11/11/2014

Widmark, Widłak i Tomek

















"Pewnego razu byli sobie chłopiec i dziewczynka, mniej więcej w twoim wieku. Codziennie rano przychodzili na brzeg morza. Nigdy jednak się nie widzieli. Jak to możliwe? Morze było ogromne, wydawało się, że ciągnie się od brzegu aż do końca świata. Ale wcale tak nie było. Morze miało dwa brzegi – chłopiec mieszkał na jednym, a dziewczynka na drugim.
Któregoś ranka…"

Był lipiec. Wydawnictwo Zakamarki ogłosiło konkurs literacki, który polegał na dokończeniu opowiadania rozpoczętego wspólnie przez Wojciecha Widłaka i Martina Widmarka na festiwalu w Rabce. Z pozoru zwyczajne zadanie miało jednak niewielki kruczek. Do konkursu zostały zaproszone dzieci w wieku od 6 do 9 lat. Nietrudno dostrzec pewną sprzeczność między konkursem literackim a wiekiem uczestników. Zwłaszcza gdy uświadomimy sobie, że spora część z nich nie umie jeszcze czytać i pisać, a równie duża posiadła tę umiejętność w stopniu niewystarczającym do przelania swoich myśli na papier.

Tomek od razu zapalił się do wzięcia udziału w konkursie. Główna nagroda w postaci wyjazdu do Junibacken kusiła jak mało co. Mijały jednak kolejne dni wakacji, ale z rzucanych tu i ówdzie pomysłów nie wykluwał się spójny obraz, co najwyżej modyfikowane z dnia na dzień koncepcje. Jak zebrać w całość to, co rodzi się w głowie sześcioipółlatka, niepotrafiącego jeszcze pisać? Jak pomóc mu napisać opowiadanie własnymi słowami, posiłkując się piórem kogoś innego?

Przyszedł wrzesień a wraz z nim zbliżający się termin wysyłki opowiadania. Uznaliśmy, że nie ma innego wyjścia, jak tylko pójść na żywioł. Tomek stanął przed koniecznością skonfrontowania swoich pomysłów z kartką papieru. Bez brudnopisu, notatek i skreśleń podyktował cały tekst, pozostawiając nas w niemałym zdumieniu. Udało się?

Z zadaniem poradziło sobie 369 innych dzieci. Swoją drogą ciekawe, jakich technik chwycili się ich rodzice, żeby prace na kartkach A4 miały szansę trafić do redakcji Zakamarków.
Wygrana w konkursie dodała Tomkowi pewności siebie w obcowaniu z książką i to nie tylko w roli czytelnika.

Dziękujemy Zakamarkom za fantastyczną inicjatywę!




11/05/2014

Peep Inside The Zoo


Peep Inside The Zoo
Anna Milbourne
il. Simona Dimitri
projekt Nicola Butler















Co wyróżnia tę książkę spośród innych w biblioteczce Sadzonki? Jest najbardziej poklejona taśmą samoprzylepną. Niektóre elementy były sklejane po kilka razy. To zdecydowanie największy inwalida, ale przy okazji również jeden z najsilniejszych graczy pośród naszych książek do samodzielnego przeglądania. Sama się sobie dziwię, że bez żalu dawałam ją Sadzonce na żer i to nie dlatego, że jest taka kiepska. Po prostu z takich książek najszybciej się wyrasta. Smakowita graficznie a do tego wyposażona w mnóstwo atrakcyjnych okienek i klapek, które wiodą czytelnika przez książkowe zoo. Grafikę urozmaica sensowny tekst, co w książkach dla tej grupy wiekowej jest nadal rzadkością (przykład).
Kuszą też dwa inne tytuły z serii, ale choć wydawca mówi 3+, my wiemy swoje. Sadzonka nieubłaganie rośnie.

















