10/05/2021

O, choroba


O, choroba, Boguś Janiszewski & Max Skorwider, Agora dla dzieci 2021.

Słuchałam ostatnio rozmowy z Mirą Marcinów na temat jej najnowszej książki "Bezmatek". Autorka mierzy się w niej z ostatnią fazy choroby onkologicznej swojej matki, jej odchodzeniem oraz żałobą po stracie. W wywiadzie Marcinów przyznała, że ma poczucie tabuizacji tematu śmierci w przestrzeni publicznej oraz braku języka na opisanie tego wszystkiego, co w tej intymnej rzeczywistości się dzieje. Boguś Janiszewski i Max Skorwider biorą się za podobny temat lecz z niższej półki wiekowej i z sukcesem łamią tabu dziecięcego raka. Tę książkę trzeba przeczytać.

Mira Marcinów przełamała barierę tematu niezwykłą otwartością i szczerością. Mówienie o raku ujęte w ramach medycznych nie wyczerpuje kwestii codzienności nowotworowej zarówno chorego jak i jego bliskich. Autorka znalazła w sobie potencjał do zajrzenia głębiej, na szczerą wiwisekcję, którą osobiście bardzo doceniłam. Boguś Janiszewski i Max Skorwider z kolei odczarowali raka za pomocą przystępnej formy komiksu i spersonifikowania choroby pod postacią miłej staruszki. Sprytny zabieg, trochę w kontrze do tego z czym zwykle utożsamiamy chorobę, powiódł się znakomicie, dając przestrzeń dla pozytywnej historii o specyficznej relacji nastoletniej Adeli i jej uciążliwej Choroby.


Pozytywna to chyba słowo klucz do tej historii. Powstanie książki poprzedziły długie godziny spędzone przez autora na oddziałach onkologicznych w towarzystwie chorych dzieci i ich rodziców. To dzięki temu Boguś Janiszewski nabrał dystansu do problemu i specyficzne poczucie humoru jakie towarzyszy małym pacjentom onkologicznym przeniósł na karty komiksu. Pojawia się chemia jako kroplówka z domestosa, czy stojak na kroplówkę jako chłopak, z którym wychodzi się na spacer "na miasto" - czyli na szpitalny korytarz. Odczarowanie choroby na poziomie najbardziej podstawowym zaowocowało książką lekką, ale rzeczową, której nie bałabym się podarować zarówno czytelnikowi znającemu temat z autopsji jak i takiemu, który z nowotworem nigdy nie miało kontaktu. 

Szczerość otwiera drzwi do mówienia o różnych aspektach choroby, również tych najbardziej tragicznych, ale nie pozwala sprowadzić narracji na tory zwątpienia, rezygnacji czy negacji. Adela przechodzi momenty wściekłości i wyparcia, jednak Choroba konsekwentnie pokazuje jej, że przy odrobinie szczęścia i wytrwałości to przejściowy. Zdrowie kiedyś wraca, a choroba odchodzi.

Autorzy nie byliby sobą, gdyby w książce nie przemycili sporej dawki wiedzy czysto naukowej, jak zwykle czyniąc to przystępnie i z pomysłem. Adela choruje na białaczkę, która statystycznie jest nowotworem najczęściej występującym wśród dzieci. Dlatego część historii dzieje się w układzie krwionośnym pokazanym jako sieć podziemnej kolejki. To Choroba jest przewodniczką po swoim rodzinnym mieście (Sick City). Spersonifikowane elementy ludzkiego organizmu tworzą ciekawy kalejdoskop postaci, który przypomina świat zamknięty we francuskim cyklu animowanym "Było sobie życie".

Książka stanowi cegiełkę na rzecz Fundacji Iskierka wspierającej dzieci z chorobą nowotworową i ich najbliższych.

 


9/24/2021

Paczłorkowcy

 

Paczłorkowcy, Jarosław Murawski, projekt graf. Maja Wolna, Wytwórnia 2021.

Chyba od tego trzeba zacząć, że to bardzo szczere spojrzenie na rodzinę nienuklearną. Bez posypki, niepolukrowane, bez dodatkowej śmietanki. Jest taki szwedzki serial na Netfliksie, który bardzo lubię, "Rodzina plus", tam też jest bez dodatków. Tu mocniej, bo z perspektywy dziecka.

