8/30/2023
Ziemianie
Ziemianie, Ewa Solarz & Robert Czajka, Druganoga 2023.
Ewa Solarz – promotorka sztuki i kuratorka wielu wystaw, Robert Czajka – ilustrator i projektant grafiki użytkowej. W duecie stworzyli już jeden wspólny projekt – "Wszystko widzę jako sztukę" – książkę dla dzieci o współczesnej sztuce, towarzyszącą wystawie prezentowanej w Galerii Zachęta kilka lat temu. Powracają z picturebookiem, w tematyce zgoła odmiennej, w stylistyce pozostającej zaś w nurcie książki artystycznej.
"Ziemianie" to książka z odwróconą perspektywą, bowiem to Międzyplanetarna Ekspedycja Badawcza opisała Ziemię i zwyczaje jej mieszkańców. Zrobiła to w specjalnym raporcie i z podziwu godną drobiazgowością, koncentrując się na szczegółach, które na co dzień umykają naszej uwadze. Ile kurczaków przypada na jednego Ziemianina? Ile szklanek wody tracimy w ciągu jednego dnia? Jakie zwierzę rodzi największe noworodki? Czego ludzie używają do mycia zębów zamiast szczoteczki? Dzięki temu niecodziennemu zaciekawieniu z jakim raport przygląda się Ziemi, książka stanowi nie tylko encyklopedię ciekawych faktów, ale również, a może przede wszystkim, dowcipne i pozbawione cenzury sprawozdanie z naszej ziemskiej ekscentryczności. Działa na wyobraźnię fakt, że kosmici, obserwując nas, nie tylko skrzętnie wszystko zapisują, ale również na tej podstawie wyrabiają sobie o nas zdanie. Ratunku!
Tekst jest wyczerpujący, ale nieprzegadany. Ewa Solarz w sposób bezpretensjonalny naśladuje dziecięcą ciekawość świata. Ilustracje Czajki utrzymane w stylistyce retro, przypominają mi stare amerykańskie leksykony dla dzieci z lat 60. ubiegłego wieku. Rysunki skreślone czarnym cienkopisem, podstawowa paleta barw z dodatkiem zieleni, pozostawiają dużo miejsca dla wyobraźni. Wyglądają jak szkicowane na gorąco przez cierpliwego kosmitę schowanego za drzewem.
Jedyne, co w lekturze tej dopracowanej pozycji zazgrzytało mi boleśnie to uwaga, że Francuzi zawdzięczają "długowieczność słabości do czerwonego wina". W obliczu ostatnich badań, które dowodzą, że nawet niewielka ilość alkoholu może spowodować nieodwracalne szkody dla organizmu, sądzę, że to hipoteza nie tylko mocno na wyrost, ale wręcz szerząca szkodliwe stereotypy. Szkoda, że znalazła się w książce dla dzieci. Podobno autorzy nie wykorzystali jeszcze wszystkich swoich pomysłów, które zamierzali umieścić w międzyplanetarnym raporcie. Dowodzi tego również uwaga zamieszczona w przedmowie. Postuluję rozdział o zdrowiu i cierpliwie czekam na dalszy ciąg. ;)
8/04/2023
Szkoła szpiegów / Baza księżycowa Alfa
Seria Szkoła szpiegów, Stuart Gibbs, il. Mariusz Andryszczyk, tł. Jarek Westermark, Agora 2021 (pierwsze wydanie).
Seria Baza księżycowa Alfa, Stuart Gibbs, il. Marta Krzywicka, tł. Aleksandra Szkudłapska, Agora 2023 (pierwsze wydanie).
James Bond w krótkich spodenkach i Star Trek dla początkujących. Gdybym miała wymienić dwie najbardziej amerykańskie serie, z jakimi miałam ostatnio do czynienia, wybrałabym właśnie książki Gibbsa. Uwaga, to naprawdę wciąga!
