2/16/2015

Którędy do gwiazd?


Którędy do gwiazd?
Anna Czerwińska-Rydel
il. Marta Ignerska
Wydawnictwo Muchomor 2014















Pierwsze co rzuca się w oczy to rzadko spotykany rozbrat tekstu z ilustracją. Najpierw kilkadziesiąt stron gołego druku, dopiero potem pełne rozkładówki rysunków. Pierwsze wrażenie, jakby autorka z ilustratorką pokłóciły się ze sobą i stworzyły dwa niezależne dzieła. Możemy wybrać czy najpierw czytamy, czy śledzimy obrazkową historię. Możemy też zastosować technikę zamienną, ale nikt nie daje gwarancji, że ilustracje ułożone są w kolejności chronologicznej.
Drugie na co zwróciłam uwagę to zabieg kolorystyczny. Wszystko utrzymane jest w bieli, żółci i czerni. To dzięki temu szybko przekonujemy się, że autorki stworzyły jednak spójne dzieło. Białe kartki opowieści spięte zostały z obu stron żółtymi stronami wstępu i zakończenia.

Ilustrowane strony są jakby echem tekstu. Brzmią nie tylko bezpośrednie cytaty ujęte w komiksowe dymki, ale również z pozoru dalekie nawiązania, czasem współczesne, to znów jakby mitologizujące. Ignerska przenosi siedemnastowieczną bohaterkę w szerokie historyczne spektrum.
Opowieść o pierwszej kobiecie astronom, Elżbiecie Heweliusz w perspektywie innych książek autorki nie odznacza się wyjątkowym pomysłem. Wydaje się, że jedynym zabiegiem jaki zastosowała jest nielinearny układ fabuły, który młodszym czytelnikom sprawia niewielki kłopot. Strona ilustracyjna nadaje więc książce charakteru i uwypukla to co istotne. Bohaterka na motorze wyrasta ni stąd ni zowąd na ponadczasową ikonę, symbol kobiecej siły, porównywany z socjalistyczną kobietą na traktorze.




Zresztą Ignerska pokazuje się tutaj od najlepszej strony. Jak zwykle bierze na warsztat proste znaki ikoniczne, bawi się nimi, przełamuje swoim charakterystycznym stylem, oplata nicią skojarzeń. Otrzymujemy spójne dzieło, stworzone z dużym rozmachem i wychodzące ponad utarte schematy. Efekt potęgują rozkładówkowe ilustracje, które dodatkowo wydają się opuszczać ramy książki.


Książka na pewno nie jest przewodnikiem po astronomicznych dokonaniach bohaterki, raczej po jej kobiecości, która jak na tamte czasy była dziwna, niezrozumiała, wręcz niebezpieczna. Opowiada o aspiracjach, sile charakteru i niezłomności, ale także o miłości, macierzyństwie oraz potrzebie piękna.



Początkowo poczułam się oszukana, że nie zaglądamy w lunetę Elżbiety, nie mamy wglądu w jej notatki, nie dowiadujemy się jak wyglądały tajemnicze instrumenty Jana Heweliusza. Wszystko to autorki pozostawiają na marginesie, gdzieś daleko między gwiazdami, w czerni nocnego nieba. Na pierwszy plan wysuwa się to co ludzkie, złożone z uczuć, myśli, wrażeń, opinii, wspomnień. Którędy do gwiazd? jest wbrew pozorom pytaniem o to co tu i teraz: marzenia, ambicje, plany, sukcesy i radości.




Czytaj także

5 komentarzy:

  1. Teraz mam dylemat: gdzie się rozgościć - u Ciebie czy zaprosić do mnie? ;)
    Byłaś pierwsza - wybacz, ale ten post czekał już jakiś czas na dokończenie, nie zaktualizowałam fragmentu o efektach wyszukiwarki...

    Porównuję swoje wrażenia z Twoimi...
    > Pierwsze co rzuca się w oczy to rzadko spotykany rozbrat tekstu z ilustracją
    Kiedy ta książka trafiła do nas zachłannie rzuciliśmy się nią - oglądając, kartkując, porównując (zwłaszcza, że miliśmy źle zszyty egzemplarz ;) Nie miałam wrażenia "rozbratu" a - po przeczytaniu tekstu - coś w rodzaju rozczarowania. Że tekst nie dorównuje temu, co zobaczyłam. Ale....
    przecież to tekst był pierwszy.

