4/30/2024
Mulanosaurus Rex
Mulanosaurus Rex, Øyvind Torseter, tł. Justyna Czechowska, Format 2024.
Założę się, że w tych, którzy zdążyli zapoznać się z pierwszą wydaną w Polsce autorską książką Øyvinda Torsetera pt. "Dziura", wiadomość o nowym tytule artysty z pewnością wzbudziła zaintrygowanie. Wraca bohater o fizjonomii na skrzyżowaniu muminka i Bromby. Poznajcie "Mulanosaurusa Rexa".
Przełamujący schematy, dziwaczny, intrygujący – nie dość epitetów na określenie stylu wyłaniającego się z szalonych picturebooków Torsetera. Jakkolwiek by jednak nie próbować zamknąć go w schematach, Norweg wymyka się wszelkim uogólnieniom. Może dlatego nie sposób uwierzyć w etykietkę "książka dla dzieci". Torseter przygarnia najmłodszych, ale zaprasza też dorosłych – bawi się kontekstem intertekstualnym, ćwiczy spostrzegawczość, testuje poczucie humoru. W tym wszystkim mówi do czytelników przede wszystkim obrazami. Narracja wizualna wiedzie prym – krótkie, jednozdaniowe komentarze pojawiają się na marginesie i w rzadkich dialogowych dymkach. Jesteśmy w wyizolowanym świecie, w którym absurd prowadzi nas w prostej linii do pytania o sens, a przyziemność świata przedstawionego od nierzeczywistości dzieli zaledwie krok.
Torseter przeciwstawia sobie dwóch bohaterów – cynicznego Prezydenta i idealistę Mulego. Łączy ich ufna wiara w upolowanie ostatniego dinozaura, a dzieli niemal wszystko inne. Jako czytelnicy, z zapartym tchem śledzimy podróż towarzyszy, podskórnie czując jednak, że cel jest zgoła inny. Akcja wypełnia całą przestrzeń komiksu, ale to czytelnik uzupełnia luki, które Torseter z premedytacją pozostawia. Każdy szczegół kadru może mieć znaczenie. Każde odkryta aluzja dodaje historii nowego blasku.
Narysowane cienkim piórem rysunki zachwycają precyzją. Kolor, podobnie jak tekst, wydaje się być tylko dodatkiem. Torseter mości się wygodnie między dosłownością a magią świata, który nie stoi w miejscu lecz ciągle się zmienia – od nowoczesnego wnętrza mieszkania po prehistoryczny las. Ten swoisty rozkrok sytuacyjny pozwala z dystansu spojrzeć nie tylko na bohaterów, ale przez ich pryzmat, także też na siebie samych.
11/06/2023
Milion dobrych uczynków
Milion dobrych uczynków, Arnfinn Kolerud, il. Marta Ruszkowska, tł. Katarzyna Tunkiel, Agora 2023.
Czego spodziewalibyście się po książce o norweskiej rodzinie, która wygrywa w Lotto pokaźną sumę pieniędzy? Kultura masowa przyzwyczaiła nas do przyjemnych skojarzeń związanych z niespodziewaną poprawą statusu materialnego: luksusowy samochód, dalekie podróże, wykwintne jedzenie. Arnfinn Kolerud wybiera inną ścieżkę fabuły i to nie będzie komfortowa lektura. Przygotujcie się na skrajne emocje.
W małej miejscowości, w której rozgrywa się akcja powieści wiadomości rozchodzą się szybko. Niesamowity fart, jaki spotyka Franka i jego mamę staje się powszechnym tematem i każdy chce uszczknąć dla siebie trochę z tego niewiarygodnego uśmiechu losu. Co jednak jednym wydaje się pełnią szczęścia, dla innych szybko okazuje się bożym dopustem. Mama Franka nie od razu umie się odnaleźć w nowej sytuacji. Nie stara się na siłę zmieniać swojego życia, raczej powoli rozeznawać w nowej sytuacji. Jak pogodzić nagłe wzbogacenie z chęcią zaspokojenia społecznych oczekiwań, których siła dotyka nie tylko ją, ale również, a może przede wszystkim, 10-letniego Franka? Odpowiedzią chwili staje się organizacja konkursu, w którym za wyjątkową życzliwość wobec innych można wygrać milion norweskich koron. Czy jednak gra fair wszystkim mieszkańcom miasteczka wyda się opłacalna?
Arnfinn bardzo ciekawie niuansuje kwestię stosunku bohaterów do pieniądza. Padają pytania o sprawiedliwość społeczną, etos pracy, dojrzałość do dysponowania swoim majątkiem, ale również o prozaiczne wydawałoby się przeznaczanie gotówki na własne przyjemności. Pokazuje, że są osoby, które przy pomocy pieniędzy potrafią manipulować innymi, ale również takie, które manipulacją zdobywają pieniądze. Dla Franka wygrana w loterii staje się szkołą życia, dla czytelników obserwacja ludzkiej małostkowości niepokojącym doświadczeniem. Nieoczywiste zakończenie nie przynosi uspokojenia emocji.