10/29/2014

Kuba i Amelia. Godzina duchów & Amelia i Kuba. Godzina duchów


Najstarsza: - Napisałaś, że "Kubę i Amelię" lepiej się czyta?
ja: -  Zapomniałam.
Najstarsza: - To napisz jeszcze koniecznie.
Więc piszę. Najstarsza uważa, że "Kuba i Amelia" wyszła autorowi lepiej. Napisałam.
Więcej przeczytacie na Rymsie.

10/24/2014

Profesor Astrokot odkrywa kosmos


Cieszę się niezmiernie z każdej dobrej popularnonaukowej książki dla dzieci. Kto miał w domu chłopca, który bierze do ręki tylko takie książki, które są "o czymś", ten wie o czym mówię.
Nie potrafię na dzień dzisiejszym przełamać niechęci siedmiolatka do samodzielnego czytania i oglądania, niczym innym jak porządną dawką wiedzy. Na samodzielne czytanie innych rzeczy, jak twierdzi, nie ma czasu.

"Profesor Astrokot" otwiera również w mojej głowie czułą klapkę. Pamiętam lata 80. i pierwsze przymiarki do nauki angielskiego, uskuteczniane przy użyciu amerykańskiego leksykonu obrazkowego z lat 60. Był o wiele grubszy od "Profesora Astrokota", zapakowany w błyszczącą obwolutę, pod którą kryła się szorstka okładka przypominająca tkaninę, podobna do tej, która leży przede mną. Kolorystyka utrzymana w czerwieniach, żółciach i czerni pozostała głęboko w mojej pamięci.



Kosmos przywołał na myśl komiksy z ubiegłego wieku o superbohaterach. Lata 60. obfitowały wszak w propagandę podboju kosmosu, za którą ochoczo szła popkultura. Podobieństwo krojów pisma podpowiada mi, że nawiązanie nie jest przypadkowe. Pamiętam zresztą moje zaskoczenie, kiedy dowiedziałam się, że wydawcą "Professor Astro Cat's Frontiers of Space" jest nie amerykańska a brytyjska oficyna Flying Eye Books. W prawdzie Dominic Walliman, autor tekstu, jest Kanadyjczykiem, ale to przecież nie on odpowiada za wizualną stronę książki. Złudzenie amerykańskości było bardzo silne.

Ostatnio narzekałam, że z trudem przyswajam bogate edytorsko książki popularnonaukowe. Z przyjemnością stwierdzam, że "Profesor Astrokot" mnie pod tym względem pozytywnie zaskoczył. Od kilku wieczorów zanurzam się w tekście, który nie przytłacza informacjami i rysunkach, które idealnie go dopełniają. Z uczuciem ulgi oglądam infografiki, których nikt nie wrzucił w ramki. Są naturalnie wpisane w kompozycję strony, a nie dodane przez przypadek, jak nadprogramowy element. Zgrabne tłumaczenie sprawnie prowadzi przez skomplikowaną tematykę i poza kilkoma fragmentami tekst okazał się dobrze przyswajalny przez siedmiolatka.

Na koniec pozostaje mi tylko apel do wydawców. Proszę o więcej książek popularnonaukowych  dla najmłodszych. Inaczej mój syn pozostanie analfabetą.



10/17/2014

Pobawimy się?


W jednym z wywiadów Pija Lindenbaum przyznała, że jej bohaterowie to w gruncie rzeczy jedno i to samo dziecko ukryte pod różnymi imionami. Tym razem mamy do czynienia z dwoma równorzędnymi współbohaterkami i mimo że z pozoru autorka nie sympatyzuje z żadną z nich, mam czasami wrażenie, że to samotnica Tola, a nie uwieszona na niej Benia jest jej podskórnie bliższa. A może dlatego, że Tola to moje alter ego?
W bohaterkach "Pobawimy się?" chyba każdy może odnaleźć siebie. A może cząstkę własnych doświadczeń da się odnaleźć w każdej z nich?
Po więcej o "Pobawimy się?" zapraszam na Rymsa (klik!).