Pokazywanie postów oznaczonych etykietą karton. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą karton. Pokaż wszystkie posty
10/08/2019
Ćśśś! Mamy plan / Trochę się zgubiłam / O nie, Dudusiu!
Ćśśś! Mamy plan / Trochę się zgubiłam / O nie, Dudusiu!, Chris Haughton, Dwie Siostry 2019.
Chris Haughton to po Jonie Klassenie kolejny Mistrz Oczu. Czarne, nieregularne źrenice w obowiązkowych białych obwódkach mówią nawet więcej niż oszczędny tekst. Ta biel to zresztą często jedyny biały element na stronie. Koncentruje uwagę, wręcz hipnotyzuje. Nie sposób oprzeć się urokowi gapiących się na nas bohaterów.
Kartonówki Haughtona w dużej mierze działają właśnie obrazem. Prawdopodobnie wystarczy jedno głośne czytanie, by kilkulatek mógł czerpać maksimum radości z samodzielnego kartkowania i śledzenia historii. Mamy tu kontakt z małym teatrem. Czterej panowie, psiak Duduś i mała sowa prowadzą nas do finału książek, skupiając na sobie prawie sto procent naszej uwagi. Dopiero po pewnym czasie, z tła pełnego różnorodnych konturów wyławiamy szczegóły: inne ptaki, skradającego się kota, mamę sowę. Haughton pokazuje tylko to, co chce pokazać. Jego oszczędne dekoracje nie odwracają uwagi od najważniejszego. Jest przy tym dowcipny, przenikliwy i pozwala czytelnikowi uczestniczyć w intrydze niemal na równych prawach z autorem, jednocześnie atrakcyjny finał, pozostawiając do końca wyłącznie do własnej wiadomości.
Mały człowieczek z "Ćśśś! Mamy plan" od pierwszej rozkładówki wydaje się znać rozwiązanie i jako jedyny rozumie, gdzie leży problem. Jesteśmy z nim, podskórnie czując, że kolejne HOP również nie przyniesie spodziewanego rezultatu. Ptak ucieka, grając bohaterom szpetnie na nosie. Każda próba złapania ptaka to mistrzostwo stopniowania napięcia, rozgrywające się aż w trzech scenach, a bliźniaczy tekst towarzyszący każdej próbie intensyfikuje wrażenia ze spodziewanej porażki bohaterów. Uwielbiam rytmiczne "Idziemy powolutku, idziemy po cichutku", które zaproponowała tłumaczka, w zamian za angielskie "tip-toe slowly, tip-toe slowly". Odczuwam pewne rozdwojenie, bo obraz w "Ćśśś! Mamy plan" jest najbardziej samowystarczalny, przy czym tekst ze wszystkich trzech książek jest równocześnie najbardziej wdzięczny do głośnego czytania. Być może to jednak zaleta świadcząca o uniwersalności tego picturebooka. Uniewersalności, która przekłada się na szerokie spektrum odbiorców twórczości Chrisa Haughtona.
ps. Na trzeciej stronie okładki autor zawsze wieńczy dzieło adekwatnym cytatem z kogoś sławnego. Bezcenne.
3/20/2018
Sztokholm - znam to miasto
Sztokholm - znam to miasto, Judith Drews, tł. Katarzyna Skalska i Tatiana Zgaińska-Filipowska, Zakamarki 2016
Jeśli książkowe wyszukiwanki mogą nie tylko bawić, ale i uczyć, odpowiadam: czemu nie? "Sztokholm - znam to miasto" jest najlepszym przykładem na to, że w wimmelbuchu można pomieścić nieprzebraną ilość informacji.
Jeżeli nigdy nie byliście w Sztokholmie, przed Wami mnóstwo zabawy, ale ostrzegam sporo się napocicie, żeby odszukać wszystkie konteksty i pomóc Waszym dzieciom zwiedzić stolicę Szwecji. Judith Drews, niemiecka projektantka i ilustratorka, w jednym z wywiadów przyznała, że pracę nad książką poprzedził kilkutygodniowy pobyt w Sztokholmie. W tym czasie autorka wykonała mnóstwo zdjęć dokumentujących zabytki miasta i dopiero z takim merytorycznym wsparciem ruszyła do pracy nad książką. Efekt przerósł najśmielsze oczekiwania. Faktem jest, że na ilustracjach aż kłębi się od sztokholmskich atrakcji turystycznych.
Z tarasu Zamku Królewskiego macha do nas jakaś para. To Sylwia i Karol - obecnie panująca para królewska. Wydają się nie być zdziwieni, że chodnikiem mknie trollica, pchając przed sobą wózek, a Selma Lagerlöf siedzi na ławce i jakby nigdy nic czyta "Cudowną podróż". Stronę dalej, pod wejściem do hotelu Rival spotykamy Astrid Lindgren, gdy tymczasem Karol Linneusz zrywa kwiatki z miejskiego trawnika. Czyżby dla pisarki? Pudło. Astrid zmierza już w kierunku Junibacken, gdzie ruda Pippi wspina się po balustradzie Willi Śmiesznotki. Tymczasem koń dziewczynki zrobił kupę pod samym nosem Gustawa Wazy i myśli już tylko o tym jak zwiać do skansenu, żeby poskubać świeżej trawy. Tam też Karol Linneusz, tuż przed bramą wiodącą do parku Tivoli, namierzył swoją wybrankę. To Greta Garbo. Wspólnie udają się pod fontannę na Sergels Torg, gdzie jest już i reszta naszych bohaterów.