Okładkowy blurb mówi, że książka opowiada historię "z dużym humorem", i niby potrafię wskazać te wszystkie momenty, na przykład to, że każdy chłopak mamy to Tomek, nawet jak ma na imię Marek albo że w Polsce tęskni się za Zachodem, czyli że być może "tęskni się jedynie ze Wschodu na Zachód, a w odwrotnym kierunku już nie?", ale "Paczłorkowcy" mnie nie śmieszą. 

To może mieć znaczenie, że wszyscy się tu jakoś nazywają, oprócz głównego bohatera. Jest mama, tata, babcia, pierwsza żona taty - Teresa i jego kolejna partnerka - Gosia, dzieci Teresy i taty - Marysia i Kuba, Tomkowie - przyjaciele mamy, jest Sebastian - najlepszy kumpel i Inka - "wspaniała" 12-letnia imienniczka kawy. Ten kolorowy patchwork ma swoją dynamikę, silnie zależną od tego, kto kogo w danym momencie potrzebuje lub unika, jaki jest czas, jakie miejsce. Chłopak jest uważnym obserwatorem tych relacji. Trochę naiwnym, może zbyt dziecinnym, ale dociekliwym. Zna swoje miejsce w tej układance i wydaje się z nim pogodzony. Czy szczęśliwy? Nie jestem pewna.

Na drugim biegunie świata jest Inka. To w odniesieniu do niej chłopak bada związki swoich najbliższych, to ją stawia na miejscu Tomków i Goś. Jego uczucia i spostrzeżenia dotyczące tej relacji są bardzo dojrzałe, obawy przemieszane z nadziejami autentyczne i ciekawe. Powstaje jednak pewien dysonans między dojrzałością bohatera pokazaną w odniesieniu do rodziny, a tą związaną z pierwszą miłością. Pewnie gdyby to nie była książka dla dzieci, pomyślałabym, że to celowy zabieg pokazujący miejsce i rolę, jaką bohater pełni w domu.

"Paczłorkowcy" to też projekt graficzny. Bardzo odważny: od zewnątrz niebiesko-żółty, ale w środku sporo jest też różu, czerwieni, zielonego. Ilustracje zajmują całe strony, czasem rozkładówkę. Popartowe kompozycje Mai Wolnej dobrze rezonują z tekstem. Podobnie jak narracja są wyraziste i bezpośrednie.


9/20/2021

Gwiazda Blachonosego


 Gwiazda Blachonosego, Marcin Kozioł, Wydawnictwo Bumcykcyk 2020.

 Książka z barierą okładki. Stockowe grafiki przypominają stylem lata 90. i podejrzewam, że na półce w księgarni raczej nie przyciągają uwagi nastolatków. W środku niezła powieść detektywistyczno-przygodowa z równościowym przesłaniem.

Pierwszy tom "Detektywów na kółkach" w 2017 roku wskoczył na listę lektur uzupełniających dla klas 4-6 i spotkał się z ciepłym przyjęciem. Nic dziwnego, obok "Feliksa, Neta i Niki oraz Gangu Niewidzialnych Ludzi" to jedyna współczesna powieść młodzieżowa zaproponowana do omawiania w tej grupie wiekowej. I znowu przyczynek do dyskusji, jaka jest rola lektur w młodszych klasach szkoły podstawowej, i znowu krew się we mnie gotuje.

"Gwiazda Blachonosego" to trzecia z kolei część przygód piętnastoletniej, niepełnosprawnej Julii i o rok starszego Toma oraz wiernego psa asystenta - Spajka. Akcja książki rozgrywa się w Danii oraz Szwecji, a tłem współczesnych wydarzeń jest postać Tychona Brahe, duńskiego astronoma, niezwykle ekscentrycznego i zdolnego naukowca, słynącego z nietypowego, metalowego nosa. Julię i Toma spotykamy na międzynarodowej konferencji astronomicznej, w momencie, w którym Spajk nagle znika, a para nastolatków staje przed koniecznością rozwiązania szeregu zagadek, które mają ich doprowadzić do odnalezienia przyjaciela. Kto stoi za tajemniczym porwaniem i czego tak naprawdę chce?

