Truchlin 2
Truchlin. Czarny merkuryt, Vojtěch Matocha, il. Karel Osoha, tł. Anna Radwan-Żbikowska, Wydawnictwo Afera 2021.
To już drugie spotkanie z "Truchlinem", czeską powieścią gotycką dla młodzieży. Wydawało mi się, że po przygodach opisanych w pierwszej części książki, kolejny tom zbliży nas do rozwiązania zagadki spowitej w mroku praskiej dzielnicy. Czy mogłam się bardziej mylić?
Mimo półtorarocznej nieobecności w świecie Truchlina, powrót okazał się niebywale prosty. Vojtěch Matocha dokonał niemożliwego i na zaledwie kilku stronach tekstu zdążył przywołać atmosferę i rozkręcić akcję tak, że Hitchcock nie powstydziłby się takiego wstępu. Dziadek Jirki umiera, a na jego pogrzebie pojawia się niespodziewany gość, który szybko okaże się kluczową postacią tej części cyklu. Chwilę później chłopak zostaje porwany, a w tle jego zniknięcia błyszczy tajemniczy merkuryt i nowa tajemnica Dalibora Nápravníka.
Matocha zjednał sobie czytelników atrakcyjnym pomysłem osadzenia akcji w fikcyjnej dzielnicy czeskiej Pragi. Na dodatek nie zwyczajnej lecz zupełnie fantastycznej, od przeszło stu lat pozbawionej dostępu do zasilania i innych udogodnień nowoczesnej techniki. Zlokalizowany w okolicach placu Vaclava Truchlin, spójną siecią ulic i ścieżek łączy się z resztą miasta, jednocześnie pozostając innym, tajemniczym i niedostępnym. Wnioskując z popularności serii powieściowej na czeskim rynku wydawniczym, wyobrażam sobie, że ten zabieg dla młodych prażan, zaznajomionych z topografią miasta, musiał okazać się bardzo elektryzujący. Drugi tom zdaje się dodatkowo potwierdzać, że Truchlin nie jest miejscem, które łatwo można okiełznać, co więcej swobodnie zmienia swoją topografię i tworzy sekretną siatkę połączeń, tajemniczych przejść, tuneli i ścieżek. Większa część akcji toczy się teraz na Czerepach, rejonie Truchlina, cieszącym się szczególnie złą sławą i wyjątkowo zachowawczym podejściem do codziennych udogodnień. Steampunkowa atmosfera przejmuje grozą, a my jako czytelnicy możemy już tylko liczyć na spryt i intuicję bohaterów, która zwykle nie zawodzi.
Im dłużej czytam "Truchlin", tym lepiej rozumiem, że nie jest to powieść, w której wystarczy nadążać za wątkiem i właściwie wyciągać wnioski, by z sukcesem rozumieć motywacje bohaterów, konsekwencje ich zachowań i łączyć wszystko w logiczną całość. Truchlin nie tylko jako miejsce, ale również jako książka wymyka się logice, a jedyną postacią, która nie kryje żadnej tajemnicy wydaje się być Jirka. Waham się czy ta zamierzona (?) niespójność to atut czy wada. Wygląda na to, że z tym pytaniem pozostaje mi poczekać do zamknięcia trylogii.
recenzja pierwszego tomu Truchlina tutaj
0 Komentarze:
Prześlij komentarz