9/26/2022

Po co nam lasy? / Po co nam oceany?

,


 Po co nam lasy? Po co nam oceany?, Casanave, Reeves & Boutinot, Wydawnictwo Debit 2022.

Hubert Reeves to znany francuski badacz i popularyzator nauki. Wydawnictwo Debit opublikowało jakiś czas temu dwa współtworzone przez niego komiksy, a niedawno swoją premierę miał trzeci tom - o bioróżnorodności. Przeczytałam z przyjemnością i poczuciem, że młodsze szkolniaki powinny z łatwością w to wsiąknąć. Francuzi umieją w komiksy, a upowszechnianie wiedzy jest przecież ich konikiem już od czasów Larousse'a.

Brodaty facet na okładce to słynny Hubert. Jeśli pamiętacie Mistrza z "Było sobie życie", który swój punkt dowodzenia miał w jądrze komórkowym, rysunkowa wersja autora może wam się wydać znajoma. Nawiązanie prawdopodobnie nie jest celowe, ale dla  rodziców wychowanych w latach 80. to kwintesencja przygody i dobrze wykorzystanego czasu. Hubert wskakuje do książki, by stać się naszym przewodnikiem po świecie przyrody. Towarzyszy mu grupka odkrywców w różnym wieku, którzy na przykładzie lokalnego francuskiego ekosystemu uczą się o wpływie środowiska człowieka na przyrodę. Dobry balans pomiędzy przygodą a wiedzą sprawia, że komiks czyta się lekko. Teksty w dymkach nie są długie, a ilość informacji pozwala nie znudzić się i nie stracić koncentracji.

Utrzymany w zieleniach tom o lasach i niebieska część o oceanach to dla mnie swoiste guilty pleasure. Ręka do góry, kto tak jak ja potrafi czerpać estetyczną przyjemność z mechanicznego przekładania kartek książki. Komiksy Reevesa sprawiają mi wizualną przyjemność, a klasyczny komiksowe liternictwo jest swojskie i znajome. Okienka z treścią popularnonaukową, ilustrujące przekazywaną wiedzę, gładko przechodzą w fabularne kadry. Jestem pod wrażeniem, że twórcy oparli się pokusie zarzucenia nas całostronicowymi schematami i mapami. Kto szuka prawdziwego komiksu, nie poczuje się oszukany.

Na końcu tomu zamieszczony jest krótki słowniczek, a w nim takie hasła jak: grawitacja, ruchy tektoniczne, łańcuch pokarmowy czy symbioza. Prosta nomenklatura adresatów komiksu ewidentnie widzi w kilkuletnich czytelnikach, ale komiks może też dobrze uporządkować wiedzę tych nieco starszych. 





9/13/2022

Drań

 

Drań, Zofia Stanecka, il. Marianna Sztyma, Kropka 2022.

Po "Lotcie" przyszła kolej na "Drania". Stanecka znowu o psach, choć tym razem autobiograficznie. Odgrzewany kotlet? Niekoniecznie.

Drań, Draniuszek, Dranisław - pierwszy psi przyjaciel autorki bez problemu zajął swoją niewielką osobą niemal 160 stron książki. Książki bez wielkich przygód, ot zwyczajnej opowieści o przyjaźni między małą dziewczynką a jamnikiem. No i co poradzić, że Stanecka umie w takie historie. Pisze sprawnie, zajmująco, świetnie dialoguje, nie wstydzi się uczuć, a na koniec wzrusza do łez. Kto nie próbował uspokoić mojej rozszlochanej 10-latki, ten nie wie jak bardzo.

Historia przenosi czytelników w lata 80., ale autorka nie sili się na stylizację. Żadne tam duże fiaty, mydełka kajtuś czy telewizory rubin. Tu i ówdzie trafi się trzepak albo pisanie tęsknych listów z obozu harcerskiego, ale bardziej o czasie akcji świadczą realia polityczne, na kanwie których Stanecka opowiada o swoim ojcu opozycjoniście - szczerze, ale bez epatowania. Głównym bohaterem jest Drań i to on stoi w centrum wszystkich wydarzeń. 

