Pełne zrozumienie i małe nieporozumienia
Po uszy zatopiliśmy się w błogim działkowaniu. Sterta książek na komodzie ciągle zmienia swoją konfigurację. Lokalnie nie sposób kupić coś do czytania, poza ciepłym numerem ulubionego tygodnika. Wspominam z rozrzewnieniem czasy, gdy w pobliskim miasteczku z powodzeniem działała mała księgarenka i wbrew pozorom można tam było dostać coś więcej, poza podręcznikami zgodnymi z podstawą programową. Duża część mojego dziecięcego księgozbioru była kompletowana właśnie w tych małych, prowincjonalnych Domach Książki, gdzie dzisiaj błyszczą nowością agencje telefonii komórkowej. Czy naprawdę syndromem naszych czasów jest zamiana książki czytanej w hamaku na stukanie w tablet lub pilot telewizora 4K Ultra HD? Z konieczności uzupełniamy stertę na komodzie, dowożąc książki z domu. Tylko Sadzonka cieszy się swym żelaznym zestawem i nie daje się namówić na żadne zmiany. Literackie inspiracje przenosi nawet na lokalny grunt, z nadzieją wypatrując na niebie cicię (czarownicę) Donaldson i Schefflera.
W przerwach między aktywnym wypoczynkiem a spożywaniem kolejnych posiłków (gdzie dzieciom się to wszystko mieści??) obsiadujemy taras, werandę i schodki. Łapczywie wertujemy świeże tytuły i nadrabiamy zaległości. Najstarsza zalicza kolejne pozycje z listy lektur do olimpiady polonistycznej. W tym roku duże zaskoczenie. O ile zeszłoroczna lista w miarę odpowiadała poziomowi piąto- i szóstoklasistów przystępujących do konkursu: "Przygody Odyseusza", "Opowieści o pilocie Prixie", "Godzina pąsowej róży", a nawet szeroko dyskutowana w naszej szkole "Dolina światła" Minkowskiego, o tyle w tym roku wybór jest wyjątkowo dziwny. Poza "Językiem Trolli" Musierowicz, który do arcydzieł literackich nie należy, ale przynajmniej odpowiada wiekowi odbiorcy, na liście znalazł się "Mikołajek i inne chłopaki", "Harry Potter i kamień filozoficzny" i "Dolina Muminków w listopadzie" (pierwszy etap). Jak na propozycje książkowe dla tych bardziej oczytanych, wieje nudą. W drugim etapie dla przeciwwagi ktoś upchnął "Sonety Krymskie" (osobiście bardzo lubię, ale co zrozumie z nich dwunastolatek?), "Wiersze na wagarach" Tuwima, ale również trudne do strawienia "Co to znaczy... czyli ponad 200 zabawnych historyjek, które pozwolą zrozumieć znaczenie niektórych powiedzeń" Kasdepke (co za tytuł?). Ten radosny miszmasz zamyka m.in. kilka tomików poezji Twardowskiego i tomik Szymborskiej (ciekawy duet...), przeznaczone dla tych, którzy po porywającej lekturze "Mikołajka" i Kasdepke dotrą do trzeciego etapu. Lektur jest jeszcze więcej, ale nie wymienię tu wszystkich. Zainteresowanych odsyłam na stronę Mazowieckiego Kuratora Oświaty.
Jestem pod wrażeniem inwencji organizatorów konkursu i wciąż się głowię, czym poza Kanonem książek dla dzieci i młodzieży się inspirowali. Cztery tytuły pochodzą żywcem z listy, dwa ("Mikołajek i inne chłopaki" i "Język Trolli") mają w Kanonie reprezentantów swojej książkowej serii. W rozpracowaniu listy lektur nie pomagają nawet tytuły, którymi opatrzone zostały poszczególne etapy konkursu. Może jestem już za stara na olimpiadę dla podstawówki albo temperatura przekraczająca trzydzieści stopni nie sprzyja myśleniu, ale za nic nie mogę zinterpretować hasła pierwszego etapu: "Pełne zrozumienie i małe nieporozumienia".
Wygląda na to, że pozostawię Najstarszą sam na sam z Muminkami, które zna już pewnie na pamięć i zajmę się całkiem przyziemną lekturą, zupełnie nieolimpijskiej powieści mojego ukochanego Alexandra McCalla Smitha. Dobrych wakacji!