7/24/2016

Detektywi z klasztornego wzgórza


Detektywi z klasztornego wzgórza
Zuzanna Orlińska
Literatura 2016











W "Detektywach z klasztornego wzgórza" Zuzanna Orlińska prezentuje czytelnikom przykład detektywistycznej powieści historycznej, której akcja przenosi nas w lata 30. XX w. do Czerwińska nad Wisłą. Miasteczko szykuje się na wizytę prezydenta Mościckiego, a w klasztorze trwają prace remontowe w starym kościele. W tym czasie, dwójka młodych bohaterów, córka szefa zespołu konserwatorskiego, Bronia i syn czerwińskiego restauratora, Jerzyk, próbuje rozwikłać zagadkę tajemniczego malarza Trąbaczewskiego, który kręci się po okolicy. Trop prowadzi w dwóch kierunkach: celem podejrzanego może być zamach na życie głowy państwa lub sekret skrywany w murach opactwa. O pomoc w wyjaśnieniu tajemnicy dzieci proszą Kornela Makuszyńskiego...

Makuszyński w powieści Orlińskiej pojawia się jednak nie tylko w roli bohatera. Cała książka przesiąknięta jest duchem jego powieści. Autorka celowo stylizuje język, by jak najwierniej oddać styl swego mistrza. Czym dalej posuwamy się w lekturze, tym skuteczniej Orlińska wchodzi w buty Makuszyńskiego, aż do całkowitej mimikry. Siłą powieści są bez wątpienia świetnie nakreślone realia historyczne, łącznie z przemyceniem do fabuły w roli postaci drugoplanowych, elity towarzyskiej dawnej Warszawy. Głównym bohaterem powieści i największą gwiazdą pozostaje jednak Czerwińsk, któremu autorka przygląda się bardzo uważnie. Nawiązuje do historii miasta od czasów Templariuszy, nęci autentycznymi opowieściami o zaginionych skarbach, opisuje relacje towarzyskie, włączając osobiste wspomnienia dotyczące własnej rodziny. Okazuje się być niezwykle wnikliwą dokumentalistką, która jednocześnie przeplata fakty z fikcją literacką w sposób prawie niezauważalny.

"Detektywi z klasztornego wzgórza" czytają się lekko, zwłaszcza gdy książka nabiera nieco rozpędu. Orlińska śmiało kreśli fabułę i precyzyjnie spina wątki. Oddaje w ręce czytelników książkę przemyślaną i dopracowaną w szczegółach. Nie ukrywam jednak, że przez pierwsze sto stron poważnie zastanawiałam się, czy pomysł z naśladowaniem mistrza Makuszyńskiego wyjdzie autorce na zdrowie.  Do to pory zresztą, mimo że wiem już, iż książka warta jest poświęconego na czytanie czasu, szukam głębszego uzasadnienia dla realizacji tego pomysłu, innego niż oddanie hołdu sławnemu pisarzowi albo rozbudzenie zainteresowania jego twórczością. Wspominam świetnego "Pisklaka" i marzę o więcej cukru w cukrze - więcej Orlińskiej w Orlińskiej.

Czytaj także

0 Komentarze:

Prześlij komentarz