Arka czasu
Arka czasu
czyli wielka ucieczka Rafała od kiedyś przez wtedy do teraz i wstecz
Marcin Szczygielski
il. Daniel de Latour
Wydawnictwo Stentor 2013
Wczoraj minął dokładnie rok od wręczenia nagród w III edycji Konkursu Literackiego im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży. Grand Prix konkursu i pierwsze miejsce w kategorii wiekowej 10-14 lat zdobył Marcin Szczygielski za książkę "Arka czasu". W poprzedniej edycji Grand Prix i pierwszą nagrodę w tej samej kategorii za książkę "Czarny młyn" otrzymał, a jakże, również Szczygielski. A pod koniec ubiegłego roku "Arka czasu" otrzymała również wyróżnienie Polskiej Sekcji IBBY w konkursie Książka Roku. Kilka dni temu natomiast media ogłosiły kolejny sukces: Nagroda Zielonej Gąski przyznawana przez Fundację Zielona Gęś im. K. I. Gałczyńskiego, tym razem za najnowszą książkę "Czarownica piętro niżej", o której więcej można przeczytać tutaj. Oczywiście nie wymieniam innych mniejszych i większych wyróżnień, jakie przypadły Szczygielskiemu w poprzednich latach. Po prostu jest ich za dużo. Znamienne jednak jest, że odkąd zdecydował się pisać dla dzieci i młodzieży, święci triumfy. Znacząco również wybija się ponad średnią współczesnych pisarzy dla najmłodszych. Ma przy tym atut, którym kasuje konkurencję: potrafi pisać dobre książki dla nastolatków, co w ostatnich latach okazuje się być rzadko spotykaną umiejętnością.
Nie jestem bezkrytyczną fanką autora. Lubię jego książki dla dzieci za świetne pomysły, dość dobrze skonstruowaną fabułę oraz dojrzały styl. Przeszkadzają mi niedopracowane zakończenia, które psują efekt i pozostawiają niedosyt. Przyjemność czytania Szczygielskiego to dla mnie przede wszystkim radość kontaktu z pięknym językiem, którym autor operuje bezbłędnie. Odnoszę wrażenie, że w epoce krótkiej wiadomości tekstowej, wciągająca, nie skąpiąca słów narracja zaczyna być rzadkim towarem. Szczygielski w "Arce czasu" udowadnia, że nie poddaje się panującym trendom. Robi to lepiej niż w "Czarownicy piętro niżej". Może z uwagi na delikatny temat, a może z powodu bardziej misternie utkanej fabuły, "Arka czasu" płynie (sic!) niespiesznie jak opowieść dziadka siedzącego w fotelu.
Kiedy dowiedziałam się, że "Arka czasu" to książka o Holocauście, miałam obawy, czy nie będzie drastyczna. Inaczej zareagowała Najstarsza, zachęcona pozytywnymi opiniami zasłyszanymi w szkole, na czytanie nastawiała się od kilku tygodni. Ku mojemu zaskoczeniu, świat za murem warszawskiego getta, gdzie rozgrywa się większość wydarzeń, okazał się nie zarzucać czytelnika obrazem nieludzkich scen. Autor zręcznie lawiruje pomiędzy niedopowiedzeniem a obserwacją z perspektywy dziecka. Obraz jaki kreśli jest podszyty strachem i niepewnością, ale mimo to przyjazny i swojski. To bardzo ciekawa wizja getta, okupacji i codzienności, która obca dla nas, dla głównego bohatera stanowi jedyny znany świat. Szczygielski wprowadza do opowieści elementy baśniowe z pogranicza snu i jawy. Mami nas historią tajemniczego wehikułu, który pozwala poruszać się między przyszłością, teraźniejszością a przyszłością. Z pozoru senna wizja, splata się z losami bohatera w taki sposób, że nie da się wykluczyć, iż wydarzyła się naprawdę.
Kiedy uciekam z kilkuletnim Rafałem z getta, ciarki przechodzą mi po plecach, a na karku czuję powiew wojny. Jak bardzo realne jest to uczucie w obliczu wydarzeń, które od kilku tygodni rozgrywają się za naszą granicą. Szczygielski nie głaszcze nas po głowie i nie zapewnia, że tamten etap jest już za nami, że sojusze, porozumienia i układy są gwarancją wiecznego pokoju, a wnioski z minionych wydarzeń możemy schować do kieszeni.
"Dlatego trzeba pamiętać. Pamięć pozwala nam wystrzegać się raz już popełnionych błędów, a powtarzać to, co już raz się udało" M. Szczygielski, Arka Czasu
"Arka czasu" to lektura obowiązkowa dla każdego. Jej wartość tkwi w szacunku do życia i tego co się ma. Żeby ściskająca za gardło scena z dziećmi kopiącymi bochenek chleba nigdy nie działa się naprawdę.
