3/26/2019

Teraz będziesz kurą



Teraz będziesz kurą, Barbro Lindgren, il. Charlotte Ramel, tł. Katarzyna Skalska, Zakamarki 2019.

Po udanej premierze "Okropnego rysunku", Zakamarki  prą do przodu z kolejną książką o relacjach w rodzeństwie. Tym razem robi się nieco gorzko, choć nadal dowcipnie i z dystansem.

 W przestrzeni dziecięcego pokoju rozpoczyna się zabawa w odgrywanie ról. Pierwszy kontakt  z bohaterami to już spotkanie z wilkiem i kurą. Do końca książki, właściwie tylko odkryte łydki zdradzają, że mamy do czynienia z dziećmi. Utożsamienie postaci z rolą, za sprawą wyobraźni bohaterów i talentu ilustratorki następuje również w głowach czytelników. Niepostrzeżenie, pewne elementy scenografii przekształcają się i wyciągają nas poza cztery ściany pokoju. Jesteśmy na polanie. Łóżeczko z siatką staje się klatką dla kur, a tapczan, bazą wilka, wyposażoną we wszelkie wygody. Zbędne sprzęty znikają lub snują się po przestrzeni kartki jak zagubione w chaosie.

Wzajemna korespondencja słowa i obrazu wyprowadza nas z realistycznej historyjki i przenosi w baśniową utopię. Wprawdzie dialog wilka i kury pozornie nie wychodzi poza ramy dziecięcej przekomarzanki, ilustracje pokazują jednak postępujący tragizm sytuacji, w której kura godzi się na wszystkie pomysły wilka, ze skakaniem, gdakaniem i znoszeniem jaj włącznie. Kiedy sterta jajek sięga górnego marginesu strony, a wszędzie kręcą się kury i kurczaki, wilk nie ma wyjścia. Decyduje się na rozwiązanie ostateczne, czyli zjedzenie kury.

Barbro Lindgren i Charlotte Ramel nie oszczędzają ani bohaterów, ani czytelników. Drastyczny humor książki bardzo wyraźnie nawiązuje do prawdziwych sytuacji dziejących się między rodzeństwem, z czego być może w pełni sprawę zda sobie tylko dorosły odbiorca. Niemniej jednak temat zostaje wyciągnięty jak trup z szafy i nie pozostaje nic innego jak zmierzyć się z nim w zaciszu dziecinnego pokoju. Być może jakiś wilk dostąpi katharsis, a kura przestanie liczyć na złote jajo i weźmie swój los w swoje ręce. A właściwie skrzydła.









3/15/2019

Jak ciężko być królem


Jak ciężko być królem, Janusz Korczak & Iwona Chmielewska, Wydawnictwo Wolno 2018.

Kanoniczna, wizualna interpretacja postaci Króla Maciusia, w wykonaniu Jerzego Srokowskiego towarzyszy nam już od ponad półwiecza. Migdałowe, właściwie pozbawione tęczówki oczy, niemal niewidzące, melancholijne spojrzenie, długa szyja i duża głowa. Srokowski-lalkarz zasklepił odbiorców w myśleniu o Maciusiu jako o chłopcu-marzycielu, bezwolnej pacynce na scenie nietrafionych decyzji i manipulujących nim dorosłych. Czy Chmielewska odczaruje małego króla?

Chciałabym zobaczyć minę Korczaka, gdyby pokazać mu "nowego" Maciusia, czyli właściwie jego samego, skopiowanego z portretu, wybranego, przez samego Goldszmita, do pierwszego wydania książki w 1923 r. Dobrze skrojony, czerwony (może w nawiązaniu do barw narodowych) mundurek nabiera faktury, biały kołnierzyk lśni czystością jeszcze lepiej niż na sepiowej fotografii. Korczak patrzy śmiało. Jakby wiedział, że w XXI-wiecznej interpretacji swojej powieści stanie się Maciusiem. Odważnym chłopcem bez wad, ale i bez siebie dla siebie.

