12/06/2017

Books, Bücher, Libros, Livres // listopad 2017



Listopadowe "Premiery z zagranicy" zdominowały książki francuskojęzyczne. Naprawdę było w czym wybierać. Francuzi zachwycają mnie świeżością pomysłów graficznych i odwagą w ich prezentowaniu. A to wszystko przy moim dość zachowawczym stosunku do samej francuskiej literatury.
Nie można też przejść obojętnie obok nowych książek obrazkowych Olivera Jeffersa i Lemony'ego Snicketa. Zwłaszcza Jeffers zwraca uwagę świeżym pomysłem na przewodnik po Ziemi dla przybyszów z obcej cywilizacji.
Tylko wśród około świątecznych książek zaskakujący marazm. Wracam więc myślami do Terry'ego Pratchetta z zeszłomiesięcznego zestawienia. Trudno o większy świąteczny hit.



Jardin Bleu (Niebieski ogród)
Elena Selena, Gallimard Jeunesse, 16 s.
wiek: 3-9 lat







Noc. Ogród ożywa. Wiatr zaprasza liście do tańca... Na ziemi kładą się tajemnicze cienie... Kto kryje się w krzakach?

Przestrzenna książka obrazkowa,w której atmosfera nocnego ogrodu oddana jest za pomocą oszczędnych kolorów i niezwykle wyrafinowanych wycinanek.














Le Soldat Rose à la fabrique de jouets (Różowy żołnierzyk w fabryce zabawek)
Pierre-Dominique Burgaud, il. Robin Feix, BMG, 48 s.
wiek: 3+




Różowy żołnierzyk - zna go cały świat (choć może akurat w Polsce jeszcze niewielu czytelników). Najpierw przygoda w wielkim sklepie, potem pobyt w sierocińcu. Pozostaje pytanie, na które nikt dotąd nie odpowiedział: dlaczego jest różowy?
Ta trzecia i ostatnia część przygód różowego bohatera przenosi nas do fabryki zabawek, w której żołnierzyk został wyprodukowany. Śledzimy tu przygody bohatera (jeszcze nie różowego) i całej grupy zabawek, próbujących ocalić baletnicę przed wyrzuceniem na śmietnik. I wreszcie pojawia się pytanie, czy wbrew temu, co zawsze podejrzewaliście, żołnierzyk nie stał się różowy na skutek błędu przy produkcji?











Alice & Merveilles (Alicja i cuda)
Stéphane Michaka, il. Clémence Pollet, Didier Jeunesse, 48 s.
wiek: 3+


Wydawnictwo Didier Jeunesse zdecydowało się opublikować swój sztandarowy audiobook "Alicja i cuda" w formie wielkoformatowego albumu. Ilustracje Clémence Pollet, prowadzone wyraźną kreską, przedstawiają skrzącą się urokiem, rozmarzoną, ciemnowłosą Alicję w kolorowym otoczeniu, gdzie każdy rozdział reprezentuje osobny zakres chromatyczny.
Stéphane Michaka, w tekście pełnym sprytnych gier słownych i utrzymanym we współczesnym stylu, nawiązuje w pełen humoru sposób do powieści Lewisa Carolla.







The Bad Mood and the Stick (Zły nastrój i patyk)
Lemony Snicket, il. Matthew Forsythe, Andersen Press, 48 s.
wiek: 2-8 lat


Świeża, dająca do myślenia, przezabawna i prosta opowieść autorstwa Lemony Snicketa, o tym jak zły nastrój wywołuje spustoszenie, przenosząc się z osoby na osobę i pozostawiając nieoczekiwany ślad w postaci śmiechu, przebaczenia a nawet miłości.

Spotkajcie najbardziej czarujący i nieobliczalny zły nastrój, pod postacią emotikonowej chmury, który pozwala młodym czytelnikom zajrzeć sobie prosto w oczy. Autor bestsellerowego picturebooka "Laszlo boi się ciemności" powraca z mądrymi obserwacjami na temat emocji, które wpływają na nasze życie.

Książka wzbudziła duże kontrowersje jeszcze przed publikacją, za sprawą niefortunnego przedstawienia złego nastroju. Wydawca zdecydował się na zmianę konwencji graficznej książki.