Marcin Kozioł równolegle prowadzi tu dwie historie: detektywistyczną przygodówkę o dynamicznej akcji (choć jak dla mnie obarczoną bagażem lekkich dłużyzn) i fabularyzowaną relację z życia Tychona Brahe, w stylu której autor czuje się bardziej swobodnie. Ostatecznie obie opowieści zmierzają ku zgrabnemu finałowi, który ostatnio w polskich młodzieżówkach nie jest taką oczywistością. 

Przy dość gęstej lekturze dobrze sprawdziły się krótkie rozdziały, a smaczku czytelniczego dodały zaszyfrowane wiadomości, które można odkrywać równolegle z bohaterami. Do końca jednak nie przyzwyczaiłam się do nieco pretensjonalnego imienia Tom, które czytając książkę na głos konsekwentnie zmieniałam na Tomek i miejscami łopatologicznego stylu dialogów, który nie pozostawiał miejsca na interpretację. Wiele razy miałam już okazję potwierdzić, że głośna lektura często wyciąga na wierzch pewne niedoskonałości stylu, które przy cichym czytaniu pozostałyby niezauważone.

"Gwiazda Blachonosego" bardzo przypadła do gustu mojej 9-letniej córce, która zapowiedziała, że pozostałe części "detektywów" będzie chciała już przeczytać samodzielnie, co jest według mnie najlepszą rekomendacją.

9/08/2021

Books, Bücher, Libros, Livres // lipiec/sierpień 2021

 


Kitzeln kann man sich nicht allein (Sam się nie połaskoczesz)
Heinz Janisch, il.  Helga Bansch
Jungbrunnen Verlag, 32 s.


Czasem dobrze jest pobyć samemu. Można wtedy zrobić mnóstwo rzeczy: wspiąć się na drzewo i porozglądać dokoła, poczytać, pohałasować lub postać na jednej nodze. Ale bez względu na to, jak często próbujesz, nie możesz sam siebie połaskotać. To po prostu nie działa! Jest  jeszcze coś, o wiele przyjemniejszego, czego też nie możesz zrobić sam. Łaskotanie schodzi na dalszy plan.




Three Little Vikings (Trzech małych wikingów)
Bethan Woollvin
Two Hoots, 32 s.
wiek odbiorcy: 3+


Pewnego razu w wiosce wikingów wszystko wydaje się iść nie tak. Kurczaki znikają, drzewa przewracają się, jest mnóstwo trzasków i uderzeń. Głupi Wódz nie chce słuchać trzech najmniejszych wikingów. Czy będą w stanie wspólnie ustalić, co się dzieje i uratować sytuację?

"Trzech małych wikingów" to książka o współpracy, odwadze i o tym, by każdy głos został usłyszany!







 

The Little Wooden Robot and the Log Princess (Mały drewniany robot i królewna z bala)
Tom Gauld
Neal Porter Books, 40 s.
wiek odbiorcy: 4+

 Przez lata król i królowa bezskutecznie starali się o dziecko. Wreszcie ich życzenie spełniło się podwójnie. Inżynier i wiedźma podarowali im małego drewnianego robota i zaczarowaną królewnę z bala. Jest tylko jeden haczyk. Każdej nocy, kiedy królewna z bala zapada w sen, zamienia się z powrotem w zwykłą kłodę. Zbudzić może ją tylko magiczne zaklęcie: „Obudź się, kłodo, obudź się”.

Robot i księżniczka byli nierozłączni aż do dnia, kiedy nocą królewnę z bala porwano i wywieziono w nieznanym kierunku. Teraz do jej brata należy misja znalezienie jej i bezpiecznego sprowadzenie do królestwa. Po drodze czeka ich wiele przygód: spotkanie z Królową Grzybów, magicznym puddingiem, dzieckiem w krzaku róży oraz starszą panią w butelce.

Pierwsza książka obrazkowa dla dzieci, uznanego autora komiksów Toma Gaulda, zainspirowana bajką na dobranoc, którą wymyślił dla swoich córek.

