Chłopiec na szczycie góry
Chłopiec na szczycie góry
John Boyne
tł. Tomasz Misiak
Wydawnictwo Replika 2017
Kolejną powieść Johna Boyne'a czytałam jak książkę autora, który dał się już dobrze poznać. W Polsce ukazały się dotąd trzy jego powieści dla dzieci i młodzieży: "Chłopiec w pasiastej piżamie", "Lekkie życie Barnaby'ego Brocketa" i "Noah ucieka". Boyne nie jest moim ulubionym pisarzem, jego książki darzę zróżnicowaną sympatią, ale czytam go za każdym razem z uwagą, doceniając, że w zalewie bylejakości ciągle ma coś ciekawego do powiedzenia. Niestety często robi to po trupach. Bez zastanowienia dąży do realizacji założonej z góry tezy, subtelności często pozostawiając poza kręgiem swoich głównych zainteresowań.
W "Chłopcu na szczycie góry" powraca do tematyki wojennej. Brawurowo osadza akcję książki w słynnej rezydencji Adolfa Hitlera - Berghof. Za sprawą głównego bohatera, niepostrzeżenie wchodzimy w bezpośrednie otoczenie Führera. Fascynująca, niepokojąca atmosfera sączy się niespiesznie, pokazywana z perspektywy kilkuletniego chłopca, przygarniętego przez ciotkę - gospodynię z Bergofu. Boyne ostrożnie, ale sugestywnie kreśli postać Pierrota i jego potężną przemianę z wrażliwego paryskiego dzieciaka, wcześnie osieroconego przez rodziców, w bezwzględnego żołnierza Hitlerjugend - Pietera, dla którego wierność Rzeszy jest wartością absolutną.
Na przykładzie Pierrota-Pietera, Boyne zdaje się chcieć naszkicować charakterystykę każdego przeciętnego Müllera czy Wolfa, który daje się wciągnąć w wojenną propagandę Niemiec, zafascynować postacią Hitlera, a w efekcie traci swoją tożsamość, zaprzepaszcza człowieczeństwo i ludzkie odruchy. Boyne, podobnie jak w "Noah ucieka", i tym razem za pomocą imienia bohatera, odwołuje się do archetypów, ponadto czasem wręcz nachalnie tłumaczy oczywistości, jakby bał się, że nieuważnemu czytelnikowi umknie jakiś aspekt jego przekazu oraz wciąga czytelnika w moralną ocenę wydarzeń i postaci. Jednocześnie wydaje się nie zauważać, że jego bohater szyty jest bardzo grubymi nićmi. Nie jest autentyczny ani jako nad wiek dojrzały czterolatek, ani zdezorientowany piętnastolatek, nie potrafiący trzeźwo ocenić sytuacji.
Z punktu widzenia młodego czytelnika, moralna ocena, do której zachęca Boyne, mimo wszystko mogłaby okazać się trudna. Boyne cały czas pokazuje tylko jedną perspektywę wydarzeń. Prawdopodobnie, jakby w obawie przed byciem źle zrozumianym, dorzuca przyciężkie zakończenie, które psuje ciekawy efekt niedopowiedzenia, w atmosferze którego wydajemy się już żegnać z bohaterem.
W Polsce "Chłopiec na szczycie góry" został zaklasyfikowany przez wydawcę jako książka dla dorosłych. Tymczasem zastosowane niedopowiedzenia, dość silny dydaktyzm i młody bohater sugerują jednak młodszego odbiorcę. Swobodnie można ją podsunąć oczytanemu dwunastolatkowi, który nie boi się wzruszeń. Jakby bowiem nie patrzeć, "Chłopiec na szczycie góry" to książka mocna. A gdyby nie łagodzące zakończenie, nawet bardzo mocna.