Here We Are: Notes for Living on Planet Earth (Prosimy bardzo: poradnik życia na Ziemi)
Oliver Jeffers, HarperCollinsChildren'sBooks, 48 s.
wiek: 2+




No cześć. Witajcie na tej planecie. Nazywamy ją Ziemia. Nasz świat może być zachwycającym miejscem, szczególnie jeśli dopiero tu przybyliście. Wasza głowa zapełni się pytaniami, więc chodźcie sprawdzić, co jest na naszej planecie i jak na niej żyjemy. Od lądu i nieba po ludzkość i czas, tego wszystkiego dotyczą wskazówki, które mogą być przydatne podczas podróży. Odkryjecie mnóstwo rzeczy samodzielnie. Tylko nie zapomnijcie zostawić wskazówek także dla innych. Niektóre kwestie związane z naszą Ziemią są całkiem skomplikowane, ale mogą też być proste: musicie tylko być mili.












Norse Myths: Tales of Odin, Thor and Loki  (Mity nordyckie: opowieść o Thorze, Odynie i Lokim)
Kevin Crossley-Holland, il. Jeffrey Alan Love, Walker Studio, 240 s.
wiek: 9-16 lat




Wyjątkowa i fascynująca, ilustrowana antologia mitów nordyckich autorstwa Kevina Crossleya-Hollanda, zdobywcy prestiżowej, brytyjskiej nagrody literackiej - Carnegie Medal. Zbiór stanowił jedno ze źródeł inspiracji dla Neila Gaimana przy tworzeniu jego najnowszego książki, opatrzonej nomen omen tym samym tytułem. W tych pełnych dramaturgii, nastrojowych opowieściach, Bogowie Wikingów ożywają jak nigdy dotąd: jednooki Odyn, Thor ze swym potężnym młotem czy rudowłosy Loki, zmiennokształtny oszust. Niecodzienny świat pradawnej magii, olbrzymów, krasnoludów i potworów jest niesamowicie sugestywny.









* Zamieszczone opisy książek oraz zdjęcia pochodzą z materiałów wydawców. Tłumaczenie: Mała czcionka.

12/04/2017

Ten łokieć źle się zgina


Ten łokieć źle się zgina, Sebastian Frąckiewicz, proj. typ. Robert Oleś, proj. okł. Łukasz Zbieranowski, Wydawnictwo Czarne 2017.
(Emilia Dziubak, Piotr Socha, Bohdan Butenko, Jan Bajtlik, Józef Wilkoń, Rafał Wechterowicz, Bartłomiej Gaweł, Jan Kallwejt, Anna Halarewicz, Katarzyna Bogucka, Iwona Chmielewska)



Seria wywiadów ze śmietanką polskich artystów to ciekawy przyczynek do refleksji na temat kondycji rodzimych wydawnictw, kompleksach, sentymentach i niespełnionych marzeniach, ale dla mnie głównie okazja do usłyszenia głosu tych, którzy na co dzień mówią do nas nieco innym językiem.

Sebastian Frąckiewicz podjął się niezwykle trudnego zadania. Niektóre rozmowy ewidentnie idą jak po maśle, rozmówcy są przychylni, otwarci, sypią anegdotami, nie szczędzą szczegółów z życia osobistego i plotek ze środowiska. Są jednak tacy, którzy wyraźnie próbują zbyć nawet te najprostsze pytania. Można się tylko domyśleć, że wiele z tych trudniejszych nie doczekało się żadnej odpowiedzi. Frąckiewicz jest dociekliwym rozmówcą, profesjonalnym i dobrze przygotowanym. Problemy środowiska zdaje się znać od podszewki. Doskonale wie do kogo z jakim pytaniem uderzyć, przy czym pozostaje taktowny i otwarty na dialog. Jestem pod dużym wrażeniem ilości zgromadzonego materiału i stylu rozmowy i mimo że miejscami miałam poczucie pewnego hermetyzmu, jednocześnie jestem wdzięczna autorowi, że kierując książkę do szerokiego grona czytelników, nie pozbawił jej tych czysto środowiskowych wątków.