Iwona Chmielewska podjęła się trudnej misji. W toku przygotowań do obchodów 100-lecia niepodległości i związanej z nimi wystawy realizowanej przez Muzeum POLIN, stworzyła cykl obrazów, których celem było przybliżenie trudu jaki wiąże się z odbudową państwowości i władzy jako takiej. Kluczem miał być Korczak i "Król Maciuś Pierwszy", swoisty manifest odrodzeniowej ufnej nadziei na lepsze jutro, ubranej w powierzchowność małego dziecka. To z tych obrazów powstała książka, bazująca na cytatach z powieści Korczaka, oraz korespondująca z nią wystawa, która od listopada 2018 do lipca 2019 roku stanowi główną atrakcję Muzeum POLIN.

Chmielewska okazała się właściwą osobą na właściwym miejscu. Organizatorki wystawy - Anna Czerwińska i Tamara Sztyma - w jednej z rozmów przyznały, że ten wybór był niemal oczywisty. Skojarzenie Chmielewskiej z Korczakiem już od 2011 roku, czyli od premiery "Pamiętnika Blumki" jest jednoznaczne. Autorka nie omieszkała skorzystać z tego atutu. Nie dość że nowatorsko wykorzystała wizerunek Starego Doktora, naznaczając go i tak należnym mu piętnem tragicznego wojownika o sprawiedliwość, to jeszcze korzystając z okazji, zdecydowała się na wzajemne wywołanie "Jak ciężko być królem" i "Pamiętnika Blumki".

Wielopoziomowe ilustracje pozwalają dostrzec motywy graficzne obecne w "Blumce": niezapominajki, lilia, poliniowane kartki. Wreszcie sama dziewczynka. Ale jest też nowy, stale przewijający się motyw: korona - podczas gdy Srokowski unikał jej niemal jak ognia, Iwona Chmielewska używa korony jak swoisty fetysz. I jak każdy fetysz również korona Maciusia kończy tragicznie, na stałe wrośnięta w drzewo, na którym dwóch Korczaków - duży i mały - siedzą obejmując się i beztrosko machając nogami.

Autorka urywa opowieść zgodnie z jej dystopijnym scenariuszem, bo i sama dylogia Korczaka jest pierwszą lekcją gorzkiej prawdy, że z niektórymi decyzjami losu po prostu wypada się pogodzić. Książka dodatkowo zamknięta jest w ramach scenerii okna, które w otwierającej letniej odsłonie budzi nadzieję, zaś w kończącej, zimowej wizji opuszczonych chat jeszcze raz pozwala poczuć bolesny zawód niespełnienia.

Melancholijny król Maciuś z ilustracji Srokowskiego u Chmielewskiej nie odchodzi w niebyt. Autorka nie porzuca wizji bezradnego chłopca, jakby bała się, że jeśli bohater wykaże się większym hartem ducha, my czytelnicy, nie będziemy czuli powinności  wzmacniania go własnym optymizmem i pomysłami. Maciuś rośnie w siłę za naszą sprawą. Ma też specjalnego pomocnika - Starego Doktora.  Korczak w podwójnej roli wstępuje do książki o swoim własnym bohaterze. Rękawy jego fioletowego fartucha znowu przypominają o "Pamiętniku Blumki". Dzieci z sierocińca nie zostały same. Maciuś też nie.







 




3/08/2019

Lato Adeli


Lato Adeli, Agnieszka Wolny-Hamkało, il. Agnieszka Kożuchowska, Hokus-Pokus 2019.

Na określenie proza poetycka Agnieszka Wolny-Hamkało zżyma się. Nie lubi szufladkowania swojego stylu. Tymczasem "Lato Adeli" aż pęcznieje od środków artystycznych. Czuję się nieco zbita z tropu, ale nie dam się zastraszyć. Lubię bogactwo metafor, których autorka używa z pełną swobodą, nie tracąc nic z lekkości stylu.  Chcecie książki o lecie, której strony autentycznie aż lepią się pod palcami? Proszę bardzo.

