Domino i Muki. Po drugiej stronie czasu
Domino i Muki. Po drugiej stronie czasu
Zofia Stanecka
il. Daniel de Latour
Wydawnictwo W drodze 2014
Zofia Stanecka ma z pewnością na tyle silnie wyrobioną pozycję, że neutralność światopoglądową może sobie schować w przysłowiową kieszeń. I całe szczęście, bo inaczej książka, która leży przede mną nie ujrzałaby światła dziennego, albo co najwyżej zasiliła ofertę parafialnych księgarenek. Tymczasem "Domino i Muki. Po drugiej stronie czasu", pozycja o wyraźnie tradycyjnej wymowie, ma szansę trafić do szerokiego odbiorcy, pod płaszczykiem książki przygodowo-fantastycznej.
Płaszczyk ten, skrojony zgodnie z najnowszymi trendami, jest jak zwykle u Staneckiej świetnie skomponowaną, trzymającą w napięciu i dowcipną historią, którą z żalem odkłada się na półkę. Autorka nie stosuje łopatologicznego dydaktyzmu, starając się raczej w przygodowym zamieszaniu zgrabnie przemycić kwestie, które, mam wrażenie, mogły skłonić ją do podjęcia właśnie tego tematu.
Zaczynając czytać, wiedziałam o fabule zaledwie tyle: Bohaterowie książki, wpadając w wyrwę w nieczynnym tunelu pod Wisłostradą, przenoszą się w czasie i trafiają do średniowiecznego Gniezna, w którym przebywa właśnie święty Wojciech. Szybko przekonałam się, że historia staje się pretekstem do pokazania początków chrześcijaństwa na ziemiach polskich, atmosfery rozdarcia między tym co pogańskie, często okrutne i bezwzględne, ale od wieków zakorzenione w ludzkich zwyczajach, a tym co chrześcijańskie, świeże i nieznane, ale na swój sposób intrygujące i niosące powiew nowych, lepszych relacji między ludźmi, atmosfery nadziei.
Zapewne nieprzypadkowo wydarzenia rozgrywają się na przednówku, tuż przed Wielkanocą, z pewnością nie przez przypadek jedną z postaci pierwszoplanowych jest św. Wojciech, męczennik pierwszych wieków, mnich niosący Dobrą Nowinę na pogańskie tereny słowiańszczyzny. Odchodzi stare, a w bólach powstaje nowe. Wcale nie w laurze zwycięstwa, ale w rozterkach, strachu i niepewności, która nie oszczędza nawet Świętego.
Autorka zadaje pytanie o granice ludzkiej wolności, o powołanie, o odpowiedzialność za innych. Zadziornie pyta, czy nasze życiowe nawyki nie ograniczają nas i nie czynią podatnymi na bierność i lenistwo. Zachęca do poszukiwania swojej życiowej misji, w zgodzie z własnym sumieniem.
Lektura prowokuje do jeszcze poważniejszych pytań: Na ile współczesna Europa pamięta, że początków swojej tożsamości może szukać w tamtych czasach, wśród tamtych ludzi, którzy podejmując nowe wyzwanie uczyli się żyć uczciwie, pokornie i godnie? Czy św. Wojciech, patron Polski, jest jeszcze patronem na obecne czasy, czy zapodział się gdzieś w ostępach nieprzystępnej hagiografii?
Jest to więc książka międzypokoleniowa, adresowana w równym stopniu do dzieci jak i do rodziców, skłaniająca do dyskusji i wspólnego poszukiwania odpowiedzi. Domino i Muki wydają się dość dobrze rozumieć, że warunki w których przyszło im żyć, nie powinny z góry determinować ich życiowych wyborów. Pozostają sobą nawet w obliczu nieodwracalnych wydarzeń i uczą się „żyć po prostu”.
Z niecierpliwością czekam na następną część przygód dwójki bohaterów. Dokąd trafią tym razem za pośrednictwem tajemniczego czasomierza?
My też jesteśmy ciekawi dokąd trafią :)
OdpowiedzUsuńWiesz, że ja nawet przez moment nie zastanawiałam się nad "neutralnością światopoglądową"? Mam poczucie, że ona tam po prostu jest (jednak) - prowokuje do poszukiwań osoby z różnych stron "barykady"?
Jest? Nie mam pewności. Czy prowokuje? Mam nadzieję. Ciekawa jestem drugiej części. W jakim tym razem będzie osadzona kontekście.
OdpowiedzUsuń