4/29/2020

Aaa! Masz w sobie szkielet!


                                                        **Patronat Małej czcionki**

Aaa! Masz w sobie szkielet!, Idan Ben-Barak & Julian Frost, Kinderkulka  2020.

Patronat Małej czcionki nad tym różowym cudem oznacza tylko jedno: bardzo polecam! To już drugi tytuł australijskiego duetu Ben-Barak i Frost, który wydawnictwo Kinderkulka zdecydowało się wydać w Polsce. "Nie liż tej książki!" opowiadało o mikrobach na powierzchni różnych przedmiotów, "Aaa! Masz w sobie szkielet!" to podróż wgłąb naszego ciała.

Pomysł na książkę interaktywną nie jest nowy. Najbardziej jaskrawym przykładem wdrażania całego spektrum różnorakich środków aktywizujących jest oczywiście niezastąpiony Herve Tullet. To myślenie o książce jako o przedmiocie, a nie tylko o mieszaninie tekstu i obrazu jest dla mnie przejawem postmodernistycznego, niesztampowego przekraczania granic. Wychodzenia poza ciasne ramy i pobudzania wyobraźni w takiej sferze, w jakiej książka nigdy dotąd tego nie robiła. Ale to naprawdę działa!

Ben-Barak i Frost przyciągają maluchy najpierw kolorem (sama łapię się na ten różowo-żółto-zielony lep), potem bohaterami, którzy wchodzą w dialog z czytelnikiem (w polskim komiksie, lata temu robił to już Tadeusz Baranowski), a na koniec za pomocą prostych instrukcji, które wywołują w dzieciach poczucie sprawczości. I naprawdę dzieją się cuda! Kto nie ulegnie czarowi prześwietlania ręki, którego efektem są kolorowe grafiki idealnie odwzorowujące szkielet, mięśnie i nerwy ludzkiej dłoni? Całość okraszona jest uroczą historią dwóch ufoludków, którzy przypadkowo lądują na Ziemi, ale bez pomocy czytelników nie mogą sobie poradzić z naprawą awarii w swoim pojeździe.

Autorzy bardzo sprytnie i przystępnie przemycają podstawowe informacje z ludzkiej anatomii, pokazując z jakimi czynnościami nie może poradzić sobie pozbawiona kości i mięśni zielona, kosmiczna galaretka. Otwarcie drzwiczek, popychanie silnika i podnoszenie go w stronę statku kosmicznego to zadania dla najmniejszych. Mnie natomiast urzekła totalnie nietypowa tylna wyklejka ze szczegółową instrukcją, jak wyhodować dodatkową parę rąk. Miejsce i pomysł bezkonkurencyjne. Spróbujemy?


 Tu  kliknij, żeby zajrzeć do środka.

4/22/2020

Wiatr z księżyca


Wiatr z księżyca, Eric Linklater, il. Zbigniew Lengren, tł. Andrzej Nowicki, Muchomor 2019.

W lipcu 1945 roku, niespełna dwa miesiące po zakończeniu II Wojny Światowej, brytyjskie Stowarzyszenie Bibliotekarzy uhonorowało Erica Linklatera nagrodą Carnegie Medal za książkę "Wiatr z księżyca". Debiut autora na polu literatury dziecięcej był zarazem swoistym manifestem antywojennym i dobrze wyważoną polityczną satyrą.

 Praca nad powieścią o dwóch siostrach Dorze i Florze zbiegła się w czasie z powrotem Linklatera z frontu, w związku z przyjściem na świat jego trzeciego dziecka. Pochłonięty opieką nad dwiema starszymi córkami i przyglądając się ich zabawom, Linklater zaczął pisać całkowicie antypedagogiczną powieść przygodową o wolności i sile dziecięcej wyobraźni. Świat Dory i Flory to małe miasteczko, wręcz karykaturalnie wykrzywione spojrzeniem małych dziewczynek, które nie marnują żadnej okazji by dopiec jego mieszkańcom. Przygoda zaczyna się na dobre, gdy za sprawą czarodziejskiego eliksiru zamieniają się w kangury i na pewien czas stają się ofiarami swojej nieostrożności, kończąc za kratami miejscowego zoo.

Wątek niewoli pojawia się w książce zresztą nie jeden raz. Poza typowym dla powieści antymoralizatorskiej dylematem między wolnością a realizowaniem zewnętrznym nakazów, dziewczynki mierzą się również z kwestią prawa zwierząt do decydowania o swoim losie. W efekcie podejmują próbę oswobodzenia z niewoli tych mieszkańców ogrodu, którzy tęsknią za upragnioną swobodą. Linklater rzuca też krytycznym okiem w kierunku wymiaru sprawiedliwości i lokalnych potyczek mieszkańców miasteczka o kwestie zupełnie drugorzędne. Akcja powieści na pewien czas przenosi się do więzienia i tu również Dora i Flora przejmują inicjatywę.

