4/22/2025
Przyroda
Przyroda, Emma Adbåge, tł. Katarzyna Skalska, Zakamarki 2025.
Słodko-gorzka historyjka o przyrodzie, która nie daje się zdyscyplinować. A może jednak o ludziach, którzy chcą mieć wszystko po swojemu. Emma Adbåge jak zwykle w świetnej formie.
Rozmawiając o pogodzie, można dać upust swoim emocjom. Wiadomo, że pogoda zawsze jest zła. Przecież śniegu jest albo za dużo, albo nie ma go wcale. Wszystko rośnie i wymaga pielęgnacji, to znów liście spadają z drzew, a wtedy pracy jest jeszcze więcej. Może asfalt załatwi sprawę, albo chociaż trochę żwiru. Ale co, jeśli zrobi się naprawdę gorąco?
Emma Adbåge z właściwym sobie dystansem przygląda się trudnej relacji między ludźmi a naturą. Dowcipne rysunki i prosty tekst mówią o wszystkim tym, co w przyrodzie kochamy i czego nienawidzimy. Krótkie, proste opowiadanie w niezauważalny sposób wiedzie czytelnika od przyczyn do konsekwencji. Autorka relacjonuje, ale nie komentuje, a my, czytając, czujemy podskórny niepokój.
Inteligentna ironia sprawia, że "Przyroda" działa na wielu poziomach wiekowych, ale nawet dorosły czytelnik dopiero po pewnym czasie zauważa, że stał się obiektem autorskiej intrygi. Jednak nawet wtedy książka nie traci nic na swojej sugestywności, a wręcz nabiera nowego blasku.
4/11/2025
Simona
Simona, Maria Strzelecka, Libra PL 2024.
Kredki i akwarele na czystym kremowym tle wyczarowują rysunek, od którego trudno oderwać wzrok. Ta okładka podobnie jak jej bohaterka mają niewątpliwie swój niepowtarzalny charakter. Wyrazisty tytuł złożony wersalikami nie pozostawia już wątpliwości o jaką Simonę chodzi. Maria Strzelecka opowiada o Simonie Kossak z wyjątkowym wyczuciem i wrażliwością. Zarówno słowem, jak i obrazem.
To już drugi biograficzny tytuł Marii Strzeleckiej wydany nakładem wydawnictwa Libra. Opublikowany przed trzema laty "Nikifor" rozbudził wśród polskich czytelników potrzebę prostych, opatrzonych ilustracjami biografii. Tytuł zdobył nominacje do wielu prestiżowych nagród, udowadniając, że książka biograficzna nie musi być opasła i ciężka, wystarczy, że jest piękna i mądra.
"Simona" nie jest tytułem adresowanym wyłącznie do czytelnika niedorosłego. To chyba domena książek tej autorki, że przyciągają odbiorców w każdym wieku. Krótkie, ale solidnie upakowane informacjami rozdziały, plastyczne opisy, prosty ale nie banalny język. Trudno nie docenić tego, że "Simonę" czyta się lekko i bez znudzenia.
Maria Strzelecka jest jednocześnie wrażliwą wizjonerką. Na swoich obrazach przedstawia koloryt świata natury w sposób pozbawiony zbędnej egzaltacji i upiększania. Co ciekawe, właśnie w tej szczerości obrazu kryje się cała siła i piękno jej ilustracji. Natura uchwycona jej kredką i pędzlem porusza wrażliwe struny. Ma walor fotografii, która zatrzymuje szczególny moment. Strzelecka grzebie wytrwale tam, gdzie zwykła biografia nie dotarłaby swoim przekazem.
Simona Kossak, którą widzimy na kartach tej książki wydaje się być postacią poza czasem. Otoczona wianuszkiem leśnych, zwierzęcych przyjaciół, jawi się jak dobra wróżka Białowieskiej Puszczy. W książce poznajemy wprawdzie jej losy od czasów dzieciństwa w rodzinnym domu słynnych malarzy po moment śmierci, jednak uwypuklona przez autorkę szczególna wrażliwość na przyrodę pozwala właśnie na tych elementach jej biografii skupić czytelniczą uwagę.
