9/29/2022

Kiedy tata zamienił się w krzak

 

kiedy tata zamienił się w krzak

Kiedy tata zamienił się w krzak, tekst i il. Joke van Leeuwen, tł. Jadwiga Jędryas, Dwie Siostry 2022.

Oto pierwszy tytuł z nowego dwusiostrzanego cyklu, opatrzonego wdzięcznym hasłem "seria z poczwarką". Podskórnie czuję, że wkraczamy w obszar trudnych tematów dla prenastolatków, choć trudno mi jeszcze wyczuć, wnioskując po jednej przeczytanej książce i drugiej zaledwie obejrzanej ("Iskry w mojej głowie"). Wielokrotnie nagradzane prestiżowymi odznaczeniami literackimi autorki zapowiadają serię mięsistą i zdecydowanie wartą uwagi.

Joke van Leeuwen od ponad czterdziestu lat publikuje książki dla dzieci i dorosłych. Jej tytuły znalazły się na Honorowej Liście IBBY i były nominowane do Nagrody Literackiej im. Astrid Lindgren. Dzięki wydanej kilka lat temu w Polsce powieści "Ćwir!",  Joke van Leeuwen dała się poznać jako autorka zdystansowana a jednocześnie poruszająca najgłębsze struny. Tym razem powraca z ponadczasową historią, również słodko-gorzką, gdzie specyficzne poczucie humoru miesza się ze smutną prawdą o kondycji człowieczeństwa.

"Kiedy tata zamienił się w krzak" swój poważny ton paradoksalnie zawdzięcza prostej, pierwszoosobowej narracji. Toda nie musi silić się na mądre, okrągłe zdania. Jest kilkuletnią dziewczynką, która zaskoczona nagłym rozpoczęciem wojny, ma sobie poradzić z perspektywą strachu, samotności, wyobcowania i nieznanej przyszłości. Przekraczając całkiem realną granicę, za którą zostawia tatę i babcię, przekracza też granicę swojej dziecięcej naiwności i ludzkiej nieprzewidywalności. Co ją tam czeka, widzimy oczami dziecka, bardzo wyraźnie i wyjątkowo szczerze. Toniemy w poczuciu bezradności.

Atmosfera książki wydaje się pozostawiać nas w swoistym bezczasie. Jesteśmy raczej wtedy niż teraz. Sporadycznie acz bardzo wyraźnie współczesność daje jednak o sobie znać. Pojawiają się takie detale jak: plastikowy kubek z pokrywką, komputer, jednorazowe torebki. Uderzają ze zdwojoną siłą - to się dzieje tu i teraz.

Van Leeuwen jest też autorką ilustracji. Mówi dwugłosem. Rysunki, nieco absurdalne, pogłębiają poczucie zagrożenia. A może tata wcale nie zamienił się w krzak. Może nie da się uciec przed tym, co nas czeka.

 

Seria z Poczwarką:

"Iskry w mojej głowie"

 

9/26/2022

Po co nam lasy? / Po co nam oceany?

,


 Po co nam lasy? Po co nam oceany?, Casanave, Reeves & Boutinot, Wydawnictwo Debit 2022.

Hubert Reeves to znany francuski badacz i popularyzator nauki. Wydawnictwo Debit opublikowało jakiś czas temu dwa współtworzone przez niego komiksy, a niedawno swoją premierę miał trzeci tom - o bioróżnorodności. Przeczytałam z przyjemnością i poczuciem, że młodsze szkolniaki powinny z łatwością w to wsiąknąć. Francuzi umieją w komiksy, a upowszechnianie wiedzy jest przecież ich konikiem już od czasów Larousse'a.