Najciekawszy epizod Linklater zostawia jednak na sam koniec powieści. Wiąże się on z karkołomną misją uwolnienia majora Palfreya, ojca dziewczynek, z niewoli u księcia Hulagu, dyktatora w fikcyjnym europejskim państwie - Bombardii. Postać księcia uznawana jest za bezpośrednie nawiązanie do Hitlera, czego dowodem miało być zamiłowanie obu mężczyzn do słodyczy. Śmierć księcia w finałowych scenach powieści, miała zaś stanowić powiew nadziei dla czytających książkę rodziców, w pogrążonej w wojnie Wielkiej Brytanii.

"Wiatr z księżyca" to jednak przede wszystkim kawał dobrej przygodówki. Swoboda z jaką bohaterki kształtują fabułę powieści zapewnia czytelnikom ogromną dawkę wrażeń. Wiatr z księżyca" czyta się świetnie, a ostateczne wrażenie po lekturze, że grzeczność nie popłaca, ma o tyle pokrętne znaczenie, iż w efekcie wszystkich  przygód dziewczynki przechodzą jednak ogromną metamorfozę. Przy tym wszystkim jest to nadal książka około wojenna, miejscami dosadna, czasami nawet brutalna.

Polskie wydanie dowcipny język, pełen wyszukanych gier językowych, zawdzięcza przekładowi Andrzeja Nowickiego (1971 r.), który z dużą starannością oddał żarty słowne ukryte pod imionami i nazwiskami bohaterów, nie tracąc przy tym nic z angielskiego charakteru języka.  Wizualnie lekturę urozmaicają zaś ilustracje Mistrza Lengrena.




4/16/2020

Mama zawsze wraca



Mama zawsze wraca, Agata Tuszyńska & Iwona Chmilewska, Wydawnictwo Dwie Siostry 2020.

Na picturebooki Iwony Chmielewskiej rzadko kiedy pozostaję obojętną. Tym razem też silnie odczuwam go w sobie. To nie jest przyjemne uczucie. "Mama zawsze wraca" nie jest książką, która gładko przylega do czytelnika. Dwukrotna lektura nie sprawia, że zaczynam ją lubić. Historia pozostaje we mnie, ale świadomie nie chcę do niej wracać. Nie zaprzyjaźniam się z nią. Czy z okrucieństwem można się zaprzyjaźnić?

Pomysł na książkę o małej Żydówce, ukrywanej w piwnicy warszawskiego getta, zrodził się w głowie Agaty Tuszyńskiej dawno temu i długie lata leżał w szufladzie. Podobnie jak lalka Zuzia, niemy świadek tamtych wydarzeń, od lat przypominająca historię Zosi Zajczyk, tłumom zwiedzających Muzeum Yad Vashem. Prawdopodobnie takich dziewczynek były tysiące. Losy części z nich znamy, innych na zawsze pozostaną tajemnicą. Ale nie o świeżość przekazu tak naprawdę tu chodzi. Książka może być potraktowana jako hołd złożony wszystkim dziecięcym ofiarom Holocaustu i wszystkim rodzicom, którzy z narażeniem własnego życia i za wszelką cenę walczyli o ich przetrwanie.

Tuszyńska i Chmielewska prowadzą równoległą narrację, w obu przypadkach bardzo osobistą. Tuszyńska podejmuje się wejścia w rolę autorki literackiego pamiętnika, swoistej gawędy o tamtym czasie, spisanej lekko nieporadnym, silnie emocjonalnym stylem. Chmielewska zaś chwyta się motywu lalki Zuzi i kwiecistego deseniu na jej sukience, czyniąc go przewodnim elementem rodzinnego albumu, który układa na kolejnych stronach. Albumu pełnego pustych przestrzeni, nieobecności i oddalenia.

Siłą tej opowieści są wyraźne osobiste akcenty, które sprawiają, że ta historia nie jest taka jak inne. To opowieść o małej Zosi, która była krasnoludkiem, "strzygła" sobie zęby odgryzając kawałki ściany, jadła glisty zamiast sucharów i udawała, że jest węglem. To wreszcie historia dziewczyny, która po przyjeździe do Izraela musiała zapomnieć, że jest Polką i mimo wewnętrznego sprzeciwu rozpocząć nowe życie.

Czy to jest książka dla dzieci? Też dla dzieci, ale na pewno nie dla wszystkich. Żeby odpowiedzieć na pytanie, czy moje dziecko jest na nią gotowe, trzeba ją samemu przeczytać.








4/06/2020

Złodziejaszki


Złodziejaszki, Katherine Rundell, tł. Paulina Braiter, Poradnia K 2020.

Początek XX wieku. Nowy Jork. Nastoletnia Vita przybywa wraz ze swoją matką na Nowy Kontynent z misją ratunkową dla pogrążonego w apatii dziadka. Na miejscu okazuje się, że staruszek, niedawno owdowiały arystokrata, padł ofiarą oszusta i stracił cały majątek, w tym zabytkowy zamek, przeniesiony do Ameryki przez jego dziadka. Vita postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Wraz z przypadkowo poznanymi dzieciakami organizuje misję ratunkową, której celem jest przechwycenie rodzinnego skarbu - cennego szmaragdowego naszyjnika pozostawionego w zamku, a za pieniądze ze sprzedaży, wynajęcie prawnika, który rozwikła sprawę oszustwa.