Co ciekawe autorka nie trzyma się kurczowo realiów historycznych. Skąd w głębokim Peerelu wzięły się psie smaczki i sucha psia karma, pozostanie tajemnicą. To historia w pewien sposób uniwersalna. Z małą Zosią łatwo się utożsamić, Draniuszka łatwo pokochać. Korzystając z ciepłej, bliskiej zwierzo-ludzkiej relacji, która emanuje z kart książki, Stanecka, jak w "Lotcie", przemyca trochę praktycznych rad dotyczących właściwego dbania o psy, ze szczególnym uwzględnieniem jamników.

Za szatą graficzną książki znów stoi niezrównana Marianna Sztyma. Warto podarować sobie przyjemność przyjrzenia się dłużej tym ilustracjom. Narysowane cienkim ołówkiem i szaro-brązowymi kredkami, klimatem jak żywo przypominają broszurowe wydania, na niskiej jakości papierze, ze schyłkowej komuny. W roli głównej ufne oczy Draniuszka. Tego widoku nie da się zapomnieć.


 

8/28/2022

Skąd i dokąd

 

Skąd i dokąd, Romana Romanyszyn & Andrij Łesiw, tł. Michał Petryk, Wytwórnia 2022.

Ukraiński duet tworzący autorskie studio Agrafka nie jest jeszcze w Polsce szeroko znany. Tymczasem na świecie uchodzą za trendsetterów projektowania książkowego i zdobywają najbardziej prestiżowe nagrody. Ich trzeci tytuł wydany w języku polskim bierze na warsztat ruch
i wszelkie jego przejawy. Poznajcie "Skąd i dokąd".

Biorąc książkę do ręki, mam wrażenie, że jej temat to tylko pretekst. Misternie zaprojektowana opowieść o ruchu niesie nas niepostrzeżenie przez zakamarki historii, przyrody, astronomii i geografii. Dzieli się setkami informacji: pokazuje sylwetki podróżników, metody przemieszczania, techniki odnajdywania drogi, migrację zwierząt, sposoby transportu, cele podróży. To jednak sam sposób prezentacji sprawia, że od książki nie sposób oderwać oczu. 

Poziomy format od pierwszej strony okładki wprowadza nas w linearny sposób odczytywania treści. Co więcej, w środku napotykamy na wiele linii, które mają za zadanie prowadzić nas na tej drodze. Romanyszyn i Łesiw posługują się nimi, by w natłoku szczegółów nie stracić naszej uwagi. A może to drogowskazy dla głównych bohaterów (retro rowerzysty i współczesnego niby-Tintina) do odnalezienia swojej ścieżki w tej historii? W książce pojawiają się nawiązania do kartografii i szeroko rozumianej semiotyki przestrzeni, jak też ukryte w dynamice rysunków procesy zmian.

Tekst i obraz pozostają ze sobą w stałym dialogu, ale to obraz snuje historię. Nawiązujące do dwudziestowiecznej chronofotografii kadry pogłębiają wrażenie ruchu, jakie tworzą linie, strzałki i smugi. Nakładanie się plam kolorów tworzy zaś iluzję trójwymiaru. Uwagę przykuwa fluorescencyjny pomarańcz. Jednak w całym tym natłoku szczegółów czytelnik nie gubi się, nie traci koncentracji, nie ulega zmęczeniu.

"Skąd i dokąd" to książkowa perełka, dopracowana w szczegółach i dobitnie pokazująca, że ruch jest naturalnym i nieodłącznym przejawem życia na Ziemi. Idealne zespolenie książki artystycznej z profesjonalnym non-fiction.

 


 

 



 



8/11/2022

Przygoda Wielka

 

Przygoda Wielka, Katarzyna Kilczuk, il. Małgorzata Herrera, Dziwimisie 2022.

Piękna okładka o bullerbynowskiej atmosferze, kilkanaście sprawnie napisanych rozdziałów i grupka dziesięcioletnich bohaterów. "Przygoda Wielka" to krótka historia do samodzielnego czytania, ale też odważny głos na trudny temat.

