8/20/2021
Lotta
Lotta, czyli jak wychować ludzkie stado, Zofia Stanecka, il. Marianna Sztyma, Wydawnictwo Kropka 2021.
Kiedy Zofia Stanecka bierze się za psi temat to musi być dobrze. Testowaliśmy jej zmysł obserwacji w "Basi i pogodzie pod psem", teraz przyszła kolej na "Lottę". I chociaż to typowo psiofilska pozycja, ciepły nastrój i niespieszna fabuła mogą zjednać jej fanów nie tylko wśród psiarzy.
Gdyby nie to, że od roku jestem dumną / wycieńczoną / włączoną do stada / okręconą wokół łapy (nic nie skreślać) posiadaczką psa, na pewno nie byłabym w stanie uwierzyć, że ta książka to niemal dokument na faktach. Co ciekawe, tytułowa Lotta jest autentyczną psicą autorki, a jej zdjęcia można bez problemu obejrzeć na instagramowym koncie Zofii Staneckiej. Pomysł na fabułę polegał na tym, żeby główną bohaterkę osadzić w fikcyjnej rodzinie i na tym tle pokazać jej życie, takie jakim ono było przez ostatnich dziesięć lat. Jeśli ktoś zechce zauważyć, że Lotta nie jest absolwentką z wyróżnieniem szkoły psiej tresury, będzie miał absolutną rację. Pies jest psi, rodzina niedoskonała jak większość rozkochanych w swoich czworonogach ludzkich stad, a książka życiowa. Charakterem przypomina trochę "Pamiętnik grzecznego psa" Terechowicz i Cesarza, tyle tylko, że narracja, wprawdzie pierwszoosobowa, ale prowadzona jest z perspektywy dziewczynki, a nie zwierzaka. Ta życiowość fabuły sprawiła, że w trakcie głośnego czytania cała rodzina nadstawiała ucha, żeby wychwycić jak najwięcej smaczków z życia niesfornej Principiessy. Stanecka pisze żywo, trafnie puentuje i nie stara się ułagadzać. Po tej książce można wyleczyć się z psa, ale można też na niego zachorować.
Poręczne wydanie z wysmakowaną wyklejką i czytelnym layoutem znakomicie dopełniają rysunki Marianny Sztymy, która, jako że sama psiarą jest, niezwykle trafnie przedstawia psio-ludzkie relacje. Lotta urzeka subtelnością, emocje przekazuje całą sobą. Kolorowe rysunki właśnie po to są, żeby pokazać te emocje, te elektryzujące bycie razem w różnych sytuacjach. Obok proste, komiksowe szkice Lotty otoczone wianuszkiem psich rozważań. Pojawiają się co kilkanaście stron, co kilkanaście stron jest Wigilia, tzn. psica może przemówić ludzkim głosem.
"Lotta" to książka, która bardzo przypadła mi do gustu, zresztą nie tylko mnie, bo nawet domowe nastolatki prosiły o więcej czytania. Po pierwsze dlatego, że po stertach poradników i opisów idealnych psów, wreszcie przeczytałam gdzieś, że z nieidealnym psem też można być szczęśliwym. Po drugie, bo wielbię pisanie Staneckiej i mogłabym ją czytać niemal bez przerwy.
2/21/2019
Innymi słowy
Innymi słowy. Niezwykłe słowa z różnych stron świata, Yee-Lum Mak, il. Kelsey Garrity-Riley, tł. Michał Rusinek i Kuba Rusinek, Egmont Art 2018.
Fakt, że zapiski z bloga można wydać w formie drukowanej i sprzedać w dużym nakładzie nikogo już nie dziwi. Poradniki, książki kucharskie, o modzie, wychowaniu czy pamiętniki choroby to norma na księgarskich półkach. Dobra ilustrowana książka powstała na bazie bloga to jednak nowość.
"Innymi słowy" kojarzy mi się z książką na niezobowiązujący prezent. Nie ma konkretnego adresata. Nie aspiruje do miana leksykonu, ani naukowego opracowania. Ma urok książki położonej na nocnym stoliku. Kartkowanej na poprawę humoru. Do której się wraca, spontanicznie wyciągając z półki i na chybił trafił otwierając na dowolnym haśle.
Koncepcja, utrzymana w modnym klimacie hygge, zakłada prezentację ciekawych, zwykle budzących miłe skojarzenia, opisujących ulotne zjawiska i pochodzących z różnych stron świata słów, które nie mają swoich odpowiedników w innych językach. Obracamy się wokół słownictwa związanego z pogodą, flirtem, jedzeniem, przyrodą, podróżami, spaniem, życiem towarzyskim. Każda rozkładówka to nowy temat i trzy cztery nietypowe słowa. Zaskakujące i nieco rozczarowujące, że spora część z nich pochodzi z angielskiego, mimo że oryginalnie "Innymi słowy" było adresowane właśnie do czytelnika angielskojęzycznego.
Przeczesywanie palcami włosów kogoś kogo się kocha to po francusku cafuné. Schwellenangst oznacza po niemiecku dosłownie lęk przed progiem, czyli tremę przed zrobieniem czegoś nowego. A światło przemykające między liśćmi to po japońsku komorebi. Dostajemy zatem garść idiomów, gruntownie przesianych przez sito odpowiedniego nastroju i uzupełnionych o klimatyczne ilustracje. Ten klimat i dokonana selekcja to duży atut książki. Myślę, że to właśnie dzięki temu pozostajemy na koniec ze zdrowym poczuciem niedosytu towarzyszącym dobrej i satysfakcjonującej lekturze.
Jedyny zarzut i niedogodność z jaką pozostaje się zmierzyć to brak transkrypcji fonetycznej. Można go jednak potraktować jako dodatkowy bodziec do poszperania w słowniku. Swoją drogą ciekawe, czy w języku polskim też możemy się pochwalić takimi unikatowymi słowami?
"Innymi słowy" zostało nominowane w Plebiscycie blogerów - Książka dla niedorosłych Lokomotywa 2018 w kategorii Fakt.
link do bloga autorki: http://other-wordly.tumblr.com/