Pewna znajoma księgarka taśmowo polecała Gibbsa wszystkim rodzicom nietykających książek młodszych nastolatków. Dopóki sama nie przeczytałam "Śledztwa w kosmosie", a potem rzutem na taśmę "Szkoły szpiegów", wydawało mi się, że to gruba przesada. Nic z tych rzeczy. Po prostu, wpadając w sam środek akcji, trudno ot tak przerwać czytanie. I o to przecież chodzi.
Stuart Gibbs nie jest mistrzem skomplikowanych fabuł, ale potrafi tak sprawnie prowadzić akcję, że wszelkie nieprawdopodobieństwa i odautorskie naciągactwa przestają mieć znaczenie. Tak, "Szkoła szpiegów" jest może nieco naiwna, ale za to bomby wybuchają tu naprawdę, obcy agenci giną od celnych strzałów, a listy z pogróżkami naprawdę trzeba brać na serio. To nie jest fasadowy thriller dla dzieci, tu sprawy toczą się na poważnie. I choć dziecięcy agenci, Ben i Erica, z tajnej szkoły CIA, nie są może nieomylni, ale działając wspólnie potrafią zmylić terrorystyczną organizację Pająk, a nawet przechytrzyć naiwnego dyrektora i uratować agenta premium, Alexandra Hale'a.
Za to w "Bazie księżycowej Alfa" Gibbs chwyta za wątki kryminalne, ale też zręcznie przemyca cały arsenał wiadomości o życiu w kosmicznej bazie. Akcja toczy się wolniej, zamknięta przestrzeń nie generuje tylu niebezpiecznych momentów, za to na plecach cały czas czujemy oddech zabójcy, a brak możliwości ucieczki tylko potęguje to uczucie. Główni bohaterowie to znowu dwójka dzieciaków, umiarkowanych entuzjastów kilkuletniego pobytu w przestrzeni kosmicznej i wszelkich niewygód z tym związanych. Dzięki nim możemy poczuć na własnej skórze, że kosmiczne życie to nie bajka. Kosmiczna przygoda otwiera jednak cały wachlarz nieodkrytych możliwości, które ostro działają na wyobraźnię.
Ps. Na koniec dodam tylko, że gdyby przyszło mi oceniać wyłącznie pod okładce, prawdopodobnie po książki Gibbsa nigdy bym nie sięgnęła. ;)
7/17/2023
Radio zapomnianych dzieci
Radio zapomnianych dzieci, Anja Portin, il. Miila Westin, tł. Katarzyna Aniszewska, Widnokrąg 2023.
Czym zachęcić do czytania 11-letnią dyslektyczkę? Niech będzie Harry Potter, albo Zwiadowcy, ostatnio też "Sekrety Humli Hansson", no i "Radio zapomnianych dzieci".
U dwójki moich dyslektycznych dzieci wakacje zawsze były momentem czytelniczego pobudzenia. Przychodzi wolne, jest przestrzeń na "czilowanie", znikają rozpraszacze codziennego życia. Książka wchodzi naturalniej, łatwiej o skupienie. To straszne, ile przeszkód musi pokonać dyslektyk, żeby dokonać tego, co inni bez problemu robią w zatłoczonym autobusie, pod ławką w czasie lekcji, czy przy włączonym telewizorze. Przeczytać książkę.
"Radio Zapomnianych Dzieci" to ciepła, na poły współczesna, na poły baśniowa opowieść o mieście, w którym grupa osób o wrażliwych uszach słyszy westchnienia zapomnianych dzieci. Wśród nich Amanda Liścianka, tajemnicza gazeciarka, posiadaczka kota, kruka i jabłkowego sadu udziela schronienia zapomnianemu Alfredowi. Amanda co noc wyrusza do miasta, by przy okazji roznoszenia gazet udzielić doraźnej pomocy samotnikom porzuconym w mieszkaniach, domach, sypialniach. Jabłko, ciepłe skarpetki, kanapka stanowią pierwszą pomoc i wyraźny sygnał, że jest ktoś, kto czuwa i na kim można polegać.
