2/12/2018

Maskarada


Maskarada, Lotta Olsson & Nilsson Thore, tł. Agnieszka Stróżyk, Zakamarki 2018.

  Nie wiem czy to Maria Nilsson Thore zapragnęła mieć trochę większy udział w życiu mrówkojada i orzesznicy, czy raczej Lotta Olsson uznała, że warto zaznajomić z bohaterami również młodszych czytelników, pewne jest jednak że konwencja książki obrazkowej wyszła im na dobre. I choć bardzo lubię filozoficzne rozmowy dwójki przyjaciół, krótka, dowcipna forma ma również swój niezaprzeczalny urok.

 Ciągle zachodzę w głowę jak to jest, że duży bądź co bądź mrówkojad czasem mieści się w domku małej orzesznicy, a innym razem wystaje daleko poza kalenicę. Wydaje się nawet, że maleńkie, z pozoru bardzo niewygodne krzesełko w przytulnej kuchence orzesznicy jest dla niego całkiem komfortową miejscówką. Ta graficzna przewrotność przekłada się wprost na fabułę opowiadania i muszę powiedzieć, że dobrze jej z tym. W ręce polskich czytelników trafiła już druga książka obrazkowa i mimo moich początkowych obaw, że w tak lapidarnej formie stracimy coś ze specyficznej relacji mrówkojada i orzesznicy, bohaterowie w nowej odsłonie pozostają za każdym razem autentyczni. Właściwie fakt, że autorkom udało się zachować pierwotny, niczym nie spłaszczony charakter postaci, a jednocześnie uczynić historię bardziej przystępną dla młodszych czytelników, zasługuje na wyrazy szczerego uznania. Najciekawsze, że nigdzie nie widać tych szwów, które sprawiają, że długie, filozoficzne pogaduszki bohaterów, znane z pełnowymiarowych książek, zamieniają się w perfekcyjnie skrojoną historyjkę z zaskakującym finałem.

"Maskarada" przypomina mały hołd złożony przyjaźni orzesznicy i mrówkojada. Esencjonalna, przepełniona wzajemną czułością i dobrotliwą życzliwością historia, wydobywa to co najlepsze z ich relacji, a jednocześnie ani na chwilę nie sprawia wrażenia przesłodzonej, jakby mogła to sugerować budyniowo-różowa okładka. Podstęp mrówkojada, stanowiący kanwę fabuły, uczyniony w jak najlepszej wierze i moralnie absolutnie słuszny, zazębia się z rozważaniami orzesznicy o istocie białego i prawdziwego kłamstwa. Od chwili kiedy orzesznica oświadcza - "Nie lubię balu przebierańców" - czytelnik staje gdzieś po środku ich obustronnych zabiegów związanych z przygotowaniami do balu przebierańców. Tytułowa maskarada toczy się odtąd również między nimi. Pozorna nonszalancja zachowania, podszyta jest pełnym szacunku, ale jednak ukierunkowaniem na osiągnięcie własnego celu. Książka do ostatniej sceny skrzy się humorem i pozostaje obojętna na infantylne zakończenie, dokuczliwie narzucające się w podobnych momentach.




Czytaj także

0 Komentarze:

Prześlij komentarz