Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obrazkowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obrazkowa. Pokaż wszystkie posty

10/22/2020

Kury, czyli krótka historia o wspólnocie

 

Kury, czyli krótka historia o wspólnocie, Laurent Cardon, tł. Tomasz Swoboda, Adamada 2020.

Bez wątpienia najlepszy picturebook jaki ostatnio mieliśmy w rękach. O zaletach i wadach demokracji, parytetach, priorytetach, a nawet o małżeńskiej zdradzie. Bez obaw, każdy wyciągnie z tej książki tyle ile zdoła i to bez uszczerbku dla czytelniczej satysfakcji.

Kiedy białe kury orientują się, że z kurnika zniknął kogut Marcel, wszczynają alarm. Szybko okazuje się, że również u rudych kur kogoś brakuje. Tylko czarne są nadal w komplecie. Kury dość szybko znajdują winowajcę. To lis. Migiem również postanawiają, że najlepszą obroną jest atak. Czy należy działać wspólnie, a może lepiej utworzyć trzy armie? Kto będzie dowódcą? Brać pod uwagę liczebność stada czy mocne... skrzydła? A może decyzje trzeba przegłosować? 

Laurent Cardon wchodzi w temat jak w masło i z rozmachem kreśli na wielkich formatach coraz to nowe układy kurzych zastępów. Wreszcie czuję, że szukanie na półce miejsca na niestandardową książkę nie wiąże się wyłącznie z widzimisię autora. Wychodzi też na wierzch animatorskie zaplecze Cardona. Ilustracje mają w sobie coś z dobrej krótkometrażówki, w której za pomocą prostych środków i dynamicznych kadrów, twórca jest w stanie przemówić głośno i dobitnie. Psychologia tłumu odbija się w pozornie jednorodnym kłębowisku białych, rudych i czarnych ptaków. Tu nie ma wiodących postaci. Główną bohaterką jest armia, w kolejnych stadiach swego powstawania.

"Kury" mają urok historii, która otwiera drogę do wielu pytań, ale bez ambicji na podsuwanie gotowych odpowiedzi. Inteligentna, zaskakująca, z przewrotnym finałem, u nas w domu zyskała szerokie grono zachwyconych. Z nadzieją wyglądamy pozostałych "kurzych" tytułów Cardona, tym razem o zaufaniu i o akceptacji.




9/29/2020

Dzika

 

Dzika, Emily Hughes, tł. Kinga Rodziewicz, Elżbieta Jezierska, Wydawnictwo Rzeczownik 2020.

Emily Hughes nareszcie zagościła w Polsce i to za sprawą całkiem świeżego wydawcy. Podwójna to przyjemność, bo Rzeczownik znam i cenię za sprzedaż świetnych picturebooków i wysmakowanych materiałów papierniczych. "Dzika" to dla mnie drugie spotkanie z autorką. "Małego ogrodnika" (link: "The Little Gardener") znamy i kochamy w naszym domu już od kilku lat.

Kiedy myślę o książkach Hughes, pierwsze skojarzenie jakie mi się nasuwa to natura. Jej najbardziej rozpoznawalne tytuły pławią się w zieleniach i brązach, kipią gęstymi zaroślami nakrapianymi urodzajem polnych kwiatów i ożywają dyskretną obecnością dzikich zwierząt. Przyroda, która tu gości to taka, jaką chcielibyśmy widzieć na co dzień: świeża i nieposkromiona. Trend łąk kwietnych i niekoszonych trawników znajduje na tych ilustracjach swój wspólny mianownik.