„Próbowałem stworzyć książkę inspirowaną trzema różnymi zestawami książek: książkami, które czytałem jako dziecko, książkami, którymi cieszyły się moje córki, i książkami, które lubię teraz jako dorosły. Chciałem, aby książka miała swój własny dziwaczny nastrój, ale funkcjonowała też jak klasyczna bajka na dobranoc”.





When I Was a Fairy (Kiedy byłam wróżką)
Tom Silson, il. Ewa Poklewska-Koziełło
Flying Eye Books, 32 s.
wiek odbiorcy: 5+


Pokrzepiająca opowieść o miłości, stracie i starzeniu się. Poruszająca tematy demencji, starości i relacji dziadków z wnukami. To nie tylko opowieść o wróżkach, ale także o magii życia i tym, czym możemy się dzielić z pokolenia na pokolenie.










 
Terrific! (Wspaniale!)
Sophie Gilmore
Greenwillow Books, 40 s.
wiek odbiorcy: 4+


Pięciu zwierzęcych przyjaciół i jeden przebiegły wąż przeprowadzają burzę mózgów na temat czegoś absolutnie wspaniałego do zrobienia. Książka o przyjaźni, współpracy i kompromisach.

Mandryl, Sowa, Borsuk, Żółw i Mrówkojad chcą razem zrobić coś wspaniałego. Mrówkojad sugeruje wspinaczkę — ale to nie dla wszystkich jest wspaniałe, Mandryl proponuje zwisanie do góry nogami, ale to też nie jest wspaniałe dla nich wszystkich. Wreszcie pomiędzy grupę wślizguje się wąż  i wywraca do góry nogami całe cudowne popołudnie.

Dzięki otwartym umysłom, cierpliwości i współpracy – oraz intrygującym zwrotom akcji – piątka przyjaciół w końcu odnajduje wspólną pasję.

Pełne detali rysunki Sophie Gilmore przedstawiają pięć wspaniałych – i sprytnych – zwierzęcych postaci, którym czytelnicy z chęcią będą kibicować.
 
 





Gränsen (Granice)
Maria Nilsson Thore
Bonnier Carlsen, 32 s.


Dorosły namalował grubą czerwoną linię na drugim końcu podwórka, gdzie mieszka Nono. To jest granica. Poza nią nie wolno być. Większość dzieci bawi się tam, gdzie wolno, nie dalej. Ale Nono swędzi na całym ciele, gdy myśli o tej czerwonej linii. Co tak naprawdę oznacza zakaz? Czy to to samo, co niebezpieczeństwo? A gdyby tak trochę się rozciągnąć za tę granicę?

Obrazkowa książka Marii Nilsson Thore  opowiada o granicach dorosłych i odkryciach dzieci; o łaskoczącym uczuciu przekraczania granicy, ale także o tym, jak ważna jest świadomość, że w domu czeka bezpieczeństwo. Wszystko sportretowane z charakterystycznym ciepłym humorem Marii Nilsson Thore, filozoficzną pomysłowością, wspaniałymi postaciami i klimatycznym otoczeniem.



Zamieszczone opisy książek oraz zdjęcia pochodzą z materiałów wydawców.  Tłumaczenie: Mała czcionka.


8/30/2021

Pajacyk, pestka, śliwka, polano i znów pajacyk

 

Pajacyk, pestka, śliwka, polano i znów pajacyk, Vojtěch Mašek, il. Chrudoš Valoušek, typ. i projekt graf. Juraj Horvath, tł. Katarzyna Dudzic-Grabińska. Centrala 2021. 

"W tej psychodelicznej, popowej, absurdalnej, dowcipnej, satyrycznej książce obrazkowej wszystko jest nieoczekiwane", napisało jury Bologna Ragazzi Award w uzasadnieniu werdyktu. I mimo że nagroda docenia wkład graficzno-edytorski, "Pajacyk" to w istocie książka totalna. Nieoczekiwana i ponadprzeciętna zarówno w warstwie wizualnej jak i tekstowej.

