9/21/2013

O tych, którzy się rozwijali

O tych, którzy się rozwijali
Iwona Chmielewska
Wydawnictwo Media Rodzina 2013


















Z nową książką idzie do nas Iwona Chmielewska, wyposażona w zapas nici znalezionych w second-handzie. Tka z nich historię ludzi, którzy się rozwijają. Dosłownie czy w przenośni? A może tak i tak. Pięknie naszkicowane postacie dopełnione tułowiem ze szpulek opowiadają swoją historię, powoli odkręcając nitkę przędzy, z której same są zrobione. Chmielewska pokazuje, że to symboliczne rozwijanie jednoznacznie łączy się z pomaganiem. Każdy kawałek nitki odłączony od szpulki znajduje nowe zastosowanie, stając się sznurkiem do sanek, kokardą w bukiecie, skakanką, wędką. Nitka żyje nowym życiem, służąc innym.

Na podobnym pomyśle oparta została "Sznurkowa historia" Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel, ale u Chmielewskiej dalsza historia nitek, to jednocześnie nawiązanie do uczynków ludzi, ich życiowych ról, codziennych obowiązków, pracy, która jest prawie niewidoczna, a jednak ciągnie się nieprzerwanie i przynosi widoczny efekt.

Kim są tytułowi ci którzy się rozwijali? Co się z nimi stanie, gdy rozwiną się do końca? Oto zagadka, której rozwiązania poszukiwać należy podczas lektury książki. Autorka zdradza, że zna ich wszystkich. Czy czytelnicy też ich znają?

Książka bardzo sugestywnie przedstawia szpulkowe postacie. Wydaje się, że wystają ponad ilustracje, aż chce się ich dotknąć. Skąpy tekst, zwłaszcza w porównaniu z wydaną niemal równocześnie przez Wydawnictwo Media Rodzina książką "Cztery strony czasu", pozwala wziąć oddech i bez ograniczeń postudiować zaplątane ilustracje. Jak zwykle u Chmielewskiej zachwycają precyzją, pomysłem i atmosferą. Jednocześnie, chyba jak w żadnej z wydanych dotąd w Polsce książek autorki, element niedopowiedzenia gra bardzo dużą rolę, przez co możliwość osobistej interpretacji książki, mimo że jest naturalną cechą literatury, nabiera tu jeszcze większego znaczenia.



9/12/2013

A gdzie tytuł?

A gdzie tytuł?
Hervé Tullet
Babaryba 2013





















- Tato, ta książka jest bardzo niestaranna - zauważył Tomek.
- Masz rację, to tak specjalnie - potwierdził Tata.
- ???






To nasze drugie spotkanie z twórczością francuskiego artysty Hervé Tulleta. Na regale Sadzonki stoi już "Naciśnij mnie".  "Turlututu. A kuku, to ja!" czeka na stosowną okazję, żeby dołączyć do zespołu.

Tullet przyzwyczaił nas już, że używa najprostszych środków, a uzyskuje spektakularny efekt. Tym razem ożywia postacie z własnoręcznie narysowanego szkicu i aranżuje sytuację, w której spotykają się z czytelnikiem i wspólnie namawiają autora do stworzenia opowiadania z ich udziałem. Zaistniałe okoliczności stają się okazją, żeby zajrzeć do pracowni mistrza i złapać go na gorącym uczynku, czyli przy pracy. Hervé Tullet pojawia się jako połączenie rysunku i fotografii. Jego bogata mimika zdradza wszystkie emocje. Mamy pecha! Tullet jest dziś w złym nastroju. Opowiadanie, które na prędce wymyśla nie jest najwyższych lotów, o czym brudnopisowe postacie nie omieszkają go poinformować.

W książce nie ma narracji. Wszystko rozgrywa się w skąpych, ale pełnych ekspresji dialogach. Oczywiście nie zabrakło też typowej dla autora interakcji czytelnika z książką. Ale na prośbę, żeby nacisnąć czerwony przycisk, Tomek schował się za siostrę, jakby po dotknięciu obrazka książka miała co najmniej wybuchnąć.

Do pierwszego czytania zasiedli całą trójką. To była prawdziwa rodzinna lektura, podczas której każdy przepychał się, żeby lepiej widzieć. Takie rzeczy jeszcze się w naszym domu nie działy. To niesamowite, że książka na równi pochłonęła jedenastolatkę i roczniaka. Aż żałuję, że nie miałam pod ręką aparatu.




Marzy mi się więcej książek Tulleta w Polsce: do samodzielnego czytania dla Tomka, do wspólnej zabawy z Sadzonką, do radosnej improwizacji całą rodziną. Może książka z dziurami, w które można włożyć palec i udawać, że to główka ludzika? Albo taka, którą ogląda się po ciemku rzucając cienie na ścianę? Lub oglądając fluorescencyjne ilustracje...