Na szczególne docenienie zasługuje też projekt graficzny serii, znakomity papier i piękna oprawa. "Simonę" dobrze trzyma się w ręku i z przyjemnością kartkuje. Można się uzależnić.
4/01/2025
Teo
Teo, Kitty Crowther, tł. Paweł Łapiński, Wytwórnia 2025.
Książka, która ma sprowokować pytania. Szalona, zaskakująca i wielowymiarowa. Do odczytywania na różne sposoby.
Szukacie książki religijnej? To nie ten adres. Nie liczcie na to, że prawdy objawione jakiejkolwiek religii, jakiegokolwiek Kościoła znajdą tu przełożenie na rzeczywistość. I choć Kitty Crowther rysuje postać Boga i człowieka, to Bóg przedstawia się jako zwykły bóg, a człowiek to po prostu Mały Człowiek. Tradycyjna ontologia nie ma tu zastosowania. Bóg nie jest transcendentny, a człowiek niejednokrotnie prześciga go w pewnych umiejętnościach. Na przykład we wspinaniu się na drzewa. Za to nikt lepiej niż Bóg nie chodzi po wodzie!
W posłowiu do polskiego wydania autorka ujawniła, że pod relacją Bóg-człowiek kryje się również metafora rodzicielstwa, która przyszła jej do głowy, gdy na świecie pojawił się jej syn Teo. Gra słów tytułu i postaci podnosi poziom abstrakcji i jeszcze bardziej zapętla tę skomplikowaną zależność. Nic więc dziwnego, że relacja między bohaterami jest dość bliska a wzajemne podobieństwo to raczej kwestia pragnień i upodobań niż wyglądu czy sposobu życia. Różnorodność staje się paliwem i inspiracją, symetria zaczynem silnej więzi.
Mistrzyni Kreski – Kitty Crowther angażuje do zabawy neonowy marker i za jego pośrednictwem nadprzyrodzony świat Boga przenika świat realny. Rośliny, zwierzęta a wreszcie również Mały Człowiek świecą szczególną aurą. A w tym samym czasie Bóg schodzi do ich poziomu, bo może właśnie tam czeka na niego coś nowego i fascynującego.
3/24/2025
Tajemnica kościoła
Tajemnica kościoła (Biuro detektywistyczne Lassego i Mai), Martin Widmark, il. Helena Willis, tł. Barbara Gawryluk, Zakamarki 2025
Spekulacje na temat tego, dlaczego Zakamarki nie wydają "Tajemnicy kościoła" (szwedzka premiera miała miejsce w 2008 r.) krążą po Sieci od lat. Podobno w Polsce nie było dotąd klimatu na taki tytuł. Co zatem kryje się na kartach tej "Tajemnicy" i czy było czego się bać?
Lasse i Maja już od dawna łamią w Polsce tabu. Pierwszy raz przy okazji premiery "Tajemnicy kawiarni" (2009), w której właściciel lokalu, Marcel Epan zakochuje się w kelnerze, Dinie Panini i na dodatek nazywa go swoją czekoladką. Kilka lat później (2013), w "Tajemnicy pływalni" szokowało nawet nie to, że bohaterowie pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia spędzają na basenie, ale bardziej lesbijskie uczucie kasjerki i ratowniczki. Co nowego przyniosła "Tajemnica kościoła"?
Temat Kościoła już nie pierwszy raz gości na kartach serii. Nieporadny pastor od początku jest równoprawnym bohaterem książek i bynajmniej nie jest postacią kryształową. Pastor, bo Martin Widmark ma na myśli Kościół protestancki, stąd w najnowszej części serii pojawia się zarówno pastorka jak i biskupka. Na wzmiankę o pastorce oburza się wprawdzie jedna z bohaterek, Iva Ross – kobieta wyprowadzająca na spacer swojego pudla – ale obecność kobiet w Kościele luterańskim jest po prostu faktem.