Książka w subtelny sposób porusza problem dzieci zaniedbanych, jest miłym, krzepiącym, nie ocennym, ale może nieco naiwnym głosem dającym nadzieję, badającym teren różnych form społecznego sieroctwa. Fińska autorka, Anja Portin tworzy świat bardzo sensoryczny, pełen smaków i zapachów, a przez to wręcz namacalny i bliski. W wykreowanej przez nią rzeczywistości dzieciaki wykazują się ogromnym hartem ducha i siłą woli. Za sprawą tajemniczego nadajnika radiowego, który Alfred znajduje na strychu u Amandy, powstaje nocna audycja Radia Popow, która skupia przy odbiornikach wszystkie samotne dzieci z okolicy i tworzy osobliwą społeczność.
Zauważyłam, że Najmłodszą zwyczajnie oczarowała ta opowieść, jak wzruszająca piosenka albo miła wizyta przyjaciółki. Niemal 300 stron "Radia Zapomnianych Dzieci" pochłonęła w mgnieniu oka i namówiła mnie, żebym już dłużej nie zwlekała tylko zaczęła czytać. Więc polecam i Wam, bo choć okładka nie zachęca, środek naprawdę wart jest uwagi.
7/08/2023
Okna Pałacu Saskiego
Okna Pałacu Saskiego, Zuzanna Orlińska, il. Mikołaj Kamler, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego 2022.
Tej książki nie znajdziecie w żadnej księgarni. Powstała na zamówienie Ministerstwa Kultury dla wsparcia projektu odbudowy Pałacu Saskiego. Niezależnie od tego czy jesteście zwolennikami tej inwestycji, czy wręcz przeciwnie, jeśli będziecie mieć okazję zajrzenia do książki, zróbcie to koniecznie.
Zuzanna Orlińska nie raz dała się już poznać jako wszechstronna varsavianistka. Świetna trylogia "Uczeń sztukmistrza", czy przewodnik dla dzieci po Powązkach "Miasto pamięci". Tym razem zbiór pięciu krótkich opowiadań osnutych wokół gmachu Pałacu Saskiego na przestrzeni kilku okresów historycznych. Orlińska jak zwykle śmiało prowadzi wątki fabularne wokół historycznych faktów i postaci, i jak zwykle robi to lekko i z finezją. Można powiedzieć, że zwrócenie się do niej z takim pomysłem było w zasadzie strzałem w dziesiątkę. O ile dotychczas to Anna Czerwińska-Rydel kojarzyła się ze współczesną propagatorką wiedzy historycznej ubranej w atrakcyjną formę literacką, o tyle Zuzanna Orlińska od jakiegoś czasu śmiało dotrzymuje jej kroku.
Książka przeznaczona jest dla młodszego czytelnika, stąd opowiadania nie są zbyt długie a wątki nierozbudowane. Co jednak Orlińskiej, mimo trudnych warunków, udało się doskonale to oddanie klimatu miejsca. Pałac ożywa nie za sprawą suchych opisów miejsca, ale żywego opisu literackiego, który naturalnie wplata się w przedstawioną opowieść.
W każdym z opowiadań bohaterem jest dziecko, postać historyczna lub fikcyjna, które Pałac Saski i przyległy ogród pokazuje od środka za sprawą toczącej się w nim opowieści. Jest Kunegunda – córka króla Augusta II, która szuka zaginionego pieska, mały Chopin na usługach księcia Konstantego, Jadwinia Łuszczewska przyszła poetka, Antek wychowanek pałacowego stróża z czasów po odzyskaniu niepodległości i Ania stojąca na Placu Zwycięstwa podczas pierwszej pielgrzymki papieskiej. Wszyscy z tego samego miejsca oglądają nieco inną Warszawą i inny Pałac Saski. Sama z dużą ciekawością śledziłam jak zmieniało się jego przeznaczenie, a przez to klimat i użyteczność. Orlińska wplata historię Grobu Nieznanego Żołnierza, okolicznych budynków i pomników, ale ani na moment nie gubi należytej proporcji między tym co fabularne a tym co historyczne.