Trudno mi jednoznacznie określić odbiorcę tej powieści, ale celuję raczej w czytelników 10+ niż starszych nastolatków. Tym bardziej uważam, że warto docenić staranny, lekko nobilitujący odbiorcę projekt graficzny. Marta Ruszkowska postawiła na subtelne, utrzymane w niebiesko-pomarańczowej kolorystyce szkice skoncentrowane na ludzkich postaciach. Rysunki znakomicie podkreślają, że "Milion dobrych uczynków" to tylko z pozoru książka o pieniądzach, to raczej opowieść o każdym z nas.
8/18/2019
#instant / 8+2 i wycieczka rowerowa do Danii
"Jechali i jechali. Na szczęście nie było tam już więcej torów tramwajowych. Droga wiodła wzdłuż morza i dookoła unosił się tak piękny zapach porannej bryzy morskiej, że ich serca znowu przepełniła radość".
400 kilometrów ścieżek rowerowych w Kopenhadze może nie robi aż takiego wrażenia, biorąc pod uwagę, że w Warszawie jest ich ponad 500 kilometrów. Rzecz zaczyna prezentować się w nieco innym świetle, jeśli dodam, że na codzienne dojazdy do pracy i szkoły rowerem decyduje się tam około pół miliona mieszkańców miasta. Warszawa dla porównania szczyci się dzienną frekwencją na poziomie 75 tysięcy. Nie przez przypadek Kopenhaga nazywana jest rowerową stolicą Europy. Zresztą cała Dania słynie z gęstej siatki rowerowych autostrad o bezkolizyjnym przebiegu, dróg i ścieżek. Zasadniczo można tylko pozazdrościć i mieć nadzieję, że i my doczekamy się kiedyś podobnej infrastruktury. Czy jednak będziemy mieć na tyle odwagi, by z ósemką dzieci ruszyć w tour na dwóch kółkach? Bo przecież jazda rowerem to nie tylko "gdzie", ale również "jak". Rowerowy savoir-vivre stanowi w Danii podstawę bezpiecznego poruszania się w mieście i poza nim, na dodatek jest ściśle przestrzegany przez niemal wszystkich użytkowników ruchu. Słowiańska fantazja polskich rowerzystów nie zostanie w Danii doceniona. Sygnalizowanie skrętu, ale również zatrzymania się i wyprzedzania. Pokonywanie zakrętu w lewo metodą "na dwa". Używanie dzwonka częściej niż tylko w celu postraszenia bezpańskiego psa. To tylko urywek z cyklistycznego bon-tonu, który sprawia, że w zatłoczonej Kopenhadze ryzyko wypadku rowerowego w ciągu 10 lat spadło o 23 procent. Maren, Martin, Marta, Mads, Mona, Milly, Mina i mały Morten mogli zatem bez przeszkód wyruszyć z Norwegii do Danii, nie martwiąc się, że ich silna drużyna, z ariergardą w postaci wózka, na którym jechali najmłodsi wraz z babcią, wzbudzi na drodze konsternację. Wszak rowery cargo wynaleziono właśnie w Danii. A więc w drogę!
8+2 i wycieczka rowerowa do Danii, Anne-Cath Vestly, il. Marianna Oklejak, tł. Milena Skoczko, Wydawnictwo Dwie Siostry 2019.
10/10/2013
Gofrowe serce
Lena i ja w Zatoce Pękatej Matyldy
Maria Parr
Nasza Księgarnia 2007
Maria Parr, okrzyknięta nową Astrid Lindgren, napisała do tej pory tylko dwie książki, "Tonję z Glimmerdalen", o której wspominałam już letnią porą i "Gofrowe serce", które wypożyczyłam z biblioteki kilka dni temu. Postanowiłam poznać całą twórczość autorki, zanim zdobędzie światową sławę. Przynajmniej nie będę musiała się wstydzić przed samą sobą, jak to miało miejsce dzisiaj, gdy Alice Munro otrzymała literackiego Nobla, że mam zaległości w lekturze. Swoją drogą cały czas nie mogę się nadziwić, że po tak małej próbce literackiej, młoda Norweżka otrzymała aż tak wyróżniający tytuł.
"Gofrowe serce" ukazało się w 2007 r. nakładem Naszej Księgarni i pewnie przeszłoby bez echa, gdyby nie tegoroczna premiera "Tonji" u Dwóch Sióstr. Ani okładka, ani tytuł, ani nawet nazwisko autorki nie zwróciło mojej uwagi przez 6 lat istnienia książki na rynku. Biję się w piersi, bo debiutancka książka Marii Parr w niczym nie ustępuje "Tonji z Glimmerdalen". Nie jestem skora do nadmiernych wzruszeń, ale ten egzemplarz wycisnął ze mnie łzy smutku i radości. Pchając dziś jedną ręką dziecięcy wózek, a w drugiej trzymając książkę, nie mogłam opanować fali emocji, które wywoływała lektura. Sądzę, że dorosła kobieta czytająca z wypiekami na twarzy książkę dla dzieci nie jest częstym widokiem na moim osiedlu.
