365 Penguins
365 PenguinsJean-Luc Fromental and Joëlle Jolivet
Abrams Books for Young Readers 2006
Równo dwa tygodnie temu, w noworocznych życzenia pisałam o "365 pingwinach" z ilustracjami Joëlle Jolivet (znanej w Polsce m.in. jako autorka "Zoologii" wydanej przez Egmont) i SĄ!, leżą u mnie na stole i popiskują po angielsku. Uśmiechy i podziękowania ślemy do nieocenionego prywatnego kuriera, który z narażeniem zdrowia przetransportował ten ponadwymiarowy pakunek w podręcznym bagażu. Popiskujące w mowie Szekspira pingwiny to wprawdzie nie to samo co polskie wydanie, ale dajemy radę.
Co się dzieje w domu, w którym codziennie pojawia się jeden nowy pingwin? Łatwo to sobie wyobrazić, ale jeszcze lepiej zobaczyć. Biało-czarne ilustracje z pomarańczowo-niebieskimi akcentami aż kipią od pingwinów. Krótkie teksty dostarczają dodatkowo matematycznych wyzwań i po chwili czujemy się jak pełnoprawni mieszkańcy książkowego domu - kręci nam się w głowie od nadmiaru wrażeń. Książka jest dość gruba jak na picturebook, co dodatkowo potęguje absurdalną jazdę bez trzymanki po dużych, zapingwinionych stronach. Na koniec dowiadujemy się nagle, że jeden z bohaterów różni się od reszty pewnym szczegółem. Oglądanie można zacząć od początku.
Siła książki tkwi w poczuciu humoru, któremu trzeba dać
się uwieść. Ci, którzy mu się nie poddadzą, pewnie utkną w połowie tej
skomplikowanej matematycznej wyliczanki. Wytrwałych czeka nagroda. Książka niesie ze sobą nienachalne, ekologiczne przesłanie, które dobrze równoważy zaskakujące, ironiczne zakończenie.
Więcej o przygodach pingwinów autorstwa Fromentala i Jolivet w książce "10 Little Penguins" (poleca je Stasiek).
Kusi nas również kalendarz adwentowy z 24 (sic!) pingwinami.
Więcej o przygodach pingwinów autorstwa Fromentala i Jolivet w książce "10 Little Penguins" (poleca je Stasiek).
Kusi nas również kalendarz adwentowy z 24 (sic!) pingwinami.
Takie pingwiny to ja rozumiem! W odróżnieniu od tych koszmarków wydanych u nas ostatnio ("Gdzie jest pingwin?").
OdpowiedzUsuńTego rodzaju kolorystyka staje się ostatnio coraz bardziej popularna (być może nie "ostatnio", a tylko ja jestem zacofana), w każdym razie - mi się podoba:)
A historia o mnożących się pingwinach skojarzyła mi się z panem Popperem:) Trzeba by znów przeczytać!
Tendencji kolorystycznej nie zauważyłam wśród wydawnictw, ale może jestem mało spostrzegawcza. W tym konkretnym egzemplarzu jest wysoce uzasadniona treścią książki. Mi pasuje. Natomiast "Gdzie jest pingwin?" ma kolorystykę fatalną, zresztą może jestem niesprawiedliwa, ale całość kojarzy mi się z komiksami Gigant.
Usuń"Gdzie jest pingwin?" książką wyrafinowaną nie jest, zgadzam się, ale za to zabawy dostarcza (sama się dziwię). Zdarza się wielokrotnie, że dzieciom przypada do gustu co innego, niż chcieliby rodzice, a wielu rodzicom - niż chcieliby krytycy... Za to pingwiny, które u Ciebie widzę, baaardzo fajne :) Jest w tej książce jakaś narracja, przyrost informacji (nauka liczenia od 1 do 365? :D ), czy obrazki są "równoległe"?
OdpowiedzUsuńMoże tym bardziej porównanie do Giganta nie jest chybione...
UsuńNarracja jest poprowadzona równolegle do ilustracji, bardziej w roli komentarza niż jako wiodący tekst. Mój mąż twierdzi, że jest rytmiczna. Ja tego tak silnie nie odczuwam, ale wierzę mu na słowo.
Bardzo mi się podoba! Aż kusi mnie, żeby dopisać do listy książek do kupienia...
OdpowiedzUsuńTatarak miał je wydać. Może wyda?
OdpowiedzUsuńW takim razie, bądźmy dobrej myśli.
OdpowiedzUsuńA ja mam uwagi krytyczne, które piszę w imieniu męża. Bo to on z córeczką przeczytał książkę na Targach Książki w Krakowie. Poczucie humoru, matematyka - ok. Ale ekologicznie i logicznie książka leży! Co to za pomysł, żeby przenosić cały gatunek do innej niszy? Pingwiny nie żyją na Biegunie Północnym, bo widocznie nie są w stanie. Jeśli trzeba je ratować, bo topi się Antarktyda, to Arktyka jest przecież w tak samo opłakanym stanie - nie ma co ich tam wysyłać. No i przesyłanie żywych zwierząt kurierem. Ja tam nie chcę, żeby moje dzieci uważały, że to normalne.
OdpowiedzUsuńŚwietnie Cię rozumiem, bo też mną trzęsie, kiedy w dziedzinach, na które jestem szczególnie wyczulona, ktoś wypisuje głupoty. Też mam ochotę tupać nogą i trzymać moje dzieci jak najdalej od tych publikacji. Także mimo że moja świadomość ekologiczna jest raczej na niskim poziomie, łączę się z Tobą w wirtualnym proteście. :)
Usuń