Pokazywanie postów oznaczonych etykietą klasyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą klasyka. Pokaż wszystkie posty

10/21/2013

Muzykalny Słoń

Muzykalny Słoń
Wanda Chotomska
il. Julita Karwowska-Wnuczak
Wydawnictwo Muza 2013










To już drugi tytuł Wydawnictwa Muza, wydany przez świeżo utworzoną redakcję książki dla dzieci, który mam okazję trzymać w ręku. "Muzykalny słoń" i "Panna Kreseczka" (W. Chotomska, il. B. Butenko) zapoczątkowały serię pt. Muzeum Książki Dziecięcej. Obiecująco brzmiąca nazwa zapowiada prawdziwą ucztę dla koneserów. Szefowa redakcji, Iwona Krynicka była przez kilkanaście lat związana z Wydawnictwem Wilga, zapewnia jednak, że w nowej pracy ma zamiar poszukiwać własnej drogi. Seria MKD jest dowodem ciekawej inicjatywy jaką podjęła, wchodząc we współpracę z Muzeum Książki Dziecięcej Biblioteki Publicznej Miasta Stołecznego Warszawy. Jest się więc z czego cieszyć, bo smakowitych kąsków do wznowienia z pewnością nie zabraknie.

"Muzykalny słoń" po raz pierwszy ukazał się w 1965 r. nakładem RUCH-u. Obecne wydanie to pierwsze wznowienie książki po prawie pięćdziesięciu latach. Trzeba niemało szczęścia, żeby stary egzemplarz znaleźć na aukcji lub w antykwariacie. Opowieść o słoniu, chcącym wymienić swoją trąbę na inny instrument to prawdziwy poetycki majstersztyk, który czyta się z niemałą przyjemnością. Chotomska jest dowcipna i zaskakująca, a mimo to jej warsztat pisarski nie traci na dojrzałości. Cudownie wchodzi w dialog z młodym czytelnikiem, nie infantylizuje i nie upraszcza. Ilustracje Julity Karwowskiej-Wnuczak, mało znanej autorki popularnego wizerunku kota Filemona, świetnie wpisują się w klimat wiersza. W naszym domu "Muzykalny słoń" doskonale "zagrał" przy głośnym czytaniu z sześciolatkiem. Czas chyba kupić porządny zbiorek wierszy Chotomskiej.

Wydawnictwo zdążyło też opublikować kilka tytułów spoza serii, m.in. "Wierszyki 2-latka" czy "Ortografia jest fajna!" i tu, sądząc po okładkach, nie udało im się wyrwać z zaklętego kręgu stylistyki à la Wilga. Na przyszłość miałabym nadzieję na bardziej staranny dobór tytułów i może na jakieś niebanalne logo do kompletu.


2/21/2013

Pan Popper i jego pingwiny



Ten człowiek na zdjęciu to nie Pan Popper. Nie jest to także Richard Atwater, autor książki. To admirał Richard Byrd, lotnik, pionier wypraw polarnych, pierwowzór książkowego admirała Drake'a. W 1928 r. Byrd wraz załogą dotarli statkiem na Antarktydę, skąd wystartowali samolotem, aby odbyć lot badawczy nad Biegunem Południowym. O jego sukcesie usłyszał amerykański dziennikarz Richard Atwater i na motywach jego historii skonstruował fabułę książki "Pan Popper i jego pingwiny". Niestety niedługo potem ciężko zachorował. Maszynopisem zajęła się jego żona Florence, bezskutecznie szukając wydawcy. Nie zniechęcona trudnościami, dokonała zmian w tekście i ostatecznie książka została wydana w 1938 r. nakładem wydawnictwa Little Brown, a już rok później zdobyła prestiżową nagrodę Newbery Honor Award, przyznawaną rokrocznie anglojęzycznym pozycjom dziecięcym wydanym w Stanach Zjednoczonych lub Wielkiej Brytanii.
pierwsze wydanie z 1938 r.

Książka rozgrywa się w scenerii amerykańskiego miasteczka. Tytułowy Pan Popper to przeciętny malarz pokojowy o nieprzeciętnych zainteresowaniach. Swój wolny czas spędza na czytaniu książek o biegunie południowym. W odpowiedzi na list wysłany do admirała Drake'a, badacza Antarktydy, otrzymuje tajemniczą przesyłkę zawierającą żywego pingwina.

