Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nominacjaplebiscytulokomotywa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą nominacjaplebiscytulokomotywa. Pokaż wszystkie posty

12/14/2021

Już, już!



Już, już!, Katarzyna Wasilkowska, Literatura 2021


 

Bez wątpienia najmocniejsza książka dla dzieci, jaką przeczytałam w tym roku. Budząca emocje, ważna, świetnie napisana. Poznajcie Lulę i jej Kryształowy Zamek.

Katarzyna Wasilkowska jest mistrzynią dialogu, bystrą obserwatorką i wprawną pisarką. To właśnie dzięki temu historia kilkuletniej bohaterki tchnie życiem, emocjami i dużą autentycznością. Biorąc pod uwagę trudny temat, dynamika tekstu i jego szczerość wysuwają się na plan pierwszy i mają niebagatelne znaczenie. "Już, już!" to proza inicjacyjna w świetnym wydaniu, a do tego zapadająca w pamięć i dająca do myślenia.

Lula jest w trzeciej klasie. Ma kochających rodziców, fajne rodzeństwo i psa, zajmujące hobby i świetne stopnie w szkole. Właściwie trudno sobie wyobrazić, że coś mogłoby pójść nie tak. Nawet rodzice, którzy wstawiają Luli do pokoju używany komputer starszej siostry, nie spodziewają się, że już niebawem okaże się on źródłem poważnych problemów. Punkt zapalny pojawia się w szkole, ale zasadniczo mógłby wziąć się skądkolwiek: z reklamy na przystanku, od znajomych z parkouru, z podwórka. Kryształowy Zamek rozpala emocje wśród dziewczyn w klasie, powoduje wykluczenie, ma smak zakazanego owocu.

 

 "W Kryształowym Zamku czas leci, jak chce, raz szybko, raz wolno. Punkty tak samo. Niczego nie możesz przewidzieć, wszystkim rządzi gra".

 

Początkowo akcja gry zagląda do książki sporadycznie. Z czasem świat Kryształowego Zamku zdominowuje narrację powieści. Częściej jesteśmy tam niż w realnym świecie bohaterów. Konfrontujemy się z nagłymi skokami adrenaliny Luli, doznajemy zwycięstw i porażek, tracimy punkty, zyskujemy poziomy. 9-latka powoli gubi kontakt z rzeczywistością, a my śledzimy to tak wnikliwie jak widzowie Big Brothera.

Wasilkowska niewiarygodnie sprawnie buduje napięcie, żongluje emocjami bohaterów, pozwala zapomnieć, że ta historia nie dzieje się naprawdę. Nie pokazuje palcem kto jest winny. Bohaterowie mają jednak swoje za uszami: nieuważni rodzice, nauczycielka przypinająca łatkę grzecznej uczennicy, zazdrosne koleżanki, pochłonięte swoimi sprawami rodzeństwo. Każdy z nas odnajdzie siebie w szerokim spektrum postaci i zapewniam, że będzie to zderzenie bardzo brutalne, zarówno dla dużych jak i małych czytelników.


11/26/2021

Małe Licho i babskie sprawki

 

Małe licho i babskie sprawki, Marta Kisiel, il. Paulina Wyrt, Wydawnictwo Wilga 2021.

"Najmocniej przepraszam wszystkich zagubionych, ale to się naprawdę dzieje samo z siebie… Przychodzi mi do głowy bohater czy historia i ruszają przed siebie dzikim pędem, a ja się staram za nimi nadążyć, nie wybijając sobie przy tym zębów" - ostrzega Marta Kisiel w wywiadzie dla portalu Lubimy Czytać. 

Kiedy w latach 80. Małgorzata Ostrowska nagrała piosenkę o meluzynie do ścieżki dźwiękowej filmu "Pan Kleks", nikt nie podejrzewał, że za 40 lat  legendarna czarodziejka stanie się bohaterką jednej z najciekawszych serii dla starszych dzieci. Nie wiem na ile poczytność prozy Marty Kisiel to fakt a nie tylko moja płonna nadzieja, ale na rynku, zdominowanym w tej grupie wiekowej przez zagraniczną fabułę, seria o Małym Lichu wyróżnia się  i frapuje. Ila razy przy okazji wizyty w księgarni biorę do ręki współczesną powieść dla dzieci, dziewięć na dziesięć zdarza mi się odłożyć ją z rozczarowaniem. Nie mamy niestety w Polsce szczęścia do świetnych autorów dziecięcych.

