałam głęboko i znalazłam. Jednak nie jest to czapka. Czapki pani Lindström lubi, ale wyraźnie boi się wind. Może trauma z dzieciństwa? Nie wykluczam.



Chcemy nasze czapki!!, Eva Lindström, tł. Marta Wallin, Zakamarki 2018. 





7/12/2018

Start. Design dla nastolatków i nie tylko


Start. Design dla nastolatków i nie tylko, Chipp Kidd, Mamania 2018.

Siadając do lektury podręcznika designu Chipa Kidda, koniecznie trzeba wziąć poprawkę na to, że oprócz projektowania i pisania prowadzi on również energetyczne prelekcje na konferencjach TED*. Performerskie zacięcie autora bardzo wyraźnie daje o sobie znać w charakterze książki.

Żeby docenić książki Chipa Kidda, jak mało kiedy nie wystarczy poznać samą treść, trzeba jeszcze polubić i zaakceptować samego autora. W "Starcie" Chip Kidd pojawia się nie tylko pod postacią swoich projektów, które co i rusz obrazują różne przykłady technik projektowych, ale również portretów fotograficznych i rysunkowych. Polubicie megalomanię Chipa Kidda, pokochacie jego książkę.

"Start" można potraktować jako pierwszy podręcznik projektowania, przeznaczony dla osób zupełnie świeżych w temacie. Porusza podstawowe kwestie związane z szeroko pojętym designem graficznym: od doboru formy, poprzez typografię, treść, aż do realizacji pomysłu. Urozmaicona i atrakcyjna formuła książki przyciąga uwagę, a przystępnie podany, duży wachlarz tematów ma szansę trafić do szerokiego grona odbiorców.

Kidd, wbrew podtytułowi, nie sięga po przykłady designu dla młodszych odbiorców. Proponuje jednak zestaw zadań aktywizujących. Zachęca do stworzenia własnej kolekcji ciekawych projektów graficznych wyciętych z gazet i folderów, zabawy formą i kolorem poprzez malowanie przedmiotów i robienie wycinanek z papieru, eksperymentowanie z fotokopiarką, szukanie nowych, interesujących fontów czy projekt osobistego logo.

Odnoszę jednak wrażenie, że pomysły autora nie nadążają za potrzebami współczesnych nastolatków. Skoncentrowane na przedmiotach i papierze, zapominają o programach graficznych i fotografii cyfrowej. Kidd rehabilituje się nieco, udostępniając specjalną stronę, na której można zamieszczać swoje autorskie projekty. Trudno jednak ocenić, czy zachęci tym młodych twórców do własnych działań.

marka konferencji naukowych organizowanych corocznie przez amerykańską fundację non-profit Sapling Foundation. Celem konferencji jest popularyzacja – jak głosi motto – „idei wartych propagowania” (źródło: Wikipedia).


7/04/2018

Books, Bücher, Libros, Livres // czerwiec 2018



W czerwcowym zestawieniu książek z zagranicy wkraczamy raźno w marzycielskie klimaty. Przecież wakacje sprzyjają realizacji planów lub zwykłemu, beztroskiemu bujaniu w obłokach. Okazuje się, że każdy może spróbować zostać świetnym pływakiem, poważną panią premier lub tylko na jeden dzień zamienić się z kimś rolami. Albo po prostu pomarzyć o tym, żeby wszystko było po staremu.

Tiny, Perfect Things (Małe doskonałości)
M H Clark
Compendium Publishing & Communications
wiek odbiorcy: 5+


Cały świat jest skarbem, czekającym na odkrycie. Otwórz oczy i zauważ wszystkie cudowności wokół ciebie. Oto opowieść o dziecku i o dziadku, którzy spacerują po okolicy, odkrywając wspólnie mnóstwo małych doskonałości. Wzbogacona pełnymi detali ilustracjami, rytmiczna opowieść o tym jak dziecięca ciekawość może przekształcić zwykły dzień w nadzwyczajną przygodę.















