10/28/2025

Dziewięć czerwonych iksów

 

Dziewięć czerwonych iksów, Paweł Beręsewicz, Literatura 2024.

Paweł Beręsewicz lubi wysoko stawiać poprzeczkę. Po lekturze "Dziewięciu czerwonych iksów" o pomoc w rozszyfrowaniu fabularnej zagadki poprosiłam kilka zaprzyjaźnionych osób. To nie jest książka, która odpowiedzi podaje na tacy.

 Ciekawa przygoda, trzymająca w napięciu akcja, spora dawka grozy – u Beręsewicza dobrej jakości rozrywka to pewniak. Początek wakacji dla piątoklasistów z małej, wiejskiej szkoły zapowiada zwyczajne, leniwe lato. Szybko jednak okazuje się, że los szykuje im zgoła inny scenariusz. Najpierw znikna Amelka, zostawia po sobie klapki i pusty leżak w ogrodzie, chwilę po niej Boguś, przepada na strychu – zostawia po sobie sandały. Klaudia znika w samolocie. Po prostu rozpływa się, nomen omen, w powietrzu. W ciągu jednego popołudnia znika niemal cała klasa z wyjątkiem Tosi. Za falą zniknięć idą niczym nie wytłumaczalne zniknięcia ze szkolnej fotografii. Tosia samodzielnie rusza do akcji. Czy zdąży dopaść tajemniczego fotowampira zanim sama przestanie istnieć?

Siadając do książki, miałam już pewne założenia. Pewnie oprócz świetnej rozrywki autor zaserwuje czytelnikom krótką lekcję z ochrony wizerunku, może pokaże czym grożą przypadkowe kontakty w Sieci, albo brak higieny cyfrowej. Wnioskując z krótkiego opisu na ostatniej stronie okładki, opcji było wiele, podobnie jak szans na dydaktyczne zakończenie. Szans, z których autor, jak się można było spodziewać, nie skorzystał, bo proste rozwiązania nigdy nie były w jego stylu.

"Dziewięć czerwonych iksów" to książka z gruntu przewrotna, wymagająca uważnej lektury i nieszablonowego myślenia. To przy okazji mrugnięcie okiem do fanów twórczości autora: miłe i nieoczywiste. Dotąd mam wrażenie, że, nawet mimo pomocy z zewnątrz, nie udało mi się rozgryźć wszystkich smaczków, którymi autor nafaszerował powieść jak babę wielkanocną rodzynkami. Kto powie "sprawdzam" i odkryje wszystkie karty Beręsewicza? Gorąco zachęcam do lektury.

Ps. Bohaterowie powieści mają zdaniem autora około 12 lat. Sugerowany wiek czytelników to 10 lat. Osobiście lekko podniosłabym poprzeczkę – wyzwania z jakimi mierzą się bohaterowie bardziej pasują do 13-latków, a znów znajome 10-latki trochę bały się napięcia zbudowanego w książce. Warto wziąć to pod uwagę.

 

 

 

10/16/2025

Biznes


 Biznes. To o czym dorośli ci nie mówią, Boguś Janiszewski & Max Skorwider, Publicat 2025.

Znaną tezę, że pieniądze nie rosną na drzewach, duet Janiszewski i Skorwider obraca w zgrabny wykład o biznesie i jego mechanizmach. Jak zwykle konkretnie, ale z twórczym rozmachem.

Nieustannie pod wrażeniem, jak skutecznie autorzy syntetyzują trudne tematy, dodaję "Biznes" do moich ulubionych tytułów z serii. "To, o czym dorośli ci nie mówią*" o ekonomii, polityce, a teraz o biznesie można z powodzeniem zaimplikować zamiast wysłużonego podręcznika do WOS-u. Tajemnica książek z tej serii, które pomimo sporej objętości czyta się szybko i bezboleśnie, tkwi niewątpliwie we wnikliwym researchu, a następnie mądrej selekcji i obrazowym przedstawieniu informacji. Janiszewski i Skorwider działają jak idealnie dopasowane tryby, są wystarczająco konkretni i możliwie na luzie.

W "Biznesie" autorzy szybko obalają mity łatwych pieniędzy i zalet pracy "na swoim". Żeby to zrobić, cofają nas tysiące lat wstecz i w czasach prehistorycznych, za przyczyną przedsiębiorczej Marty, rozkręcają firmę Biżuu oferującą pierwszą w historii świata modną biżuterię. W jaki sposób tworzy się popyt w świecie, w którym nikt nie potrzebuje naszyjników, czy konkurencja to samo zło, czy marketing jest konieczny i co ma wspólnego ze storytellingiem oraz czy podróbka to wymysł współczesności? Koszty i zyski, skala i specjalizacja, podwykonawcy i inwestycje. Czy sieci handlowe Pasikonik i Ropuszka (sic!), mimo że obie działają na rynku spożywczym, odpowiadają na te same potrzeby klienta? A więc czy specjalizacja to motor czy hamulec rozwoju?

