2/23/2017

Ewolucja według Calpurnii Tate


Ewolucja według Calpurnii Tate
Jacqueline Kelly
tł. Katarzyna Rosłan
Wydawnictwo Dwie Siostry 2016

Newbery Honor Book 2010










Nie chcę patrzeć na tę książkę wyłącznie jak na przejaw pierwszych prób kobiecej emancypacji. Noszę w sobie poczucie, że niezależnie od czasów każdy z nas wbijany jest w gorset stereotypów i oczekiwań, które nie zawsze są nasze i w które nie chcemy lub nie umiemy się wpasować.

Przełom dziewiętnastego i dwudziestego wieku, farma w Teksasie, zamożna wielodzietna, ziemiańska rodzina i jedenastolatka, niepewnie odkrywająca swój talent w badaniu otaczającej ją przyrody. To jej ewolucja, pod czujnym acz niedbałym okiem dziadka, przykuwa naszą uwagę przez ponad trzysta stron książki. Zaczyna się niewinnie, od przycięcia zbyt długich włosów, które w upalne lato przeszkadzają cieszyć się nieskrępowaną zabawą. Potem pojawia się mały kieszonkowy notes i pierwsze, nieśmiałe przyrodnicze obserwacje, skrzętnie zapisywane na jego stronach. Akcja powieści toczy się leniwie, podobnie jak życie na skąpanej w słońcu teksańskiej farmie i równie wolno jak książka, którą Callie z wypiekami, po kryjomu czyta w swoim pokoju - "O pochodzeniu gatunków". Tytułowa ewolucja nie przynosi niespodziewanych przełomów i zaskakujących zwrotów, to w gruncie rzeczy zmiana mentalna, proces powolnego uświadamiana sobie swojej roli w siatce społecznych powiązań i poszukiwania możliwości realizacji własnych aspiracji. Bohaterka zdaje się stać dopiero na progu zmian, które zadecydują o jej dalszym życiu. Prawdziwa ewolucja dopiero ma nastąpić.

Powieść Jacqueline Kelly nosi w sobie najlepsze cechy stylu tradycyjnej powieści dla dziewcząt.  Fakt, że nie powstała przed stu laty zdradza emancypująca perspektywa i bardzo świadome odniesienie do przejawów naukowych zdobyczy. Lucy Maud Montgomery czy Frances Hodgson Burnett raczej nie poczułyby się urażone, postawione w jednym rzędzie z debiutującą, XXI-wieczną pisarką. Świetny styl i wyważona narracja nie ustrzegły jednak autorki przed nieco instrumentalnym potraktowaniem teorii Darwina. Uparcie stara się w kolejnych podtytułach rozdziałów, udowodnić, że darwinowskie tezy da się bez pudła dopasować do perypetii bohaterów. Jako demiurg powieści bez problemu dopina swego, ale w pewnym momencie staje się w tych zabiegach nużąca i przewidywalna.

Nie można tego samego powiedzieć o samej fabule powieści. Książka czyta się świetnie i bez rażących dłużyzn, a mimo to miejscami kartkowałam ją do przodu, żeby zaspokoić palącą ciekawość. Najstarsza wciągnęła się w akcję równie sprawnie, czyniąc porównania do "Ani z Zielonego Wzgórza".

Zakończenie książki nie przynosi decydujących rozstrzygnięć. Ewolucja Calpurnii Tate trwa nadal, choć w powietrzu czuć lekki powiew zmian. Nie tylko tych wielkich - na świecie hucznie witającym nowy wiek, ale również tych zupełnie małych - w życiu nastoletniej bohaterki. Sześć lat po napisaniu tej książki autorka zdecydowała się na wydanie kontynuacji powieści. "Niezwykły świat Calpurnii Tate" ma szansę odpowiedzieć na pytania, z którymi pierwszy tom nie planuje się zmierzyć. Bardzo jestem ciekawa, czy uda mu się podźwignąć ciężar sukcesu swojego poprzednika.

Czytaj także

4 komentarze:

  1. Mała czcionko, skoro Montgomery, to powiew sentymentu i "emancypacja" z dzieciństwa w literackiej Kanadzie: Emilka ze Srebrnego Nowiu. Pierwszą część można by zaliczyć do middle grade, trzecią już do young adults. I jakoś po latach ustawiła mi się ta dorosła Emilka w pobliżu Virginii Woolf.
    Teraz już na pewno przeczytam Kelly.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj zdecydowanie mamy do czynienia z middle grade. :)
      Ciekawa jestem Twojej opinii o "Ewolucji". Ja jeszcze nie do końca się z nią rozliczyłam. Czekam na drugi tom, żeby sprawdzić jak autorka poradzi sobie z domknięciem wątków. Może kupię sobie po angielsku...

      Usuń
  2. Co to znaczy: "Lucy Maud Montgomery czy Frances Hodgson Burnett nie musiałyby się wstydzić, postawione w jednym rzędzie z debiutującą, XXI-wieczną pisarką."? Czy w zestawieniu z kimś innym już by się musiały wstydzić? :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może tak. Przy czym wygląda na to, że moja uwaga wymaga doprecyzowana, miałam na myśli, że nie czułyby się urażone, postawione w jednym szeregu z debiutującą pisarką. Dziękuję za trafny komentarz, :)

      Usuń