Zemsta karalucha. Tata w tarapatach, Justyna Bednarek, il. Bartek Brosz, Nasza Księgarnia 2025.
Tuż przed premierą drugiego tomu serii Justyny Bednarek "Tata w tarapatach" trafiła przypadkiem w moje ręce pierwsza część. I to był, muszę powiedzieć, szczęśliwy traf.
Jestem niemal pewna, że ta seria, przy odrobinie skutecznej promocji może stać się bestsellerem. Nasza Księgarnia miała już przed laty podobny, równie dobry tytuł ("Hej, Jędrek"), w tej chwili niestety niemal niedostępny. Od dawna cierpimy w Polsce na niedobór rodzimych powieści dla opornych czytelników, na wzór książek Davida Walliamsa czy Andy Griffithsa. Historia napisana bez zadęcia, śmieszna, wciągająca przygoda, zrównoważona proporcja tekstu i obrazu oraz stosunkowo duży druk. Dodatkowo narracja nie może być przegadana – brak przydługich opisów będzie dodatkowym atutem, równie ważne są dynamiczne dialogi i szybkie zwroty akcji. Przytrzymanie przy książce kilkulatka, który wykazuje problemy z czytaniem wymaga szczególnego podejścia.
Pozbawiona wszelkich oznak prawdopodobieństwa fabuła opowiada o przygodach wielodzietnej rodziny Wieczorków zamieszkującej wnętrze przestronnego autobusu amfibii sanockiej marki autosan. Tata entomolog, mama wynalazczyni i czwórka dzieci, które obowiązek szkolny realizują poza szkołą tzn. w autobusie, wydają się tworzyć szczęśliwą gromadkę. W tle porusza się niestrudzony aspirant Kisiel i jego bloczek z mandatami. Kiedy nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, tata pomniejszony do rozmiarów robaka za pomocą petityzatora wynalezionego przez mamę zostaje porwany przez bandę karaluchów, rozpoczyna się wielki pościg, którego nie powstrzymają morza i oceany, ani nawet kosmiczna przestrzeń. Justyna Bednarek idzie na całość i mamy wrażenie, że jej wyobraźnia nie zna granic.
Tekstowi towarzyszą dynamiczne i zabawne ilustracje Bartka Brosza, które 300-stronicowe wyzwanie czytelnicze zamienią w niesamowitą przygodę.