7/30/2015

Pippi dla najmłodszych


Czy znasz Pippi Pończoszankę?
Pippi się wprowadza i inne komiksy

Astrid Lindgren & Ingrid Vang Nyman

Zakamarki 2007 & 2015

Odpoczywamy na łonie natury, a raczej powinnam rzec - chorujemy na łonie natury już od początku wakacji. W odstawkę poszły rowery, ponton, dmuchana piłka i lody. Czekamy z utęsknieniem na ich powrót, pilnując godzin brania antybiotyków i ustalając, kto pierwszy korzysta z nebulizatora. Bardziej od temperatury za oknem pochłania nas ta pod pachą. Umilamy sobie czas, bijąc rekordy w ubijaniu much za pomocą świeżo kupionej łapki (rękawicą kuchenną nie szło tak dobrze). Jest inaczej, ale wesoło. Jak u Pippi.



Mamy ją ze sobą w dwóch zakamarkowych wydaniach, tym obrazkowym sprzed kilku lat i najnowszym - komiksowym.Właściwie oba są dla mnie wciąż świeże, chociaż "Czy znasz Pippi Pończoszankę?" ukazało się w Polsce w 2007 r., a komiks w latach 90. został wydany przez Naszą Księgarnię. Sadzonka zawłaszczyła sobie obie książki z równym entuzjazmem, mimo moich początkowych wątpliwości, czy komiks z tekstem będzie odpowiedni dla trzylatki. Okazało się, że sprawdza się znakomicie. "Co robi nasz Bobik" zapoznał Sadzonkę z ideą komiksu jako takiego.  Komiks Astrid Lindgren okazał się być atrakcyjną kontynuacją przygody z gatunkiem. Ku mojemu zaskoczeniu, doskonale czyta się na głos, tworząc praktycznie spójne opowiadanie. Fakt ten stanowi niestety potwierdzenie tezy, z którą spotkałam się już kiedyś, jakoby Astrid Lindgren nie miała w sobie zaszczepionej idei komiksowej. W tym wypadku, dosyć zachowawcze obchodzenie się z dymkami dialogowymi i prowadzenie narracji w stylu epickim pozwala tym najmłodszym cieszyć się obcowaniem z kadrami Ingrid Vang Nyman, które stanowią o faktycznej wartości dzieła. Zabawne, że po latach współpracy nad książkowymi historiami o Pippi, podczas których to Lindgren nadawała ton, w komiksie to Nyman gra pierwsze skrzypce, z równym sukcesem, oddając charakter postaci i żartobliwy ton opowieści. Ilustracje Nyman pełne szczegółów, często odwzorowujące rzeczywistość z lotu ptaka, w komiksie pozbawione są zbędnych dodatków. W obu przypadkach przyciągają uwagę żywymi kolorami, wśród których przeważa żółty, czerwony, zielony i niebieski. Odrobinę staromodny, ale jednak w jakimś sensie kanoniczny styl Ingrid Vang Nyman, pozwala cieszyć się opowieścią i odnajdywać w niej to, co najbardziej kochamy w Pippi Pończoszance. Nie wiem czy Lauren Child oraz Tony Ross, którzy również dostąpili zaszczytu stworzenia własnego wizerunku Pippi są w tym równie przekonujący.




Sadzonka przyjaźń z Pippi rozpoczyna od końca, biorąc pod uwagę kolejność powstawania utworów. O wiele bardziej oswaja się przez to z wizerunkiem Pippi, niż było to możliwe dla poprzednich pokoleń polskich czytelników wychowanych na powieściach. Siłą rzeczy jej wyobrażenia o Pippi nie kształtują już czarno-białe ilustracje Zbigniewa Piotrowskiego ani fabularny serial z końcówki lat 60. To Ingrid Vang Nyman skłania ją by prosić o głośne czytanie przekładu Ireny Szuch-Wyszomirskiej z półki starszego brata, mimo że pomarańczowo-czarne grafiki nie kuszą tak bardzo, a długie opisy są jeszcze niezrozumiałe i nużące. Pippi jednak na tyle skutecznie wkradła się w łaski trzylatki, że ta jest w stanie zrobić dla niej naprawdę wszystko. Nawet spać z nogami na poduszce.



7/22/2015

Kochane Zoo




 Sadzonka przegląda "Kochane Zoo".

- Co to za zwiezontko?
 - Słoń.
- A to, co to za zwiezontko?
- To jest żyrafa.
 - A wies, co to jest za zwiezontko?
- Chyba lew.
- Tak. Dobze ci idzie!

Więcej o "Kochanym Zoo" tutaj.

7/05/2015

Co robi nasz Bobik


Co robi nasz Bobik
Jerzy Flisak
Nasza Księgarnia 1969
wydanie I
















Oto jak wygląda pierwszy komiks Sadzonki. Jest idealny dla trzylatki, bo paski są krótkie - tylko trzy duże kadry, styl ikoniczny, ograniczony do obrazu. Swoją drogą pewnie żadne dziecko nie kojarzy już imienia Bobik z psem, a co najwyżej z kocim bohaterem książki Ewy Kozyry-Pawlak  „Ja, Bobik, czyli prawdziwa historia o kocie, który myślał, że jest królem". Paski Flisaka wyszły już całkiem z czytelniczego obiegu i tylko legendy krążą o tym, że w latach 60. ukazywały się w Świerszczyku.

Sadzonka należy do dzieci, które łatwo dają się wciągnąć w opowiadanie obrazkowych historii. Potem sama bierze książkę na kolana i próbuje składać swoje opowieści z zapamiętanych fragmentów i własnych pomysłów. Sama często uciekam się do opowiadania historii na podstawie ilustracji, w kiepsko napisanych książkach, i chyba dzięki temu, Sadzonka uznała improwizację i czytanie za równorzędne formy percepcji czytelniczej. Nie znalazłam jeszcze swojego sposobu na głośne czytanie komiksowych dymków. Zwykle wskazuję palcem, kto co mówi, ale jako że pokazywanie palcem mocno mnie deprymuje, komiks traktuję jako lekturę własną, czyli dla tych, którzy już czytają sami.

Przyswojenie idei, że sekwencja obrazów, kryje w sobie przestrzeń między kadrami, którą trzeba zapełnić czasem upływającym między jednym obrazkiem a drugim, zajęło Sadzonce tylko chwilę. Raptem okazało się jednak, że po trzech kadrach pozostał niedosyt. Pojawiły się własne pomysły co było dalej i mam wrażenie, że gdyby Sadzonka umiała rysować, chwyciłaby za kredki i dorysowała dalszy ciąg. Swoje zrobiło też obcowanie z twórczością Tulleta. Spontanicznie zrodziła się idea komiksu interaktywnego. Wystarczy przekręcić książkę, żeby Bobik na huśtawce opadł na dół a kotek poleciał do góry. Jakie to proste.