"Dzika" to debiut wydawniczy autorki i jak dotąd jej najbardziej wyrazista wizytówka, za przyczyną której reprezentowała Wielką Brytanię na Biennale Ilustracji w Bratysławie w 2015 r. Nie jest to wbrew wszystkiemu książka głęboka. Raczej pewnego rodzaju prosty manifest dla wszystkich tych, którzy nie mieszczą się w ramach społecznych oczekiwań. Określana mianem damskiej wersji "Tam gdzie żyją dzikie stwory" Maurice'a Sendaka, udowadnia, że dążenie do realizacji własnych ideałów zawsze ma sens. Dzika to dziewczynka z lasu, wzór buntowniczki pokazującej pazurki, gdy tylko życie zmusza ją do obrony swoich racji. Wyrwana z osobistego raju dzikiego lasu i poddana próbie ucywilizowania, nie waha się zastosować żadnych środków perswazji by wrócić do siebie. Jej wizytówką stają się ogromne oczy, które płynnie przechodzą od łagodności do furii i nieposkromiona fryzura, jakby widoczny przejaw wewnętrznych emocji. 

Emily Hughes po mistrzowsku gra obrazem. Pewnie trochę bardziej przekonująca jest w leśnych scenach niż tych podejrzanych we wnętrzach domu szalonego psychiatry, ale i tu i tu nie sposób odmówić jej wyjątkowej wrażliwości na szczegóły. Nie powstrzymam się przed stwierdzeniem, że Hughes to artystka wyrafinowana, przemawiająca do młodego odbiorcy w sposób subtelny i spodziewająca się po nim tej samej wrażliwości.

Rzeczownik ze swojej strony zadbał o wszystkie detale, by książka działała nie tylko na emocje, ale również na zmysły. Kremowy, ciepły, lekko szorstki papier, oryginalna, autorska wyklejka oraz płócienny, zadrukowany grzbiet budzą jak najlepsze skojarzenia.




9/18/2020

Wszyscy się liczą

 


Wszyscy się liczą, Kristin Roskifte, tł. Milena Skoczko, Dwie Siostry 2020.

Właśnie mija czwarty dzień przymusowej kwarantanny. Telefon z lokalnej stacji Sanepidu przerwał normalną rutynę codzienności. Świat kończy się za drzwiami. Liczymy tylko do pięciu. Picture book Kristin Roskifte nabiera nowego wymiaru. Uwypukla dokładnie to, co sytuacja izolacji zabiera nam w stopniu dotąd niespotykanym. Relacje.

Obrazkowa wyszukiwanka jakiej dotąd nie było. Wysmakowana artystycznie, ale przede wszystkim zaskakująca koncepcją, która wznosi się ponad prosty schemat śledzenia postaci na kolejnych stronach. Linearność kończy się na przyrastającej liczbie osób obecnych na ilustracjach. Historia wielu z nich toczy się za pośrednictwem podpisów pod rysunkami. Nie wystarczy uważnie patrzeć, trzeba czytać, dociekać, wyciągać wnioski i nieustannie poruszać się między stronami w tył i przód, szukając odpowiedzi. Wiele z nich kryje się w pozornie nieistotnych szczegółach, mnóstwo odczytać można w mimice twarzy, czy na podstawie przypadkowych kontaktów między bohaterami. W tekście znaczenie mają zwłaszcza czasowniki i to wcale nie koniecznie te związane czynnościami. Ktoś się o czymś dowiaduje, ktoś inny ma nadzieję, ktoś przeżywa żałobę, ktoś inny zapomina o całym świecie. Co ciekawe nie ma tu głównych bohaterów. Zgodnie z tytułem, każdy się liczy. Autorka nie rozróżnia. Do wszystkich stosuje uniwersalne określenie OSOBA.

Książkę fabularnie, bardzo zgrabnie zamyka motyw gwiazd. W pierwszej scenie samotny chłopiec patrzy w niebo, w ostatniej perspektywa świata ujęta jest z kosmosu. Kristin Roskifte wychwytuje różnorodność za pomocą szerokiej palety kolorów. Jednocześnie podobieństwo osób sprawia, że książka bardzo dobrze sprawdza się jako trudna do rozpracowania wyszukiwanka. Bez wątpienia koszmar dla każdego daltonisty, za to z uniwersalnym przesłaniem, że mimo różnic wszyscy jesteśmy tacy sami.

