13-piętrowy domek na drzewie
13-piętrowy domek na drzewie
Andy Griffiths & Terry Denton
Nasza Księgarnia 2015
Lubię zawijać do nowych, książkowych portów, a zwłaszcza do tych mało oczywistych i bardzo zaskakujących. Czuję, że jestem właśnie na zupełnie nowym szlaku. Z takiego właśnie nowego portu pochodzi „13-piętrowy domek na drzewie”. Jeżeli znacie „Dziennik cwaniaczka”, „Koszmarnego Karolka” albo „Monstrrrualną erudycję”, „Domek” możecie postawić na tej samej półce. Dla mnie było to pierwsze zetknięcie z jej zawartością i, mimo początkowych obaw, okazało się być miłym zaskoczeniem.
Kiedy wyszło na jaw, że czytelnicze problemy Tomka wynikają nie z lenistwa ani niechęci do książek, ale z ukrytej, poważnej wady widzenia, zaczęliśmy intensywną rehabilitację i gruntowny przegląd książek do samodzielnego czytania. Na początkowym etapie w odstawkę poszły te z małym stopniem pisma i takąż interlinią. Szybko okazało się, że trudno pogodzić tematyczne ambicje siedmiolatka z ofertą książek dostatecznie czytelnych i niemęczących oczu. Moje nadzieje pokładane w komiksach okazały się płonne. Krótkie frazy nie rekompensowały zbyt wielu rozpraszających szczegółów, małych liter i niezbyt czytelnych krojów. Wraz z postępem rehabilitacji mogliśmy sobie jednak pozwolić na coraz więcej. Strzałem w dziesiątkę okazał się powieściokomiks.
W gronie wszystkich prykająco-bekających książek dla chłopców, „13 piętrowy domek na drzewie” to powieść iście salonowa, choć nie odchodząca zbyt daleko od głównego nurtu. Tomek gustujący w absurdalnym poczuciu humoru rodem z Pratchetta, którego w „Domku” nie brakuje, śmiał się na tylnym siedzeniu samochodu już od pierwszych stron. Powieść autotematyczna, w której Andy – autor i Terry – ilustrator mieszkają razem w domku na drzewie i w natłoku rożnych niesprzyjających okoliczności próbują napisać nową książkę, ma w sobie urok rollercoastera o wyjątkowo ekstremalnej trasie. Tempo nie zwalnia do ostatniej strony i to uważam za zasadniczy plus. Są oczywiście i inne: choćby szczegółowo rozrysowany schemat domku, który niesamowicie działa na wyobraźnie nie tylko kilkulatka. Bez problemu można się doliczyć wszystkich trzynastu pięter, na których zlokalizowane są m.in. takie atrakcje jak fontanna z oranżadą, kręgielnia czy podziemne laboratorium.
Biorę tę książkę ze wszystkimi beknięciami i glutami (których na szczęście nie ma za wiele). Z lubością odkrywam żarty słowne typu kotnarek, ale nie gardzę także przygodami Superpalca, który z palcem w nosie (sic!) poradzi sobie z zatkanym nosem. A niech tam! Wybaczę również autorom nawiązanie (być może przypadkowe) do innej autotematycznej powieści dendrologicznej - „Magiczny domek” Bianki Pitzorno. Rozbawieni do łez oboje z Tomkiem szykujemy się na kolejną część: „26-piętrowy domek na drzewie”. Oczywiście do samodzielnego czytania.