Czas wakacji, wspólne zabawy, rywalizacja, pokonywanie własnych ograniczeń. Kiedy Michał trafia do Przygody Wielkiej na dwumiesięczny pobyt u ciotki, nie jest z tego powodu ani trochę zadowolony. Wyrwany z domu, w którym atmosfera niedopowiedzenia wieszczy poważny kryzys, nie ma ochoty na odkrywanie uroków prowincji. To Bullerbyn ma zdecydowanie gorzki smak i początkowo nic nie zapowiada zmiany na lepsze.

Przygoda Wielka to nieco idylliczna polska wieś, w której dzieci z powodzeniem i bez niczyjej zachęty obchodzą się bez elektroniki. Miejsce gdzie czas się zatrzymał, a poszukiwanie robaków i plucie pestkami ma nadal swój urok. To tu Michał przywozi swoje miejskie zmartwienia, które powoli rozwikłuje dzięki pomocy życzliwej ciotki. Jest tu trochę jak w bajce, i mimo że na życzliwość miejscowych Michał musi zapracować, można mieć pewność, że ostatecznie wszystko skończy się pomyślnie. 

Autorka tworzy świat przedstawiony, w który z powodzeniem może zaimplikować trudny temat, bez obaw o konsekwencje. I tak też robi. To chyba pierwszy raz, kiedy w literaturze dla młodszych czytelników spotykam się z problemem straty i jej trudnych rodzinnych konsekwencji. Pokazany z szacunkiem i delikatnością problem, koncentruje się na emocjach rodzeństwa i trochę daje prztyczka w nos rodzicom, którzy starają zamieść go pod dywan.

Katarzyna Kilczuk pisze o dziesięciolatkach dla dziesięciolatków, tak jak one same chciałyby siebie widzieć. Poza szczerymi, otwartymi relacjami typowymi dla wczesnodziecięcych znajomości, Michała i jego nowo poznanych przyjaciół łączy typowo nastoletnia nić porozumienia, która wymaga większej samorefleksji, ale jest też bardziej misterna, ulotna i zdradliwa.

Okazuje się, że przygoda nie musi być wielka przez duże W, żeby była ekscytująca, pouczająca i niezapomniana.



7/23/2022

Na jagody

 

Na jagody, Maria Konopnicka, il. Katarzyna Minasowicz, Kropka 2022.

Hasztag na ostatniej stronie okładki nowego wydania "Na jagody" zachęca: odkurzmy Konopnicką. Kropka znana jest z tego, że bywa wydawniczym ryzykantem. Tekst sprzed ponad wieku i artystyczna, odświeżona szata graficzna. "Na jagody" jako coffee table book czy książka dla dzieci?

Czerwiec. Rok Marii Konopnickiej w pełni. W Marginesach ukazuje się "Samotnica" Karoliny Dzimiry-Zarzyckiej, opowieść o długoletniej towarzyszce życia pisarki, w Kropce zaś "Na jagody". Bookstagram przyjmuje wiadomość o reedycji bardzo ciepło. Pojawiają się pełne emocji wspomnienia ikonicznych wydań poematu z ilustracjami Fijałkowskiej i Stylo-Ginter. Nowa edycja wzbudza zaciekawienie. Chcemy wrócić do czasów dzieciństwa. Po nowemu? Czemu nie. 

Wygodny pionowy format, szlachetny, kremowy papier, wyklejka w kolorze grzbietu i oszczędne, eleganckie, nastrojowe ilustracje. Odpowiednia ilość tekstu na stronie - kartki przekładamy na tyle często, że rysunki dają radę snuć własną opowieść. Sam wiersz nie przeszedł jednak edytorskiego liftingu. Pamięta jeszcze stare normy ortograficzne i gramatyczne. Konopnicka pisze poetycko, kunsztownie, z ogromną swobodą. Dobrze się ją czyta na głos, ale czy z dziećmi?

