2/08/2014

W naszym domu jest...

W naszym domu jest...
Isabel Minhos Martins
opr. graf. Madalena Matoso
Wydawnictwo Wytwórnia 2013










 W naszym domu jest nas siedmioro. Mamy łącznie 95 lat, 6,6 metra wzrostu i ważymy 207 kg. Nasze imiona rozpoczynają się na 6 liter alfabetu, brudzimy dziennie około 15 kubków i 20 talerzy oraz 10 sztuk skarpetek. Zjadamy miesięcznie 4 kilogramy kociej karmy, 300 kajzerek i 20 bochenków chleba. Wieczorna kąpiel zabiera nam codziennie około półtorej godziny, a czytanie jeszcze dłużej. I chociaż jest nas o cztery łapy, jeden ogon i dwoje uszu więcej niż bohaterów "W naszym domu jest...", to i tak przedstawiona w niej skala liczbowa dała nam do myślenia.


Portugalskie autorki bawią się liczbami nie gorzej niż autorzy "365 Penguins". Liczą palce, paznokcie, piegi, długość jelit, liczbę włosów, a nawet skoliozę i dyskopatię. Podziwiam. Ile moje dzieci mają aktualnie zębów wie tylko Pan Bóg. Najstarsza kończy wymianę mleczaków, Tomek zaczyna, a Sadzonka dopiero kompletuje zestaw. Książka dobitnie uświadamia, ile zagadek kryje się w jednym domu i jak fascynujące może być ich odkrywanie.


Książka jest dowcipna, bezpretensjonalna, ale... ocenzurowana przez polskiego wydawcę. Czas temu jakiś krążyła po Sieci ilustracja w dwóch wersjach: na jednej mama opala się w staniczku, na drugiej bez. Do nas trafiła wersja dla pruderyjnych...

Kolorowe kompozycje Madaleny Matoso są naprawdę piękne. Przypominają obraz kontrolny z ekranu telewizora i zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu niż, utrzymane w konwencji wycinanki, rysunki z "Czarów!", wydanych dwa lata temu przez Tako.



Dzięki talentowi i wyobraźni nieocenionej Mery Selery w naszym domu jest pewne piękne dzieło,  które również pomaga nam się policzyć. Sadzonka przystaje przy nim czasami i z zachwytem woła "Mamaa!" albo "Weła!" (gdy ma na myśli Najstarszą). I nawet nie ma pojęcia, że Mery, rysując nas przy swoim krakowskim biurku również nie miała pojęcia jak wyglądamy na żywo... :)

Czytaj także

4 komentarze:

  1. O, fajne! Już nawet bez książki zacząłem sobie pewne rzeczy obliczać. Jak tylko dziura budżetowa się zamknie, to wrzucę do koszyka :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak, ta książka z domowym budżetem świetnie idzie w parze. Nie ma to jak sobie policzyć to i owo.

    OdpowiedzUsuń
  3. >>Przypominają obraz kontrolny z ekranu telewizora<<
    Piękne porównanie :D
    Ja za "Czarami" także nie jakoś nie przepadam, ale raczej ze względu na treść. A może odległość (już!) podobnych dylematów.
    "W naszym domu jest" myślę, że jest świetną pomocą, inspiracją - zarówno do domowej edukacji, przedszkolnej, jak i wczesnoszkolenej. Bardzo bym sobie (?) - dzieciom! - życzyła, aby głupawe podręczniki zastąpiły takie książki. Do tego zestaw liczmanów, rolki papieru toaletowego (ile to jest 40 metrów jelit?) - i proszę, jakie oszczędności w budżecie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nawet nie potrzebny jeden podręcznik od p. Minister. ;)
      Na szczęście są tacy nauczyciele, którzy robią podobne rzeczy. Najstarsza miała prawdziwe szczęście na takiego trafić w klasach 1-3. Oby było ich więcej, żeby starczyło dla wszystkich. Ale po raz enty trzeba powtórzyć: potrzebna jest zmiana mentalności. Tylko tyle i aż tyle.

      Usuń