4/21/2023

Silla


 Silla, Karolina Lewestam, il. Mariusz Andryszczyk, Agora 2023.

Jako stała czytelniczka felietonów Karoliny Lewestam w magazynie "Pismo", na "Sillę" czekałam z ogromną ciekawością. Autorce od dawna zazdroszczę poczucie humoru, dystansu do rzeczywistości i świetnego pióra. Rodzime fantasy postapo, w dodatku z tak rzadko ostatnio widzianym chłopięcym bohaterem, rozpaliło nadzieje, może aż za bardzo. Dlaczego ostatecznie rozczarowałam się "Sillą" i nie czekam już tak niecierpliwie na kolejny tom?

Wyobraźcie sobie mroźną krainę, zwierzęta i ludzi, żyjących ze sobą w łagodnej symbiozie, dwa księżyce, które regulują rytm pracy i odpoczynku, a nad tym wszystkim rozpostartą magiczną Zorzę, opiekunkę całego stworzenia. Niestety świat obiega wieść o powolnej śmierci Zorzy. Pojawia się chaos, śnieżne krowy linieją, zaczyna brakować pożywienia, w wodzie zadomawiają się niebezpieczne potwory i w niedługiej perspektywie może dojść do unicestwienia świata. W tych okolicznościach poznajemy głównego bohatera, potencjalnego wybawiciela, 11-letniego Ariego, który w odpowiedzi na apel Zorzy, podejmuje misję uratowania świata przed katastrofą i rusza w pełną niebezpieczeństw podróż.

Lewastam bardzo sprawnie tka tę opowieść na pograniczu fantastyki i baśni. To książka, której nie można zarzucić nic w kwestii budowy postaci, przemyślanej koncepcji nazw własnych, oryginalnego uniwersum, czy błyskotliwej polszczyzny. To robota na najwyższym poziomie, pomijając talent autorki, okupiona jak sądzę potężnym researchem i namysłem. W tym wszystkim jednak sama fabuła nie jest na tyle błyskotliwa czy angażująca, żeby z uwagą śledzić losy bohaterów. To, jak też odrobinę fasadowy charakter świata przedstawionego sprawia, że "Silla" stwarza wrażenie książki naiwnej, przez co trudno o autentyczne kibicowanie bohaterom. 

Na pewno nie jestem docelowym odbiorcą powieści, choć zwykle dobrze bawię się przy fantastyce dla najmłodszych, tym razem jednak książka nie zdołała mnie zaangażować, a na losy Świata Zorzy pozostałam kompletnie obojętna. Nie żałuje jednak, że doczytałam do końca i jestem przekonana, że zachwyty, które dochodzą do mnie z wielu stron są jak najbardziej autentyczne. We mnie jednak "Silla" poza lekkim rauszem emocjonalnym, i podziwem dla wysmakowanych ilustracjami Mariusza Andryszczyka, nie pozostawiła właściwie nic.

 



 



4/14/2023

Koń, koń, tygrys, tygrys

 

Koń, koń, tygrys, tygrys, Mette Eike Neerlin, tł. Edyta Stępkowska, Dwie Siostry 2023.

Kolejny nastolatkowy tytuł z przyciągającą uwagę okładką projektu Zosi Frankowskiej nie jest gruby. Ma zaledwie 120 stron. W sieci pojawiają się zarzuty, że fabuła właściwie nie ma zakończenia. Książka – epizod, choć nie zgodzę się, że zupełnie bez finału. Posłuchajcie o Honey i jej... mało słodkim życiu.

Honey ma piętnaście lat, niepełnosprawną intelektualnie siostrę, nieobecną mamę i tatę, który pojawia się tylko wtedy, gdy chce pożyczyć pieniądze. Ma też kompleksy na punkcie swojego wyglądu, zajęczą wargę i nie umie odmawiać. Może gdyby umiała, nie byłaby wiecznie niańką Mikali, ale też nie pojechałaby przypadkowym autobusem do hospicjum położonego gdzieś na drugim końcu miasta i nie zaprzyjaźniłaby się z Marcelem. 

Fabuła, którą proponuje nam  Mette Eike Neerlin to z jednej strony żmudny proces uwalniania się głównej bohaterki od powinności i oczekiwań, z drugiej krótka historia odchodzenia na tamten świat w całkowitym pogodzeniu się ze swoim losem. Honey i Marcel są jak dwie strony tego samego medalu. Ona pogrążona w rutynowych działaniach, nieumiejąca podejmować samodzielnych decyzji, nieco zgorzkniała nastolatka. On – dojrzały mężczyzna, którego autonomia i niezależność doprowadziły do osamotnienia i stanu łagodnej nonszalancji.