"Gofrowe serce" to po raz kolejny książka o bardzo tradycyjnym wydźwięku. Mała miejscowość tuż nad fiordem, wielodzietna rodzina, tradycyjne role społeczne, góry, natura, przemijanie. Bardzo piękny obraz codzienności, która toczy się wraz z rytmem przyrody i ludzkiego życia. Śmierć jest tu zwykłą rzeczą, tak w przypadku ludzi, jak i zwierząt. Do tego wszystkiego silnie wyczuwalny element dziecięcej religijności, który potwierdza deklarowane przez autorkę przywiązanie do tradycyjnych wartości. Gdyby nie drobne wątki nawiązujące do współczesnych czasów, naprawdę można by pomyśleć, że to sama Astrid pisała tę książkę. Podobnie jak w "Pippi", dzieci bez skrępowania korzystają z wolności, a dorośli są po to, żeby im wszystko wybaczać. Z podziwem obserwuję ich zimną krew i nieprzebrane zasoby cierpliwości i marzę, żeby choć odrobina stała się i moim udziałem.
Nie jestem fanką "Dzieci z Bullerbyn". Jako dziecko czułam się niezwykle upokorzona faktem, że ktoś postanowił książkę dla 5-latków uczynić lekturą szkolną dla 9-latków. "Gofrowe serce" to "Dzieci z Bullerbyn" dla nieco starszych. 9-latki powinny być zadowolone.
7/12/2013
Tonja z Glimmerdalen
Tonja z Glimmerdalen
Maria Parr
Dwie Siostry 2013
"Jestem wściekła na Tonję z Glimmerdalen" - odpowiedziałam, kiedy mąż po dwóch tygodniach wspólnej rodzinnej lektury zapytał mnie, jak mi się podobało. Jestem wściekła, choć to świetna książka i chciałabym mieć ją na własność. Prawdą jest, że zanim wypożyczyłam ją z biblioteki, nie spojrzałam, że rekomendowana jest dla dzieci powyżej 8 lat. Co z tego, jak nawet na mnie zrobiła piorunujące wrażenie. Chyba nawet większe niż na 5-letnim Tomku. Bo nie jest to książka łatwych rozstrzygnięć. Raz nawet rzuciłam nią o stół, nie doczytawszy zdania do końca.
Maria Parr jest świetnie zapowiadającą się norweską pisarką. Mimo młodego wieku przylgnął już do niej przydomek "drugiej Astrid Lindgren". Czy udźwignie ciężar tego tytułu, przyjdzie nam się jeszcze przekonać, ale póki co jej dwie debiutanckie książki zdobyły uznanie czytelników nie tylko w Norwegii. Maria Parr przyznaje, że pierwsze historie zaczęła tworzyć na życzenie trójki młodszego rodzeństwa, które uwielbiało wieczorne opowieści w ich wspólnym pokoju. Dzisiaj autorka nadal spotyka się z dziećmi, na organizowanych w lokalnych szkołach lekcjach literackich. Podobno jest niezwykle otwartą, dowcipną i energetyczną osobą. Pochodzi z zachodniej Norwegii gdzie używa się nowonorweskiego (nynorsk) wariantu języka pisanego. W porównaniu z dialektem bokmål, którym posługuje się około 90 procent Norwegów, jest on słabiej rozpowszechniony. Parr czuje się jednak lokalną patriotką, dlatego swoje książki pisze również w standardzie nynorsk.
Idylliczne klimaty rodem z Bullerbyn to tylko wierzchnia powłoka tego co kryje w sobie "Tonja z Glimmerdalen".
I chyba nie możemy się irytować, tak jak mi się to zdarzyło, że Maria Parr celowo pokazuje świat, który nie jest przewidywalny, ludzi którzy nie są życzliwi i postawy, których nie da się łatwo wytłumaczyć. Nawet mając w ręku książkę dla dzieci. I oczywiście jest to margines na tle dobrych chwil, jakie "mała łobuziara z Glimmerdalen" przeżywa w swoim górskim azylu, pośród najbliższych i przyjaciół. Przyjaciół, którzy mimo że są mili, troskliwi i niezastąpieni również popełniają błędy, za które potem żałują, a czasem wcale nie. I można im mieć to za złe i można pomstować na autorkę, że zechciała piękny świat upstrzyć plamami ludzkich słabości. Bo "Tonja z Glimmerdalen" to książka, w której nie ma białych i czarnych charakterów. Tu dorośli popełniają błędy i nie zawsze umieją się z nich wytłumaczyć. A czasem nawet nie przyjdzie im to do głowy. "To nigdy nie jest wina dzieci" - przypomina uparcie Tonja i te słowa dźwięczą jak dzwon po lekturze książki.
I tylko jednej rzeczy nie mogę wybaczyć Dwóm Siostrom, że do wyjątkowo dobrego tłumaczenia wkradło się całe mnóstwo literówek. Może przy kolejnej tak grubej książce warto oddzielić redakcję od korekty?