Format oversize, tłoczenia na przyjemnie szorstkiej, papierowej okładce, fluorescencyjna farba drukarska, odważna typografia, wyraźna paginacja, kontrastowe wyklejki. To chyba jedna z najstaranniej wydanych pozycji w mojej biblioteczce. Biorąc pod uwagę spory format, ani przez chwilę nie miałam wrażenia, że ilustracje są przeskalowane, a rozkładówką rządzi chęć zapełnienia pustej przestrzeni. Przeciwnie, wszystko wydaje się perfekcyjnie przemyślane. Bardzo szeroki margines zewnętrzny na stronie rozpoczynającej rozdział, ciekawie kontrastuje z wąskim marginesem zewnętrznym kolejnych stron. Tekst  wyrównany do lewej to kolejny rzadko spotykany zabieg poprawiający czytelność na dużej stronie. "Pajacyk" zachwyca od pierwszego kontaktu i mimo że jego oniryczny nastrój może wydać się nieco zbyt ciężki dla młodego czytelnika, nie sposób odmówić mu wyjątkowości. 

Obie z Najmłodszą (9 lat) wpadłyśmy w tę historię jak w masło, dając się porwać dynamicznej akcji i fabule równie abstrakcyjnej jak warstwa graficzna. Historia w sposób ewidentny nawiązuje do tradycyjnej baśni o Pinokiu. O burzliwych losach pestki, która wyrosła na dorodne drzewo, stała się Polanem a następnie Pajacykiem słyszymy z ust samego bohatera. Obfitująca w nagłe i niewiarygodne zwroty akcji historia, po pewnym czasie zaczyna wzbudzać niedowierzanie nie tylko u słuchającego opowieści Piotrusia, ale również u samego czytelnika. Mimo to Pajacykowi nie rośnie nos, ale z drugiej strony nie przechodzi też spektakularnej przemiany, która wzbudza w nim normalnego chłopca. W książce pojawiają się za to aluzje polityczne (marionetka na prezydenta) i ontologiczne rozkminy, równie zabawne co intrygujące.

Dopełnieniem opowieści o drewnianym bohaterze są awangardowe linoryty Chrudoša Valouška, przygotowane z dużym rozmachem artystycznym, ale również swobodnie rozwijające pomysły i motywy zasugerowane przez autora, Vojtěcha Maška. Sam Valoušek przyznał w jednym z wywiadów, że jest artystą raczej niepokornym i trudno mu zamknąć się w ramach tekstu, z którym pracuje. Nic dziwnego więc, że picture book zaskakuje złożonością, którą można zgłębiać na wielu poziomach. Początkowo zresztą koncepcja artystyczna przygotowywana była pod tłumaczenie oryginalnej historii Collodiego, dopiero później, w wyniku problemów z prawami autorskimi, narodził się pomył zabawienia się motywem Pinokia.

 


 

8/20/2021

Lotta


 Lotta, czyli jak wychować ludzkie stado, Zofia Stanecka, il. Marianna Sztyma, Wydawnictwo Kropka 2021.

Kiedy Zofia Stanecka bierze się za psi temat to musi być dobrze. Testowaliśmy jej zmysł obserwacji w "Basi i pogodzie pod psem", teraz przyszła kolej na "Lottę". I chociaż to typowo psiofilska pozycja, ciepły nastrój i niespieszna fabuła mogą zjednać jej fanów nie tylko wśród psiarzy.

Gdyby nie to, że od roku jestem dumną / wycieńczoną / włączoną do stada / okręconą wokół łapy (nic nie skreślać) posiadaczką psa, na pewno nie byłabym w stanie uwierzyć, że ta książka to niemal dokument na faktach. Co ciekawe, tytułowa Lotta jest autentyczną psicą autorki, a jej zdjęcia można bez problemu obejrzeć na instagramowym koncie Zofii Staneckiej. Pomysł na fabułę polegał na tym, żeby główną bohaterkę osadzić w fikcyjnej rodzinie i na tym tle pokazać jej życie, takie jakim ono było przez ostatnich dziesięć lat. Jeśli ktoś zechce zauważyć, że Lotta nie jest  absolwentką z wyróżnieniem szkoły psiej tresury, będzie miał absolutną rację. Pies jest psi, rodzina niedoskonała jak większość rozkochanych w swoich czworonogach ludzkich stad, a książka życiowa. Charakterem przypomina trochę "Pamiętnik grzecznego psa" Terechowicz i Cesarza, tyle tylko, że narracja, wprawdzie pierwszoosobowa, ale prowadzona jest z perspektywy dziewczynki, a nie zwierzaka. Ta życiowość fabuły sprawiła, że w trakcie głośnego czytania cała rodzina nadstawiała ucha, żeby wychwycić jak najwięcej smaczków z życia niesfornej Principiessy. Stanecka pisze żywo, trafnie puentuje i nie stara się ułagadzać. Po tej książce można wyleczyć się z psa, ale można też na niego zachorować.