Kathrine Rundell wprowadza główną bohaterkę w barwne środowisko rosyjskich cyrkowców, z którego pochodzą Samuel i Arkadij oraz świat drobnych miejskich złodziei, z którego wywodzi się Silk - kieszonkowa złodziejka. Wykwintne nocne życie, niebezpieczne zaułki, bezwzględni mafiosi. Bieda i bogactwo Manhattanu tworzą ciekawe socjologiczne tło dla dość prostej historii, która bez specjalnej finezji prowadzi czytelników do niestety rozczarowująco naiwnego finału. "Złodziejaszki" zdają się nawiązywać do tradycji powieści awanturniczo-przygodowych spod pióra Twaina, Stevensona czy Verne'a, ale książka, choć czyta się szybko i przyjemnie m.in. dzięki zgrabnemu tłumaczeniu Pauliny Braiter, nie gwarantuje zaskakujących zwrotów akcji ani pogryzionych z niecierpliwości paznokci. Czytelnik dość szybko, szybciej niż sami bohaterowie, przeniknie intencje autorki, a jako zadośćuczynienie słabej intrydze otrzyma zakończenie rodem z taniej hollywoodzkiej produkcji. Rundell nie wykorzystuje potencjału książki. Bohaterom  brakuje indywidualności. Przez ponad 300 stron powieści pozostają dalecy i nie dają się polubić. "Złodziejaszki" to lekka lektura, która nie pozostanie z czytelnikiem na dłużej.

4/02/2020

Books, Bücher, Libros, Livres // marzec 2020



Bob Goes Pop (Bob szaleje)
Marion Deuchars
Laurence King Publishing, 32 s.
wiek odbiorcy: 3+


W mieście pojawia się nowy artysta. Wszyscy mówią tylko o nim. Bob jest zazdrosny. Zaczyna się wielka rywalizacja. Kto okaże się lepszy?

Trzecia część z serii książek o ptaszku Bobie, stworzoną przez Marion Deuchars, znaną w Polsce z bestsellerowych książek aktywnościowych: "Arcypalce" i "Zróbmy sobie arcydziełko".













Rabbit Bright (Promienny królik)
Viola Wang
Hodder Children's Books, 32 s.
wiek odbiorcy: 1+


Promienny Królik odważnie wyrusza w noc, żeby odkrywać ciemność. Szybko jednak orientuje się, że wszędzie jest światło, jeśli tylko wiesz, gdzie go szukać.

Stylowy, debiutancki picturebook młodej artystki pochodzącej z Chin. Oszałamiająco zilustrowana przygoda, idealna dla dzieci, które boją się ciemności.













I Ate Sunshine for Breakfast (Słońce na talerzu)
Michael Holland, il.  Philip Giordano
Flying Eye Books, 144 s.


Ilustrowane kompendium wiedzy stworzone przez ekologa i pedagoga Michaela Hollanda,  poświęcone roślinom obecnym w naszym codzienny życiu: od pasty do zębów zaczynając, na kwiatowych imiona żeńskich kończąc.  Kompleksowy przewodnik obejmuje wiedzę z zakresu budowy roślin i ich ochrony, a także proponuje szereg aktywności dla młodych ogrodników.














The Song of the Tree (Pieśń drzewa)
Coralie Bickford-Smith
Particular Books, 64 s.
wiek odbiorcy: 3+




Ptak uwielbia śpiewać na wysokim drzewie w sercu dżungli. Czuje się tu u siebie. Zmiana pory roku przynosi czas pożegnania, na które ptak nie jest gotowy. Wsłuchując się w głosy innych zwierząt, ptak uczy się śpiewać nową piosenkę.
















Mrs Bibi's Elephant (Słoń pani Bibi)
Reza Dalvand
Flying Eye Books, 32 s.
wiek odbiorcy: 3+


Kiedy pani Bibi dowiaduje się, że jej słoń musi odejść, niechętnie pakuje torby i udaje się tam, gdzie oboje mogą żyć szczęśliwie razem. Mieszkańcy miasta nie mają pojęcia jak wiele zostawiają za sobą.
Subtelna grafika uzupełnia przesłanie o akceptacji, tolerancji i miłości.














Yayoi Kusama Covered Everything in Dots and Wasn't Sorry (Bezwstydne kropki Yayoi Kusamy)
Fausto Gilberti
Phaidon Press, 48 s.

wiek odbiorcy: 4+



Zaskakująca, skierowana do młodych czytelników i napisana z punktu widzenia Kusamy, książka o jednej z najbardziej ukochanych artystek współczesnego świata!

Yayoi Kusama znana jest z tego, że pokrywa swoje obrazy setkami kropek. Jej kropki czasami opuszczają płótno i osiadają na sukienkach, stołach, ścianach i wielu innych przedmiotach!









 Zamieszczone opisy książek oraz zdjęcia pochodzą z materiałów wydawców. 
  Tłumaczenie: Mała czcionka.