TEK. Nowoczesny jaskiniowiec
Tek. Nowoczesny jaskiniowiec
Patrick McDonnell
Wydawnictwo Kinderkulka 2017
To chyba pierwszy tablet, od którego nie trzeba odganiać dzieci. Zdjęcie na pewno nie przekaże wam jak bardzo design tej książki upodabnia ją do elektronicznego gadżetu. Czarny, gruby, błyszczący karton okładki z charakterystycznym środkowym przyciskiem. Boczna krawędź idealnie dopasowana kolorem do okładki zlewa się z nią w całość, tworząc zwarty kształt. Na wyklejce miejsce do wklepania kodu, a na każdej stronie wskaźniki naładowania baterii i sygnału wifi. Czarny margines pozwala na chwilę zapomnieć, że mamy do czynienia ze zwykłą książką. Design to niewątpliwie ogromny jej atut.
Jednak mieszane uczucia dotyczące samej historii nie opuszczają mnie, mimo wielokrotnego czytania, samotnie i z Sadzonką. Treść jest zdecydowanie tym słabszym ogniwem, które zaprzepaszcza potencjał tkwiący w niebanalnej formie. Sympatyczny skądinąd pomysł na bohatera-jaskiniowca uzależnionego od elektroniki gubi się głównie w braku konsekwencji i lekko wymuszonym poczuciu humoru. Kultura masowa przyzwyczaiła nas niestety, że spotkanie człowieka z dinozaurem nie jest niczym dziwnym, ale nie lubię kiedy ten mit powiela się bez potrzeby, utrwalając go skutecznie w pamięci małych i dużych. Książka nie aspiruje wprawdzie do bycia źródłem naukowym, ale z drugiej strony nie równoważy braków formalnych wyjątkowym pomysłem na dowcipną fabułę. Żart czai się za rogiem, ale pokazuje się tylko czasami. Urzekł mnie pomysł by Internet pojawił się na świecie przed wynalezieniem ognia. Podobnie imiona dinozaurów wymyślone na własny użytek przez zapominalskiego Teka, naprawdę podnoszą do góry kąciki ust, ale już w drugiej części książki, gdy bohater na stałe traci zasięg, historia całkiem się banalizuje i nie przykuwa uwagi niczym więcej, poza lekkim dydaktycznym smrodkiem.
Zastanawiam się przy tej okazji na ile zamysł odciągnięcia uwagi czytelnika od gadżetów i pokazania, że świat realny ma wiele do zaproponowania w ogóle się sprawdza. Czy przypadkiem atrakcyjne skojarzenie z iPadem nie działa na korzyść elektroniki, a nudnawe zakończenie nie udowadnia, że z tabletem Tek był o wiele atrakcyjniejszym bohaterem niż bez niego? Dla mnie "Tek" zdecydowanie mógłby wygrać doroczny konkurs na książkę-zabawkę, ale w konkurencji na przemyślaną, pomysłową fabułę stałby gdzieś na szarym końcu. Krótkotrwały zachwyt moich dzieci potwierdza, że książka wygrywa głównie pierwszym wrażeniem, a traci przy dłuższym poznaniu.
No i marketing przedni. Co blog to Tek :P Uwiedziony multimedialnym spędzaniem czasu byłbym hipokrytą przyklaskując przygodom Teka. Myślę, że wyprowadzenie dzieci na spacer jest lepszym pomysłem niż czytanie o nich (przygodach Teka, znaczy) :D
OdpowiedzUsuńPopieram. Ruch na świeżym powietrzu jest bardzo wskazany. Szkoda tylko, że pogoda marna. Z drugiej strony z dwojga złego... :P
UsuńJeśli chodzi o opory pogodowe, to tu odzywa się w naszych dzieciach żoniny gen niechęci do zimna w połączeniu z wilgocią. Mnie akurat nie przeszkadza, choć ostatnio i u siebie zauważam oznaki piecuszenia. I częstszego niż wychodzenie przesiadywania z tabletem :( Może poczytam Teka i się natchnę :P
UsuńSpodziewam się, że nie masz pod oknem żadnego wulkanu, więc możesz piecuszyć do woli. W końcu wszyscy wiedzą, że najgroźniejszy jest wulkan. Nie mama, nie tata, nawet nie dinozaur. ;)
Usuń