Wracając do meluzyny i jej radosnego powrotu na łono kultury, w "Małym Lichu" znowu roi się od fantastycznych postaci, a z każdą częścią, chyba nieprzypadkowo, wydaje się ich być coraz więcej. Stare domostwo zamieszkiwane przez dziesięcioletniego Bożka i jego nietypową rodzinę stało się już bowiem pełnoprawnym pensjonatem dla dziwnych stworzeń. Pojawiają się nieco niesforne krasnoludki, duchy żołnierzy Wermachtu dają korki z niemieckiego, a Bożek pierwszy raz się zakochuje i to w zupełnie  normalnej dziewczynie. Kibicuje mu w tym, całkiem bez zaproszenia, tata - nieszczęsny panicz Szczęsny - widmo z zaświatów. Nadprzyrodzoność znowu perfekcyjnie miesza się z codziennością, a do fabuły coraz chętniej zagląda szkoła. Nowy wychowawca sieje postrach i ewidentnie nie przepada za Bożkiem, zresztą z wzajemnością. Na domiar złego do szuflady nauczycielskiego biurka trafia zielona łza, służąca do kontaktu z zaświatami. Jak ją stamtąd wydobyć i dlaczego nad głową nauczyciela unosi się smolisty, czarny cień? Oraz co wreszcie ma z tym wspólnego meluzyna?

Powieść czyta się wartko i jak zwykle u Kisiel inteligentne poczucie humoru nie pozwala ani na moment stracić koncentracji. Autorka puszcza oko do starszego czytelnika, nie stroni od intertekstualności i chyba sama bawi się w tym wszystkim nie najgorzej. A my, zbliżając się do ostatniej strony mamy nadzieję, że to jednak jeszcze nie koniec.


Poprzednie części serii: Małe Licho i tajemnica Niebożątka / Małe licho i anioł z kamienia oraz Małe Licho i lato z diabłem

 

11/04/2021

Tkaczka chmur


 Tkaczka chmur, Katarzyna Jackowska-Enemuo, il. Marianna Sztyma, Wydawnictwo Albus 2021.

"W bajkach najbardziej mnie denerwują takie typowe szczęśliwe zakończenia. W prawdziwym życiu spotyka nas tyle samo niespodzianek co w baśniach i zakończenia bywają bardzo różne, wcale nie koniecznie złe, po prostu inne" - mówi autorka, Katarzyna Jackowska-Enemuo w przedmowie do słuchowiska "Tkaczka chmur". I o tym jest ta książka, o szczerości wobec życia i uczciwości wobec śmierci. O tym, że w życiu nie ma szczęśliwych zakończeń. Są prawdziwe.

Chyba mamy z autorką podobnie. Ja też unikam bajek z powodu przewidywalnego schematu. Co to za przyjemność z czytania, gdy wiadomo jakie będzie zakończenie. Dlatego mimo początkowej nieufności, "Tkaczkę" zakończyłam z satysfakcją, jaką przynosi ciekawie domknięta opowieść. Na domiar wszystkiego miałam pod ręką słuchaczkę, więc książkę przeczytałam tak jak się powinno - na głos - bo to bez wątpienia opowieść wyłącznie do głośnego czytania.

Tytuł firmują dwie fantastyczne artystki. Katarzyna Jackowska-Enemuo śpiewa, gra, pisze własną muzykę, prowadzi warsztaty z tańca, propaguje wiedzę o kulturach etnicznych, a co najważniejsze kultywuje sztukę opowiadania. Marianna Sztyma, malarka i ilustratorka, na co dzień mieszka w górach Izerskich, blisko przyrody i z dala od miejskiego zgiełku. W tej atmosferze tworzy niezwykłe obrazy za pomocą kredek, ołówków, farb i tuszu.

