1/30/2017

Wiktorio, I love you


Wiktorio, I love you
Maja Hjertzell
il. Anna Nilsson
tł. Marta Wallin
Zakamarki 2016











W małym szwedzkim miasteczku życie płynie spokojnym, prowincjonalnym rytmem. Ogłoszenie o zaginionym kocie wydaje się wyznaczać absolutny szczyt wyjątkowości. Za drzwiami mieszkań bloku, w którym mieszka Linn codzienność również toczy się swoim utartym torem. Zdziwaczała Runa bezustannie snuje intrygi i szuka wrogów. Mama Linn nie szczędzi wysiłków by uszczęśliwić swoją córkę i pokryć wyrzuty sumienia, że nie udaje im się nawiązać wystarczająco bliskiej relacji. Wszystko wydaje się mieć swój cel i z góry przewidziany scenariusz. Do czasu.

Niespieszna narracja powieści ma swój niezaprzeczalny urok. Kiedy do miasteczka przybywa Wiktoria swym tajemniczym książkobusem, świat nie przyspiesza nagle, a jedynie zmienia swój jednostajny rytm. Pierwszoosobowa narracja głównej bohaterki niesie czytelników przez kolejne wydarzenia, pokazując małe, z pozoru niewiele znaczące metamorfozy. Nielubiane koleżanki, nowy przyjaciel, relacja z mamą, a w końcu nawet Runa mają swój udział w tych zmianach.

Czytelnik ma odnieść wrażenie, że to Wiktoria, niebieski ptak, kobieta renesansu, wzór optymizmu i życiowej zaradności jest motorem tych zmian. Tymczasem fabuła ostatecznie wskazuje, że jej udział to zaledwie iskra, która rozpala długi lont wydarzeń.

Autorka nie sili się na powieść przełomową, zaskakującą czy burzącą stereotypy. Bierze na warsztat tematy dość oklepane, jednak podejmuje je w sposób odważny, wyrazisty i dla młodego czytelnika z pewnością dość świeży. Otwarcie mówi o relacjach, które z łatwością można przełożyć na osobiste doświadczenia. Linn jako narrator pierwszoosobowy jest niezwykle dojrzałym i wnikliwym obserwatorem. Ma w sobie również wszystkie te cechy, które sprawiają, że budzi sympatię jako bohaterka: szczerość, autentyczność i bezpretensjonalność. To taki typ postaci, której z radością kibicuje się przez całą książkę, bez poczucia wyobcowania czy też odseparowania od jej problemów.

Powieść jak klamra spina wątek zaginięcia kota. Ten sprytny zabieg zgrabnie podkreśla przemianę jaka zachodzi w trakcie trwania powieści. Kot wraca do całkiem innego domu. Można mieć nadzieję, że pozostanie w nim na dłużej.

"Wiktorio, I love you" wizualnie bardzo pozytywnie wyróżnia staranny i przyjemny dla oka layout. Szlachetny, płócienny grzbiet dodaje ponadczasowej klasy bardzo nowoczesnej szacie graficznej.

1/21/2017

Książkowe babcie i dziadkowie




Dam sobie głowę uciąć, że nie zdołaliśmy wybrać z domowych półek wszystkich książek o babciach i dziadkach. Przesympatyczna historia o trudnej starości: "Ninka. Dziadku, chodź!" Karoliny Lijklemy została na działce. Sadzonka  zawsze daje się porwać czarowi "Ninek", bo wyobraźnia w niewytłumaczalny sposób miesza się tam z rzeczywistością. W pamięci mamy też "Świat według dziadka" Staneckiej, inspirowany osobistymi wspomnieniami autorki.

Na chustę trafił za to cały przekrój naszej dziecięcej biblioteczki. Najdłużej jest z nami, książka o babci, która połknęła muchę ("There Was an Old Lady who Swallowed a Fly"), jest to jednocześnie rymowanka z długą brodą, znana powszechnie wśród anglojęzycznych dzieci. Egzemplarz, który widzicie uwielbiamy za dziury, w których znikają kolejne zwierzęta i za płytę z piosenką.