Przyjazd biskupki ma związek z dużą zmiany w Valleby – stary pastor odchodzi na emeryturę a jego miejsce ma zająć młoda pastorka, Fanny Winter. Niestety powaga nabożeństwa przekazania parafii zostaje zakłócona najpierw przez mrówki w mitrze biskupki, figurę Jezusa ubraną w kąpielówki, kumkające w chrzcielnicy ropuchy i podmianę biblii na książkę telefoniczną, a potem przez nagłe zniknięcie pastorału. W tle pojawia się również problem rywalizacji o władzę w strukturach Kościoła, ale zaznaczony w sposób bardzo delikatny.
Helena Willis, ilustratorka serii, z dużym wyczuciem porusza się między sakrum a profanum. Figura Jezusa w stroju plażowym nie jest przedstawiona na ilustracji, co nie znaczy, że przestrzeń świątyni pozbawiona jest zupełnie elementów sakralnych. Martin Widmark otwarcie pisze o zalotach komisarza policji do Fanny Winter, ale tu znowu musimy wziąć poprawkę na specyfikę luterańską.
Czy zatem faktycznie 17 lat temu nie byliśmy jeszcze gotowi na "Tajemnicę kościoła"? A czy jesteśmy gotowi dzisiaj? Z niecierpliwością czekam na szerszy odbiór.
3/14/2025
Żaba. Mała opowieść o żałobie
Żaba. Mała opowieść o żałobie, Anja Franczak, il. Marianna Sztyma, Albus 2025.
To nie jest książka, która mnie zachwyca, co nie znaczy, że nie zachwyci was.
Koncepcja jest znana i w picturebookach już chyba trochę ograna. Trudna emocja, uczucie lub inny życiowy problem nawiedza bohatera pod postacią zwierzęcia, duszka lub jakiejś bliżej nieokreślonej formy fizycznej, a nawet pustki. Obserwujemy proces, który w zależności od koncepcji autora kończy się stopniowym znikaniem nieproszonego gościa lub wręcz przeciwnie: oswajaniem się bohatera z jego stałą obecnością.
Anja Franczak zaproponowała żabę jako personifikację żałoby i zaprosiła ją do domu kilkuletniej dziewczynki, która cierpi po stracie ukochanej babci. Żaba jest natarczywa, uparta i przesłania cały świat. Ewidentnie ma jednak pomysł na to, jak pomóc swojej współlokatorce. Jeśli dodam, że najprawdopodobniej ma też skończony jakiś kurs psychologii, pewnie zabrzmię złośliwie, ale nie sposób tego nie zauważyć. Żaba przemawia do dziewczynki za pomocą znanych terapeutycznych konstrukcji. "Widzę, że jesteś smutna" – zauważa, a następnie daje dobrą radę: "Kiedy jesteśmy smutni, to najlepiej jest płakać". Tym sposobem żaba wpada najpierw w typową pułapkę utożsamiania uczuć z osobą ("jesteś smutna" zamiast "czujesz smutek"), a następnie, nie pozostawiając przestrzeni na własną decyzję, wtłacza bohaterkę w schemat odreagowywania, który niekoniecznie będzie dla niej najlepszy. Robi to kilkukrotnie, w podobny sposób, odnosząc się do różnych uczuć związanych ze stratą.
Tym sposobem autorka definitywnie ustawia relację między dziewczynką a żabą w kluczu pacjent – terapeuta i nie mam poczucia, że jest to relacja przyjazna i stwarzająca przestrzeń do przeżywania żałoby w zgodzie ze sobą. Ciepłe i subtelne ilustracje Marianny Sztymy nie są mi w stanie zrekompensować tego wrażenia. Jednocześnie mam cały czas w pamięci autorską książkę ilustratorki ("Pustka"), która dotykała tego samego tematu, a robiła to w o wiele delikatniejszy i kojący sposób.
