Wyprawa Shackletona
Wyprawa Shackletona
William Grill
Kultura Gniewu 2015
Na co liczył Ernest Shackleton, wykupując w gazecie takie ogłoszenie: "Poszukiwani mężczyźni na niebezpieczną wyprawę, niska wypłata, przejmujące zimno, długie miesiące kompletnej ciemności, stałe niebezpieczeństwo, mała szansa na bezpieczny powrót, sława i rozpoznawalność w przypadku sukcesu"?
Podobno odzew był ogromny. Zgłosiło się kilka tysięcy osób, w tym również kilka kobiet. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że wyprawa transantarktyczna zamieni się w najsłynniejszą i najbardziej heroiczną misję samoocalenia, w wyniku której całej załodze uda się szczęśliwie i bez szwanku powrócić do domu.
Historia, prawie jak za bajki, wymagała odważnej i pełnej rozmachu książki. "Wyprawa Shackletona" Williama Grilla właśnie taka jest. Wypada się nad nią pochylić chwilę dłużej, bo wspaniale odwdzięcza się za czas jej poświęcony. Jest książką wyważoną w sposób niebywały, oddziałującą na czytelnika zarówno atmosferą, jak i bardzo drobiazgowym ujęciem tematu. Nie sposób przejść obojętnie obok spisu załogi, czy listy 69 imion psów zabranych na pokład. Również w warstwie wizualnej Grill daje wyraźnie odczuć, jak bardzo dobrze zaplanowana i udokumentowana była to podróż. Na rysunkach pojawia się wyposażenie badawcze, prowiant, ale również mapy przedstawiające przebieg rejsu. Podczas gdy tekst cały czas sucho relacjonuje wydarzenia, obraz oddziałuje na emocje. Co jakiś czas przechodzi od planu totalnego do detalu i z powrotem. Jest w tym ukryta jakaś metafora ogromu oceanu i kruchości ludzkiego istnienia, potęgi żywiołu i siły ludzkiej determinacji.
Mam wrażenie, że również okładka i umieszczona na niej rozeta, a może kalejdoskop, ma przypominać o tym, że wiele drobnych szczegółów składa się na obraz całości. Gdyby nie współpraca i siła woli kilkudziesięciu mężczyzn, których statek został zmiażdżony przez kry i którzy na długie miesiące utkwili na lodowej pustyni, bez możliwości wezwania ratunku, nie powstałaby ta książka, a ślad po załodze, nomen omen Endurance, zaginąłby na wieki.
"Wyprawa Shackletona" wypełnia lukę wśród książek obrazkowych, proponując powieść graficzną o charakterze przygodowym. Nie stara się zrobić z czytelnika eksperta od oceanografii, ani speca od żeglugi dalekomorskiej. Opowiada historię, kreśląc dość szerokie spektrum zarówno kulturowe, jaki i historyczno-geograficzne. Staje się impulsem do śledzenia mapy, odkrywania nowych lądów. Perfekcyjnie łączy rzetelną narrację z dopracowanym i spójnym layoutem. Dzięki temu może trafić do odbiorców w różnym wieku, każdemu proponując inne odczytanie. W zależności od dojrzałości i zainteresowań, naprowadzając na odmienne tory własnych czytelniczych poszukiwań.