4/28/2017

Chłopiec na szczycie góry


Chłopiec na szczycie góry
John Boyne
tł. Tomasz Misiak
Wydawnictwo Replika 2017










Kolejną powieść Johna Boyne'a czytałam jak książkę autora, który dał się już dobrze poznać. W Polsce ukazały się dotąd trzy jego powieści dla dzieci i młodzieży: "Chłopiec w pasiastej piżamie", "Lekkie życie Barnaby'ego Brocketa" i "Noah ucieka". Boyne nie jest moim ulubionym pisarzem, jego książki darzę zróżnicowaną sympatią, ale czytam go za każdym razem z uwagą, doceniając, że w zalewie bylejakości ciągle ma coś ciekawego do powiedzenia. Niestety często robi to po trupach. Bez zastanowienia dąży do realizacji założonej z góry tezy, subtelności często pozostawiając poza kręgiem swoich głównych zainteresowań.

W "Chłopcu na szczycie góry" powraca do tematyki wojennej. Brawurowo osadza akcję książki w słynnej rezydencji Adolfa Hitlera - Berghof. Za sprawą głównego bohatera, niepostrzeżenie wchodzimy w bezpośrednie otoczenie Führera. Fascynująca, niepokojąca atmosfera sączy się niespiesznie, pokazywana z perspektywy kilkuletniego chłopca, przygarniętego przez ciotkę - gospodynię z Bergofu. Boyne ostrożnie, ale sugestywnie kreśli postać Pierrota i jego potężną przemianę z wrażliwego paryskiego dzieciaka, wcześnie osieroconego przez rodziców, w bezwzględnego żołnierza Hitlerjugend - Pietera, dla którego wierność Rzeszy jest wartością absolutną.

Na przykładzie Pierrota-Pietera, Boyne zdaje się chcieć naszkicować charakterystykę każdego przeciętnego Müllera czy Wolfa, który daje się wciągnąć w wojenną propagandę Niemiec, zafascynować postacią Hitlera, a w efekcie traci swoją tożsamość, zaprzepaszcza człowieczeństwo i ludzkie odruchy. Boyne, podobnie jak w "Noah ucieka", i tym razem za pomocą imienia bohatera, odwołuje się do archetypów, ponadto czasem wręcz nachalnie tłumaczy oczywistości, jakby bał się, że nieuważnemu czytelnikowi umknie jakiś aspekt jego przekazu oraz wciąga czytelnika w moralną ocenę wydarzeń i postaci. Jednocześnie wydaje się nie zauważać, że jego bohater szyty jest bardzo grubymi nićmi. Nie jest autentyczny ani jako nad wiek dojrzały czterolatek, ani zdezorientowany piętnastolatek, nie potrafiący trzeźwo ocenić sytuacji.

Z punktu widzenia młodego czytelnika, moralna ocena, do której zachęca Boyne, mimo wszystko mogłaby okazać się trudna. Boyne cały czas pokazuje tylko jedną perspektywę wydarzeń. Prawdopodobnie, jakby w obawie przed byciem źle zrozumianym, dorzuca przyciężkie zakończenie, które psuje ciekawy efekt niedopowiedzenia, w atmosferze którego wydajemy się już żegnać z bohaterem.

W Polsce "Chłopiec na szczycie góry" został zaklasyfikowany przez wydawcę jako książka dla dorosłych. Tymczasem zastosowane niedopowiedzenia, dość silny dydaktyzm i młody bohater sugerują jednak młodszego odbiorcę. Swobodnie można ją podsunąć oczytanemu dwunastolatkowi, który nie boi się wzruszeń. Jakby bowiem nie patrzeć, "Chłopiec na szczycie góry" to książka mocna. A gdyby nie łagodzące zakończenie, nawet bardzo mocna.

Czytaj także

0 Komentarze:

Prześlij komentarz