"Na jagody", z braku młodszego audytorium, wzięłam na warsztat z moją 10-letnią córką. Wygląda jednak na to, że wstrzeliłam się idealnie, bo podczas głośnego czytania, nie zabrakło jej koncentracji, a wplatane co jakiś czas lakoniczne komentarze wystarczyły, żeby zrozumiała historię i zachwyciła się nieznaną dotąd opowieścią. To jednak jednostka raczej nietypowa, która z przyjemnością słucha Nesbit, Travers i Makuszyńskiego. Czy młodsi dadzą radę? Może być trudno.

Katarzyna Minasowicz dała książce nowe życie i nawet jeżeli nie zakróluje ona z powrotem na dziecięcych półkach, uwspółcześniona szata graficzna pozwoli odczytać ją na nowo, może nieco mniej infantylnie niż dotychczas. Zwłaszcza że "Na jagody" niesie za sobą ciekawą historię ze skandynawską genealogią w tle. Kto pamięta, że pierwsze wydania przez kilkadziesiąt lat ukazywały się z rysunkami ikony szwedzkiej literatury Elsy Beskow, a Maria Konopnicka jest autorką genialnej adaptacji napisanej przez Beskow historii? 

Jeśli kochacie piękne książki, sięgnijcie po "leśną książeczkę" Konopnickiej choćby we fragmentach. Jakkolwiek idylliczna i niedzisiejsza to historia, poezja ma powiew artyzmu, którego próżno szukać gdzie indziej.

7/10/2022

Uczeń sztukmistrza


Uczeń sztukmistrza tom I-III: "Król myszy", "Powietrzny żeglarz", "Sobowtór", Zuzanna Orlińska, Literatura 2021/2022.

Trzy grubaśne tomy Orlińskiej trochę onieśmielają. Pobieżne przekartkowanie szybko uświadamia, że to wprawdzie przygodówka, ale nie taka do poczytania w autobusie. Trzeba usiąść, złapać nastrój, ogarnąć kontekst historyczny. Jednak po pierwszym tomie jesteśmy w tym po uszy. Kolejne to już tylko kwestia czasu.

Zuzanna Orlińska zakłada, że czytelnik ma w sobie żyłkę odkrywcy. Ona sama ma dar pisania jak Antonina Domańska albo Marian Brandys. Dobrze nakreślone realia historyczne, wciągająca akcja, wyraziści bohaterowie, a nawet wątki miłosne. Takich książek już się dzisiaj nie pisze, co nie znaczy, że się ich nie czyta. Chyba nie znajdziemy na współczesnej półce młodzieżówek powieści takiego kalibru, ale nie panikujmy. Nawet nienawykłe nastolatki dadzą się wciągnąć i będą zadowolone, mimo że autorka nie idzie na skróty i brnie w zawiłości intryg francuskiego dworu i warszawskiej śmietanki towarzyskiej jak dociekliwy kronikarz, a wachlarz prawdziwych postaci historycznych, które angażuje do swojej fabuły jest tak bogaty, że w pewnym momencie tracimy orientację, którzy w istocie są fikcyjni. Akcja powieści obraca się wokół dwóch wydarzeń: kampanii Napoleońskiej i zaginięcia pieczęci Ludwika XVIII, brata ostatniego króla Francji. 

Brawurowo napisana historia, świetne dialogi, a przy tym gąszcz starannie wyszukanych informacji, zarówno dotyczących Warszawy przełomu XVIII i XIX wieku, jak i znanych postaci na czele z pisarzem i kompozytorem Ernestem Teodorem Hoffmannem i fizykiem Antonim Szeligą Magierem, tworzą misternie utkaną, niezwykle spójną kompozycję, w której nie ma miejsca na zaledwie przemycony dydaktyzm. W tle przemykają takie osobistości jak szewc Kiliński, książę Józef Poniatowski czy Stanisław Staszic, a nawet kilkuletni (sic!) Adam Mickiewicz. Wśród nich wykreowane postacie dziecięce budują nastrój przygody i tajemnicy. 

