Pokazywanie postów oznaczonych etykietą młodzieżowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą młodzieżowa. Pokaż wszystkie posty

2/24/2022

Toffi

 

Toffi, Sarah Crossan, tł. Małgorzata Glasenapp, Dwie Siostry 2021.

Mam wrażenie, że Sarah Crossan to cały czas wydawniczy fenomen. Jeśli ktoś jej nie zna, a nie zajrzy do książki, nie dowie się, że w środku kryje się powieść napisana białym wierszem. Warto otworzyć, bo to czytelnicza petarda. I nie ważne, czy się lubi poezję, czy nie. Jej książki po prostu się czytają.

Sarah Crossan ma talent do zestawiania trudnych tematów z niemal niewiarygodnymi okolicznościami. Można zarzucić jej ryzykowne balansowanie na cienkiej granicy autentyczności, ale w praktyce czego się nie robi, by porwać czytelników. Tym razem los splata życiowe drogi dwóch kobiet - nastolatki na gigancie i cierpiącej na demencję staruszki. Z pozoru daleka korelacja owocuje zażyłością, a wreszcie przyjaźnią, która ma znamiona spotkania dwóch równych sobie osób. Początkowo dziewczyna, której życie nie poskąpiło okazji do posługiwania się manipulacją, te same wypróbowane chwyty stosuje na starej Marli, szybko jednak okazuje się, że i ta nieświadomie wplątuje ją w pewną emocjonalną grę. Allison z dnia na dzień staje się Toffi i czy tego chce czy nie, musi dopasować się do swojej przysposobionej tożsamości.

Crossan jak zwykle śmiało sięga po odbiorcę dorosłego i nastoletniego. Ma dar budowania fabuły tak, że niemal każdy czytelnik może się zidentyfikować z problemami bohaterów w ramach swoich potrzeb i możliwości. Obie bohaterki, w gęsto utkanej narracji książki, opowiadają swoją historię bycia wykorzystywaną i zdominowaną przez najbliższych. To książka o przemocy, jej genezie i konsekwencjach. Trudna, wymagająca i poruszająca. Page turner, który nie pozostawia obojętnym.

Przy okazji pisania o książkach Crossan zawsze staram się podkreślić, że koncepcja verse novel, czyli powieści pisanej wierszem, świetnie sprawdza się u "opornych czytelników", bo tekst nie stanowi takiej bariery jak w klasycznej powieści. Świetna książka dla dyslektycznych licealistów i starszych podstawówkowiczów. Może jako prezent na zakończenie roku?

2/18/2022

Kwiecień plecień


 Kwiecień plecień, Mette Vedsø, tł. Edyta Stępkowska, Widnokrąg 2021.

Alicja Szyguła w recenzji powieści "Już, już!" pisze, że denerwują ją książki, w których "idea jest uprzednia wobec formy". Wydawałoby się, że koncepcja książek pisanych na społeczne zamówienia ośmieszyła się już na początku ubiegłego stulecia, tymczasem oczekiwania wychowawców i rodziców nadal wspierają ich powstawanie. "Kwiecień plecień" leży na przeciwległym biegunie. Może dlatego ta premiera przeszła praktycznie bez echa.

Mette Vedsø to duńska autorka, która zadebiutowała zaledwie 12 lat temu, a już ma na swoim koncie ponad 20 powieści dla dzieci i młodzieży. Słynie z niezależności myślenia, pokazywania bohaterów w zwrotnych momentach ich życia, a jej książki karmią się niedopowiedzeniami, między które czytelnik z łatwością może wpleść własne wątki. Krótkie rozdziały, plastyczny język i autentyczne dialogi to atuty powieści, którą nawet oporny, nastoletni czytelnik przeczyta szybko i z przyjemnością.

Główną bohaterkę poznajemy w momencie jej pierwszego ataku paniki. Diagnoza: zaburzenia lękowe. Błyskawiczna reakcja mamy: bogaty pakiet terapeutyczny. Cel: szybkie wyjście z kryzysu. Dalej jednak książka wymyka się z oczywistego schematu powieści psychologicznej dla młodzieży, gdzie skuteczne leczenie i opieka najbliższych zapewniają najlepszą drogę powrotu do zdrowia. Pi poznaje na klatce schodowej niepełnosprawną intelektualnie nastolatkę Vicky, a ich pogłębiająca się znajomość owocuje kolejnymi klatkowymi przyjaźniami, w tym z emerytowaną Angielką, Gillian Brown, o ciekawej powierzchowności i elektryzującym wnętrzu. Pi kontynuuje terapię, ale jednocześnie, bez wiedzy mamy, angażuje się w relacje, które otwierają jej nowe perspektywy patrzenia na świat. 

