Tu dziecko, a tam my?
28 kwietnia 2016 r.
Dyskusja o współczesnej polskiej książce dla dzieci
Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Warszawa
Przez niemal trzy miesiące w warszawskiej galerii Zachęta
można było oglądać wystawę poświęconą współczesnej polskiej ilustracji dla
dzieci. Co proponuje obecnie książka dziecięca, a nade wszystko książka
obrazkowa, można było sprawdzić, korzystając z interaktywnych prezentacji
stworzonych z myślą o najmłodszych zwiedzających, biorąc udział w spotkaniach
autorskich oraz przeglądając książki, zgromadzone w czytelni. O dużym zainteresowaniu
tematem świadczył rozgłos wydarzenia oraz tłumy zwiedzających w każdym niemal
wieku.
W ramach podsumowania wystawy w czwartek 28 kwietnia odbyła
się dyskusja panelowa "Tu dziecko, a tam my?". W sali multimedialnej Zachęty zgromadziło się
kilkadziesiąt osób zainteresowanych szeroko pojętym zagadnieniem projektowania
książkowego. Zakres zaproponowanych tematów wyglądał następująco:
Jak
powinna wyglądać wartościowa książka dla dzieci i jak ją zanieść pod strzechy?
Czy „zbyt dużo designu” w publikacjach dla najmłodszych odstrasza rodziców? Jak
dzieci reagują na trudniejsze estetycznie ilustracje? W jaki sposób w Polsce
promowane są wartościowe książki dla dzieci?
Zebrani na sali profesjonaliści mieli
podjąć wyzwanie odpowiedzenia na powyższe problemy, a zgromadzona publiczność
podjęcia dyskusji. Dość szybko okazało się, że mimo optymistycznych założeń
temat rozmowy powoli zboczył z zagadnienia dobrej książki dla dzieci na
zupełnie subiektywne pole gustów i osobistych
preferencji. Dyskusję zdominowała zaś opinia obecnej wśród rozmówców Doroty
Jareckiej, która na łamach Gazety Wyborczej wyraziła kilka tygodni wcześniej wątpliwość,
czy problemem współczesnej książki nie jest to, że zawiera ona „za dużo designu”.
Opinia Jareckiej nadała ton całej dyskusji i mimo dużych starań reszty gości,
by zachować merytoryczny ton rozmowy, Beata Jewiarz – moderatorka spotkania –
bardzo wyraźnie dała się zelektryzować wątkiem możliwego przesytu książką zbyt
ambitną.
Dla przeciwwagi Joanna Olech zwróciła uwagę
na stale obecny pierwiastek kiczu, który „ jest przymilny i kokietuje dziecko”
z półek supermarketów i lokalnych straganów. To również z jej ust padły chyba
najważniejsze słowa w tej dyskusji:
„Nie jest naszym zadaniem promować wypromowane. Naszym zadaniem jest wspierać książkę, która stawia opór”.
Na szczęście w toku dyskusji padły także stwierdzenia,
choć może niezbyt wyraźnie zaakcentowane, że książki, które trzeba wspierać
stanowią dość szerokie spektrum wydawnicze, w którym mieszczą się zarówno
książki środka jak i książki artystyczne. Klęska urodzaju oznacza przecież
możliwość wyboru zgodnie z własnym gustem i preferencjami.
Rozmówcy podjęli też próbę rozważenia
sposobów dotarcia do środowisk, dla których dostęp do ambitnej literatury jest
o wiele trudniejszy. Zgodnie z
przewidywaniami skupiono się głównie na działalności bibliotek. Zabrakło niestety
czasu na rozważania na temat książki wieloadresowej, a zwłaszcza tego jak z
książką ambitną dotrzeć do rodziców, pierwszych pośredników między autorem a
dzieckiem.
Z kuluarowych rozmów wynikło, że dyskusja
pozostawiła pewien niedosyt wśród publiczność, która z uwagi na brak czasu nie
miała możliwości przedstawienia własnych argumentów. Osobiście wyszłam z
Zachęty z poczuciem otwartych tematów, które domagają się kolejnych spotkań i okołoksiążkowych inicjatyw
promocyjnych, a także z nadzieją, że hasło „za dużo designu”, które mimowolnie
stało się etykietą zakończonej już dyskusji w Zachęcie, będzie rodzajem
prowokacji, a nie faktycznym postulatem.
O! A ja miałam się dopytywać, czy ktoś był, wysłuchał, dyskutował... bo jakoś cicho-sza się zrobiło po spotkaniu.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za relację. A Twoje stanowisko jakie?
Cicho-sza, bo frekwencja na dyskusji nie była oszołamiająca...
UsuńMoim zdaniem trudno te tematy nawet próbować podsumować w jednej dyskusji, zwłaszcza kwestię popularyzacji wartościowych książek, która wymaga planu i szerszych inicjatyw. Co do designu w książkach, jestem za różnorodnością, niech każdy ma szansę znaleźć coś dla siebie i swojego dziecka. "Za dużo designu" to nie moje hasło.
Różnorodność - tak. Ale oby coś za nią stało, nie tylko szaleństwo twórcze "ja Wam pokażę" ;) Taka moja teoria... Myślałam, że będą tłumy... sama się wybierałam, ale jednak 1,5 godziny w jedną stronę to trochę za długo jak na późno popołudniowe spotkanie... Co do promocji... Dziwi mnie, że ciągle "dyskusje" toczą się właściwie w tym samym gronie - perspektywa wielkiego miasta i "przekonanych". Brak mi jednak wyjścia poza stolicę i konfrontacji z rzeczywistością (bibliotek, szkoły, małych miejscowości...). Poza tym ile osób z dyskutujących mają bezpośredni, stały kontakt z odbiorcą? (pytam, bo nie wiem w końcu kto był)
Usuń< Różnorodność - tak. Ale oby coś za nią stało, nie tylko szaleństwo twórcze "ja Wam pokażę" ;)
UsuńTu jak wiesz nie ma reguły. Mam wrażenie, że książkami w Polsce zbyt często rządzi przypadek i to niezależnie od tego, czy chodzi o bardziej czy mniej artystyczny projekt. Świetne opracowania graficzne marnują się z miernym tekstem i odwrotnie.
< Brak mi jednak wyjścia poza stolicę i konfrontacji z rzeczywistością (bibliotek, szkoły, małych miejscowości...).
Mnie również i silnie odczuwam potrzebę skoordynowanych działań, które dotrą z książkami tam, gdzie ich nie ma. Wydaje mi się, że takie działania leżą w interesie zarówno autorów jak i wydawców, o szarym obywatelu nie wspomnę.