Orlińska pisze bogato, piękną polszczyzną i wiarygodnie stylizuje dialogi. Ulegamy złudzeniu cofnięcia się w czasie, choć język jest w całości zrozumiały i z pewnością daleki od autentycznej polszczyzny tamtych czasów. Podobnie wędrowanie z bohaterami po ulicach starej Warszawie, jeśli zna się współczesną topografię miasta, ma w sobie wymiar krajoznawczej wyprawy wstecz. To przyjemność nie do przeceniania.

Trzy tomy powieści kontynuują tę samą zagadkę i zachowują ciągłość historyczną, jedynie w ostatniej części autorka pokusiła się o równoległe poprowadzenie dwóch narracji (o zmianie czasu akcji świadczą tytuły rozdziałów), które dzieli 5 lat różnicy. Zabieg miał prawdopodobnie na celu wygodne zamknięcie wątku wojennego i przygodowego, ale wprowadził nieco chaosu, który siłą rzeczy nie działa na korzyść książki. Niestety w wielu miejscach nie zagrała też strona edytorska. Nagminne było rozpoczynanie nowych podrozdziałów u góry strony bez jakiegokolwiek światła, które zaznaczyłoby, że przechodzimy do nowego wątku. Jednak mimo tych wpadek seria zdecydowanie zasłużyła na najwyższe laury. Dostrzegły i doceniły ją zeszłoroczne gremia jurorskie. "Uczeń sztukmistrza" otrzymał wyróżnienie literackie Polskiej Sekcji IBBY oraz nominację w kategorii TEKST w Plebiscycie Blogerów Lokomotywa.

 

6/30/2022

Tato...

 

Tato, zbudujmy domek! / Tato, popłyńmy na wyspę! / Tato, pojedźmy na grzyby! / Tato, w studni nie ma wody! / Tato, kiedy przyjdzie święty Mikołaj?, Markus Majaluoma, Wydawnictwo Bona.

Po ponad 10 latach od premiery pierwszego wydania na księgarskie półki wjechała jedna z naszych ulubionych serii dla przedszkolaków. Aż dziw, że nigdy nie zagościła na Małej Czcionce. Nadrabiamy. 

Markus Majaluoma to jeden z niewielu fińskich pisarzy dla dzieci, których książki mamy okazję czytać w polskim przekładzie. Drugim szerzej rozpoznawalnym nazwiskiem pozostaje Timo Parvela, którego dwa książkowe cykle ukazały się nakładem Widnokręgu (Kepler62 i Pate), jeden za przyczyną Naszej Księgarni (Ella), a pojedyncze tytuły w Tataraku i Eneduerabe. Także jeśli antypedagogiczna ekwilibrystyka skandynawskich autorów dla dzieci nadal nas bawi i nie mamy dosyć serwowania dzieciom książek o nieporadnych dorosłych, warto sięgnąć po Majaluomę. 

Najpierw tłumaczka. W sukcesie serii maczała palce Iwona Kiuru i jej wkład w tenże nie sposób przecenić. Faktem jest, że humor słowny, który skrzy się w dialogach serii o Tacie, to jej niezaprzeczalny sukces. Czteroosobowa rodzina Różyczków (nie licząc wiecznie nieobecnej mamy) ma swój wewnętrzny, charakterystyczny styl wypowiedzi, w którym prym wiedzie najmłodsza z rodzeństwa, Anna Maria. "Zasusone palówki z wysypiska Bździąg", "Chce mi się kupę. Tato, chodź, wytses mi pupę!" i różne przyśpiewki niespecjalnie trzymające rym i rytm to jej wizytówka. Dziecięcy język wpisany w kontekst zabawnych przygód bohaterów ani trochę nie trąca infantylizmem, nie jest nachalny ani męczący. Tłumaczka poprzez język tworzy postacie żywe i autentyczne, kwestie, które aż proszą się o zapamiętanie i pozostają z czytelnikiem na dłużej, a nawet na bardzo długo.