Vedsø wkłada w usta bohaterów różne niewygodne zdania. Odsuwa od czytelnika wizję "ja", które zasługuje na najwyższą uwagę i terapii, która jest jedyną drogą do wyjścia z kryzysu. "Fakt, że życie niespecjalnie nas rozpieszcza, ale przecież nie będziemy załamywać rąk nad najmniejszą przeszkodą" - mówi mama Vicky. W innym miejscu Gillian Brown, na szczere wyznanie Pi, że nie poszła na terapię odpowiada: "Trust yourself. Your mum can't feel what you feel inside". Autorka zdaje się mówić do czytelników ich językiem. Swobodnie wplata w narrację całe passusy po angielsku, a redakcja nie troszczy się o to, by w przypisach przełożyć je na polski. Znak czasu, a może wiara w autonomię, która nie tylko pozwala rozstrzygnąć, co jest dla mnie naprawdę dobre, ale też skorzystać z dowolnego słownika, który pomoże zrozumieć niezrozumiałe.

Na koniec warto wspomnieć o ciekawym pomyśle graficznym zastosowanym w powieści. Motyw chmurek z okładki stanowi też graficzny wyróżnik na początku każdego rozdziału. Ten swoisty barometr nastroju zaczyna się od burzy, a kończy na dobrze rokującym rozpogodzeniu.

 

1/25/2022

Po śladach


Po śladach, Agnieszka Wolny-Hamkało, Hokus-Pokus 2021.

Wracam do prozy poetyckiej Agnieszki Wolny-Hamkało. Adela urosła. Od nieopierzonej Adeli z "Lata" dzielą ją lata (sic!) świetlne. Wskakuję w jej nowy świat, ale nie mogę oderwać się od dusznych podwórek i pęczniejących emocji poprzedniego tomu. Co się zmieniło?

 Czarna, oniryczna okładka zabiera nas tam, gdzie dzieciństwo jest już tylko szeregiem wspomnień albo czasem, który należy do kogoś innego. Kilka lat, które dzielą nas od poprzedniej części, lekko odsłania burzliwy okres dojrzewania bohaterów. Dotykamy go zaledwie, bardziej czując niż wiedząc na pewno. Franek i Julek zdają się podzielać nasze zagubienie. Ich chłopięce dorastanie ma w sobie więcej niezdecydowania. Gubi się również Adela, albo raczej znika, zostawiając po sobie co najwyżej niewyraźne ślady. I po tych śladach ruszają chłopcy, próbując odszyfrować znaki, które im dawała, a które oni tak beztrosko lekceważyli.

W "Po śladach" Adeli już nie ma. Jakby przekroczenie magicznej granicy dorosłości zamknęło za nią możliwość powrotu do trylogii o dorastaniu. W szaleńczym tempie uganiania się po Polsce za strzępkami informacji, zwierzeń, wspomnień jesteśmy razem z Frankiem i Julkiem. Strach przed obcymi, niepewność o przyszłość, zmęczenie, a przede wszystkim nieustanna troska o Adelę towarzyszą nam na każdym kroku, mimo że podświadomie wszyscy czujemy, że dla samej Adeli prawdopodobnie nie ma to znaczenia. 

Z satysfakcją odnajduję w książce opisy migreny. Autorka dobrze wychwytuje jej symptomy, punkty szczytowe. Reakcje Franka są adekwatne. Trochę grzebie też w dolnośląskich brudach, przywołując autentyczny przypadek siechnickich szklarni. Rzeczywistość przesiąknięta bólem głowy, brakiem kasy, zapyziałą polską prowincjonalnością i byle jakimi relacjami, dobrze gra w książce o odchodzącym dzieciństwie. Jednocześnie poetycki język Agnieszki Wolny-Hamkało, pełen wyszukanych metafor, znakomicie z nią kontrastuje.

9/20/2021

Gwiazda Blachonosego


 Gwiazda Blachonosego, Marcin Kozioł, Wydawnictwo Bumcykcyk 2020.

 Książka z barierą okładki. Stockowe grafiki przypominają stylem lata 90. i podejrzewam, że na półce w księgarni raczej nie przyciągają uwagi nastolatków. W środku niezła powieść detektywistyczno-przygodowa z równościowym przesłaniem.