"Wszyscy się liczą" to picture book, który swojego odbiorcę znajdzie w bardzo szerokiej grupie wiekowej. Wysublimowane konteksty, konieczność szerokiego spojrzenia przy jednoczesnej potrzebie bardzo szczegółowej analizy sprawiają, że książka naprawdę jest wyzwaniem. Jednocześnie dla młodszych czytelników nadal może pełnić rolę prostej wyszukiwanki, wspieranej przez zestaw zagadek obrazkowych zamieszczonych na ostatnich stronach oraz podpowiedzi dostępnych na stronie internetowej wydawcy.

 




 





5/12/2020

Kropka i kreska


Kropka i kreska, Véronique Cauchy, il. Laurent Simon, Wydawnictwo Kropka 2020.


"Kropka i kreska" to picturebook wizytówka, żartobliwe nawiązanie do nazwy oficyny, która powstała na początku tego roku, jako dziecięca marka wydawnicza Marginesów. Ciepło witam Kropkę. Dobrze widzieć, że w tym trudnym dla kultury czasie jest miejsce i szansa na rozwój.

Nie powiem, że książka nie była dla mnie zaskoczeniem. Na początek spodziewałam się fajerwerków. Tymczasem "Kropka i kreska" to bardzo bezpieczny debiut wydawniczy, który może trafić w gust w miarę szerokiego grona czytelników. To ciepła, sympatyczna historia skierowana do najmłodszych odbiorców, śmiała artystycznie, w klimacie lekko retro, ale nie tworząca niepotrzebnej bariery. Mam przy tym poczucie, że sam koncept historii nie jest nowy. Czarna kropka spotyka białą kreskę i zaczynają się bawić. Powstaje huśtawka, śmigło, ślimak. Potem zapraszają przyjaciół. Możliwości jest co raz więcej. Drzewa, parasol, wreszcie całe miasto. 

Automatycznie przypominają  się podobni książkowi bohaterowie: "Wielka historia małej kreski" (Serge'a Bloch), "Panna Kreseczka" (Chotomskiej i Butenko), a w końcu "Kropka z błędem" (Tarska i Solak). Kiedy do miasta zjeżdżają się kolorowe kropki i kreski, niebiesko-biało-czarna dotychczas książka rozkwita feerią barw, bo przecież siła tkwi w różnorodności i dobrej współpracy. Jedna z moich ulubionych książek, "Dzień, w którym kredki się zbuntowały" Olivera Jeffersa, raczy czytelników podobnym zakończeniem. Zbuntowane kredki dają się namówić na współpracę i tworzą razem fantastycznie kolorowy rysunek. Sukces kredek, czy w tym wypadku kształtów, to również wizualna przyjemność dla czytelników.

"Kropka i kreska" nie jest książką świeżą i dla dorosłego może okazać się nieco nudną lekturą do wspólnego czytania, bo  przy swojej wtórności nie wnosi do historii kompletnie nic nowego. Co nie znaczy, że najmłodsi nie polubią odważnych, szczerych i przyjacielskich figur geometrycznych. Wszak piękno tkwi w prostocie.







4/16/2020

Mama zawsze wraca



Mama zawsze wraca, Agata Tuszyńska & Iwona Chmilewska, Wydawnictwo Dwie Siostry 2020.

Na picturebooki Iwony Chmielewskiej rzadko kiedy pozostaję obojętną. Tym razem też silnie odczuwam go w sobie. To nie jest przyjemne uczucie. "Mama zawsze wraca" nie jest książką, która gładko przylega do czytelnika. Dwukrotna lektura nie sprawia, że zaczynam ją lubić. Historia pozostaje we mnie, ale świadomie nie chcę do niej wracać. Nie zaprzyjaźniam się z nią. Czy z okrucieństwem można się zaprzyjaźnić?