"Z moich książek mogą korzystać wszyscy bez względu na wiek. Nie istnieje osobny dziecięcy świat pełen ślicznych rzeczy. Najlepsza książka to taka, przy której wszyscy mogą bawić się wspólnie". H. Tullet

 

9/10/2013

Cyrk

Cyrk
koncepcja: Wydawnictwo Dwie Siostry
tekst: Maciej Byliniak
opracowanie graficzne: Grażka Lange
Wydawnictwo Dwie Siostry 2012
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Pamiętam mieszaninę uczuć, która towarzyszyła mi, gdy kilka miesięcy temu po raz pierwszy przeglądałam "Cyrk". Z jednej strony intrygująca okładka i ciekawy pomysł, z drugiej wręcz fizyczna niechęć do wszystkiego co się kojarzy z tym słowem. Moja pierwsza i jedyna wizyta w cyrku, zakończyła się jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu szybką i zdecydowaną dezercją. Miałam wtedy kilka lat i ta pojedyncza przygoda na resztę życia zdominowała moje myślenie o cyrku. 
 
W mgnieniu oka cyrk przestał jednak być tym samym cyrkiem, który kojarzy się z tresowanymi zwierzętami, duszącym zapachem i grą pozorów. A wszystko za sprawą tej niezwykłej publikacji. "Cyrk" to książka wyjątkowa w trójnasób. Po pierwsze ze względu na ilustracje, będące zbiorem plakatów różnych autorów udostępnionych przez Muzeum Plakatu w Wilanowie, po drugie dzięki genialnej, "ekwilibrystycznej" typografii Grażki Lange, a po trzecie i ostatnie przez świetny, lekko absurdalny tekst Macieja Byliniaka. Okazuje się, że plakat cyrkowy oferuje coś więcej niż prosta, ludyczna rozrywka, którą reklamuje. Każdy jeden z nich stanowi dzieło sztuki, które opowiada swoją historię, prowadząc nas przez przedstawienie cyrkowe jakby z wyższej półki - gustowne i wysublimowane. Moje dzieci, które panicznie boją się klaunów dały się porwać "Cyrkowi" Dwóch Sióstr. Czy w ich przypadku sytuacja się odwróci? Może spojrzenie na cyrk przez pryzmat tej książki zdominuje ich postrzeganie.
 
Na końcu książki umieszczono indeks ilustracji. Okazuje się, że wszystkie użyte w książce plakaty powstały w latach 60. i 70. XX wieku. Czy dzisiejszy cyrk może liczyć na równie znakomitą promocję?





9/03/2013

Zielnik

Zielnik. Drzewa i krzewy liściaste
Henryk Garbarczyk
il. Magdalena Prugar-Kazubek
Wydawnictwo Arkady 2008










Naszą przygodę z zielnikiem zaczęliśmy na początku lata, od znalezienia dobrej książki. Zadanie wymagało sporo zaangażowania. Zależało nam przede wszystkim na ładnej szacie graficznej, przystępnej formie i ciekawym wyborze roślin, które łatwo spotkać w naszej okolicy. Tomek myślał o drzewach liściastych, ja marzyłam jeszcze o kwiatach łąkowych. Nie udało się spełnić wszystkich naszych oczekiwań. W przedbiegach odpadł "Zielnik Bolka i Lolka" (pstryk) wydawnictwa Dragon. Był tak brzydki, że nawet Bolek i Lolek, których lubimy, nie byli w stanie go uratować. Urzekła mnie za to seria zielników Arkad w opracowaniu Henryka Garbarczyka. Prawdziwa uczta dla oka i spora garść informacji o każdej roślinie oraz co najważniejsze - miejsce na wklejenie okazu. Mimo przegrzebania całej Sieci, szybko okazało się jednak, że nakład jest na wyczerpaniu i z dwóch wymarzonych tytułów "Drzewa i krzewy liściaste" oraz "Kwiaty pól i łąk", zamówić można już tylko ten pierwszy. Na pocieszenie kupiliśmy także "Zioła łąk i pól", z nadzieją, że chociaż w części zastąpi ten drugi.

Pierwsze dni wakacji upłynęły nam na zbieraniu roślin i układaniu ich w specjalnej suszarce, która szczęśliwym zrządzeniem losu znajdowała się w naszych domowych zasobach. Po kilku tygodniach żmudnego przekładania i doglądania, byliśmy gotowi do uzupełniania zielnika. Przygotowaliśmy klej i specjalne paseczki, pod które wsuwaliśmy zasuszone liście. Wkleiliśmy mnóstwo liści, ale nadal pozostało dużo nieuzupełnionych stron. Będziemy mieli czego szukać w przyszłym roku. A "Zioła łąk i pól" mamy nadzieję rozpracować jeszcze tej jesieni. W ogródku czeka lawenda, mięta, bazylia i babka. Oby pogoda nie pokrzyżowała nam planów.








8/31/2013

Jedzie pociąg z wakacji...

Nasz wakacyjny pociąg dojechał do stacji końcowej. Pora wysiadać. Dziękuję za wszystkie nadesłane rozkłady jazdy. Nie daliście się wepchnąć w sztywne ramy gatunku. Tylko jeden jedziej spełnił wszystkie konieczne wymogi formalne. Gratuluję jednak inwencji i zachęcam do lektury (pstryk), a specjalne gratulacje należą się marpil za poniższy jedziej:

Jedzie pociąg z Trójmiasta
Wiezie baby i ciasta