Pierwszy tom "Detektywów na kółkach" w 2017 roku wskoczył na listę lektur uzupełniających dla klas 4-6 i spotkał się z ciepłym przyjęciem. Nic dziwnego, obok "Feliksa, Neta i Niki oraz Gangu Niewidzialnych Ludzi" to jedyna współczesna powieść młodzieżowa zaproponowana do omawiania w tej grupie wiekowej. I znowu przyczynek do dyskusji, jaka jest rola lektur w młodszych klasach szkoły podstawowej, i znowu krew się we mnie gotuje.

"Gwiazda Blachonosego" to trzecia z kolei część przygód piętnastoletniej, niepełnosprawnej Julii i o rok starszego Toma oraz wiernego psa asystenta - Spajka. Akcja książki rozgrywa się w Danii oraz Szwecji, a tłem współczesnych wydarzeń jest postać Tychona Brahe, duńskiego astronoma, niezwykle ekscentrycznego i zdolnego naukowca, słynącego z nietypowego, metalowego nosa. Julię i Toma spotykamy na międzynarodowej konferencji astronomicznej, w momencie, w którym Spajk nagle znika, a para nastolatków staje przed koniecznością rozwiązania szeregu zagadek, które mają ich doprowadzić do odnalezienia przyjaciela. Kto stoi za tajemniczym porwaniem i czego tak naprawdę chce?

Marcin Kozioł równolegle prowadzi tu dwie historie: detektywistyczną przygodówkę o dynamicznej akcji (choć jak dla mnie obarczoną bagażem lekkich dłużyzn) i fabularyzowaną relację z życia Tychona Brahe, w stylu której autor czuje się bardziej swobodnie. Ostatecznie obie opowieści zmierzają ku zgrabnemu finałowi, który ostatnio w polskich młodzieżówkach nie jest taką oczywistością. 

Przy dość gęstej lekturze dobrze sprawdziły się krótkie rozdziały, a smaczku czytelniczego dodały zaszyfrowane wiadomości, które można odkrywać równolegle z bohaterami. Do końca jednak nie przyzwyczaiłam się do nieco pretensjonalnego imienia Tom, które czytając książkę na głos konsekwentnie zmieniałam na Tomek i miejscami łopatologicznego stylu dialogów, który nie pozostawiał miejsca na interpretację. Wiele razy miałam już okazję potwierdzić, że głośna lektura często wyciąga na wierzch pewne niedoskonałości stylu, które przy cichym czytaniu pozostałyby niezauważone.

"Gwiazda Blachonosego" bardzo przypadła do gustu mojej 9-letniej córce, która zapowiedziała, że pozostałe części "detektywów" będzie chciała już przeczytać samodzielnie, co jest według mnie najlepszą rekomendacją.

8/10/2021

Wojna skowronków


 Wojna skowronków, Hilary McKay, tł. Łukasz Witczak, Dwie Siostry 2021.

Niespieszna, krzepiąca powieść o trudnych czasach, do czytania w trudnych czasach. O tym, że życie toczy się własnym rytmem niezależnie od okoliczności.

 Okładka projektu Aleksandry Cieślak  przywołuje w pamięci "Rok, w którym nauczyłam się kłamać" Lauren Wolk. Lubię te nostalgiczne, malarskie sceny, chociaż tak niewiele mówią o samej książce. A w środku znowu słychać wyraźne echa I Wojny Światowej i znowu dziecięcy bohaterowie tracą grunt pod nogami. Tym razem jednak jesteśmy po drugiej stronie oceanu. Hilary McKay za "Wojnę skowronków" otrzymała w 2018 roku prestiżową brytyjską nagrodę Costa Award, przyznawaną wyłącznie pisarzom na stałe mieszkającym na Wyspach. Co ciekawe, to szczególne wyróżnienie McKay otrzymała już po raz drugi.