Za baśniową historią rodzeństwa, które z pomocą Trzech Zórz i złotej nici losu uczy się wytrwałości, odwagi i samodzielności w konfrontacji z chorobą i odchodzeniem, kryje się osobista strata autorki związana ze śmiercią córki. Mimo to historia opowiedziana w książce nie mieści się w prostych ramach książki o śmierci i pożegnaniu. Czytając ją po raz pierwszy, otworzyłyśmy drzwi do rozmowy o chorobie i żałobie, a właściwie drzwi uchyliły się same, bo siła metafor jest tak duża, że czytając z dzieckiem nie sposób pozostawić ich bez komentarza. Początkowo wydawało mi się, że to słaba strona książki. Mając w pamięci doświadczenie czytania "Pustki", autorskiego picture booka Marianny Sztymy o żałobie po stracie kota, spodziewałam się książki, która nie zostawi dopowiedzeń. "Pustka" była jak szybko działająca tabletka przeciwbólowa. "Tkaczka" jest jak antybiotyk o przedłużonym działaniu. Wymaga leku osłonowego w postaci uważnego dorosłego.

"Tkaczka chmur" napisana jest językiem niedzisiejszym, ale nie archaicznym, subtelnym, ale zrozumiałym. Poetyckim refrenem wplecionym w prozatorski tekst autorka przywołuje opowiadania Ewy Szelburg Zarembiny czy klechdy Hanny Kostyrko. Miłe to i swojskie. Nastrojowe ilustracje Marianny Sztymy z sukcesem mierzą się z napotkanymi w tekście metaforami, pozostając jednocześnie blisko świata dziecka. Złota wstążka farby konsekwentnie sunie po stronach, spinając całą historię jak nić losu, którą dziewczynka otrzymuje od Trzech Zórz w momencie urodzenia. Świat makro i mikro przenika się, tworząc atmosferę niepewności, ale światło spowija wszystko ciepłym całunem bezpieczeństwa.

Atutem książki pozostanie również możliwość czytania jej na różnych poziomach, z dziećmi w różnym wieku i o różnym stopniu wrażliwości. Ta historia otwiera się na tyle, na ile jesteśmy na to gotowi. Polecam wszystkim, którzy chcą porozmawiać z dziećmi o żałobie po stracie najbliższych, ale również tym, którzy po prostu chcą przeczytać piękną książkę.



 

10/05/2021

O, choroba


O, choroba, Boguś Janiszewski & Max Skorwider, Agora dla dzieci 2021.

Słuchałam ostatnio rozmowy z Mirą Marcinów na temat jej najnowszej książki "Bezmatek". Autorka mierzy się w niej z ostatnią fazy choroby onkologicznej swojej matki, jej odchodzeniem oraz żałobą po stracie. W wywiadzie Marcinów przyznała, że ma poczucie tabuizacji tematu śmierci w przestrzeni publicznej oraz braku języka na opisanie tego wszystkiego, co w tej intymnej rzeczywistości się dzieje. Boguś Janiszewski i Max Skorwider biorą się za podobny temat lecz z niższej półki wiekowej i z sukcesem łamią tabu dziecięcego raka. Tę książkę trzeba przeczytać.

Mira Marcinów przełamała barierę tematu niezwykłą otwartością i szczerością. Mówienie o raku ujęte w ramach medycznych nie wyczerpuje kwestii codzienności nowotworowej zarówno chorego jak i jego bliskich. Autorka znalazła w sobie potencjał do zajrzenia głębiej, na szczerą wiwisekcję, którą osobiście bardzo doceniłam. Boguś Janiszewski i Max Skorwider z kolei odczarowali raka za pomocą przystępnej formy komiksu i spersonifikowania choroby pod postacią miłej staruszki. Sprytny zabieg, trochę w kontrze do tego z czym zwykle utożsamiamy chorobę, powiódł się znakomicie, dając przestrzeń dla pozytywnej historii o specyficznej relacji nastoletniej Adeli i jej uciążliwej Choroby.