Kartonowa "Rzepka" Tuwima w opracowaniu graficznym Ewy Kozyry-Pawlak towarzyszyła Tomkowi od pierwszych miesięcy życia. Niezbyt staranna od strony typograficznej, urzeka charakterystycznymi tekstylnymi wycinankami. Raz na jakiś czas widuję ją jeszcze na wyprzedażowych stosach.

W ślad za nią "Kurczę blade" Chotomskiej, również ulubiona kartonówka Tomka. Ciągle zachwyca mnie ponadczasowy layout projektu Lutczyna. Książka swoją premierę miała w latach 80. Podobno marny peerelowski papier nie odbił się negatywnie na intensywości kolorów. Nowe, trwałe, dwujęzyczne wydanie, już nie na cienkim kredowym papierze, gwarantuje książce kolejne lata popularności.

"Babcia robi na drutach" (Uri Orlev) - znakomita, metaforyczna opowieść o akceptacji, zrozumieniu i szukaniu bezpieczeństwa powołuje do życia postać silnej, zdeterminowanej babci, która swoje wnuki dzierga starannie na drutach. Groteskowe, z pozoru niedbałe ilustracje Marty Ignerskiej doskonale oddają nastrój zagrożenia i niepewności, który towarzyszy tej niełatwej lekturze.

"Czy umiesz gwizdać Joanno?" garściami czerpie ze skandynawskiego naturalizmu. Ulf Stark znany jest z tego, że nie owija w bawełnę. Książka o poszukiwaniu bliskości, byciu razem i odchodzeniu - takiemu na zawsze.

 Nowością pachnie u nas "Łauma" Karola Kalinowskiego. Drugie wydanie komiksu pojawiło się tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Babcia - wiejska szeptucha z suwalszczyzny - to dość niecodzienny przypadek literackiej babci. Komiks wyróżnia się dobrze przemyślaną, oryginalną fabułą i doskonałym językiem.

Wyciągnęliśmy też na światło dzienne "A Squash and a Squeeze", historyjkę stworzoną przez Julię Donaldson, autorkę "Gruffala". Opowiadanie nawiązuje do tradycyjnej żydowskiej bajki, o kobiecie, która skarży się, że ma za mały dom i za namową mędrca, paradoksalnie żeby poprawić swój komfort, zaprasza do domu przeróżne zwierzęta. Finał pewnie większość z nas już zna. Zapewniam, że dla dzieci będzie on sporym zaskoczeniem.

Zbliżone wyliczankowym charakterem "Co?!" Kate Lum spodoba się wszystkim nieśpiochom. Pewnie mniej ucieszą się zdeterminowane do położenia wnuka do łóżka babcie.

Ostatnia w zestawieniu, "Babcia rabuś" wzbudziła swego czasu sporo kontrowersji, według mnie zupełnie niesłusznie, będąc posądzaną o bazowanie jedynie na prostackim dowcipie rodem z chłopięcej szatni. Warto przeczytać, żeby przekonać się, że nie w tym rzecz. Świetna książka do zakopywania międzypokoleniowych luk. Podobną funkcję spełnia najnowsza książka Walliamsa - "Wielka ucieczka dziadka" - wzruszająca, dowcipna i trzymająca w napięciu.

Miłego świętowania!

Ps. Niechcący umknęła mi najmniejsza formatem, "Babcia na jabłoni" - zwiastun poczytnej serii Wydawnictwa Dwie Siostry - Mistrzowie Ilustracji. Grafiki do polskiego wydania tej austriackiej powieści wykonał w latach 60. Mirosław Pokora. Uwielbiamy scenę przejażdżki samochodem z automatycznym podajnikiem malinowego soku. Mniam!