The Diver (Nurek)
Veronica Carratello
Flying Eye Books, 32 s.
wiek odbiorcy: 3+



Co wspólnego ma mała dziewczynka z pensem? Oboje mają ogromne marzenia. Emma wytrwale trenuje, by zostać wielką pływaczką, lecz w dniu zawodów nerwy biorą górę i dziewczynka traci pewność siebie. Kiedy znajduje na ziemi swojego szczęśliwego pensa, nie ma pojęcia, że ta mała miedziana moneta od zawsze marzyła, by zostać pływakiem! Dzięki ciężkiej pracy, dobrej radzie od taty i pewnemu wielkiemu pragnieniu, Emma i pens zaczynają urzeczywistniać swoje marzenia, każde na swój własny sposób.









If I Was Prime Minister (Gdybym była Premierem)
Beck & Robin Feiner
ABC Books (AU), 32 s.
wiek: 4+


Praca premiera polega na utrzymywaniu kraju w jak najlepszym stanie. Ale każdy dotychczasowy premier Australii był dorosłym! A gdyby tak to nie dorośli byli u władzy? Jak dzieci rządziłyby krajem? Moglibyśmy mieć nurków wygarniających śmiecie z dna oceanu, uczylibyśmy koale ćwiczyć karate i wieszalibyśmy na niebie wielkie tęcze, żeby wszyscy byli szczęśliwi. A co wy byście zrobili, gdybyście zostali premierem?














Niblet & Ralph
Zachariah OHora
Penguin Random House, 40 s.
Wiek: 3+



Niblet i Ralph wyglądają z pozoru identycznie, ale bardzo się różnią. Niblet kocha wcinać chrupiące chipsy, a Ralph nosi słuchawki i improwizuje do swoich ulubionych nagrań. Jedno ich łączy: uwielbiają przyjaźnić się i machać do siebie z okien sąsiadujących ze sobą mieszkań.

Pewnego dnia postanawiają się spotkać w cztery oczy (wąsy?). Kiedy jednak przez przypadek zamieniają się mieszkaniami, ich właściciele są pewni, że Niblet to Ralph, a Ralph to Niblet. Czy uda im się dostać z powrotem do swoich własnych domów? A może na zawsze już utkną tam, zmuszeni do słuchania muzyki (uch...) i jedzenia chipsów (ble!)?









The Day War Came (Dzień, w którym przyszła wojna)
Nicola Davies, il. Rebecca Cobb
Walker Books, 32 s.
wiek odbiorcy: 5+


Wyobraź sobie, że w pewien zwykły dzień przychodzi wojna. Wyobraź sobie, że obraca twoje miasto w ruinę. Wyobraź sobie, że zmusza cię do wyruszenia w długą i trudną podróż, bez opieki.Wyobraź sobie brak ciepłego powitania u jej kresu. Potem wyobraź sobie dziecko, które daje ci coś małego, ale bardzo, bardzo cennego...
Kiedy w 2016 roku rząd brytyjski odmówił wstępu do kraju trzem tysiącom uchodźców, Nicola Davies w geście gniewnego sprzeciwu napisała wiersz. Zapoczątkował on kampanię, podczas której artyści rysowali krzesła, symbolizujące miejsce w szkolnej klasie, edukację, życzliwość i nadzieję na przyszłość.  Wiersz stał się też inspiracją do powstania tej książki, w poruszający sposób zilustrowanej przez Rebeccę Cobb, która może pomóc w opisaniu kryzysu migracyjnego najmłodszym czytelnikom.