Poręczne wydanie z wysmakowaną wyklejką i czytelnym layoutem znakomicie dopełniają rysunki Marianny Sztymy, która, jako że sama psiarą jest, niezwykle trafnie przedstawia psio-ludzkie relacje. Lotta urzeka subtelnością, emocje przekazuje całą sobą. Kolorowe rysunki właśnie po to są, żeby pokazać te emocje, te elektryzujące bycie razem w różnych sytuacjach. Obok proste, komiksowe szkice Lotty otoczone wianuszkiem psich rozważań. Pojawiają się co kilkanaście stron, co kilkanaście stron jest Wigilia, tzn. psica może przemówić ludzkim głosem.

"Lotta" to książka, która bardzo przypadła mi do gustu, zresztą nie tylko mnie, bo nawet domowe nastolatki prosiły o więcej czytania. Po pierwsze dlatego, że po stertach poradników i opisów idealnych psów, wreszcie przeczytałam gdzieś, że z nieidealnym psem też można być szczęśliwym. Po drugie, bo wielbię pisanie Staneckiej i mogłabym ją czytać niemal bez przerwy.

 






8/10/2021

Wojna skowronków


 Wojna skowronków, Hilary McKay, tł. Łukasz Witczak, Dwie Siostry 2021.

Niespieszna, krzepiąca powieść o trudnych czasach, do czytania w trudnych czasach. O tym, że życie toczy się własnym rytmem niezależnie od okoliczności.

 Okładka projektu Aleksandry Cieślak  przywołuje w pamięci "Rok, w którym nauczyłam się kłamać" Lauren Wolk. Lubię te nostalgiczne, malarskie sceny, chociaż tak niewiele mówią o samej książce. A w środku znowu słychać wyraźne echa I Wojny Światowej i znowu dziecięcy bohaterowie tracą grunt pod nogami. Tym razem jednak jesteśmy po drugiej stronie oceanu. Hilary McKay za "Wojnę skowronków" otrzymała w 2018 roku prestiżową brytyjską nagrodę Costa Award, przyznawaną wyłącznie pisarzom na stałe mieszkającym na Wyspach. Co ciekawe, to szczególne wyróżnienie McKay otrzymała już po raz drugi.

"Wojna skowronków" nie jest książką z głębokim konfliktem. Hilary McKay wydaje się nie być zainteresowana nagłymi zwrotami akcji, przygodą, która nie miałaby szansy wydarzyć się naprawdę, ani wachlarzem postaci o nietypowych cechach. Takich dzieciaków jak Clarry, Peter i Rupert z pewnością było w tamtym czasie wiele. Akcja toczy się niespiesznie, płynnie przechodząc od zwyczajności do wojennej zawieruchy, która z premedytacją wchodzi w codzienność bohaterów. Główny wątek stanowi temat dojrzewania, uchwycony w szerokiej perspektywie czasowej ich dorastania, ale również wzajemnych relacji, rodzinnych sporów, własnych marzeń i ambicji. Rupert decyduje się wyruszyć na front, Peter nie cofnie się przed niczym, żeby ustrzec się przed szkołą z internatem, natomiast Clarry pokaże, że dziewczynki też mogą się kształcić. Na pograniczu światowego konfliktu toczą się małe wojny o niezależność, autonomię, bycie sobą.

Niezwykle poruszająca, napisana pięknym językiem i znakomicie przetłumaczona przez Łukasza Witczaka powieść udowadnia, że fabuła około wojenna nie musi oznaczać epatowania przemocą.  Jeżeli dodać do tego szczęśliwe zakończenie i wnikliwe spojrzenie na przekrój ludzkich charakterów otrzymujemy książkę kojącą i szczerą. Idealną na trudne czasy.