Myślę sobie, że być może dla rodziców oswojonych ze specyficznym językiem rozmawiania o emocjach, którego używa autorka, ta książka może być strzałem w dziesiątkę. Czy będzie również uwalniająca dla dzieci? Nie potrafię powiedzieć. Na pewno jest to pozycja do wspólnego czytania. Bez dwóch zdań.
3/07/2025
Kancelaria Impossibilia na tropie
Kancelaria Impossibilia na tropie, Anna Tarwacka, il. Anna Świerbutowicz-Kawalec, Instytut De Republica 2023.
Świeży i ciekawy pomysł na serię o dziecięcej kancelarii prawnej to przełamanie lekko już zmurszałego motywu agencji detektywistycznej. Anna Tarwacka wymyśliła koncept, który ma szansę chwycić.
Julia i Marek są rodzeństwem. Mieszkają w starożytnym Rzymie a ich tata jest prawnikiem. W gorące letnie dni miasto nie zapewnia dzieciom stosownych rozrywek. Niespodziewanie nadarza się jednak świetna okazja na ciekawe zajęcie i pomoc przyjacielowi, który w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności może stracić ukochanego psa. Sprytem i umiejętnością korzystania z zasobów biblioteki dzieciaki udowadniają, że niuanse prawa rzymskiego mogą być ciekawą ścieżką dociekań na różne praktyczne tematy. Tak powstaje Kancelaria Impossibilia a kolejni klienci zjawią się już za chwilę.
W książce znalazły się trzy zagadki, które bohaterowie rozwiązują, korzystając z autentycznych kazusów i reguł prawa rzymskiego. Lekka narracja w czasie teraźniejszym, zbudowana w przeważającej części z dialogów, sprawia, że poznajemy przepisy w najbardziej praktycznej ich odsłonie. Tarwacka dodatkowo przetyka historię informacjami o życiu codziennym na Siedmiu Wzgórzach, dzięki czemu dostajemy bardzo ciekawą, letnią przygodówkę dla czytelników 7+. W książce drażni mnie jedynie niepotrzebna i niczym nieuzasadniona nutka protekcjonalności w określaniu głównych bohaterów "dziećmi". Pozostaje jedynie nadzieja, że ten ton nie zrazi młodego czytelnika do dalszego czytania.
2/27/2025
Królowa nocy
Królowa nocy, Eva Frantz, tł. Agata Teperek, Widnokrąg 2024.
"Królowa nocy" ma w sobie zarówno sporą dawkę refleksyjnej opowieści o nieuchronności zdarzeń, jak i tajemniczej przygody z dziecięcą wyobraźnią w tle. Takie książki nie zdarzają się często.
Powieść grozy osadzona w realiach Helsinek początku XX wieku z retrospekcją do XVIII-wiecznych procesów czarownic – Eva Frantz wymyśliła historię, która zaskakuje wielowątkowością, onieśmiela realiami i odurza atmosferą. 12-letni Viktor nie ma dobrego życia. Prześladowany przez rówieśników, niekochany przez najbliższych, tylko z pozoru wiedzie szczęśliwe mieszczańskie życie syna primadonny. Mała rola, która u boku matki otrzymuje w przedstawieniu "Czarodziejski flet" sprawia, że większość czasu spędza za sceną, pilnie obserwując wewnętrzne intrygi. Kiedy orientuje się, że teatr jest nawiedzony a nad jego matką wisi klątwa Królowej nocy, próbuje za wszelką cenę rozwikłać zagadkę zjawy. Trop wiedzie do XVIII wieku i tajemniczej Christine.