Odkładam "Łokieć" z poczuciem, że rozwiał wiele wątpliwościami, które nagromadziły się przez lata obcowania z pracami przepytanych przez Frąckiewicza ilustratorów. Chyba najwięcej odkryła przede mną Emilia Dziubak. Mam wrażenie, że już wiem skąd się bierze specyficzny dysonans, który sprawia, że jej prace jednocześnie męczą mnie i pozytywnie inspirują.
Jedno czego w książce zabrakło to przypisy, zwłaszcza te zawierające tytuły prac artystów. Pamięć ma to do siebie, że przemija. Podobnie jak popularność nawet tych najgłośniejszych książek. Zresztą swoistej diagnozy istotności, prawdopodobnie zupełnym przypadkiem, podjęła się Iwona Chmielewska. Poniższy cytat znakomicie podsumowuje nie tylko rozmowę z nią, ale tak naprawdę całą książkę i zamyka ją, na kilka stron przed faktycznym finałem:

"Obserwuję różne szkoły kształcące studentów zajmujących się książką i ilustracją. Młodzi ludzie robią różne rzeczy, ale rzadko tworzą coś ważnego o relacjach międzyludzkich. A to jest trudniejsze niż robienie kolejnej książki o kosmosie albo o zwierzętach. Przy czym te książki są przykładami dobrego designu. Jednak mało w nich serca czy duszy, sama nie wiem, jak to nazwać".
 

11/21/2017

Kruszynka



Kruszynka, Rémi Courgeon, tł. Sylwia Sawicka, Wydawnictwo Polarny Lis 2017, 6+


Książka szalonych sprzeczności, kontrastów, dysproporcji, silnych uderzeń emocjonalnych. Kruszynka, której nie sposób przeoczyć.

Z jednej strony pokaźny arkusz B4, paleta intensywnych, wręcz szokujących zestawień kolorystycznych i zachwianie proporcji rozmiarów, z drugiej krótkie, niemal umykające uwadze teksty, przewrotny tytuł, plakatowa prostota obrazów, z jednoczesną koncentracją na drobnych szczegółach. Bez wątpienia mamy do czynienia z książką obliczoną na estetyczny szok oraz intelektualne i emocjonalne starcie. Taką, którą można albo polubić albo odrzucić.

"Kruszynka" dość łatwo porywa w ten świat kontrastów. Ilustracje frapują. Nasycone barwne plamy przechodzą niespodziewanie w głębię, która wymyka się prostym zależnościom w przestrzeni, powoduje lekki zawrót głowy, odurza. Kombinacja liter i obrazów staje się okazją do ciekawych poszukiwań, inspiruje wyobraźnię, choć jednocześnie nieco mierzi nachalne pogrubienie pierwszej, kluczowej litery na każdej stronie. Tak jakby czytelnik potrzebował szczególnej pomocy w dotarciu do źródła tej skądinąd ciekawej graficznej zabawy.

Sama historia również nie stroni od kontrastów. Czym dłużej jednak o niej myślę, tym bardziej szukam w niej metafory, a tym mniej przemawia do mnie jej dosłowność. Opowieść o dziewczynce, kruchej i delikatnej, która żeby udowodnić sobie i innym swą siłę i determinację zostaje bokserką i stacza walkę na ringu, wydaje się być płytka i mało autentyczna. Zwłaszcza, że (tu spojler!) swój sukces przypieczętowuje rzuceniem rękawic i powrotem do klawiatury ukochanego fortepianu. Nie ma tu zatem prawdziwej pasji. Walka pozostaje tym czym jest w istocie. Autentyczność i zamiłowanie chowają się gdzieś głęboko.

W kontakcie z "Kruszynką" można poczuć się odrobinę onieśmielonym, choć wydaje mi się, że jeszcze lepszym słowem byłoby przytłoczonym. Zdecydowanie nie kupuję całej koncepcji tej książki, obliczonej jednak bardziej na efekt niż jakość. Silniej przemawia do mnie warstwa obrazu. Historia ma swoje wady, których książka nie potrafi ukryć. Tekst czyta się sprawnie, ale nie jest metaforyczny, raczej prosty, nienachalny. To balansowanie "Kruszynki" między prostotą a wyrafinowaniem okazuje się być zarazem jej największą zaletą i najgorszą wadą.












