Silla
Silla, Karolina Lewestam, il. Mariusz Andryszczyk, Agora 2023.
Jako stała czytelniczka felietonów Karoliny Lewestam w magazynie "Pismo", na "Sillę" czekałam z ogromną ciekawością. Autorce od dawna zazdroszczę poczucie humoru, dystansu do rzeczywistości i świetnego pióra. Rodzime fantasy postapo, w dodatku z tak rzadko ostatnio widzianym chłopięcym bohaterem, rozpaliło nadzieje, może aż za bardzo. Dlaczego ostatecznie rozczarowałam się "Sillą" i nie czekam już tak niecierpliwie na kolejny tom?
Wyobraźcie sobie mroźną krainę, zwierzęta i ludzi, żyjących ze sobą w łagodnej symbiozie, dwa księżyce, które regulują rytm pracy i odpoczynku, a nad tym wszystkim rozpostartą magiczną Zorzę, opiekunkę całego stworzenia. Niestety świat obiega wieść o powolnej śmierci Zorzy. Pojawia się chaos, śnieżne krowy linieją, zaczyna brakować pożywienia, w wodzie zadomawiają się niebezpieczne potwory i w niedługiej perspektywie może dojść do unicestwienia świata. W tych okolicznościach poznajemy głównego bohatera, potencjalnego wybawiciela, 11-letniego Ariego, który w odpowiedzi na apel Zorzy, podejmuje misję uratowania świata przed katastrofą i rusza w pełną niebezpieczeństw podróż.
Lewastam bardzo sprawnie tka tę opowieść na pograniczu fantastyki i baśni. To książka, której nie można zarzucić nic w kwestii budowy postaci, przemyślanej koncepcji nazw własnych, oryginalnego uniwersum, czy błyskotliwej polszczyzny. To robota na najwyższym poziomie, pomijając talent autorki, okupiona jak sądzę potężnym researchem i namysłem. W tym wszystkim jednak sama fabuła nie jest na tyle błyskotliwa czy angażująca, żeby z uwagą śledzić losy bohaterów. To, jak też odrobinę fasadowy charakter świata przedstawionego sprawia, że "Silla" stwarza wrażenie książki naiwnej, przez co trudno o autentyczne kibicowanie bohaterom.
Na pewno nie jestem docelowym odbiorcą powieści, choć zwykle dobrze bawię się przy fantastyce dla najmłodszych, tym razem jednak książka nie zdołała mnie zaangażować, a na losy Świata Zorzy pozostałam kompletnie obojętna. Nie żałuje jednak, że doczytałam do końca i jestem przekonana, że zachwyty, które dochodzą do mnie z wielu stron są jak najbardziej autentyczne. We mnie jednak "Silla" poza lekkim rauszem emocjonalnym, i podziwem dla wysmakowanych ilustracjami Mariusza Andryszczyka, nie pozostawiła właściwie nic.