1/16/2017

Tymek i Mistrz


Tymek i Mistrz
Rafał Skarżycki & Tomasz Leśniak
Kultura Gniewu 2016
















Recenzję "Tymka i Mistrza" odkładałam na święte nigdy, szczerze onieśmielona zadaniem z jakim muszę się zmierzyć. W grudniu wyszedł drugi tom i poczułam dla odmiany totalnie zawstydzenie, że nadal nie znalazłam w sobie dosyć odwagi. Pora wziąć się w garść, pomyślałam i zaczęłam na nowo kartkować dwa atrakcyjnie prezentujące się tomiki od Kultury Gniewu.

"Tymek i Mistrz" swoją faktyczną premierę miał kilkanaście lat temu na łamach "Komiksowa". Krótkie historyjki ukazywały się tam przez dwa lata. Chwilę później, w formie zeszytów, zaczął pojawiać się za sprawą wydawnictwa Egmont. Rezolutny Tymek i ekscentryczny Mistrz zdobyli serca czytelników w różnym wieku i walnie przyczynili się do rozkwitu popularności swoich twórców - Tomka Leśniaka i Rafała Skarżyckiego.

Siłą komiksu są przede wszystkim świetnie wykreowane postacie i atrakcyjne przygody. Autorzy dokonali niemożliwego, w krótkich kilkunastookienkowych odcinkach upychając naprawdę niebanalne historie. Nie sposób odmówić im też inteligentnego, niewymuszonego poczucia humoru. Komiks skrzy się od zaskakujących gier słownych, poczynając od nieoczywistych dwuznaczności, poprzez szukanie inspiracji w przysłowiach, na idiomach kończąc. Mam wrażenia jednak, że tym co istotnie wyróżnia "Tymka i Mistrza" na tle innych komiksów dla dzieci jest wspięcie się na wyższy poziom narracji, który bez obaw nazwałabym metafikcją. Metafikcja to taki rodzaj budowania fabuły, który zaciera różnicę między światem przedstawionym a rzeczywistością. Skarżycki i Leśniak robią to na przeróżne sposoby. Przede wszystkim wykorzystują do tego celu samą architekturę komiksu. Bohaterowie rozmawiają ze sobą przez kadry, odnoszą się do scen z innych okienek i przeskakują między nimi, udowadniając, że w istocie wiedzą i widzą znacznie więcej niż uprawnia ich do tego status komiksowej postaci. Ale autorzy wykorzystują również samą narrację. Tymek i Mistrz niejednokrotnie pokazują, że są świadomi bycia wytworem fikcji i poza protokołem przejmują stery jej budowania. Tym samym wprowadzają autorów w charakterystyczny dla metafikcji niepewny status, gdy ich własne dzieło, na krótki moment, wymyka im się spod kontroli. Kontekst sytuacyjny komiksu również wydaje się bardzo chwiejny, co potęguje napięcie i wprowadza element zaskoczenia. Bohaterowie przemieszczają się w czasie i przestrzeni, posługują się magią i czytają w myślach. Ich otoczenie przypomina zakrzywioną rzeczywistość, gdzie nagłe pojawienie się przedmiotów spoza spójnie wykreowanego świata, jest możliwe i po pewnym czasie przestaje budzić początkowe zaskoczenie. W efekcie światy zaczynają się dublować i przenikać, a obserwowanie relacji, jakie między nimi zachodzą, staje się kolejną czytelniczą przyjemnością.

Od pierwszego kontaktu z "Tymkiem i Mistrzem" nie opuszcza mnie przekonanie, że Skarżycki i Leśniak są prawowitymi kontynuatorami twórczości Tadeusza Baranowskiego, który przed laty jako pierwszy i z równą swobodą zaproponował najmłodszym czytelnikom zabawę komiksem, w którym fikcja jest samoświadoma.  Radość  i satysfakcja z jaką łamią komiksowe reguły, by pokazać rzeczywiste możliwości komiksu jako medium, przebija z każdego odcinka i udziela się wdzięcznym czytelnikom. "Tymek i Mistrz" to komiks, który się nie nudzi, do którego warto i chce się wracać.