11/15/2017

Kalendarz adwentowy - Wszyscy na Ciebie czekamy


Wszyscy na Ciebie czekamy, Marek Kita, il. Dorota Łoskot-Cichocka, Wydawnictwo Sykomora 2017.


A może, w zalewie czekoladowych, żelkowych, trollowych, klockowych, starwarsowych i frozenowych (ratunku, jak to się odmienia?!)  kalendarzy adwentowych, szukacie czegoś zwykłego, o Tym co w Świętach najważniejsze?

Mam wrażenie, że w temacie kalendarzy adwentowych przeszliśmy już przez wszystkie etapy. Poczynając od totalnie najnajowego, naklejkowego kartonika z Mysią, Lucy Cousins w roli głównej, na własnoręcznie kaligrafowanych nutkach, składających się w kolędę, kończąc. Były oczywiście klasyczne skarpetki ze słodyczami, składanie po kawałku szopki Playmobila, odnajdywanie książki po fragmencie tekstu, a w niej wskazówki do  odszukania  skrytki ze słodką niespodzianką. Mieliśmy pudełko z herbatką na każdy dzień i kalendarz z Wallym - facetem w czapeczce w paski. Przyznam się, że po piętnastu latach aktywnego macierzyństwa, powoli odczuwam przesyt i zniechęcenie wynajdywaniem nowych adwentowych atrakcji.

Właściwie książka, którą chciałam dzisiaj pokazać nie jest nowa. Okładka mignęła mi kilkakrotnie w ostatnich latach, ale jakoś nikt dotychczas nie nazwał jej chwytliwym hasłem kalendarz adwentowy. A szkoda. W środku jest plakat, na który trzeba nakleić własnoręcznie wycięte z dołączonej książeczki, biblijne postacie i inne bożonarodzeniowe atrybuty. Każdy z nich jest również bohaterem krótkiego rozdziału. Teksty nie są proste. Wymagają już jako takiej biblijnej orientacji lub przynajmniej znajomości kontekstu. Autorzy posłużyli się dość ciekawym kluczem, dzięki czemu książka nie jest ani banalna, ani infantylna. Pojawiają się bohaterowie ze Starego Testamentu, wśród nich Abraham, Izaak, Dawid, a z Nowego, Zachariasz, Elżbieta, Anna. Historia każdego z nich w jakiś sposób zapowiada przyjście Zbawiciela. Żadna z ponad dwudziestu postaci nie znalazła się w tej książce przypadkowo.

Ilustracje Doroty Łoskot-Cichockiej są jak zwykle bardzo oszczędne. Autorka wykorzystuje ulubiony szary papier, dużo wycina, używa farb i kredek. To nie jest ten Adwent, który współcześnie nas otacza, jaskrawy, krzykliwy. Mam wrażenie, że takiej odmiany nam trzeba.















11/13/2017

Binek i Pulpet w świątyni Majów



Binek i Pulpet w świątyni Majów, Krzysztof Łaniewski-Wołłk, il. Adam Wójcicki, Wydawnictwo Dwie Siostry 2016, 3+



Czasem człowiek może się poczuć taaaaki malutki! Ręce mi opadły i już. Bez męża bym sobie nie poradziła. Jest wyzwanie? Jest. Naprawdę.

Nie sposób przecenić pomysłu. Gnamy za bohaterami po całej książce tam i z powrotem. Za bohaterami, nie szukając wyjścia. Jest więc labirynt, ale nie klasyczny, tylko z przygodami. Pulpet ucieka, Binek próbuje chwycić smycz, po drodze coś znajduje, coś traci, wpada w tarapaty,  wydostaje się z nich, płynie, skacze, gubi but. Binków i Pulpetów jest zresztą w książce mnóstwo. Trzeba uważnie śledzić ruch bohaterów, żeby nie dać się zmylić i nie przeskoczyć na inny level przygody.

