1/21/2014

Uciekinierzy

Uciekinierzy
Tomasz Trojanowski
 il. Nika Jaworowska
Wydawnictwo WAB 2008










Historia lubi zataczać koła. Ta jej przyrodzona cecha zmusza nas raz na jakiś czas do pogrzebania na półkach z książkami, nie tylko w ramach pierwszego, ale również drugiego rzędu. Przy tej okazji co i rusz wraca pytanie: czy to już? Niestety recydywa książkowa w przypadku Tomka, dziedziczącego książki po Najstarszej, czasami nie dochodzi do skutku. Młody ma swoje zdanie i już po kilku stronach, ku naszemu ogólnemu rozczarowaniu, potrafi odmówić dalszej lektury.

Za to Sadzonka wydaje się nie być wybredna. Książki z półek zdejmuje całymi stosami, te po rodzicach i po rodzeństwie, słucha ich i kartkuje bez większych zastrzeżeń. Wyjątek zrobiła ostatnio podczas próby zakupu "Auta" Bajtlika, które odepchnęła zdecydowanym ruchem, po szybkim przejrzeniu. Mój zawód nie zrobił na niej większego wrażenia.

Powroty do książek sprzed kilku lat mają swoje dobre strony. Wyciągamy często tytuły mało znane, które nie zdążyły jeszcze wyrosnąć na pozycje kultowe, leżące cicho na naszych prywatnych półkach bez specjalnych względów i splendorów. Przypominamy sobie o nich z radością, czasem ze wzruszeniem.

 "Uciekinierzy" mają właśnie taki status. Można powiedzieć, że jest to pierwszy thriller literacki jaki miałam w ręku, zanim zabrałam się za dorosłą literaturę tego gatunku i chyba jedyny thriller dla dzieci, jaki powstał od tamtego czasu. Trojanowski jest pisarzem bardzo zdolnym, ale niezbyt płodnym, stąd pewnie niedocenionym. Mam nadzieję, że mimo długiej przerwy (ostatnią książkę wydał ponad trzy lata temu!), nie zaprzestanie pisania. Cenimy go za inteligentny dowcip i poważne podejście do dziecięcego czytelnika. Jak bardzo brak obecnie tych cech jego kolegom po fachu, najdobitniej pokazuje przykład Grzegorza Kasdepke, który z książki na książkę zachwyca coraz mniej...

Na opowieść składają się dwa zazębiające się wątki. Bohaterami jednego z nich są dwaj chłopcy, poszukujący telewizora, który zniknął z mieszkania jednego z nich. Drugiemu wątkowi przewodzi zaś dwóch policjantów Inspektor i Podinspektor z Sekcji Specjalnej, pracujący nad wyjaśnieniem nietypowej serii zdarzeń, polegającej na znikaniu telewizorów i pojawianiu się w mieście dziwnie zachowujących się zwierząt. Historia do ostatnich chwil trzyma w napięciu, a zakończenie jest naprawdę nieprzeciętnie zaskakujące. Zdradzę tylko, że wszystko uzupełnia jeszcze element fantastyki i sporej dawki absurdu, który dodaje atrakcyjny smaczek całości. Akcja toczy się wartko, tak że żal odłożyć książkę na bok, więc warto na głośne czytanie zarezerwować dwa pełne wieczory. A co najważniejsze, autor pomyślał także o dorosłych, zapewniając rozrywkę na naprawdę przyzwoitym poziomie. To miłe i warte docenienia.

Jak na absolwenta pedagogiki i nauczyciela przystało, Tomasz Trojanowski nie potrafi oprzeć się pokusie doprawienia swoich książek odrobiną dydaktyzmu. Widać to nie tylko na przykładzie "Uciekinierów", ale także - i to jeszcze wyraźniej - w serii "Kocie historie". Na szczęście jednak dobre rady w podaniu autora mają formę dość lekkostrawną, stąd też tę łyżkę dziegciu na koniec dodaję właściwie wyłącznie gwoli recenzenckiej uczciwości.

Czytaj także

9 komentarzy:

  1. słowo "thriller" mnie elektryzuje, więc kupiłaś mnie dla Trojanowskiego, wieść, że dydaktycznie nienachalny, tylko podkręca tę chęć. Zaś co do Kasdepke - zgadzam się. Maszyna do produkcji tekstów powoli zgrzytać zaczyna...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Ja dla odmiany muszę nadrobić ostatnie książki Trojanowskiego, bo Najstarsza w międzyczasie zdążyła z nich wyrosnąć. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.

      Usuń
  2. U nas jakoś szału na inne niż "Kocie historie" w wersji audio (Ja-ro-sław! Bo-be-rek!), książki pana Trojanowskiego nie było. Ani Dziobaś, ani Uciekinierzy, a Włochacza to chyba nawet nie skończyliśmy. Trzeba by zrobić drugie podejście :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziwota! Boberek jest the best. :)

      Usuń
    2. No, ba! Kiedyś, w ramach eksperymentu, wypożyczyłem nawet papier, ale po pierwszym rozdziale na głos sam stwierdziłem, że, nie no, kurczę, to nie jest to :D Tak samo chyba bym miał (i chłopaki) z Pippi, bo nas pani Jungowska rozpieściła swoim wykonaniem :D

      Usuń
    3. A ja nie mogę się przemóc, żeby posłuchać Jungowskiej. Jakoś ciągle chodzi mi po głowie siostra Bożenka... Wiem, padam ofiarą utożsamiania aktora z rolą.

      Usuń
    4. Padasz. Jungowska z tą swoją "zadziorną" chrypą idealnie wpisała mi się w wyobrażenie głosu Pippi. Ale to tylko moje nic nie znaczące zdanie i nie wiem czy pokona uraz pobożenkowy :P

      Usuń
    5. I jak tu nie ulec sile sugestii? Rezerwuję w bibliotece. ;)

      Usuń