Pomysł na książkę o małej Żydówce, ukrywanej w piwnicy warszawskiego getta, zrodził się w głowie Agaty Tuszyńskiej dawno temu i długie lata leżał w szufladzie. Podobnie jak lalka Zuzia, niemy świadek tamtych wydarzeń, od lat przypominająca historię Zosi Zajczyk, tłumom zwiedzających Muzeum Yad Vashem. Prawdopodobnie takich dziewczynek były tysiące. Losy części z nich znamy, innych na zawsze pozostaną tajemnicą. Ale nie o świeżość przekazu tak naprawdę tu chodzi. Książka może być potraktowana jako hołd złożony wszystkim dziecięcym ofiarom Holocaustu i wszystkim rodzicom, którzy z narażeniem własnego życia i za wszelką cenę walczyli o ich przetrwanie.

Tuszyńska i Chmielewska prowadzą równoległą narrację, w obu przypadkach bardzo osobistą. Tuszyńska podejmuje się wejścia w rolę autorki literackiego pamiętnika, swoistej gawędy o tamtym czasie, spisanej lekko nieporadnym, silnie emocjonalnym stylem. Chmielewska zaś chwyta się motywu lalki Zuzi i kwiecistego deseniu na jej sukience, czyniąc go przewodnim elementem rodzinnego albumu, który układa na kolejnych stronach. Albumu pełnego pustych przestrzeni, nieobecności i oddalenia.

Siłą tej opowieści są wyraźne osobiste akcenty, które sprawiają, że ta historia nie jest taka jak inne. To opowieść o małej Zosi, która była krasnoludkiem, "strzygła" sobie zęby odgryzając kawałki ściany, jadła glisty zamiast sucharów i udawała, że jest węglem. To wreszcie historia dziewczyny, która po przyjeździe do Izraela musiała zapomnieć, że jest Polką i mimo wewnętrznego sprzeciwu rozpocząć nowe życie.

Czy to jest książka dla dzieci? Też dla dzieci, ale na pewno nie dla wszystkich. Żeby odpowiedzieć na pytanie, czy moje dziecko jest na nią gotowe, trzeba ją samemu przeczytać.








1/28/2020

Gdzie jest noc


Gdzie jest noc, Agnieszka Wolny-Hamkało / Maria Ekier, Wydawnictwo Hokus-Pokus 2019.

Jeśli wierzyć tekstowi Agnieszki Wolny-Hamkało, noc jest wszędzie, jeśli zaufać ilustracjom Marii Ekier, noc z pewnością jest w środku. Zaglądam ostrożnie do poetyckiego picturebooka i cieszę się, że wydawnictwo Hokus-Pokus po raz kolejny pokazuje jak stawiać dzieciom literackie wyzwania.

 Maria Ekier jest mistrzynią metafory, Agnieszka Wolny-Hamkało, wręcz przeciwnie, zarówno w prozie jak i poezji pozostaje blisko świata rzeczywistego, jego zmysłowych detali i całkiem przyziemnych atrybutów. Ten duet iskrzących przeciwieństw tworzy książkę nieoczywistą i tylko jakby przy okazji wpisującą się w schemat lubianych przez dzieci historii z nocnym backgroundem. Śledzimy noc w jej całodobowej wędrówce. Co robi kiedy jest ciemno? Gdzie bywa w ciągu dnia?  Za lustrem, w małej kwiaciarni, na dnie lodówki w Lidlu, w pojemniku na pościel, w nieudanych rysunkach. Noc w tych poetyckich opisach zaczyna dominować również po stronie dnia, tworząc tym samym całkiem przedziwny kalejdoskop zdarzeń. Ilustracje Marii Ekier świadomie przełamują tę nocną dominację. Czarne wnętrze zostaje domknięte bielą okładek, wyklejki, dwóch pierwszych i dwóch ostatnich stron oraz środkowej rozkładówki. Ta piękna symetryczność kolorów porządkuje chaos poetyckich opisów i przerabia na symbole to, co Agnieszka Wolny-Hamkało pięknie opisuje bogactwem epitetów.