Pamiętacie stare gry na Atari czy Spectrum? Autorzy chyba też. "Binek i Pulpet" to ta sama adrenalina, plus dodatkowo możliwość wyszukania różnych szczegółów na stronie jak w klasycznej wyszukiwance. Jest też szyfr ukryty w starożytnych kaflach. Najpierw trzeba złamać kod, potem połączyć wszystko w całość i dzięki temu dotrzeć do kolejnego zadania. Tym razem znowu przydał się mąż, a jakże.

Okazało się, że nie tylko ja mam w domu kłopot ze śledzeniem akcji (przyznaję się bez bicia, nie jestem kinomanką, może dlatego), 10-latek też potrzebował naprowadzenia na właściwy trop. Widać książka jest rozwojowa, ale śmiało można zaczynać oglądać ją już z trzylatkiem. Na przykład od wypatrzenia nieśmiałego kinkażu. Słyszał ktoś o kinkażu? Nie martwcie się. Ja też nie. :)



11/08/2017

Books, Bücher, Libros, Livres // październik 2017




Wydawcy powoli szykują się do świątecznego sezonu, stąd w październikowych premierach z zagranicy pierwsza mikołajowa okładka. Miły to widok, zwłaszcza, że zapowiada lekturę nie byle jaką, bo zbiór opowiadań świątecznych Terry'ego Pratchetta. Pozostałe książki ukołyszą nas raczej jesiennym klimatem. Mój apetyt rozbudzili zwłaszcza Barnett i Klassen opowiadaniem o zwierzęcym trio: wilku, kaczce i myszy. Uwagę zwraca okładka w zaskakującym retro klimacie lat 70.. Coś innego niż zwykle.

Horses: Wild & Tame (Konie: dzikie i ujarzmione)
Iris Volant, il. Jarom Vogel, Flying Eye Books, 48 s.
wiek: 6-9 lat





Od momentu udomowienia tysiące lat temu, konie pozostawały częścią naszej historii - orały nasze pola, ciągnęły powozy, walczyły w wojnach i były ulubionymi towarzyszami. Podróż przez wspólną historię człowieka i konia pięknie ilustrowana przez amerykańskiego ilustratora Jaroma Vogela.











The Wolf, The Duck and The Mouse (Wilk, kaczka i mysz)
Mac Barnett, il. John Klassen, Walker Books, 40 s.
wiek: 3-7 lat



 
Pewnego ranka mysz spotyka wilka i zostaje przez niego pożarta. W mig pojmuje, że w brzuchu wilka nie jest sama. Mieszka tam już kaczka, która w dodatku wygodnie się urządziła. Dzięki niezaspokojonej żarłoczności swojego gospodarza korzysta z eleganckiej zastawy i wybornego jedzenia. I jeszcze jedno: koniec strachu przed wilkiem! Właściwie takie życie może być całkiem przyjemne, dopóki nie pojawia się myśliwy.

Czyniąc ukłon w stronę tradycyjnych bajek i puszczając oko do czytelnika, nagradzany duet autorów Barnett i Klassen przedstawiają smakowitą opowieść o współpracy i nowatorskich kulinariach.




Petra 
Marianna Coppo, Thames and Hudson, 44 s.

Petra jest małą skałką, która myśli, że jest potężną górą. Kiedy pies przynosi ją swojemu właścicielowi, a ten wrzuca ją do ptasiego gniazda, góra staje się jajkiem. Upuszczona do stawu zamienia się w cudowną wyspę. Na koniec zostaje kamykiem szczęścia w ręku małej dziewczynki. Kim będzie jutro? Kto wie. Pozostanie jednak twarda i nie da się życiu.





Father Christmas's Fake Beard (Sztuczna broda Świętego Mikołaja)
Terry Pratchett, il. Mark Beech, Doubleday Childrens, 208 s.
wiek: 9-11 lat


Czy kiedykolwiek marzyliście, żeby Święta Bożego Narodzenia były inne niż zwykle? Grzybowa, kolędy, prezenty i choinka - wszystko to brzmi znajomiaście. Co powiecie na eksplodujący placek z mięsem, udomowionego yeti albo usłużną kuropatwę na czubku gruszy? Co jeśli Święty Mikołaj zatrudni się w zoo, wywoła zamieszanie w sklepie z zabawkami, a w końcu zostanie aresztowany za kradzież? Już nigdy nie spojrzycie na Boże Narodzenie w ten sam sposób.

