Chrupek i Miętus - dzikie zwierzęta
Chrupek i Miętus - dzikie zwierzęta
Delphine Bournay
Wydawnictwo Dwie Siostry 2013
"Chrupek i Miętus" dostali się wreszcie w nasze ręce, więc czym prędzej, całą rodziną, zasiedliśmy za kuchennym stołem i zabraliśmy się do lektury. Po pierwszym opowiadaniu zapadła znacząca cisza. Po drugim niektórzy zdecydowali się na niezbyt pochlebne oceny, po trzecim ja byłam już całkiem zażenowana i czym prędzej chciałam zakończyć spotkanie z apodyktyczną żabą i głupiutkim królikiem. Zanim zaczęliśmy czytać wydawało mi się, że dobór kolorów będzie
największym minusem "Chrupka i Miętusa", po skończeniu, zrozumiałam, że
projekt graficzny to zaledwie zadra na całościowym wizerunku. Nie miałam wątpliwości, że książka, która trafiła w nasze ręce nie jest z naszej bajki. I choć zdaję sobie sprawę, że ta ocena jest czysto subiektywna, nie mogę nie zadać sobie pytania, co wpłynęło na nasz odbiór?
Pierwsze wrażenie podobieństwa do "Felka i Toli" odpłynęło już po chwili. Poczucie humoru, o wiele cięższe niż u Sylvii Vanden Heeede, zbliżone było raczej do przekomarzanek rodem z kiepskich kreskówek. Nie chciałabym zrzucać odpowiedzialności na francuskie poczucie humoru, ale może powinnam pójść w tym kierunku. W końcu Roland Topor jako mistrz groteski i purnonsensu, świetnie wpisuje się w chrupkowo-miętusową scenerię. I choć bardzo cenię sobie Topora i lubię francuski dowcip, to wieszanie sroki za nogę i wylewanie na nią gorącego sosu, szczególnie w kontekście książki adresowanej do bardzo młodego odbiorcy, jakoś zupełnie nie przypadło mi do gustu.
Nie chciałabym tym stwierdzeniem zabierać głosu w dyskusji na temat granic dydaktyzmu w literaturze dziecięcej, bo zupełnie nie w tym rzecz. Kluczowym błędem tej książki nie jest bowiem dosadny charakter niektórych wątków, ale całkowity brak humoru. To znów subiektywny odbiór, który jest być może uwarunkowany kulturowo, a być może po prostu nie bawi nas to samo, co panią Bournay. Niewiele pomaga zgrabny skądinąd przekład. Efekt końcowy jest taki, jakby książkę napisała i zilustrowała nieco przemądrzała uczennica szkoły podstawowej.
Całościowy odbiór utrudnia również brak czytelnego klucza. Pierwsze opowiadanie ma wydźwięk nieco filozoficzny, jednak kolejne gubią ten trop i zmierzają w zupełnie innym kierunku. A ostatni gwóźdź do trumny dobijają końcowe wersy:
"Tak naprawdę, to dobrze nam,gdy jesteśmy wszyscy razem...Kochamy się.Jesteśmy dzikie,ale się kochamy".
Książka ma specyficzny humor, to fakt. My nie ocenilismy jej tak surowo, ale jak widac ilu czytelników tyle różnych opinii po lekturze.
OdpowiedzUsuńPamiętam, zresztą pisząc myślałam o Tobie i o tym jak różny może być odbiór tej samej książki.
UsuńNo tak to jest z książkami. I sama dobrze znam to uczuciem z naszych doświadzeń z książką. Ktoś polecił, a my przebrnęliśmy raptem kilka stron... Albo odwrotnie, przeciętna książka, która przeszła bez echa, nas akurat chwyciła za serce. Rozczarowania i zaskoczenia.
UsuńMoże czasem jest po prostu tak, że książka musi trafić na odpowiedni moment, w którm jesteśmy. Może.
pozdrawiam Was:)))
Nudno by było, gdyby wszyscy myśleli tak samo.
OdpowiedzUsuńMy też pozdrawiamy :)
ufff, to się cieszę, że nie tylko ja myślę podobnie. zaczęliśmy czytać i.... co tu dużo mówić, odłożyliśmy książkę, bo męczyłam się nie tylko ja, ale i dzieci... było nudno, ciężko i ... o co tyle hałasu?
OdpowiedzUsuń"Ciężko" to dobre słowo. Ja też się cieszę, że nie jestem jedynym sceptykiem w gronie zachwyconych.
UsuńRzeczywiście wrażenia daaalekie od naszych! Tak to już bywa choćby z poczuciem humoru; ważne, by w morzu różnorodności odnaleźć własne sympatie, spotkać też osoby, które myślą podobnie jak my. Bez odmienności byłoby nieciekawie:)
OdpowiedzUsuńI takie, które myślą inaczej. ;) Pozdrawiam i będę zaglądać do Kokonu.
UsuńOdwaga wyrażania własnych myśli, szanowanie cudzych są ważne. Cenię wrażliwość i umiejętność wypowiadania się, będę więc do Ciebie zaglądać! Również pozdrawiam;)
Usuń