"Wojna skowronków" nie jest książką z głębokim konfliktem. Hilary McKay wydaje się nie być zainteresowana nagłymi zwrotami akcji, przygodą, która nie miałaby szansy wydarzyć się naprawdę, ani wachlarzem postaci o nietypowych cechach. Takich dzieciaków jak Clarry, Peter i Rupert z pewnością było w tamtym czasie wiele. Akcja toczy się niespiesznie, płynnie przechodząc od zwyczajności do wojennej zawieruchy, która z premedytacją wchodzi w codzienność bohaterów. Główny wątek stanowi temat dojrzewania, uchwycony w szerokiej perspektywie czasowej ich dorastania, ale również wzajemnych relacji, rodzinnych sporów, własnych marzeń i ambicji. Rupert decyduje się wyruszyć na front, Peter nie cofnie się przed niczym, żeby ustrzec się przed szkołą z internatem, natomiast Clarry pokaże, że dziewczynki też mogą się kształcić. Na pograniczu światowego konfliktu toczą się małe wojny o niezależność, autonomię, bycie sobą.

Niezwykle poruszająca, napisana pięknym językiem i znakomicie przetłumaczona przez Łukasza Witczaka powieść udowadnia, że fabuła około wojenna nie musi oznaczać epatowania przemocą.  Jeżeli dodać do tego szczęśliwe zakończenie i wnikliwe spojrzenie na przekrój ludzkich charakterów otrzymujemy książkę kojącą i szczerą. Idealną na trudne czasy.

W maju tego roku, nakładem wydawnictwa Macmillan ukazał się się sequel powieści pt. "Swallows Flight" (Lot jaskółek). Nowi bohaterowie i kolejna wojna, a w tle Clarry, Peter i Rupert - już dorośli.


5/18/2021

Milczenie hipopotama


 

Milczenie hipopotama, David Böhm, tł. Michał Słomka, Centrala 2021.

Niesamowity teatr cieni, żar południowego słońca i kadry gęsto poutykane afrykańską mentalnością. Komiksowe baśnie Davida Böhma powstały na podstawie wypracowań uczniów z niewielkiej afrykańskiej szkoły. Zaskakujące, przedziwne, miejscami szokujące. Po prostu inne.

 Kiedy siostra Böhma wyjeżdżała jako wolontariuszka do praca na Czarny Kontynent, obiecała poszukać ciekawych materiałów do stworzenia książki. Ponieważ trafiła do pracy w szkole, skorzystała z okazji i poprosiła dzieci, żeby w ramach pracy domowej napisały bajkę osadzoną w ich rodzimej kulturze. Spisane utwory nie do końca spełniały wymagania. Niektóre w ogóle nie miały finału, inne nie kończyły się żadną konkluzją. Zaledwie garstka, po pewnej redakcji, okazała się zdatna do wykorzystania i pokazania w formie obrazków.

Tym sposobem powstał debiutancki komiks czeskiego artysty, ciekawy zarówno w warstwie merytorycznej jak i w formie graficznej. Kilkanaście krótkich opowiadań tworzy mozaikę historii, z których wynurza się inny świat, mentalnie i kulturowo daleki od tego, który znamy na co dzień. Baśnie afrykańskie zapisane przez dzieci, mimo że tu i ówdzie pobrzmiewa w nich Ezop a nawet Ewangelia, nie rezonują bliskim nam systemem wartości. Na nieudolność dziecięcego stylu można próbować zrzucić fakt, że często krwawe, naznaczone prostym mechanizmem odpłaty opowieści, kończą się lekkim morałem o czysto praktycznym charakterze. Zamiast dobra przeważnie zwycięża tu spryt, a zło istnieje jako równoważne narzędzie do osiągnięcia zamierzonego celu.

Taki komiks na półce wydawnictwa Centrala to nie lada gratka. Medium na wskroś nowoczesne, stanowiące kwintesencję zachodniej cywilizacji, wchodzi w świat z gruntu inny, a przy tym bardzo śmiało sięga po technikę, przypominającą rzeźby afrykańskiej sztuki ludowej lub naskalne rysunki lub teatr cieni. Czarne postacie, mimo braku twarzy, pokazują emocje gestami, postawą ciała, teatralnie przerysowaną mimiką. Zaburzone proporcje ciała i ograniczona perspektywa to również ukłon w stronę tradycyjnej afrykańskiej stylistyki. Mimo sporego uproszczenia, kadry są dynamiczne i paradoksalnie zyskują na wyrazistości.

"Milczenie hipopotama" nie jestem zbiorem opowiadań dla młodszych dzieci. Z pewnością ucieszy nastoletnich czytelników gotowych na pewną dosadność, a przy tym otwartych na nieco inną komiksową stylistykę. Zwłaszcza ci wychowani na czarno-białych ilustracjach Fiep Westendorp mogą poczuć się jak w domu.