Pozytywna to chyba słowo klucz do tej historii. Powstanie książki poprzedziły długie godziny spędzone przez autora na oddziałach onkologicznych w towarzystwie chorych dzieci i ich rodziców. To dzięki temu Boguś Janiszewski nabrał dystansu do problemu i specyficzne poczucie humoru jakie towarzyszy małym pacjentom onkologicznym przeniósł na karty komiksu. Pojawia się chemia jako kroplówka z domestosa, czy stojak na kroplówkę jako chłopak, z którym wychodzi się na spacer "na miasto" - czyli na szpitalny korytarz. Odczarowanie choroby na poziomie najbardziej podstawowym zaowocowało książką lekką, ale rzeczową, której nie bałabym się podarować zarówno czytelnikowi znającemu temat z autopsji jak i takiemu, który z nowotworem nigdy nie miało kontaktu. 

Szczerość otwiera drzwi do mówienia o różnych aspektach choroby, również tych najbardziej tragicznych, ale nie pozwala sprowadzić narracji na tory zwątpienia, rezygnacji czy negacji. Adela przechodzi momenty wściekłości i wyparcia, jednak Choroba konsekwentnie pokazuje jej, że przy odrobinie szczęścia i wytrwałości to przejściowy. Zdrowie kiedyś wraca, a choroba odchodzi.

Autorzy nie byliby sobą, gdyby w książce nie przemycili sporej dawki wiedzy czysto naukowej, jak zwykle czyniąc to przystępnie i z pomysłem. Adela choruje na białaczkę, która statystycznie jest nowotworem najczęściej występującym wśród dzieci. Dlatego część historii dzieje się w układzie krwionośnym pokazanym jako sieć podziemnej kolejki. To Choroba jest przewodniczką po swoim rodzinnym mieście (Sick City). Spersonifikowane elementy ludzkiego organizmu tworzą ciekawy kalejdoskop postaci, który przypomina świat zamknięty we francuskim cyklu animowanym "Było sobie życie".

Książka stanowi cegiełkę na rzecz Fundacji Iskierka wspierającej dzieci z chorobą nowotworową i ich najbliższych.

 


9/24/2021

Paczłorkowcy

 

Paczłorkowcy, Jarosław Murawski, projekt graf. Maja Wolna, Wytwórnia 2021.

Chyba od tego trzeba zacząć, że to bardzo szczere spojrzenie na rodzinę nienuklearną. Bez posypki, niepolukrowane, bez dodatkowej śmietanki. Jest taki szwedzki serial na Netfliksie, który bardzo lubię, "Rodzina plus", tam też jest bez dodatków. Tu mocniej, bo z perspektywy dziecka.

Okładkowy blurb mówi, że książka opowiada historię "z dużym humorem", i niby potrafię wskazać te wszystkie momenty, na przykład to, że każdy chłopak mamy to Tomek, nawet jak ma na imię Marek albo że w Polsce tęskni się za Zachodem, czyli że być może "tęskni się jedynie ze Wschodu na Zachód, a w odwrotnym kierunku już nie?", ale "Paczłorkowcy" mnie nie śmieszą. 

To może mieć znaczenie, że wszyscy się tu jakoś nazywają, oprócz głównego bohatera. Jest mama, tata, babcia, pierwsza żona taty - Teresa i jego kolejna partnerka - Gosia, dzieci Teresy i taty - Marysia i Kuba, Tomkowie - przyjaciele mamy, jest Sebastian - najlepszy kumpel i Inka - "wspaniała" 12-letnia imienniczka kawy. Ten kolorowy patchwork ma swoją dynamikę, silnie zależną od tego, kto kogo w danym momencie potrzebuje lub unika, jaki jest czas, jakie miejsce. Chłopak jest uważnym obserwatorem tych relacji. Trochę naiwnym, może zbyt dziecinnym, ale dociekliwym. Zna swoje miejsce w tej układance i wydaje się z nim pogodzony. Czy szczęśliwy? Nie jestem pewna.

Na drugim biegunie świata jest Inka. To w odniesieniu do niej chłopak bada związki swoich najbliższych, to ją stawia na miejscu Tomków i Goś. Jego uczucia i spostrzeżenia dotyczące tej relacji są bardzo dojrzałe, obawy przemieszane z nadziejami autentyczne i ciekawe. Powstaje jednak pewien dysonans między dojrzałością bohatera pokazaną w odniesieniu do rodziny, a tą związaną z pierwszą miłością. Pewnie gdyby to nie była książka dla dzieci, pomyślałabym, że to celowy zabieg pokazujący miejsce i rolę, jaką bohater pełni w domu.

