9/28/2024
Zguba
Zguba, Natalia Szostak, W.A.B. 2023.
Do kogo adresowana jest "Zguba"? Debiutancka powieść Natalii Szostak postawiła mnie przed tym pytaniem jeszcze zanim na dobre zaczęłam czytać.
W tegorocznej edycji konkursu Literacka Podróż Hestii "Zguba" otrzymała nominację. Nic więc dziwnego, że spodziewałam się znaleźć ją w młodzieżowym dziale biblioteki. Wszak Hestia to konkurs na powieść dla czytelników 10-15 lat. Tymczasem, najzwyczajniej w świecie, stała w sekcji dla dorosłych. Wiedziona ciekawością sprawdziłam jeszcze katalogi kilku innych okolicznych placówek. Niemal wszędzie (z jednym wyjątkiem!) sytuacja wyglądała podobnie.
"Zguba" rozwija się krok po kroku, bardzo starannie i metodycznie wprowadza czytelników w świat wielopokoleniowej rodziny: otwiera drzwi sypialni, zagląda do biura, siada pod szkolną ławką, miesza łyżką w garnku i wyciera łzy rękawem piżamy. Przez cały czas czytania nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to powieść o czekaniu i czekaniem będąca.
Trzy kobiece bohaterki: babcia, matka i córka, portrety różnic i antagonizmów, naturalnych przywiązań i chorobliwych zależności. Wprawdzie powieść rozpoczyna się od kryzysu: finansowych tarapatów, w które wpada ojciec rodziny i ratunkowej emigracji zarobkowej rodziców, ale dopiero emocjonalne kryzysy poszczególnych bohaterek otwierają zasklepione rany. Samotność Marianny pozostawionej na długie miesiące u niemal obcej dla niej babci, perfekcyjność Alicji, która nie potrafi nawiązać kontaktu z wnuczką i bezsilność Hanki nieumiejącej odnaleźć swojego życiowego drogowskazu. Feministyczna perspektywa książki rzuca zaledwie nikłe światło na męskich bohaterów powieści, czyli ojca i brata Marianny.
Historię spina postać Frajdy, niemal nieobecnej w powieści suczki przygarniętej ze schroniska. To ona ogniskuje uczucia Marianny, a dla czytelników staje się naturalnym odniesieniem do sytuacji bohaterów. Potencjał powieści gubi się jednak w psychologicznych rozkminach, tak że kulminacyjny moment powieści nie przynosi oczekiwanego napięcia. "Zguba" okazała się rozczarowująca również przez to, że nie udało mi się zidentyfikować właściwego odbiorcy powieści, a postawienie tezy o uniwersalności odbiorcy nieszczególnie mnie satysfakcjonuje.
4/21/2024
Morten, Emilia i zaginione światy
Morten, Emilia i zaginione światy, Reeli Reinaus, il. Marja-Liisa Plats, tł. Anna Michalczuk-Podlecki, Widnokrąg 2024.
Realizm magiczny gładko przechodzi w twardą i okrutną rzeczywistość, piękno przyrody miesza się z ludzkim cierpieniem. Trzeci na polskim rynku tytuł estońskiej pisarki dla dzieci i folklorystki Reeli Reinaus to piękny akt zanurzenia się w zakamarki ludowych wierzeń, a jednocześnie wyjątkowo szczera i przyziemna opowieść o trudnym dzieciństwie.
Morten żyje tu i teraz. Byle do wieczora. Życie nie daje mu zresztą wiele nadziei, raczej ciągle stawia wyzwania. Jak ukryć przed znajomymi, że mieszka w starej, rozwalającej się ruderze, jak nie dać po sobie poznać, że nie dojada, czym usprawiedliwić siniaki na plecach. Woli o tym nie myśleć. Świat zamyka w obiektywie swojego aparatu, a siłę czerpie z kontaktu z przyrodą. To na pobliskich torfowiskach poznaje tajemniczą Emilię. Szybko zaczyna ich łączyć specyficzna lecz silna więź: ona nie może opuścić swoich bagien, jego unieruchamia bagno codzienności. Reeli Reinaus snuje opowieść o wewnętrznej sile, nadziei i odpowiedzialności. Pokazuje, że zawsze warto czekać na więcej, że zaginione światy istnieją i dają się odnaleźć.
Pod niepozorną, ciemną okładką, kryją się piękne, klimatyczne ilustracje Marji-Liisy Plats. To właściwie historia w historii. Plats jest bardzo uważną towarzyszką fabuły. Zapamiętuje sytuacje, utrwala na papierze pojedyncze kadry, ale równie starannie odwzorowuje scenerię: kot, bagienna przyroda, ptaki. Ilustratorka konsekwentnie trzyma się palety kolorów, silnie koncentruje się na emocjach bohaterów. Zostawia mnóstwo przestrzeni dla wyobraźni czytelnika, ale w kreśleniu atmosfery jest bardzo zaborcza. Książka mówi ilustracjami równie silnie jak tekstem.
Moje pierwsze spotkanie z autorką i ilustratorką uważam za bardzo udane. Każdemu, kto szuka odrobiny nostalgii z bardzo silnym elementem realizmu polecam zagłębienie się w świat estońskich bagien. Jednocześnie osobiście nieustannie zaskakuję się, że estońska literatura ma tak wiele wspólnego ze skandynawskim spojrzeniem na świat. Może pora pogrzebać nieco głębiej w bałtyckich kontekstach i inspiracjach.
4/12/2024
Klub smutnych duchów
Klub smutnych duchów, Lize Meddings, tł. Agnieszka Kalus, WAB 2023.
Ta seria powinna znaleźć się w każdej szkolnej bibliotece. Nie dlatego, że ma jakiś wyjątkowo udany scenariusz czy wyszukaną kreskę. Nie oszukujmy się, jej przeczytanie nie połechce niczyich ambicji i nie będzie okazją do zaszpanowania wśród znawców komiksów. Dla wielu nastolatków może się jednak okazać idealnym plasterkiem na wewnętrzne zadrapania.
To jedne z tych tytułów, o których mówi się z żalem: dlaczego nie było takich rzeczy, kiedy ja
dorastałam/łem. "Klub smutnych duchów", jak się można domyślać, z duchami łączy wyłącznie metafora, dość udana i nieoczywista, ale mało zabawna, kiedy okaże się, że kryją się pod nią osoby wyalienowane społecznie. Lize Meddings nie podejmuje się psychologicznych diagnoz, nie ośmiela się również proponować żadnych daleko idących rozwiązań, jednak wskazuje wiele symptomów i sytuacji, które mogą się okazać znajome.
"Klub smutnych duchów" wydaje się być głównie okazją do zasygnalizowania, że fobia społeczna jest zjawiskiem powszechnym a osoby zmagające się z nią wykazują szerokie spektrum objawów. Autorka właśnie na tych objawach koncentruje swoją uwagę, każdego z bohaterów obdarzając inną osobowością i innym zakresem trudności. Prawo do bycia szczęśliwym i wzajemna pomoc są nadrzędnym przesłaniem, które rozświetla komiks nadzieją.
Do świata ludzi wysokowrażliwych autorka zaprasza każdego, kto sięgnie po tę serię. Również czytelników neurotypowych, którym być może pomoże ona wyczulić się na kwestię społecznej przezroczystości. Oswojenie tematu zdrowia psychicznego za pomocą mainstreamowego przekazu wydaje się być bardzo trafionym pomysłem.