W maju tego roku, nakładem wydawnictwa Macmillan ukazał się się sequel powieści pt. "Swallows Flight" (Lot jaskółek). Nowi bohaterowie i kolejna wojna, a w tle Clarry, Peter i Rupert - już dorośli.


7/14/2021

Maryjki. Opowieści o Matce Boskiej


 Maryjki. Opowieści o Matce Boskiej, Justyna Bednarek, il. Marianna Oklejak, Nasza Księgarnia 2021.

Słowo daję, że o legendach maryjnych nigdy nie słyszałam, choć z kulturą i teologią chrześcijańską, na różne sposoby, flirtuję już od wielu, wielu lat. W jednym z wywiadów Justyna Bednarek powiedziała, że chęć odświeżenia tych ludowych podań wzięła się w niej właśnie z potrzeby przywrócenia ich do kulturowego obiegu. I oto mamy je z powrotem, w dodatku w klimatycznym opracowaniu graficznym Marianny Oklejak, która z powodzeniem bawi się ludowymi motywami od premiery „Cudów wianków” w 2015 roku.

Pamiętam, że jako przedszkolak, pod czujnym okiem mamy, dokonywałam w swojej głowie intelektualnej rewolucji. Najpierw, że Maryja nie była z Polski (jak to?), nie mieszkała pod lasem, raczej w pobliżu pustyni, nie hodowała kur, prędzej owce, nie jadła przy stole, tylko na podłodze. To było dość trudne i smutne na swój sposób, zwłaszcza, że przy tej okazji dowiadywałam się, że św. Józef wcale nie był stary, a na dodatek nie był ojcem Jezusa (ratunku, o co tu chodzi!). Może dlatego maryjność jako forma religijności nie była mi nigdy bliska. Kto wie, może gdyby ktoś wtedy wręczył mi „Maryjki” Justyny Bednarek, czułabym się usprawiedliwiona w swoich fantazjach o swojskiej Matce Boskiej w kwiecistej chustce, czy o Jezusku wesoło igrającym po śniegu i sprawy potoczyłyby się zgoła inaczej.

Justyna Bednarek wróciła mi to, co współczesna, często może zbyt przeintelektualizowana religijność odebrała na bardzo wczesnym etapie. Dlatego też razem z dziewięciolatką wpadłyśmy w te historie jak w masło. Znane biblijne motywy ożyły w swojskim klimacie zza przysłowiowego płota. Anioł Gabriel przed zwiastowaniem prosi Maryję o pomoc dla ciężarnej kotki, uciekająca przed Herodem Matka Boska korzysta z pomocy odważnej leszczyny, łotr z Golgoty okazuje się być lokalnym, leśnym zbójem. Jak nie ulec czarowi Maryi, która podążając leśną ścieżką do domu Elżbiety zrywa po drodze czarne jagody. Jak nie docenić ludowej intuicji, która kazała prostym ludziom nie zbierać jagód do 2 lipca, żeby nie zabrakło ich dla Matki Boskiej Jagodnej. Autorka wplata w te historie pewien rodzaj wrażliwości, który sprzyja szacunkowi dla zwierząt (Maryja najbardziej lubi jamniki!), życiu w rytmie natury, otwartości na innych. Proste morały biorą się z wnętrza opowieści: motywacji bohaterów, naturalnych konsekwencji działalności przyrody, wreszcie intuicji samej Maryjki, która korzysta z natury z rozmachem, ale i szacunkiem. Justyna Bednarek pisze lekko, z klasą, bez jachowiczowskiego moralizowania.

W warstwie graficznej możemy do woli nasycić oczy kolorami, rodzimym folklorem, ale też poszukać elementów współczesnego świata, który nieśmiało wkradają się tu i tam. Marianna Oklejak czerpie garściami z ludowego folkloru religijnego. Swój talent w tym kierunku pokazała już w grudniowej premierze „O kolędach. Gawęda”. Tu robi to nawet nieco śmielej. Maryjka z torebką i na obcasach. Jezusek w dresach. Wszystko ze smakiem. Z szacunkiem. Jestem stale pod wrażeniem.