Pokazywanie postów oznaczonych etykietą starość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą starość. Pokaż wszystkie posty

7/05/2013

Lato Stiny


Lato Stiny
Lena Anderson
Zakamarki 2013
















Stina i Linnea, Linnea i Stina - te dwa imiona możemy wymawiać jednym tchem, a jeszcze kilka dni temu nie wiedzieliśmy, co, a właściwie kto, je łączy. Lena Anderson, ilustratorka "Linnei w ogrodzie Moneta" przedstawiła nam się z nową książką, tym razem autorską, której bohaterką znowu jest kilkuletnia dziewczynka. To niesamowite, że Skandynawowie tak skutecznie podważają mit, jakoby dziewczynki były gorszymi bohaterkami książek niż chłopcy. Na podręcznej półce leży też "Tonja z Glimmerdalen" Marii Parr, którą czytamy od tygodnia. Entuzjazm Tomka dla obu książek pokazuje jasno, że mity warto jest obalać.
"Lato Stiny" to przede wszystkim książka obrazkowa, utrzymana w fantastycznym wakacyjnym klimacie. Ale jest w niej jeszcze coś, co mnie urzekło. Autorka w uroczy i skuteczny sposób odczarowuje starość i przybliża ją dziecku. Nawet tę trudną, związaną z dziwactwem i niedołężnością. Przyjemnie patrzy się z boku na przyjaźń między główną bohaterką i jej dziadkiem, przez karty książki odczuć można silną więź, która łączy ich, mimo ogromnej różnicy wieku. I nie jest to relacja dominacji, ale bycia razem na równych warunkach. Przywołuję w pamięci Pana Blomkvista w "Linnei", Pettsona, Gunnvalda we wspomnianej już "Tonji", Dziadziusia w "Dzieciach z Bullerbyn". Za każdym razem starość w zetknięciu z młodością nabiera nowej mocy, daje z siebie wszystko to, co dorosły świat uznałby za objaw zdziecinnienia. "Patrz, dziadku!", "Prawda, dziadku?" woła co chwilę Stina, a dziadek za każdym razem z równym zainteresowaniem i uwagą odpowiada "Co ty powiesz...". Dziadek nie jest nauczycielem, ale towarzyszem. Uważnym obserwatorem gotowym być obok i pomagać, jeśli będzie taka potrzeba. Staje mi przed oczami "Pamiętnik Blumki" i korczakowe ABC bycia z dzieckiem. Ile tu wyrozumiałości, otwartości i zaufania.To dzięki tym uczuciom "Lato Stiny" ma w sobie tyle letniego ciepła.

Ps. W ostatniej chwili przed publikacją zauważyłam na pasku odnośnik do tego postu. Nie mogłam się oprzeć, żeby nie zalinkować. :)

4/29/2013

Detektyw Nosek i porywacze















 Detektyw Nosek i porywacze
 Marian Orłoń
il. Jerzy Flisak
 Nasza Księgarnia 1973


 Kryminały dla dzieci zaczynają już wymykać się spod mojej kontroli. Cieszą się niesłabnącą popularnością, więc stale pojawiają się kolejni bohaterowie, tytuły, serie. Gdyby chcieć przeczytać wszystkie, podejrzewam że można by się zamknąć w tym gatunku i nie czytać z dzieckiem nic innego. Z córką zaczynaliśmy od detektywa Pozytywki. Był dosyć odkrywczy w swej formule, bo pozostawiał czytelnikowi możliwość samodzielnego rozwiązania zagadki. Wyzwania intelektualne bywały wprawdzie czasem niedostosowane do wieku odbiorcy, ale i tak bawiliśmy się świetnie. Triumfalny marsz Pozytywki przyhamowała para młodych detektywów z Valleby i odtąd to oni święcą triumfy w naszym domu, przedszkolu i szkole.

Nie trzeba szukać daleko, żeby wymienić jeszcze detektywa Blomkvista (A. Lindgren), Joachima Lisa (I. Fjell), Ture Sventona (A. Holmberg), a z zupełnie świeżych polskich wydań: Pana Jaromira (H. Janisch) i nastoletnią Kiki (B. Krautgartner).

Aż tu nagle, Wydawnictwo Dwie Siostry postanowiło w serii Mistrzowie Ilustracji odświeżyć nam polski kryminał sprzed lat. Szykując się na tę premierę sięgnęliśmy do domowej biblioteczki i wyciągnęliśmy egzemplarz z lat 70. - "Detektyw Nosek i porywacze", czyli drugi tom przygód detektywa Noska. Marian Orłoń jest już autorem właściwie zapomnianym. Nieliczne stare egzemplarze jego książek można znaleźć w antykwariatach i portalach aukcyjnych. Można powiedzieć, że się zdezaktualizowały, nikt już nie chce go czytać. Ale to nie prawda. Przekonają się o tym Ci, którzy sięgną po Orłonia, ale też po Kerna, Wygodzkiego, Bahdaja, Łochocką, Szelburg-Zarębinę. Jest ich wielu. A potem bierzemy, czytamy, odkrywamy i... delektujemy się, bo chcemy więcej. Tak jak wczoraj, kiedy późnym wieczorem skończyliśmy ostatni rozdział detektywa Noska. Przestali się nagle liczyć "Pożyczalscy" z pięknymi ilustracjami Emilii Dziubak i Narnia, najbardziej topowa lektura w grupie przedszkolnej mojego syna. Jedynym celem stała się następna część o przygodach Noska i jego psa Kuby. Aż żal, że tak rzadko zaglądamy do tych starych pożółkłych książek na naszych bibliotecznych i domowych półkach. Inspiracją stają się często wznowienia lub sentyment lat dziecinnych. Tyle literackich odkryć omija nas bezpowrotnie.

"Detektyw Nosek i porywacze" ma w sobie coś, czego próżno szukać w obcojęzycznych kryminałach i współczesnych seriach - specyficzny polski klimat, jak z filmów Stanisława Jędryki. Małe polskie miasteczka, charakterystyczna środowiskowa gwara, wyraźnie podkreślone różnice społeczne. Do tego element realizmu magicznego w postaci gadającego psa i nieskomplikowana intryga tworzą naprawdę interesującą całość.

Na koniec trzeba dodać, że "Ostatnia przygoda detektywa Noska", która już leży na półkach księgarskich, nie jest w istocie ostatnią, ale pierwszą częścią przygód sympatycznego emerytowanego detektywa. Kiedy powstawała, autor nie planował jeszcze kolejnych tomów przygód, dlatego przewrotność tytułu dopiero później nabrała znaczenia. Być może dlatego pojawiło się zbiorowe wydanie dwóch pierwszych opowiadań pod nowym tytułem "Detektyw Nosek, Czarna Broda i porywacze".