 "Pan Popper" atmosferą przypomina "Odwiedziła mnie żyrafa" Stanisława Wygodzkiego. To nie przypadek, bo obie książki można zaliczyć do nurtu realizmu magicznego, gdzie nieprawdopodobne wydarzenia zostają wplecione w rytm normalnej rzeczywistości i zdają się funkcjonować ze sobą w doskonałej symbiozie.
Ilustracje Zbigniewa Lengrena to niezaprzeczalny atut polskiego wydania, wciąż świeże i atrakcyjne jak to w przypadku Mistrzów Ilustracji. Tomek dał się uwieść fabule książki, którą pochłonęliśmy w kilka wieczorów. Wciąż nie mógł jednak zrozumieć dlaczego pani Popper zwraca się do swojego męża tato.










Pan Popper i jego pingwiny
R. i F. Atwater, il. Z. Lengren
Wydawnictwo Dwie Siostry 2009

2/12/2013

Czarnoksiężnik z Krainy Oz















Czarnoksiężnik z Krainy Oz
L. Frank Baum, Robert Ingpen
Buchmann 2011
www.buchmann.pl


Niesamowitą przygodę literacką przeżyliśmy, czytając w ostatnich dniach "Czarnoksiężnika z Krainy Oz" z ilustracjami Roberta Ingpena. Wieczorne powroty do lektury książki zabierały  nas w świat, który na te chwile ogarniał nas bez reszty, a 5-latka skłaniał do próśb o jeszcze, mimo że późna pora kazała  iść już spać.

"Dobra opowieść powinna być pięknie zapakowana, tak by dziecko mogło odkrywać ją stopniowo, kawałek po kawałku" - powiedział w jednym z wywiadów Robert Ingpen. Do tej pory zastanawiam się, czy to ta starutka stuletnia opowieść, czy mistrzowskie ilustracje sprawiły, że mój syn poddał się temu odkrywaniu, a po skończeniu lektury na własne życzenie spędził kolejne chwile, oglądając fragmenty przedwojennego musicalu i słuchając słuchowiska o Dorotce. A może i jedno i drugie...

Książka opowiada historię małej Amerykanki Doroty, która porwana wirem tornada ląduje w nieznanej krainie poza światem rzeczywistym. Odtąd jej celem staje się powrót do domu. Mimo wielu nieprzychylnych okoliczności nie traci go z oczu, a w trudnych momentach odnajduje wsparcie w poznanych podczas swej wędrówki towarzyszom.

  Książka uczy, że słabości łatwiej przezwyciężyć razem, że każdy ma w sobie coś, co może zaoferować innym i tylko od wewnętrznej siły zależy, czy obrany cel uda się osiągnąć. Niesamowitym jest, jak bardzo ludzkie są postacie drwala, lwa i stracha. Każdy z nich poszukuje brakującej części siebie, której odnalezienie ma doprowadzić do osiągnięcia szczęścia. Lew pragnie odwagi, drwal serca, a strach rozumu. Najciekawsze, że książka nie rozstrzyga, czy udaje im się je zdobyć, czy tylko ulegają sprytnej iluzji stworzonej przez wielkiego Oza.  Mimo to zyskują pewność siebie i osiągają rzeczy, o których nawet im się nie śniło. To świadome niedopowiedzenie autora sprawia, że książka zyskuje ponadczasowy przekaz, który wynosi ją ponad ramy zwykłej baśniowej opowieści.


Ilustracje Roberta Ingpena w znakomity sposób wspierają fabułę książki. Tak Ingpen rozumie swoją misję.  Swój stosunek do świata opisuje on jednym słowem: dyscyplina. I to nie tylko w odniesieniu do dzieła, ale do rzeczywistości w ogólności. Sam mówi o sobie, że jego praca nie przypomina pracy artysty.
Wstaje wcześnie rano i z zaledwie jedną krótką przerwą tworzy aż do 18. Narysowanie zbioru pełnostronnicowych ilustracji do jednej książki zabiera mu kilka miesięcy. Jest przy tym bardzo uporządkowany.










 "Z mojej pracowni nie wieje wielką sztuką. Nie pachnie tu terpentyną, a ja nie grzęznę po kolana w papierach". R. Ingpen