Zanurzcie się w wyjątkowo śmiesznym świecie Terry'ego Pratchetta i weźcie udział w świątecznej uczcie jakiej dotąd nie znaliście. Przeczytajcie dziesięć dowcipnych, zapierających dech w piersiach i rozśmieszających do łez historii, dzięki którym Gwiazdka zyska zupełnie nowe oblicze.







Hide and Seek (Zabawa w chowanego)
Anthony Browne, Doubleday Childrens, 32 s.


Kiedy ich pies znika, Cy i Poppy postanawiają ukoić swój smutek zabawą w chowanego. Poppy liczy do dziesięciu i zaczyna szukać, ale jej brata nigdzie nie ma. Wtem jednak z lasu dobiega szelest - czyżby ktoś miał pomóc Poppy w poszukiwaniach?

Pokrzepiająca historia o miłości między rodzeństwem stworzona przez mistrza książki obrazkowej - Anthony'ego Browne'a.












Snow & Rose (Śnieżka i Różyczka)
Emily Winfield Martin, Random House Books, 224 s.
wiek: 8-12 lat



Bestsellerowa autorka i ilustratorka w rankingu New York Timesa zabiera czytelników do lasu na spotkanie z dwiema siostrami w opowiedzianej na nowo i okraszonej osobliwą szczyptą magii tradycyjnej, choć mało znanej baśni "Śnieżka i Różyczka".


 













* Zamieszczone opisy książek oraz zdjęcia pochodzą z materiałów wydawców. Tłumaczenie: Mała czcionka.

10/30/2017

The Curious World of Calpurnia Tate / Niezwykły świat Calpurnii Tate


The Curious World of Calpurnia Tate (Niezwykły świat Calpurnii Tate), Jacqueline Kelly, Henry Holt & Company 2015, 10+


Po niemal roku od premiery polskiego przekładu "Ewolucji według Calpurnii Tate" znów powróciłam do Teksasu przełomu XIX i XX wieku. Tym razem za sprawą drugiego tomu powieści. Pierwsza część historii zostawiła czytelników w niepewności jak dalej potoczą się losy bohaterki i czy możemy liczyć na to, że tytułowa ewolucja nadal będzie postępować.

Książka spotkała się w Polsce  z bardzo ciepłym przyjęciem. Została wręcz potraktowana jako rodzaj manifestu emancypacji, w pozytywnym świetle pokazującym zmagania młodej dziewczyny o możliwość realizacji swych naukowych aspiracji i osobistego rozwoju. Atmosfera wokół praw kobiet zdaje się być u nas wciąż na tyle gorąca, że podobne tematy cieszą się dużym powodzeniem i nakręcają nieco spiralę oczekiwań. Warto jednakże zauważyć, że sukces oryginalnego wydania powieści opierał się raczej na atutach samej książki niż nośnych hasłach.

Być może właśnie z tego powodu autorka w sequelu książki nie potraktowała aż tak poważnie kwestii ewolucji, a raczej zgodnie z sugestią tytułu zajęła się otoczeniem Calpurnii. Powieść podryfowała więc w stronę typowo obyczajowej fabuły, w dodatku z niezbyt wyraźnie zarysowanymi wątkami. O ile samą zmianę perspektywy byłabym w stanie autorce wybaczyć, o tyle trudno mi zaakceptować fakt, że przez cały czas bezskutecznie czekałam na zawiązanie się jakiegokolwiek znaczącego konfliktu, który popchnąłby historię do przodu. Prawdopodobnie w zamierzeniu Kelly, kołem zamachowym drugiego tomu miała być cioteczna siostra Calpurnii - Aggie, cudem ocalała z huraganu w Galvestone, który w 1900 roku zrównał z ziemią tereny wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Napięcie jakie pojawia się między dziewczynami oraz całkowicie różne życiowe ambicje nie mają jednak aż takiej siły nośnej, żeby wprowadzić czytelników w odpowiednie napięcie.