Brodaty facet na okładce to słynny Hubert. Jeśli pamiętacie Mistrza z "Było sobie życie", który swój punkt dowodzenia miał w jądrze komórkowym, rysunkowa wersja autora może wam się wydać znajoma. Nawiązanie prawdopodobnie nie jest celowe, ale dla  rodziców wychowanych w latach 80. to kwintesencja przygody i dobrze wykorzystanego czasu. Hubert wskakuje do książki, by stać się naszym przewodnikiem po świecie przyrody. Towarzyszy mu grupka odkrywców w różnym wieku, którzy na przykładzie lokalnego francuskiego ekosystemu uczą się o wpływie środowiska człowieka na przyrodę. Dobry balans pomiędzy przygodą a wiedzą sprawia, że komiks czyta się lekko. Teksty w dymkach nie są długie, a ilość informacji pozwala nie znudzić się i nie stracić koncentracji.

Utrzymany w zieleniach tom o lasach i niebieska część o oceanach to dla mnie swoiste guilty pleasure. Ręka do góry, kto tak jak ja potrafi czerpać estetyczną przyjemność z mechanicznego przekładania kartek książki. Komiksy Reevesa sprawiają mi wizualną przyjemność, a klasyczny komiksowe liternictwo jest swojskie i znajome. Okienka z treścią popularnonaukową, ilustrujące przekazywaną wiedzę, gładko przechodzą w fabularne kadry. Jestem pod wrażeniem, że twórcy oparli się pokusie zarzucenia nas całostronicowymi schematami i mapami. Kto szuka prawdziwego komiksu, nie poczuje się oszukany.

Na końcu tomu zamieszczony jest krótki słowniczek, a w nim takie hasła jak: grawitacja, ruchy tektoniczne, łańcuch pokarmowy czy symbioza. Prosta nomenklatura adresatów komiksu ewidentnie widzi w kilkuletnich czytelnikach, ale komiks może też dobrze uporządkować wiedzę tych nieco starszych. 





9/13/2022

Drań

 

Drań, Zofia Stanecka, il. Marianna Sztyma, Kropka 2022.

Po "Lotcie" przyszła kolej na "Drania". Stanecka znowu o psach, choć tym razem autobiograficznie. Odgrzewany kotlet? Niekoniecznie.

Drań, Draniuszek, Dranisław - pierwszy psi przyjaciel autorki bez problemu zajął swoją niewielką osobą niemal 160 stron książki. Książki bez wielkich przygód, ot zwyczajnej opowieści o przyjaźni między małą dziewczynką a jamnikiem. No i co poradzić, że Stanecka umie w takie historie. Pisze sprawnie, zajmująco, świetnie dialoguje, nie wstydzi się uczuć, a na koniec wzrusza do łez. Kto nie próbował uspokoić mojej rozszlochanej 10-latki, ten nie wie jak bardzo.

Historia przenosi czytelników w lata 80., ale autorka nie sili się na stylizację. Żadne tam duże fiaty, mydełka kajtuś czy telewizory rubin. Tu i ówdzie trafi się trzepak albo pisanie tęsknych listów z obozu harcerskiego, ale bardziej o czasie akcji świadczą realia polityczne, na kanwie których Stanecka opowiada o swoim ojcu opozycjoniście - szczerze, ale bez epatowania. Głównym bohaterem jest Drań i to on stoi w centrum wszystkich wydarzeń. 

Co ciekawe autorka nie trzyma się kurczowo realiów historycznych. Skąd w głębokim Peerelu wzięły się psie smaczki i sucha psia karma, pozostanie tajemnicą. To historia w pewien sposób uniwersalna. Z małą Zosią łatwo się utożsamić, Draniuszka łatwo pokochać. Korzystając z ciepłej, bliskiej zwierzo-ludzkiej relacji, która emanuje z kart książki, Stanecka, jak w "Lotcie", przemyca trochę praktycznych rad dotyczących właściwego dbania o psy, ze szczególnym uwzględnieniem jamników.

Za szatą graficzną książki znów stoi niezrównana Marianna Sztyma. Warto podarować sobie przyjemność przyjrzenia się dłużej tym ilustracjom. Narysowane cienkim ołówkiem i szaro-brązowymi kredkami, klimatem jak żywo przypominają broszurowe wydania, na niskiej jakości papierze, ze schyłkowej komuny. W roli głównej ufne oczy Draniuszka. Tego widoku nie da się zapomnieć.