7/26/2013

Doktor Dolittle

Podróże Doktora Dolittle
Hugh Lofting
 il. Zbigniew Lengren
Nasza Księgarnia 1985













- Kiedy wreszcie skończymy Doktora Dolittle? - powtarzał swoją śpiewkę Tomek, regularnie od kilku miesięcy. Faktycznie, zaczęliśmy go czytać jeszcze w zeszłe wakacje. Potem nagle nadeszła jesień, opuściliśmy nasze wiejskie zacisze i wróciliśmy do miasta. Książka została, a jej miejsce zajęły biblioteczne zdobycze i wydawnicze nowości. "Podróże Doktora Dolittle" przeczekały cały rok i na szczęście nie straciły dla Tomka nic ze swojego czaru. Czytamy dalej nasz wytarty egzemplarz z ilustracjami Lengrena, a ja mam wrażenie, że czas się zatrzymał i to nie tylko na ten rok, ale na ostatnich 30.

źródło: www.galeriagrafikiiplakatu.pl
Seria książek o przygodach Doktora Dolittle powstawała w latach 1920-1948, z czego trzy ostatnie utwory ukazały się po śmierci autora w latach 50. Pierwsze opowiadania Hugh Lofting napisał podczas wojny, w żołnierskich okopach, kiedy otaczająca rzeczywistość była straszna i beznadziejna. Polskie tłumaczenia nie czekały długo na swój wielki debiut, bo pierwsze z nich ujrzały światło dzienne jeszcze w latach 30. Wśród nich nasze "Podróże". Z satysfakcją stwierdziłam, że przekład Janiny Mortkiewiczowej nie zestarzał się. Kolejny raz przy tej okazji żałuję, że czas równie łaskawie nie obszedł się z "Mary Poppins" w tłumaczeniu Ireny Tuwim, którą uwielbiałam w dzieciństwie, a dziś nie umiem jej czytać z równą swobodą.

Inspiracją do zbudowania postaci Doktora, który zna mowę zwierząt i całkowicie poświęca się pomocy im, był żyjący w XVIII w. John Hunter, szkocki chirurg, ceniony naukowiec tamtych czasów. Był on zwolennikiem uważnej obserwacji i naukowego podejścia w medycynie. W swoim domu na obrzeżach Londynu hodował najróżniejsze dzikie zwierzęta i prowadził szczegółowe badania naukowe.

Polskie wydania "Doktora Dolittle" ugruntowały w czytelnikach charakterystyczne wyobrażenie Doktora, stworzone kreską Zbigniewa Lengrena, jako szczupłego starszego pana, z siwym wąsikiem i bródką. W niczym nie przypomina on grubego jegomościa z oryginalnych ilustracji, narysowanych ręką samego autora.
Takiego Doktora Dolittle znają dzieci angielskojęzyczne.
 Dzisiaj w księgarniach niestety na próżno szukać lengrenowych wydań. A szkoda, bo mają one swój niepowtarzalny czar. Ucieszyłam się na wieść o najbliższej premierze wydawniczej Znaku, ale z niewiadomych powodów wybór wydawcy padł na jedną z ostatnich części serii ("Doktor Dolittle i tajemnicze jezioro"), która niestety nigdy nie została zilustrowana przez Lengrena. Na nas czeka jeszcze kilka innych pachnących starością tomów "Doktora". Oby wakacje trwały jak najdłużej.



Czytaj także

6 komentarzy:

  1. Chłopaki poznały Doktora z audiobooka, ale nie było próśb o książkową kontynuację i sklęsło :( Dla mnie postać Doktora to też Lengren, a ekranizacja z Murphym to masakra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka to jak zwykle rzecz gustu, jednym podpasuje innym nie. Moja starsza córka też nie jest fanką Doktora. Zdaje się, że film oparty jest na podobnym podobny pomyśle co "Pan Popper i jego pingwiny". Żadnego z nich nie oglądaliśmy.

      Usuń
  2. A my nie znamy (jeszcze). Liczę na wznowienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie Doktor Dolittle istnieje od zawsze. :) Też liczę na wznowienie, ale znając Naszą Księgarnię nie mam zbyt dużych nadziei.

      Usuń
  3. Dla mnie Doktor Dolittle to przepiękne wspomnienia z dzieciństwa - moja Babcia bardzo często czytała mi właśnie Dr Dolittle, potem czytałam już je sama - pamiętam okładki kilku części m.in. niebieską i bordową. Swoim dzieciom jeszcze nie czytałam - trochę się boję zderzenia z czasem - czy ta książka będzie tak samo magiczna dla mnie jak te ponad hmmm 30 kilka lat temu?
    Córka czytała jako lekturę i jakoś przeszło bez zachwytów :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zawsze boję się tych powrotów. Ale za każdym razem mam nadzieję, że jeżeli pierwsze dziecko nie załapało, to może drugie chwyci. A jak nie to trzecie ;). Gorzej kiedy sama czuję się rozczarowana powrotem po latach. Tak było np. z serią E. Nesbit. Albo z Ożogowską.

      Usuń