Truth About My Unbelievable School (Prawda na temat mojej niewiarygodnej szkoły)
Davide Cali, il. Benjamin Chaud
Chronicle Books
wiek odbiorcy: 6+



Uważajcie na... tę szkołę! Henry oprowadza nowego kolegę po szkole. Wokół czają się tajemnicze wynalazki, wizyta w stołówce wymaga zwinności wojownika ninja, a niektórzy nauczyciele prawdopodobnie są potworami! Czy to wszystko możliwe? A może prawda jest jeszcze bardziej zaskakująca?










* Zamieszczone opisy książek oraz zdjęcia pochodzą z materiałów wydawców. Tłumaczenie: Mała czcionka.

7/02/2018

Kinderland


Kinderland, Mawil, Kultura Gniewu 2018.

Bez mała 300 stron kadrów, niezliczona liczba pyknięć pingpongowej piłeczki i wyśmienita okazja do poszukiwania analogii między tam a tu, zachodnim a wschodnim brzegiem Odry. I mimo że komiks historycznie i politycznie mości się w bezpośrednim sąsiedztwie upadku komunizmu, jest opowieścią o zwykłym kinderland, dziecięcym świecie na wschodnioeuropejskim blokowisku.

Dobrze pamiętam upadek Muru: kolejkę trabantów na ekranie telewizora i ciszę niedowierzania, która zaległa w dużym pokoju. Dla nas, dzieciaków z ursynowskich podwórek, zmiany za zachodnią granicą i te lokalne oznaczały spełnienie marzeń o balonówce w osiedlowym sklepie, telewizji kablowej z Vivą i MTV oraz adidasach, na dobry początek choćby takich z bazaru pod Pałacem Kultury.

Mawil (rocznik '76), ze względu na wdzięk i dowcip z jakim punktuje otaczającą rzeczywistość nazywany Woodym Allenem niemieckiego komiksu, wyciąga na światło dzienne wszystko to czym żyły dzieciaki końcówki lat 80. XX- wieku, we wschodnim Berlinie i o czym marzyły. Ale te marzenia nie stają się w tym komiksie dominantą, podobnie nie jest nią nostalgia (ani nawet tak modna obecnie "ostalgia") za utraconym rajem dzieciństwa. Mawil zabiera nas w rzeczywistość żywą, nie czarno-białą, w której turniej ping-ponga ma szansę konkurować z wieczorem wolności za zburzonym murem.

"Kinderland" narysowany z dużą lekkością i wdziękiem jest jednocześnie dyskretnie nasycony szczegółami, które z przyjemnością wyłuskuje się z drugiego planu. Charakterystyczne wnętrze Ikarusa, figurka smerfa, motorower simson, plakat z Gangiem Olsena i elektroniczna gierka z Wilkiem i Zającem. Mawil po mistrzowsku sytuuje głównego bohatera - siódmoklasistę Mirco, domniemane alter ego autora, pomiędzy organizacją pionierską a ministrancką służbą w parafii, między niecofającą się przed niczym grupą wolnej młodzieży a szkolnymi fanami ping-ponga. "Kinderland" jest pełen smaczków, kontrastów, żywych dialogów i zwyczajnej nudy.

Tej nudy Mawil nie szczędzi również czytelnikom. Trzystu stron komiksu nie sposób przeczytać za jednym razem. Brak punktu zwrotnego sprawia, że historia snuje się powoli, a niekiedy nawet bardzo powoli, gdy wzorem japońskiej mangi, sceny potrafią przeciągnąć się na wiele stron. Tak na przykład narysowany został turniej tenisa, w którym ruch piłeczki śledzimy w niezwykle detalicznych ujęciach.

Siedem lat pracy nad "Kinderland" sprawiło, że w ręce czytelnika trafia komiks dopracowany do perfekcji, zarówno w warstwie scenariusza jak i wizualnej. Jest fantastycznym zapisem minionej rzeczywistości, dokonanym przez autentycznego świadka historii, szczerego i szczęśliwie dalekiego od idealizowania. Otwarte zakończenie pozostawia nadzieję na dalszy ciąg. Może następną wyprawę w świat dzieciństwa.