Ich spotkanie i krótka relacja nie pozostają bez wpływu na ich życie. Czytelnik z przyjemnością może się przyglądać, jak umiejętnie i z wyczuciem oboje podejmują próby wzajemnej pomocy i jak niewiele potrzeba, żeby kropla zaczęła drążyć skałę. To nie jest książka o spektakularnych sukcesach, szalonej odmianie losu, wielkim szczęściu. Raczej o małych krokach, którymi podążamy w życiu, żeby było nam trochę lepiej niż dotychczas i żeby innym było z nami trochę lepiej.

Doskonałe podsumowanie książki stanowi sam jej tytuł, za którym kryje się znaczące chińskie przysłowie. Żeby nie psuć radości czytania, nic już więcej nie zdradzę. Za to zachęcam do lektury wszystkich 12 plus i tych pogodzonych ze swoim losem, i tych którzy coś chcieliby jeszcze zmienić. 




 


4/07/2023

Butelka taty

 

Butelka taty, Artur Gębka, il. Agata Dudek, Widnokrąg 2023.

Kwaśny zapach z butelki rozchodzi się po całej książce. Artur Gębka, jak polski Gro Dahle, wnikliwie i bez taryfy ulgowej przedstawia młodym czytelnikom rodzinę uwikłaną w problem alkoholowy. Książka poruszająca, szczera, ale pozostawiająca nadzieję. Ważny i ODważny głos w trudnej sprawie.

Butelka pojawia się w domu znienacka. Nie zajmuje dużo miejsca i przy odrobinie wysiłku Wojtkowi udaje się nie zwracać na nią uwagi. Tata wydaje się interesować butelką nieco bardziej niż inni domownicy. Co więcej, tylko jemu jej obecność zupełnie nie przeszkadza. Z czasem butelka co raz bardziej przesuwa się w stronę środka pokoju i zaczyna rosnąć. Wszelkie próby wyrzucenia jej z mieszkania kończą się niepowodzeniem. Mama i Wojtek czują się bezsilni wobec zaskakującej relacji jaka zaczyna powstawać między tatą a butelką. Tata jest inny niż dotychczas. Trochę nieobecny, dziwny, chwilami straszny. A butelka coraz większa. Kiedy tata do niej wpada, wszystko wskazuje na to, że utknie w niej już na dobre.

Początkowo miałam duże obawy związane z wyborem taty na ofiarę nałogu. Może lepszy byłby dziadek, w ostateczności nawet mama. Kryzys ojcostwa i tak dotkliwie daje nam się we znaki. Po co dorzucać kolejny kamyczek. Tkwię gdzieś w połowie drogi między moimi wątpliwościami a uspokajającą konstatacją, że książka jednak zgrabnie oddziela ojca od jego nałogu. To butelka jest sprawczynią całego zła. Za sprawą udanej metafory z przedmiotu przeobraża się w podmiot. To na niej czytelnik koncentruje swoją uwagę. To ona staje się dominantą historii, aż do momentu gdy poza nią nie ma już niemal nic.

Tym tropem idzie również ilustratorka, Agata Dudek. Butelkowa zieleń rozlewa się po książce, by w kulminacyjnym momencie pokryć całe strony tak skutecznie, że z trudem odczytujemy tekst. Z przestrzeni domu powoli znika świat dziecka przedstawiony za pomocą różnokolorowych klocków. W perspektywie radosnej okładki, konieczność zanurzenia się w szmaragdowej zieleni jest jeszcze bardziej przytłaczająca i niepokojąca. Efekt wizualny wzmaga siłę przekazu bardzo wyważonego emocjonalnie tekstu.

Jestem pod ogromnym wrażeniem "Butelki taty". Z jednej strony podziwiam harmonijną fabułę, która bezstronnie, nie siląc się na mentorski ton relacjonuje wydarzenia, z drugiej jestem oczarowana świetną robotą ilustratorki. Pozostaję jednak z retorycznym pytaniem o odbiorcę tej książki. Czy trafi do dzieci żyjących w rodzinach z problemem alkoholowym, czy tylko do tych, które jak moja córka o nadużywaniu alkoholu wiedzą tylko z książek, filmów i spacerów pośród upstrzonych małpkami po wódce nadrzecznych krzaków w naszej ulubionej letniskowej miejscowości.

Nie będę zdradzać zakończenia książki. Powiem tylko, że Artur Gębka zgrabnie doprowadził historię do końca, a Agata Dudek pięknie pozbyła się wszechogarniającej zieleni. Świetna robota i ważna książka do postawienia na półce w kategorii "trudny temat".