Jak na powieść grozy Frantz prowadzi bardzo subtelną, miejscami nawet powolną narrację o smutnym, nieco mrocznym wydźwięku. Z jednej strony to nie jest powieść, która wciska w fotel, z drugiej jej atmosfera nie pozwala o sobie zapomnieć jeszcze długo po lekturze. Początek fabuły jest nieco nużący, a potem kończy się może trochę zbyt szybko, ale objętość książki (170 stron) jest odpowiednia, żeby nie stracić młodego czytelnika gdzieś w połowie lektury. Zresztą to powieść wyśmienita również do wspólnego czytania. Chyba właśnie to miała na myśli autorka, puszczając oko do dorosłego czytelnika nawiązaniem do musicalu "Upiór w oporze".
Nieczęsto mamy okazję w literaturze dla dzieci zajrzeć pod podszewkę kultury i historii tego obszaru, zwłaszcza Finlandii pozostającej w strefie wpływów rosyjskich i szwedzkich. Viktor, który wczesne dzieciństwo spędził w Paryżu, równie uważnie jak my przygląda się realiom życia w Helsinkach początku XX-wieku. Ostatecznie nie tylko teatr kryje w sobie tajemnice. W prawdziwym życiu też jest ich mnóstwo. I choć autorka zdaje się nie dopinać wszystkich wątków powieści, nad niektórymi kwestiami prześlizgując po powierzchni, do końca dba o nastrój, który w powieści grozy jest z pewnością kluczowy.
2/19/2025
Motylki i mrówki
Motylki i mrówki, Pija Lindenbaum, tł. Katarzyna Skalska, Zakamarki 2025.
Czy to zwyczajne przedszkole, a może kolebka rewolucji? Pija Lindenbaum tym razem o podziałach społecznych i o tym, do czego może prowadzić brak możliwości wyboru.
Motylki i mrówki żyją razem w małej komunie. Skąd się tam wzięli? Nie wiadomo. Czy mają rodziców? Raczej nie. Każda grupa ma swój domek, ale przestrzeń wspólną dzielą ze sobą. Porządku pilnuje Kierowniczka. Ona decyduje i rozdziela zadania. Motylki malują na płótnie, mrówki obierają ziemniaki. Motylki grają w krokieta, mrówki piorą skarpetki. Motylki obserwują chmury, mrówki noszą kamienie. Czy to sprawiedliwe? "Tutaj ma być niesprawiedliwie" – odpowiada Kierowniczka.
Kraina na ilustracjach z pozoru wygląda sielankowo. Jest duży staw, boisko, mnóstwo piachu a nawet domek na drzewie. W nim mieszka Kierowniczka. Trochę jakby spełnienie dziecięcych pragnień trafiło w niepowołane ręce. To zresztą zastanawiające, jak tak wysoka Kierowniczka mieści się w takim niewielkim domku. Równie mało prawdopodobne wydaje się to, że tak potężna grupa dzieci karnie wykonuje polecenia jednej osoby.
Najbardziej namacalnym przejawem panującego reżimu jest oczywiście linia. "Za linią jest niebezpiecznie. Po drugiej stronie wszystko może się zdarzyć" – przekonuje Kierowniczka. Świat przed linią jest łatwiejszy, ale za linią wydaje się ciekawszy. Ostre granice aż proszą się o to, żeby je przekraczać. Nieuczciwy podział praw i obowiązków dzieli, ale też powoduje potrzebę buntu.
To nie jest miła książka do jakich przyzwyczaiła nas Pija Lindenbaum.Ta lektura generuje poczucie dyskomfortu. Jeśli chcemy przejrzeć się w niej jak w lustrze, możemy. Bez względu na wiek. Czasem jesteśmy jak mrówki, innym razem jak motylki, a może nawet bywamy Kierowniczką. Napięcie rośnie wraz z każdą kolejną stroną i podskórnie czujemy, że ten stan nie może trwać wiecznie. Wystarczy jeden kamyk, by ruszyć lawinę: "– Zamieńmy się".