Bez wątpienia - "Arka czasu" to lektura obowiązkowa! Mój Starszy czytał ją z wypiekami na twarzy. Dzięki tej książce mój IV - klasista dowiedział się wielu ważnych faktów z naszej historii a zarazem przeżył niesamowitą przygodę czytelniczą. Za to lubimy książki M. Szczygielskiego!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że "Arka czasu" wypłynie na szerokie wody. Szkoda by było, żeby nie została dostrzeżona przez polonistów i nauczycieli historii.
UsuńTyle pozytywnych recenzji i nagród. Nie ma się co ociągać, muszę przeczytać - będę jej szukać w bibliotece!
OdpowiedzUsuńMaju, ja sobie pozwoliłam kupić własny egzemplarz, po tym jak wystartowaliśmy z bibliotecznym. Naprawdę warto mieć. Myślę, że "Arkę czasu" można dołączyć do listy Twoich książek dla młodszych nastolatków.
UsuńZnam jedną książkę Szczygielskiego - "Czarownicę piętro niżej" - i na pewno nie poprzestanę na tym tytule. Chciałam sięgnąć po "Czarny młyn", ale rozejrzę się najpierw za "Arką czasu".
OdpowiedzUsuńMama_Adama napisała, że powieścią zaczytywał się czwartoklasista, jest więc duża szansa, że i czwartoklasistka będzie zainteresowana ("Czarownicę..." polubiła bardzo).
To jest idealna książka na ten wiek i świetnie się czyta. :) "Czarownica" zeźliła mnie parapsychologią. Ale widać, że Szczygielski lubi te klimaty, bo w "Arce" też pojawia się na krótko taki wątek.
UsuńObiecałam sobie, że nie przeczytam Twego wpisu, bo i u mnie "Arka czasu" leży i czeka. Ale jak widać - uległam...
OdpowiedzUsuńU mnie lektury jakoś poukładały się w ciekawy kontekst : "Wyspa na ulicy Ptasiej" Urli Orleva i zaraz potem Szczygielski. Zdecydowanie wolę "Arkę".
I dziwi mnie trochę fala zainteresowania "Czarnym młynem" (czytałam tę książkę 3 lata temu i jakoś najmniej przypadła mi do gustu z wtedy obecnych tytułów).
Staram się nie czynić spojlerów we wpisach, ale wiem, że również opinie mogą zaburzyć osobisty odbiór. Ulegamy, chcąc nie chcąc.
UsuńCo do "Wyspy z ulicy Ptasiej" - nie znałam. Już namierzyłam w bibliotece. Nadrobię.
Przyznam się, że "Czarnego młyna" nie skończyłam. Przeczytałam połowę, jak byłam w ciąży i przerwałam. Położył mnie nastrój. Muszę wrócić.
Mnie się "Czarny młyn" bardzo spodobał, mimo ponurego nastroju. Mój Starszy przeczytał tę książkę z zachwytem /ma w niej nawet autograf autora z dedykacją, żeby nie przejmował się zakończeniem ;-)/ , poszłam więc za ciosem i podsunęłam mu "Za niebieskimi drzwiami" - no i tego nie dał rady... Stwierdził, że mu się nie podoba. A to była pierwsza książka jaką przeczytałam tego autora, dlatego poczułam ogromny zawód... Ja mam do niej sentyment :-)
UsuńU nas odwrotnie. Najstarsza z zachwytem przeczytała "Za niebieskimi drzwiami", natomiast polegała na "Czarnym młynie".
UsuńCzyli regułą jest, że nie ma reguł... Ostatnio zaskoczył mnie (niespełna) 9-latek. Na ferie dostał zaproponowałam "Wrońca" - zbyt straszny...
UsuńDla mnie było to pierwsze (i myślę, że nie ostatnie) spotkanie z autorem. Książka powaliła mnie na kolana przede wszystkim mistrzowskim ujęciem dziecięcej perspektywy. Wiem, że to zabieg stosowany bardzo często w literaturze kierowanej do młodego odbiorcy, ale rzadko efekt ten udaje się osiągnąć w tak autentyczny i przejmujący sposób, bez przerysowania ani infantylizacji. Narracja, mimo długich opisów, o których piszesz, rzeczywiście nie spowalnia lektury (ja "Arkę" połknąłem w dwa dni, a ściślej rzecz biorąc w dwie noce :)).
OdpowiedzUsuńWczoraj skończyłam czytać "Czarny młyn". Cały czas jestem pod silnym wrażeniem. Twoje uwagi dotyczące "Arki" według mnie równie dobrze opisują "Młyn". Nie wiem jak Szczygielski to robi, ale naprawdę bezbłędnie prowadzi narrację. Nie mogłam się oderwać do ostatniej strony.
Usuń