Zabawne ilustracje Judith Drews przemycają jeszcze więcej ciekawych postaci ze świata historii, kultury, legend i baśni. Na część z nich podprowadza czytelników sama autorka w indeksie na początku książki i na czwartej stronie okładki, inne odkrywamy w trakcie wycieczki po książce. Jest wesoło, kolorowo i zaskakująco. Dlaczego Gustaw III na pomniku trzyma w ręku jojo? Czy tajemniczy Farin to lider zespołu Die Ärzte? I dlaczego święta Łucja moczy się w każdej fontannie?
Sadzonka zakochała się w kartonowym "Sztokholmie" od pierwszego wejrzenia. Dzieci z jej przedszkola chyba też, bo z pierwszej wizyty tamże książka wróciła ewidentnie nadszarpnięta częstym kartkowaniem. Cieszy, że sama koncepcja wyszukiwanki niczym nie ustępuje popularnej "Ulicy Czereśniowej". Autorka konsekwentnie prowadzi bohaterów od pierwszej do ostatniej strony, ich przygody są nieoczywiste i na tyle abstrakcyjne, że przykują uwagę nawet najmłodszych dzieci. I nic nie szkodzi, jeśli nie uda Wam się odczytać wszystkich aluzji zawartych w książce. Tak naprawdę liczy się tu przede wszystkim dobra zabawa.
11/13/2017
Binek i Pulpet w świątyni Majów
Binek i Pulpet w świątyni Majów, Krzysztof Łaniewski-Wołłk, il. Adam Wójcicki, Wydawnictwo Dwie Siostry 2016, 3+
Czasem człowiek może się poczuć taaaaki malutki! Ręce mi opadły i już. Bez męża bym sobie nie poradziła. Jest wyzwanie? Jest. Naprawdę.
Nie sposób przecenić pomysłu. Gnamy za bohaterami po całej książce tam i z powrotem. Za bohaterami, nie szukając wyjścia. Jest więc labirynt, ale nie klasyczny, tylko z przygodami. Pulpet ucieka, Binek próbuje chwycić smycz, po drodze coś znajduje, coś traci, wpada w tarapaty, wydostaje się z nich, płynie, skacze, gubi but. Binków i Pulpetów jest zresztą w książce mnóstwo. Trzeba uważnie śledzić ruch bohaterów, żeby nie dać się zmylić i nie przeskoczyć na inny level przygody.
Pamiętacie stare gry na Atari czy Spectrum? Autorzy chyba też. "Binek i Pulpet" to ta sama adrenalina, plus dodatkowo możliwość wyszukania różnych szczegółów na stronie jak w klasycznej wyszukiwance. Jest też szyfr ukryty w starożytnych kaflach. Najpierw trzeba złamać kod, potem połączyć wszystko w całość i dzięki temu dotrzeć do kolejnego zadania. Tym razem znowu przydał się mąż, a jakże.
Okazało się, że nie tylko ja mam w domu kłopot ze śledzeniem akcji (przyznaję się bez bicia, nie jestem kinomanką, może dlatego), 10-latek też potrzebował naprowadzenia na właściwy trop. Widać książka jest rozwojowa, ale śmiało można zaczynać oglądać ją już z trzylatkiem. Na przykład od wypatrzenia nieśmiałego kinkażu. Słyszał ktoś o kinkażu? Nie martwcie się. Ja też nie. :)
11/05/2015
Stick Man
Stick Man
Julia Donaldson & Axel Scheffler
Scholastic Children Books 2011
Dzisiaj o książce, która sprawia mi tyle samo kłopotu, co przyjemności: "Stick Man", czyli w wolnym przekładzie Pan Patyczek. Bohater znany, chociaż nie przedstawiony oficjalnie, przewija się w drugiej części przygód Gruffala ("Mały Gruffalo"), gdzie odgrywa niewielką rolę cichego towarzysza. Tu Pan Patyczek pokazuje nam zupełnie nowe oblicze i powiem szczerze - w tym wydaniu wypada znacznie ciekawiej. Pomijając fakt botaniczny, że, od czasu przygody ze Złą Mychą, wyrastają mu dwa liście na głowie i dwa podobne na ramieniu, to na dodatek zakłada rodzinę.
