7/19/2016

Uczymy się czytać



Nauka czytania to śliski temat. Zawsze znajdą się zwolennicy tej czy innej niezawodnej metody: sylabizowanie, głoskowanie, czytanie globalne. Mam oczywiście swoje zdanie wynikające z przeróżnych doświadczeń rodzicielskich i zawodowych, ale nie chciałam dzisiaj rozpoczynać wojny na argumenty.  Kilkanaście lat temu natknęłam się bowiem na zeszyty Aksjomatu. Towarzyszyłam wtedy Najstarszej w jej pierwszych krokach w nauce czytania. Ona miała cztery lata i fazę wrażliwą na litery, a ja dużo zapału, determinację, żeby nie czekać z czytaniem do szkoły i zero doświadczenia. Miałyśmy do dyspozycji trzy pierwsze zeszyty, które widać na zdjęciu powyżej, dwa tygodnie wakacji w Bieszczadach i wolny taras obok pensjonatu. Najstarsza wróciła do domu z podstawową umiejętnością czytania, czyli "bez polskich znaków", a ja z epokowym odkryciem, że to pisanie, a właściwie układanie słów, poprzedza czytanie. Kilka lat później z Tomkiem przeszliśmy tę samą drogę, z tym że nasz zestaw wzbogacił się o serię "Literki dla smyka". W te wakacje przyszła kolej na Sadzonkę.

Okazuje się, że liczni wydawcy/producenci zeszytów z zadaniami nie wymyślili od tamtej pory nic ciekawszego, bardziej inspirującego i lepiej dostosowanego do możliwości najmłodszych adeptów czytania. Siła "naszych" zeszytów tkwi w naklejkach. Nie trzeba mieć dobrze wyćwiczonej ręki, żeby właściwie rozpoznawać kształty liter i kojarzyć je z głoskami. Nie trzeba umieć czytać, żeby złożyć wyraz z liter.

Zeszyty, na których uczyła się Najstarsza bazowały na małych literach drukowanych. Ten wybór od razu podnosił poprzeczkę trudności, ponieważ dzieci w tym wieku zwykle lepiej kojarzą duże litery.





Dzisiaj Aksjomat wprowadza powoli zeszyty specjalnie pomyślane dla przedszkolaków, w których arkusik z naklejkami zasiedlają tylko wielkie litery. Wśród zadań pojawia się też więcej podpowiedzi wyróżnionych białym drukiem. (Poniżej przykład z "Literek przedszkolaka")


Entuzjazm z jakim czterolatek uczy się czytać jest nie do przecenienia i trudny do powtórzenia w szkole podstawowej, kiedy mozolne głoskowanie i sylabizowanie bywa największą męką. Liczba zakupionych przez nas zeszytów, które widzicie na zdjęciu nie wynika z moich chorych ambicji, ale z tego, że Sadzonka na rzecz "literek" porzuciła prawie wszystkie aktywności, łącznie ze znacznym odchudzeniem czasu na wspólne czytanie. Szukamy też gier słownych na internecie. Są równie atrakcyjne jak przyklejanie naklejek. Żadne książeczki ze szlaczkami i pisaniem nie budziły wśród moich dzieci takiego zainteresowania. Powiedzmy szczerze, wrzucanie do jednego worka kaligrafii i nauki czytania to wylewanie dziecka z kąpielą. Warto te dwie rzeczy zawczasu od siebie oddzielić.


Z Sadzonką jako pierwszą, bezpośrednio po Aksjomacie sięgnę po pierwszy poziom serii "Czytam sobie". Ciekawa jestem czy starczy jej cierpliwości i chęci. Nie zdziwię się jednak, jeśli na samodzielne czytanie książek przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać.



Czytaj także

2 komentarze:

  1. Moja córka ma lat prawie cztery i w tutaj w przedszkolu w UK uczy się rozpoznawania i układania literek. I tak potrafi więc wybrać wszystkie literki, które sa w jej imieniu i mniej wiecej je ulozyc w dobrej kolejnosci. I rozpoznaje kilkanaście wyrazów. Entuzjazm z jej strony ogromny, ale stres, kiedy ktos każe jej napisać literę równiez. Niedlugo zaczna sie wakacje i bedzie wizyta w PL, wiec pewnie skorzystamy że wspomnianych przez Ciebie pomocy 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo! Polski jest w dużej mierze fonetyczny, więc mamy łatwiej niż po angielsku. Sadzonka czasem sama z siebie zapisuje litery, ale widzę, że na razie jej to nie bawi. W sumie nic dziwnego, cały czas jest dość nieporadna w posługiwaniu się kredkami.

      Usuń