    Spojrzałam na niego jeszcze raz, zwłaszcza w kontekście tego, jak Elżbieta pojawia się w "Wędrując...". I zgadzam się z Tobą - to jej kobiecość jej wyeksponowana bardziej niż działalność naukowa. Ale może w świetle tego, jak jej biografię interpretuje Ignerska przede wszystkim chodzi o drogę życiową - postawę-bycie kobietą, na różne sposoby? I zdobywanie różnych szczytów?
    Najpierw przeszkadzał mi ten romansowy charakter biografii (zwłaszcza, że małżeństwo było faktycznie raczej zaaranżowane dla interesów rodziny), potem - dzięki Ignerskiej inaczej na to spojrzałam. W końcu Elżbieta poszła drogą, którą wybrała. Także dzięki wsparciu - współpracy z mężczyzną.

    Czytałaś "W poszukiwaniu światła?"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ, czuj się jak u siebie. :)
      Książkę czytałam z 7-latkiem, który rzadko książki kartkuje, przegląda, ogląda, podziwia itp. Jak się głębiej zastanowię, dochodzę do wniosku, że robi to tylko wtedy gdy strona graficzna niesie z sobą konkretną wiedzę, chociaż i to nie zawsze. Kiedy czytam na głos, zwykle pokazuję mu na bieżąco ilustracje (niestety nie jest z tych, co sami zaglądają z ciekawości przez ramię). Tu po drodze nie było co pokazywać. Kiedy skończyliśmy czytać, uznał że to finał. Z jego strony nie było dalszego ciągu. Z tego, że nie ma pojęcia jak wyglądają ilustracje zdałam sobie sprawę dopiero wtedy, kiedy na ekranie zauważył fotkę z książki. Nie skojarzył zdjęcia z tym tytułem. To chyba przez to głównie odebrałam "Którędy do gwiazd?" jako "rozbrat". Po prostu całość nie szła jednym torem, a nawet ten drugi tor niektórym umknął w bok.

      Jeśli zaś chodzi o działalność Elżbiety, to znowu moje uwagi dotyczą odbioru dziecka. Czytając krótkie fragmenty o ich pracy naukowej, czułam że wchodzę w obszar, z jednej strony taki który bardziej ciekawi Tomka, a z drugiej brakowało mi u Ignerskiej odpowiadającego zobrazowania. Dopiero potem przyszła refleksja, że nie o tym jest ta książka.

      Nie czytałam. Mam kilka pozycji Czerwińskiej-Rydel do nadrobienia. Szczerze mówiąc, najchętniej wszystkie miałabym na półce.

      Usuń
  2. "Mój" 9latek nie wiem czy powdziwia, ale ogląda. Ostatnio, w ramach pracy domowej miał opisać obraz (wyybrany odgórnie - realistyczne malarstwo XIX wieczne). Obok zastosowanych formułek "na pierwszym planie.... na drugim planie...." miała pojawić się własna ocena: "Nie podoba mi się ten obraz, bo lubię obrazy fantastyczne, na których trzeba domyślić się co widać". (pomijam terminologię ;)

    Generalnie - co do biografii Elżbiety: lekko niepokoi mnie rozbrat z linią poprzedniej, "męskiej" trylogii gdańskiej; choć i tam przecież była i nietypowa opowieść o Schopenhaurze...
    Czytałam "Bałtycką syrenę" - chyba jednak ta seria pójdzie w inną stronę...
    Nie wiem "która" kobieta będzie trzecia.

    A Agata Dudek i Poważne Studio (oprawa graficzna męskiej "Trylogii Gdańskiej") jednak nie było takim aktem wolności twórczej i zdecydowanym - własnym - głosem "ilustratora - projektanta". Tu jest wyraźna interpretacja.

    Opowieści o M.Curie-Skłodowskiej także nie mam "na półce" - mam audiobook, do którego nie mogłam się długo przekonać, a teraz baaardzo lubię.
    Nie chcę wchodzić w psychoanalityczne interpretacje, ale widać, że A.CZerwińska-Rydel inaczej "traktuje" bohaterów damskich i męskich swych biografii.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę. Brakuje mi w szkole lekcji wychowania do sztuki. Chowamy następne pokolenie ignorantów.

    >>Nie chcę wchodzić w psychoanalityczne interpretacje, ale widać, że A. Czerwińska-Rydel inaczej "traktuje" bohaterów damskich i męskich swych biografii.

    A może to taka linia parytetowa, jak w serii Poławiacze Pereł?

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pierwszy rzut oka ten "rozbrat" między treścią a ilustracjami jakoś taki rażący jest. Teraz wydaje mi się, że to całkiem dobry zamysł, bo raz można czytać, innym razem usiąść i pooglądać ilustracje i dołączone do nich zdania. Mnie i "Błatycka syrena" i "Którędy do gwiazd" wciągnęły biograficznie i historycznie:)

    OdpowiedzUsuń