4/13/2014

Basia i urodziny w muzeum


 Basia i urodziny w muzeum
 Zofia Stanecka
 il. Marianna Oklejak
 Wydawnictwo Egmont 2014















 Zapanowało przekonanie, że książkę dla dzieci można zrobić o wszystkim, a nawet o niczym. Wystarczy wybrać dowolny motyw, wokół którego da się osnuć fabułę albo wręcz przeciwnie, nie da się nic z nim zrobić i powstają historie, które nie mają początku albo końca, przesłania ani morału, nie niosą żadnych wniosków lub choćby logicznego sensu. Mają motyw. Motywem może być kropka u Tulleta, Ja u Brenifiera (Oscar Brenifier, "Ja, co to takiego?") albo noc w "Co się dzieje kiedy śpisz?". I choć wartość każdej z tych książek trzeba oceniać indywidualnie, łączy je motyw jako wartość sama w sobie. Tullet używa kropki jako pretekstu do zabawy, Brenifier snuje swoje pseudointelektualne rozważania wokół JA, Łazowski udaje, że ma pomysł na to, co zwierzęta robią nocą. Literacki postmodernizm wpycha nas co i rusz w pułapkę książek do wszystkiego i do niczego. Świetny projekt graficzny wspiera słaby tekst lub odwrotnie.

Seria o Basi od kilku lat stanowi  trzon książek pedagogizujących, pomagających rodzicom w rozwiązywaniu konkretnych problemów. Po dwudziestu kilku tomach wiemy już, że za "Basia i ..." może stać dosłownie wszystko. Sukces książek o Basi potwierdza, że tego typu literatura jest potrzebna i lubiana zarówno przez dzieci, jaki i rodziców. Sukces ten to jak się okazuje koło zamachowe, z którego wielu chciałoby skorzystać. Kiedy Zofia Stanecka napisała pierwszą książkę o Basi, nikt nie pomyślał nawet, żeby wykorzystać ją do promocji warszawskiego zoo. "Basia i urodziny w muzeum" powstała już na zamówienie Muzeum Narodowego, by promować nie tylko samo Muzeum, ale również konkretne lekcje muzealne. Basia zostaje zaproszona na warsztaty o rycerzach i księżniczkach. Wybiera się na nie bez entuzjazmu, ponieważ nie może zabrać ze sobą Miśka Zdziśka. Na miejscu, dzieci przygotowują dawne nakrycia głowy, oglądają wystawę i jedzą posiłek. Każde z dzieci może wcielić się w postać księżniczki lub rycerza, ale Basia wybiera inne przebranie i w domu zamienia swój strój w róg jednorożca. 

Product placement nie wyszedł książce na dobre. Mam wrażenie, że opisów jest za dużo w stosunku do dialogów i zabrakło pomysłu na ciekawą fabułę. Motyw muzeum nie chce sam podźwignąć tematu i książka pozostawia niedosyt. Na dodatek wątek rajstopek, z których dzieci przygotowują przebrania, nie jest śmieszny a raczej groteskowy.

Pozostaje mieć nadzieję, że warsztaty w MN są jednak nieco ciekawsze, a przynajmniej dzieci wychodzą z nich bardziej zadowolone, niż to przedstawiła autorka. Inaczej nie tylko książka okaże się słaba, ale i promocja nieskuteczna.

Czytaj także

5 komentarzy:

  1. O, jak zgrabnie ujete sedno sprawy :)
    Choć nigdy nie byliśmy (byłyśmy?) wielbicielkami całej serii, to niektóre przygody baaardzo lubimy. Także za uchwytywanie rodzinnej codzienności niekoniecznie w wersji polukrowanej. Ale już jakiś czas temu przestałam śledzić kolejne tomy.

    Wydaje mi się, że podobny problem ("udźwignięcie tematu") pojawił się już wcześniej w "Basiach" - "Basia i kolega z Haiti". Autorka może nie do końca zawsze jest przekonana do słuszności tematu? Kryzys twórczy?
    Nie zmienia to faktu, że cenię sobie działalność Zofii Staneckiej, zwłaszcza pod kątem podręczników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Tomek bardzo lubi Basię, dlatego jestem na bieżąco i mogę wyciągnąć średnią. ;) Zofia Stanecka jest dla mnie uosobieniem autorskiej klasy, dlatego sądzę, że jednak tym razem temat po prostu jej nie podszedł. Nie dziwię się zresztą. Szkoda, że seria traci rozpęd. Ma swój urok, mimo miejscami zbyt nachalnego dydaktyzmu.

      Usuń
  2. W Basi lubię tylko Oklejak :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja Basie (w l.mn.) zaliczam do moich i córki ulubionych książek. Zaczęłyśy od kartonowych książeczek dla maluchów "Basia, Franek i..." a teraz dwa miesiące przed trzecimi urodzinami córki czytamy już te "duże' Basie. Zdarza się, że po trzy z rzędu! Niewątpliwie uroku książkom dodają rewelacyjne ilustracje, które sącharakterystyczne i niepowtarzalne, ale nawet dobra oprawa graficzna nie pomogłaby słabej pod względem tekstowym książce. Mam bzika na punkcie literatury dziecięcej pisanej ładnym a przynajmniej poprawnym językiem, sporo książek odpada w przedbiegach po wstępnym rzucie oka a w Basiach nic mnie nie razi. Co więcej, Basie są napisane zywym, zabawnym, potoczystym stylem i tylko raz na jakiś czas jest o parę przecinków przed "a" za dużo, ale to jestem w stanie przełknąć :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zasadniczo się z Tobą zgadzam. Tym bardziej jednak zauważam odbiegający od średniej poziom pisarski najnowszej części.

      Usuń