Przygoda opowiedziana w książce jest długa. Dość powiedzieć, że Pan Patyczek podczas porannego biegania wpada w łapy psa i od tego momentu zaczyna się jego wielka podróż, która trwa okrągły rok, a w jej trakcie, Pan Patyczek staje się obiektem zainteresowaniu wielu ludzi i zwierząt, którzy chcą go wykorzystać do swoich potrzeb. Julia Donaldson opisuje wszystko kwieciście, przy pomocy rymowanych zwrotek i powracających refrenów, a mi pozostaje trudzić się wielce, żeby sprostać dynamice opowieści i nie zanudzić słuchaczki słabym przekładem. Na szczęście na rysunkach dzieje się tyle, że Sadzonka nie zważa zanadto na moje słowne łamańce i to, że po prawie trzydziestu stronach tekstu, jestem ledwo żywa.
Jak zwykle u Schefflera, przyroda gra ogromną rolę. Jest oczywiście wielu zwierzęcych pierwszo- i drugoplanowych bohaterów i to zarówno tych leśnych jak i miejskich, a co za tym idzie parę bardzo ciekawych plenerów w tle. Mamy okazję śledzić Pana Patyczka w podmiejskim lesie, zatłoczonym parku, nieco brudnym kanałku, rzece, na gorącej plaży, a na koniec w małej miejscowości, gdzie trafia w ręce zmarzniętych, zbierających chrust kolędników. Co ciekawe, z każdej opresji wychodzi cało, nie tracąc swoich listków, które w jesienno-zimowych okolicznościach zmieniają tylko kolor na bardziej brązowy.
Pan Patyczek zupełnie czym innym uwodzi mnie w "Małym Gruffalo", a czym innym w tej książce. Tam rozczulał swoją nieporadnością i rozkładał na łopatki prostym pomysłem na uniwersalną, łatwą do wykonania maskotkę. W "Stick Manie" jest wręcz przeciwnie. Zaskakuje dynamiką - potrafi biegać! - i odwagą. Staje się bohaterem na miarę superbohaterów. Niezwyciężony jak James Bond ze szklaneczką Martini, czy Superman w niebieskim kostiumie, Pan Patyczek ze swoimi wiecznotrwałymi listkami powinien chyba, na użytek naszego domowego przekładu, zmienić imię na Superpatyk. Ciekawe, co na to Sadzonka?
9/07/2015
Poznaj Pettsona i Findusa
Poznaj Pettsona i Findusa
Sven Nordqvist
Media Rodzina 2015
Muszę się przyznać, że jestem bardzo podatna na marketingowe ponęty okołoksiążkowe w postaci toreb, kubków, t-shirtów, ołówków i innych. Cieszą nas i z powodzeniem hamują apetyt na disneyowskie motywy, z których bez szwanku na samopoczuciu jestem w stanie skonsumować jedynie Myszkę Miki. "Poznaj Pettsona i Findusa" to w zasadzie również taki mały marketingowy kamyczek do hodowania lojalnego czytelnika "dużej" książkowej serii. Niestety często się zdarza, że te wstępniaki nie nadążają jakością za pierwowzorem. Mają za zadanie jedynie budować siatkę skojarzeń i zatrzymać uwagę do czasu gotowości na właściwy produkt. W przypadku Pettsona i Findusa jest na szczęście inaczej.
"Poznaj Pettsona i Findusa" zaskoczyła mnie pozytywnie z dwóch powodów: po pierwsze i czysto subiektywnie, mimo że kartonowa, świetnie nadaje się do czytania z trzylatkiem, po drugie, mimo że niewielka objętościowo, jest na szczęście książką z pomysłem, a nawet dwoma. Historia przede wszystkim oswaja ze specyficznym findusowym słownictwem typu: kurnik, drewutnia, wychodek, a ponadto jest dowcipną relacją z pewnych poszkiwań, które Findus zorganizował Pettsonowi. Książka wymaga sporo uwagi, zarówno w warstwie słownej jak i obrazowej, jako taka może więc służyć praktycznie od kołyski do przedszkola. Uwielbiam śledzić szczegóły w ilustracjach Nordqvista i odkrywać wciąż nowe zaskakujące elementy. "Poznaj Pettsona i Findusa" powstała chyba również po to, żeby zasmakować w charakterystycznym bałaganie, poobserwować tajemnicze mukle, czy choćby poszukać motywów Mamy Mu. Z mojego doświadczenia, opowiadania o Staruszku Pettsonie i kocie Findusie, z uwagi na rozbudowaną narrację, nadają się do czytania dopiero z czterolatkami, czyli chwilę później niż o wiele bardziej dynamiczne historie o Mamie Mu. Jest więc szansa, że najstarsi czytelnicy nowego kartonu sami z satysfakcją odkryją, że brązowa krowa wygląda znajomo.
Wśród swoich wielu walorów książka ma jeszcze jeden, niebagatelny w zderzeniu z kartonową konkurencją na półce w supermarkecie, mianowicie bardzo przyjemną, jednocyfrową cenę okładkową.
7/22/2015
Kochane Zoo
Sadzonka przegląda "Kochane Zoo".
- Co to za zwiezontko?
- Słoń.
- A to, co to za zwiezontko?
- To jest żyrafa.
- A wies, co to jest za zwiezontko?
- Chyba lew.
- Tak. Dobze ci idzie!
Więcej o "Kochanym Zoo" tutaj.