Calpurnia i jej naukowe zainteresowania stają się jedynie tłem powieści i choć jest ono na tyle wyraźne, że widać jak bohaterka nabiera pewności siebie, uczy się i dojrzewa, to mimo wszystko trudno o satysfakcję czytelniczą z jaką wiązała się lektura "Ewolucji". Tym samym Kelly zaprzepaszcza świetnie zapowiadający się wątek, nie dając czytelnikom zbyt wiele w zamian. Być może rozwiązaniem byłoby umieszczenie akcji w nieco bardziej odległej przyszłości i pokazanie  dylematów dojrzalszej już bohaterki. Czekam zatem na trzeci tom, który nadrobi braki, domknie fabułę i nada Calpurnii Tate prawdziwy osobowy rys.

10/24/2017

Dom, który się przebudził


Dom, który się przebudził, Martin Widmark, il. Emilia Dziubak, tł. Marta Dybula, Mamania 2017



Przed nami książka, która swoją okładką kusiła czytelników już od dobrych kilku miesięcy. Tu i ówdzie w Internecie pojawiały się zdjęcia oryginalnego wydania, drugiego po "Tyczce w Krainie Szczęścia" owocu współpracy utalentowanej polskiej ilustratorki i bestsellerowego szwedzkiego pisarza. Czekaliśmy w napięciu.


Oczekiwanie było tym bardziej nerwowe, że w moim przypadku "Tyczka w Krainie Szczęścia" okazała się być czytelniczym rozczarowaniem. "Dom, który się przebudził" mógł potwierdzić, że Martina Widmarka cenię jedynie za świetne książki detektywistyczne lub zmazać pierwsze wrażenie i stać się książką na miarę swoich twórców.

Emilia Dziubak szybko potwierdziła, że jest bezkonkurencyjną malarką nastrojów, reżyserką światła i twórczynią alegorii. Na jej poziomie artystycznym można polegać i choć wielokrotnie przekonałam się, że lepiej czuje się w tematyce szeroko rozumianych stworzeń niż ludzi, Ilustracje"Domu" wizualnie zachwycają i budują atmosferę książki. Zaczęła mnie jednak dręczyć pewna zgoła inna wątpliwość. Zauważyłam, że layout książki bardzo wyraźnie tworzy barierę między rysunkiem a tekstem, sprawia, że oba składowe elementy książki nie są sobie przyjazne i odstawiają się wzajemnie na margines. Najwyraźniej czuć ten dystans w przypadku bardzo ciemnych ilustracji i jasnych stron, złamanych odrobinę przez efekt postarzenia. Ilustracje nie zapraszają tekstu do środka, co sprawia, że traci na tym gra światła, zepsuta przez kontrast z jasnymi marginesami stron.

Tymczasem tekst książki to zupełnie nowe otwarcie w stosunku do "Tyczki w Krainie Szczęścia". Obie historie nie mają punktów stycznych i można je czytać niezależnie. "Dom, który się przebudził" przypomniał mi "Wigilię Małgorzaty" Indii Desjardins, choć fabuła jest nieco prostsza, skoncentrowana na starym człowieku, jego nawykach i siatce wspomnień, która go oplata. Narracja broni się lepiej niż "Tyczki", jest spójna, choć brakuje jej decydującego momentu zwrotnego, nadającego ton całej historii. Pozostaje pewne rozczarowanie i jednak poczucie płytkości, które ciężko pokryć śmiechem czy nawet wzruszeniem.

Rozczarował mnie również przekład. Zaufanie do tłumaczki (Marta Dybula przygotowała przekład całej serii o Duni wydanej przez Zakamarki) skłoniło mnie do zastanowienia, czy to może nie wina tekstu oryginalnego, że narracja nie jest płynna lecz chropowata i odciągająca uwagę od meritum.

Poza wrażeniami estetycznymi niewiele z książki pozostaje z czytelnikiem na dłużej. Jednak jeśli cenicie ilustracje Emilii Dziubak, zajrzyjcie do "Domu, który się przebudził". Choćby miała to być jednorazowa wizyta.