Na koniec pozostaje pewien niedosyt, choć zasadnicza funkcja książki zostaje przecież spełniona. Jeśli jednak Ministerstwo złożyłoby kiedyś u Zuzanny Orlińskiej zamówienie na powieść o Pałacu Saskim dla młodzieży, z przyjemnością przeczytam.
6/20/2023
Mąciciel
Mąciciel, Paweł Beręsewicz, Literatura 2023.
Od kilku tygodni jestem gdzieś na zakręcie. Przede mną powieści z Wattpada pisane przez nastolatki dla nastolatek, za mną klasyczna literatura młodzieżowa tworzona przez boomerów. W tym wszystkim pojawia się Bęresewicz ze swoją najnowszą dystopią. Kupią nie kupią? Ja bym kupiła.
Jesteśmy w przyszłości, choć nie tak dalekiej. 15-letni Jonasz słabo wpisuje się w system, który wymaga jednotorowego myślenia, niezadawania pytań i bezkrytycznego przetwarzania wiedzy. Szkoła nie znosi takich jak on – bystrych i dociekliwych. Niesubordynacja Jonasza szybko zostaje wychwycona. Zaproszenie na zabieg naświetlania w Poradni Leczenia Trudności w Nauce przychodzi pocztą. Po nim Jonasz zostanie zwrócony społeczeństwu cały, zdrowy, szczęśliwy i pozbawiony wątpliwości. Wszelkich.
Powieść zaczyna się klasycznie: samotny bohater, konflikt, poczucie nieuchronności. Szczerze, mówiąc długi czas nie miałam nadziei, że fabuła czymś mnie zaskoczy. Nawet gdy chłopak w niewyjaśnionych okolicznościach znalazł się w Amonie, tajnym ośrodku, w którym wzmacniana jest indywidualność i wspierane problemowe myślenie, nadal nie czułam się wciągnięta w opowieść. Beręsewicz powoli odkrywa karty. Czy Amon jest w stu procentach bezpieczny? Czy nastolatkowie, których Jonasz poznaje na miejscu są godni zaufania? Matrix ożywa w najmniej spodziewanym momencie, a chłopak traci grunt pod nogami. Szybko okazuje się, że utrata czujności to pułapka. Nie można dać się podejść.
Autor bardzo zgrabnie rozwija tę krótką, bo zaledwie 200-stonicową fabułę. Zakończenie jest niesztampowe i może tylko nieznacznie uproszczone z uwagi na konieczność domknięcia wszystkich wątków. Co jednak urzeka, to udana i nie dydaktyzująca refleksja nad wartością rozumu. W świecie zdominowanym przez informacyjne bańki i ideologię warto mieć ją na uwadze.
5/31/2023
Ostatni trop Kopernika
Ostatni trop Kopernika, Marcin Przewoźniak, Literatura 2023.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak dobrze bawiłam się przy polskiej młodzieżowej przygodówce. Marcina Przewoźniaka kojarzyłam dotychczas jedynie z bardzo udanej, dziecięcej serii "Puk, puk!", w której przez zabytkowe spiżarniane drzwi, do mieszkania państwa Bielskich dostają się goście z bardzo dalekiej przeszłości. Za pierwszy tom tej serii, "Puk, puk! Zastałem króla?", autor otrzymał prestiżową Nagrodę Literacką im. Kornela Makuszyńskiego.