"Biznes" pokazuje blaski i cienie przedsiębiorczości, ale na szczęście nie gasi w młodych wrodzonego entuzjazmu. Nie pogardziłabym więc krótkim rozdziałem o tym, na jakich zasadach nieletni w Polsce mogą prowadzić firmę. Wtedy jeszcze łatwiej byłoby zaplanować drogę na wspomniany na okładce "biznesowy szczyt".








10/09/2025

Wojna


 WojnaJosé Jorge Letria, il. André Letria, tł. Katarzyna Okrasko, Dwie Siostry 2021.

Od polskiej premiery "Wojny" minęły już cztery lata. Byliśmy wtedy u schyłku pandemii a tuż przed wybuchem pełnoskalowego konfliktu w Ukrainie. Gdzie jesteśmy teraz i jak picturebook Letriów wpisuje się w nowe czasy?

We wrześniu 2021 r.  "Wojna" nie zrobiła na mnie wrażenia. Nie to, że mnie nie obeszła, raczej wydała mi się nieautentyczna, nie przystająca do współczesnych czasów. Na Instagramie Małej Czcionki napisałam tak: 

    Od kilku tygodni tonę w morzu obcych zachwytów nad „Wojną” portugalskiego duetu Letriów: ojciec – autor tekstu, syn – twórca ilustracji. To kolejny wojenny picturebook z wydawnictwa Dwie Siostry po „Widziałem pięknego dzięcioła”, który mnie do siebie nie przekonał. Być może to tak jest, że książki inicjacyjne wymagają trafienia w podobną wrażliwość u autora i czytelnika. U mnie ewidentnie coś nie zaskoczyło.


Kartkuję "Wojnę" po raz nie wiem który. Mentalnie jestem już po zbrodni w Buczy, po ludobójstwie w Strefie Gazy i po szeregu dobrych rad mojej 90-letniej babci, jak przygotować się na najgorsze. Wojna to nie jest nowy wynalazek. Wraca jak bumerang, mimo że prawie nikt jej nie chce. Tyle że czasem jest bliżej, czasem dalej. 

Po raz pierwszy zauważam brak strony tytułowej. Po wyklejce książka rusza z kopyta bez zapowiedzi. To znamienne, że wojna przychodzi z zaskoczenia. Ale nadal drażni mnie brak narracji.
 

Najpierw zaskoczył mnie brak historii.

„Wojna nigdy nie umiała tworzyć opowieści” – autor szybko rozwiał moje wątpliwości.

Sprytne. Ale czy na pewno? Według mnie konflikty tworzą najlepsze opowieści. Intrygujące, trzymające w napięciu, niejednoznaczne, dające formować się na różne sposoby. Szczerze mówiąc, to według mnie ich jedyna zaleta. Letriowie celują w obrazy, symbole, skojarzenia, żonglują emocjami.

Czy to musi być wada? Jeśli picturebook obliczony jest na inny efekt, niekoniecznie. To suma moich oczekiwań sprawia, że nadal nie potrafię rozsiąść się w tej książce. Że początek i finał nie budują w mojej głowie spójnej całości. Za to z nie jestem już w stanie z równą pewnością co 4 lata temu stwierdzić, że suma skojarzeń w "Wojnie" ma wyłącznie walor historyczny. Mimo że konflikty faktycznie stają się bezosobowe a prowadzenie działań wojennych nie jest tożsame z wypowiedzeniem wojny, pierwsze pociski zabijające cywilów w Ukrainie uświadomiły wszystkim dobitnie, że tradycyjna wojna ma się dobrze.

 

To nie jest wojna, którą współczesne dzieciaki znają z przekazu w mediach, raczej z gier rpg i opowieści pradziadków. Dla tych, które doświadczenie wojny mają już na swoim koncie, książka będzie nieautentyczna, tym, które wojny nie znają, da mylny ogląd rzeczywistości.

A jednak jest. I tu zwracam honor autorom, i z perspektywy tych kilku lat biję się w piersi, bo picturebook Letriów, mimo że bez dronów, działań hybrydowych i cyberataków pozostaje uniwersalny, zrozumiały i autentyczny. Bo zawsze znajdzie się jakiś pan, jak ten na ilustracji poniżej, który efekt wojny chce zobaczyć na własne oczy.

do postu na Instagramie: tu!