"Paczłorkowcy" to też projekt graficzny. Bardzo odważny: od zewnątrz niebiesko-żółty, ale w środku sporo jest też różu, czerwieni, zielonego. Ilustracje zajmują całe strony, czasem rozkładówkę. Popartowe kompozycje Mai Wolnej dobrze rezonują z tekstem. Podobnie jak narracja są wyraziste i bezpośrednie.


8/30/2021

Pajacyk, pestka, śliwka, polano i znów pajacyk

 

Pajacyk, pestka, śliwka, polano i znów pajacyk, Vojtěch Mašek, il. Chrudoš Valoušek, typ. i projekt graf. Juraj Horvath, tł. Katarzyna Dudzic-Grabińska. Centrala 2021. 

"W tej psychodelicznej, popowej, absurdalnej, dowcipnej, satyrycznej książce obrazkowej wszystko jest nieoczekiwane", napisało jury Bologna Ragazzi Award w uzasadnieniu werdyktu. I mimo że nagroda docenia wkład graficzno-edytorski, "Pajacyk" to w istocie książka totalna. Nieoczekiwana i ponadprzeciętna zarówno w warstwie wizualnej jak i tekstowej.

Format oversize, tłoczenia na przyjemnie szorstkiej, papierowej okładce, fluorescencyjna farba drukarska, odważna typografia, wyraźna paginacja, kontrastowe wyklejki. To chyba jedna z najstaranniej wydanych pozycji w mojej biblioteczce. Biorąc pod uwagę spory format, ani przez chwilę nie miałam wrażenia, że ilustracje są przeskalowane, a rozkładówką rządzi chęć zapełnienia pustej przestrzeni. Przeciwnie, wszystko wydaje się perfekcyjnie przemyślane. Bardzo szeroki margines zewnętrzny na stronie rozpoczynającej rozdział, ciekawie kontrastuje z wąskim marginesem zewnętrznym kolejnych stron. Tekst  wyrównany do lewej to kolejny rzadko spotykany zabieg poprawiający czytelność na dużej stronie. "Pajacyk" zachwyca od pierwszego kontaktu i mimo że jego oniryczny nastrój może wydać się nieco zbyt ciężki dla młodego czytelnika, nie sposób odmówić mu wyjątkowości. 

Obie z Najmłodszą (9 lat) wpadłyśmy w tę historię jak w masło, dając się porwać dynamicznej akcji i fabule równie abstrakcyjnej jak warstwa graficzna. Historia w sposób ewidentny nawiązuje do tradycyjnej baśni o Pinokiu. O burzliwych losach pestki, która wyrosła na dorodne drzewo, stała się Polanem a następnie Pajacykiem słyszymy z ust samego bohatera. Obfitująca w nagłe i niewiarygodne zwroty akcji historia, po pewnym czasie zaczyna wzbudzać niedowierzanie nie tylko u słuchającego opowieści Piotrusia, ale również u samego czytelnika. Mimo to Pajacykowi nie rośnie nos, ale z drugiej strony nie przechodzi też spektakularnej przemiany, która wzbudza w nim normalnego chłopca. W książce pojawiają się za to aluzje polityczne (marionetka na prezydenta) i ontologiczne rozkminy, równie zabawne co intrygujące.

Dopełnieniem opowieści o drewnianym bohaterze są awangardowe linoryty Chrudoša Valouška, przygotowane z dużym rozmachem artystycznym, ale również swobodnie rozwijające pomysły i motywy zasugerowane przez autora, Vojtěcha Maška. Sam Valoušek przyznał w jednym z wywiadów, że jest artystą raczej niepokornym i trudno mu zamknąć się w ramach tekstu, z którym pracuje. Nic dziwnego więc, że picture book zaskakuje złożonością, którą można zgłębiać na wielu poziomach. Początkowo zresztą koncepcja artystyczna przygotowywana była pod tłumaczenie oryginalnej historii Collodiego, dopiero później, w wyniku problemów z prawami autorskimi, narodził się pomył zabawienia się motywem Pinokia.