The Snowman and the Snowdog
The Snowman and the Snowdog
based on characters created by Raymond Briggs
and the story written by Hilary Audus and Joanna Harrison
Penguin Groups 2013
W 1978 r. brytyjski pisarz i ilustrator Raymond Briggs stworzył obrazkową historię o bałwanku, który na jedną noc ożywa. Proste klimatyczne ilustracje, ciepła opowieść oraz chwytające za serce zakończenie przyczyniły się do wielkiej popularności książki i sprawiły, że cztery lata później stała się ona podstawą dla dosyć udanej wersji filmowej, aczkolwiek nie narysowanej jego ręką. Od mniej więcej tego czasu, bałwan w zielonym szaliku i kapeluszu jest najbardziej rozpoznawanym śniegowym ludzikiem w świecie anglosaskiej kultury. Na sukces opowieści w wydatny sposób wpłynął jej okołoświąteczny charakter (choć głównie w wersji filmowej), nadający jej wymiar niemal rytualny. Telewizyjne stacje nie wyobrażają sobie świąt bez "Snowmana" w ramówce, podobnie jak sami Brytyjczycy, którzy przywykli oglądać go w każde Boże Narodzenie.
Mimo spektakularnego sukcesu, Raymond Briggs nie zdecydował się na narysowanie dalszych przygód bałwanka, uznając ten ruch za posunięcie zanadto komercyjne. Za to autorzy filmu animowanego od samego początku nosili się z tym zamiarem, co i raz nagabując autora, aby udzielił stosownej zgody i pobłogosławił projekt. Briggs przez 30 lat opierał się naciskom, aż wreszcie poddał się i machina produkcyjna ruszyła. Ponieważ film powstawał metodą tradycyjną, bez zastosowania komputerowej animacji, do pracy zasiadł zespół 77 rysowników. Prace trwały prawie rok. Twórcy chcieli jak najdokładniej oddać charakter niedościgłego wzoru, odtworzyć kreskę Briggsa, zachować sentymentalny charakter fabuły. W grudniu 2012 r., w trzydziestą rocznicę powstania filmu, szerokiej publiczności został zaprezentowany sequel pt. "The Snowman and the Snowdog" ("Bałwanek i śniegowy pies").
Książka, której okładkę widzicie powyżej jest elementem marketingowych działań, jakie zwykle mają miejsce w związku z głośną filmową premierą. Nie narysował jej Briggs (trudno zresztą w ogóle w sposób jednoznaczny ustalić autorstwo, nawet z wnikliwej lektury metryki), ale podobnie jak film, zachowuje ona klimat oryginału, przynajmniej w zakresie fabuły i stylu ilustracyjnego. Wprowadzono jednak nowy element - jest nim tekst. Pierwsza książka składała się prawie wyłącznie z ilustracji, miejscami ułożonych w gęstą siatkę komiksowych okienek. Tym razem mamy do czynienia z przykładem książki stworzonej na podstawie filmu. Rysunków jest więc mniej, paradoksalnie są one bardziej statyczne i przypominają filmowe fotosy, przez co narracja stała się niezbędna do zrozumienia fabuły. Mimo jej wprowadzenia, nie znając filmu, miejscami jesteśmy narażeni na utratę wątku.
Głównym bohaterem jest kilkuletni Billy, który wprowadza się do znanego z pierwszej części starego domu i znajduje w nim pozostawione przez poprzednich mieszkańców zdjęcie bałwanka oraz pudełko z zielonym kapeluszem, szalikiem, kawałkami węgla i mandarynką. Chłopiec wpada na pomysł ulepienia identycznego bałwana, a z pozostałego śniegu małego pieska ze skarpetkowymi uszami. Autorzy sequelu uraczyli czytelników podwójną dawką wzruszeń: oprócz nawiązującego do pierwowzoru zakończenia historii, wprowadzili także wątek śmierci starego psa Billy'ego, który, jak się można domyśleć, jest wzorcem śniegowego szczeniaka.
Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, na ile nowa historia "Snowmana" uwodzi tak jak ta sprzed 30 lat. Jej twórcy z pewnością celowali przede wszystkim w tych odbiorców, którzy sentyment do bohatera budowali w sobie od kołyski (podobnie jak wielu z nich samych - większość ekipy animatorów stanowili wszakże przedstawiciele młodego pokolenia). Rozmach przedsięwzięcia wskazuje jednak na silną wiarę w jego powodzenie. W wymiarze ekonomicznym przyniosło je na pewno miejsce w pierwszej czwórce najchętniej oglądanych w 2012 r. programów nadawanych przez brytyjski Channel 4, z publicznością sięgającą 6 milionów. Co nowego jednak wnosi "The Snowman and the Snowdog" oprócz potwierdzenia znanej prawdy "chcieć znaczy móc"?