Wygląda na to, że "Ostatni trop Kopernika" to młodzieżowy debiut powieściowy Przewoźniaka. Tajemnicza historia osnuta jest wokół zaginionych rękopisów Mikołaja Kopernika, a wartka akcja rozgrywa się to w zaułkach Braniewa i Fromborka, to znów na tłocznej gdańskiej starówce, a nawet w ponurych wnętrzach domu hiszpańskich mafiosów. Przewoźniak ugania się wraz ze swoimi bohaterami po Polsce i Europie, ostatecznie lądując w Krakowie, gdzie akcja nabiera tempa, a autor wyciąga na światło dzienne nieznane wątki z życia astronoma.
Książka znajomo pachnie serią Zbigniewa Nienackiego o Panu Samochodziku, co bynajmniej nie sprawia wrażenia wtórnej. Wprawdzie początkowo obawiałam się jak autor poradzi sobie z trudną relacją wykreowanych przez siebie bohaterów – Miłosza Erbachera, zwanego też "Ded" – handlarza dziełami sztuki i jego piętnastoletniej, zbuntowanej córki Ewy vel "Zakała", na szczęście ich rozmowy z czasem nabierają autentyczności i naturalności, a Przewoźniak udowadnia, że jest uważnym obserwatorem i dobrym dialogistą.
Informacje historyczne przemycone w fabule nie przyćmiewają wartkiej akcji. Książka trzyma tempo, a Przewoźniak ciekawie bawi się z czytelnikiem, mieszając autentyczne wątki z życia Kopernika z tymi zmyślonymi na potrzeby zagadki. Intryga jest zmyślna, pozbawiona uproszczeń, autentycznie trzyma w napięciu. Jedyne co mnie zdegustowało, to pomysł "odnowienia" gotyckiej, XIV-wiecznej krakowskiej kolumny, zwanej latarnią umarłych, przy pomocy... ciśnieniowej myjki.
5/25/2023
Sekrety Humli Hansson
Sekrety Humli Hansson, Kristina Sigunsdotter, il. Ester Eriksson, tł. Agnieszka Stróżyk, Zakamarki 2023
Zieleń na okładce w rzeczywistości wygląda zupełnie inaczej: neonowy miło daje po oczach. Ostatnia strona okładki jest cała zielona. Krótki research w Sieci: następny tom najpewniej będzie żółty, potem pora na róż.
Ta książka krzyczy. Kolorem, stylem ilustracji, wreszcie postacią głównej bohaterki. Gdyby bunt miał imię, pewnie nazywałby się Humla. Humla ma 12 lat, właśnie zostawiła ją przyjaciółka, ciotka trafiła do psychiatryka, a klasowe koniary nie dają jej żyć. A to wszystko przez ospę. Kilka tygodni nieobecności w szkole potrafi wywróci świat do góry nogami. Jeśli czytaliście "Hedwigę" Fridy Nilsson, z dużym prawdopodobieństwem właśnie tak wyglądałaby w okresie dojrzewania. "Sekrety Humli Hansson" to książka, która doskonale wpisuje się w schemat skandynawskiej antypedagogicznej literatury dla dzieci. Z tym zastrzeżeniem, że wątki fekalne, chociaż nie znikają całkiem, zostają wzbogacone o elementy kiełkującej właśnie seksualności.
Humla na różne sposoby odreagowuje trudną codzienność nastolatki: podpija alkohol, kradnie drobniaki zostawione na ławce, wychodzi w nocy z domu i błąka się po ulicach, a potem zrzuca z wiaduktu wypełnione wodą prezerwatywy. Jej dziecięcość i nastoletniość mieszają się w sposób naturalny. Jest trochę tu, trochę tam. Podsikuje krzaki w lesie, żeby oznaczyć teren, zjada ciasteczka, udając, że to kupa i naśladuje zespół Tourette'a, machając nieskładnie rękami. Jeśli po tym opisie stracicie ochotę na podsunięcie "Humli" znajomej nastolatce, ostrzegam, że popełnicie błąd. Moja córka (11 lat) Humlą autentycznie się zachwyciła, a mnie pozostało zadanie rozstrzygnięcia, w czym tkwi tajemnica sukces tej książki.