Wszyscy Różyczkowie mają zamiłowanie do rozmów, w których racjonalność plasuje się w ostatnim szeregu dóbr. Tata, Paweł Różyczko, łatwo daje się wkręcić w dziecięcą logikę myślenia, a czytelnicy z przyjemnością mogą obserwować jak brak konsekwencji i i niemal bezkrytyczna miłość do potomstwa skłania go do budowy domku na drzewie, który okazuje się katastrofą budowlaną, zakupu felernej łodzi czy podmokłej działki. Ostatecznie rechoczemy pod nosem, bawiąc się kosztem karykaturalnie nieporadnego faceta w garniturze i pod krawatem, który zdaje się zupełnie nie rozumieć, że kolejny raz staje się ofiarą swoich kochanych, ale nieco zbyt pomysłowych dzieci.

Nie byłoby też całego efektu bez autorskich ilustracji Markusa Majaluomy, bezpiecznie dryfujących między parodią, żartem i rysunkową prowokacją. Nie sposób uwierzyć w wannę na drzewie, zjeżdżającego na dno studni sąsiada, czy krowę podróżującą pikapem, a jednak robimy to z przyjemnością i przekonujemy samych siebie, że to nie dziecięca igraszka, tylko prawdziwa przygoda, której każdy rodzic w duchu choć raz chciałby doświadczyć.

6/23/2022

Mocne słowa


 Mocne słowa, Kimberly Brubaker Bradley, tł. Marta Bręgiel-Pant, Entliczek 2022.

"Mocne słowa" to trzeci tytuł K.B. Bradley, który trafia w ręce polskich czytelników. Okołowojenna dylogia ("Wojna, która ocaliła mi życie") o Adzie i Jamiem, rodzeństwie uciekającym z bombardowanego Londynu, nie skradła mojego serca i pozostawiła wątpliwości, czy autorka umie pisać z rozwagą, bez zbędnego epatowania emocjami. Okazało się, że tak.

Napisać powieść dla młodszych nastolatków o przemocy seksualnej to nie lada wyzwanie. Wiele osób przyznaje, że sięgnięcie po tę pozycję wiązało się z pewnym niepokojem. W swojej autorskiej zakładce w serwisie Goodreads autorka napisała, że "Mocne słowa" to jej najlepsza z dziewiętnastu dotychczas wydanych książek. W posłowiu zwierzyła się zaś, że sama była kiedyś ofiarą przemocy. Zastanawiam się na ile ten osobisty wątek pomógł Bradley w przepracowaniu tematu i podaniu go w taki sposób, że czytając mimo wszystko czujemy się komfortowo. Autorka operuje aluzją i niedopowiedzeniem, dzięki czemu nawet czytelnik wrażliwy i nieprzygotowany może "Mocne słowa" przeczytać na własnych zasadach.

Losy dwóch sióstr połączonych traumą wykorzystywania seksualnego poznajemy już z perspektywy czasu i bezpiecznego domu zastępczego, który stwarza przestrzeń do przepracowania problemów. Jedenastoletnia Della  jest jak skrzywdzony psiak, który na zaczepkę reaguje wzmożoną agresją, jej starsza siostra Yuki to niezmordowana obrończyni, ale i jej powoli rozładowują się baterie. Narracja z perspektywy młodszej bohaterki, gdzie mnóstwo wspomnień ginie w wyrwach dziecięcej niepamięci, pozwala skupić się na tu i teraz. Jak Della buduje relacje, czego się boi, gdzie sobie nie radzi? Między wierszami dowiadujemy się o matce uzależnionej od metaamfetaminy, jej partnerze, który mieszkał z dziewczynkami, gdy trafiła za kratki, o bezradności, strachu i nieumiejętności szukania pomocy.

Bradley pisze ciepło, z dystansem, z wyrozumiałością. Stara się pokazać, że to nigdy nie jest wina dziecka i że życzliwi dorośli potrafią pomóc. Della nie jest dzieckiem idealnym. Syndrom ofiary wlecze się za nią i przy byle okazji daje znać o sobie. Mimo to Bradley udaje się znaleźć w niej tyle dobrych cech, że jako czytelnicy dajemy radę ją polubić i kibicować jej przemianie.

  👉   Wojna, która ocaliła mi życie