Wbrew pozorom jest to powieść, która poprawia samopoczucie. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ty masz dziwną rodzinę, beznadziejną klasę i nie radzisz sobie ze swoimi uczuciami. Poczuć się na chwilę Humlą. Odreagować własne frustracje, nabrać sił i ruszyć przed siebie. Bo ta książka ma moc wyzwolenia, swoistego literackiego katharsis, i mimo że w dorosłych może budzić konsternację, któż z nas nie kocha niegrzecznych bohaterów.
ps. W czasie gdy tak silne kontrowersje wywołuje pojawienie się na rynku kolejnego tomu pełnej przemocy i wulgarności "Rodziny Monet", serii young adults trafiającej do coraz młodszych, nawet kilkuletnich czytelniczek, "Humla Hansson" może być odpowiedzią na potrzebę literatury buntu — świetnie napisaną, doskonale przetłumaczoną i bardzo świeżą.
5/17/2023
Uroczy kaczor
Uroczy kaczor, Kaye Umansky, il. Ben Mantle, tł. Michał Rusinek, Frajda 2023.
Gdybym oceniała tylko po okładce, po "Uroczego Kaczora" pewnie bym nie sięgnęła. W zalewie podobnych do siebie książek "Kaczor" na pozór nie wyróżnia się niczym szczególnym. Ale jeśli zdarza wam się złapać na lep świetnego tłumacza, domyślacie się pewnie, że tak właśnie wyglądał początek mojej przygody. Skuszona przekładem Michała Rusinka, dałam się złapać w sidła tej niepozornej, wierszowanej historyjki o pierzastym facecie, który wstał lewą nogą.
Prosty, trafny przekaz, że każdy może mieć zły dzień i nie ma w tym nic złego to oczywiście ważny głos i komunikat, z którym powinien zetknąć się każdy kilkulatek. Zantropomorfizowane postacie zwierząt, leśne miasteczko z uroczymi sklepikami ukrytymi w wydrążonych pniach drzew, atmosfera życzliwości i zabawy. O tym, że prawdziwy świat nie jest idealny, nawet w książce dla najmłodszych, dowiadujemy się, gdy Kaczor traci dobry humor.
Wnet trzaskać jął drzwiami
do wszystkich pokoi,
nakwakał na kota,
choć kot nic nie zbroił.
Przyjaciele podejmują udaną próbę poprawienia Kaczorowi nastroju, na czym historia zasadniczo się kończy. Wraca dawna sielanka, Kaczor znów uroczo strzyże oczami i wszyscy wydają się być szczęśliwi.
Rysunki Bena Mantle'a to typowa brytyjska ilustracja jakiej mnóstwo na rynku: baśniowy anturaż, żywe kolory, duże oczy, wyrazista mimika bohaterów. Trudno się do czegoś przyczepić, ale subtelność i głębia na pewno nie są tu mocną stroną. Mocną stroną książki zdecydowanie jest tekst. Po pierwsze rytmiczny (Rusinkowi udało się zachować rytm oryginału), po drugie pozbawiony niebezpiecznie bliskich rymów, po trzecie zabawny i lekki. Jestem pod wrażeniem, jak dobrze czyta się go na głos i ile jest frajdy (sic!) z samej okazji obcowania z pięknym słowem.
W polskim przekładzie tłumacz zrezygnował z imienia dla Kaczora, który po angielsku nazywa się Dick ("Dick the Delightful Duck"). Może to i lepiej. Słowo kojarzone z wulgarnym określeniem penisa trochę dziwnie widzieć w tytule książki dla przedszkolaków, a wyszukiwarka internetowa potwierdza, że frazy "dick duck" lepiej nie wstukiwać. Zwłaszcza w towarzystwie dzieci.