Podobno życie osiedlowe wymarło jakieś dwadzieścia lat temu. Dzieci z kluczem na szyi, życzliwe pożyczanie cukru czy wieczorne pogawędki z sąsiadem, podczas podlewania przydomowego skrawka trawnika. Agnieszka Wolny-Hamkało uwalnia klimat sprzed lat, dorzuca smartfon, żelki, kebab, galerię handlową i rodziców, pracujących na nocną zmianę. Znowu można poszwendać się bez celu, pójść bez zaproszenia do kolegi czy posiedzieć na krawężniku. To książka o obserwowaniu i byciu obserwowanym. Dorastaniu w perspektywie okien, do których się zagląda i z których się podgląda.

W tej atmosferze nieustannego bycia na widoku, Agnieszka Wolny-Hamkało snuje opowieść o budzącej się seksualności, a raczej sensualności, podatnej na spojrzenia, aluzje i własną wyobraźnię. Adela to dziewczynka z sąsiedztwa, może dziewczyna, bez wieku. Nie taka, którą chciałoby się być, raczej ten typ, który rzuca pogardliwymi spojrzeniami, nie troszcząc się o oceny. Odwaga, której zazdrościmy po cichu. A może ryzykanctwo i zuchwałość?  W jej cieniu pan, inicjujący ukradkowe kontakty lub tylko odpowiadający na zaczepki. A może to wszystko wcale się nie dzieje?

"Lato Adeli" to prowokacyjny rzut okiem na kobiece dorastanie i na chłopięcą wobec niego bezradność, która w osobach Franka i Julka objawia się bądź to obojętnością, bądź to nadmierną reaktywnością. Dni i noce zlewają się w letnie jedno, a my, czytelnicy, dajemy się wciągnąć w ten swoisty ping-pong, w którym odbicie piłeczki nie zawsze jest tym zupełnie oczywistym założeniem scenariusza. "Lato Adeli" to książka dla dorosłych, którzy chcą sobie przypomnieć i dla młodzieży, która ma ochotę zrozumieć.








3/06/2019

My dwie, my trzy, my cztery


My dwie, my trzy, my cztery, Sarah Crossan, tł. Małgorzata Glasenapp, Dwie Siostry 2018.

Powieść Sary Crossan otwiera bożonarodzeniowa burza. Niebywałe dla nas, wychowanych we wschodnioeuropejskim klimacie! W jej kontekście, scena odejścia matki trzyletniej wówczas Apple, nabiera jeszcze mocniejszego wyrazu. Odejścia, które skutkować będzie dziesięcioletnią nieobecnością i niespodziewanym powrotem.

Początkowo nie zwróciłam uwagi, że to książka rekomendowana dla czytelników 12+.  W oczekiwaniu na mocne uderzenie w starszy, późno nastoletni target, przeczytałam trudną książkę dla młodszych nastolatków. Sara Crossan, po raz kolejny od premiery "Kasieńki" pokazała, że z dużą swobodą i talentem potrafi podjąć skomplikowany temat z czytelnikami, którzy w prozie inicjacyjnej stawiają zupełnie pierwsze kroki, jednocześnie nie siląc się na głęboką psychoanalizę, ani nie epatując zbytnią dosłownością. Nieodpowiedzialne rodzicielstwo i dziecięca samotność bezpardonowo wysuwają się na pierwszy plan i nikt nie ma wątpliwości, że to one stanowią clou książki. Jednocześnie fabuła narysowana jest dość grubą kreską, a pierwszoosobowa narracja zbliża nas do głównej bohaterki i wyklucza bardziej ogólny ogląd.

Apple - 12-latka wychowana przez babcię, porządna, zdolna, przeżywająca frustracje związane z lekkim społecznym wyalienowaniem i Rain - świeżo poznana siostra, odrobinę opóźniona rozwojowo 10-latka z syndromem sierocym, w pewnym momencie zostają zdane wyłącznie na siebie.  Kiedy dopiero co odzyskana matka nie okazuje się tą wyczekaną i wymarzoną, a opieka nad siostrą spada jak niechciany ciężar, Apple rozpoczyna przyspieszony proces dojrzewania, który bardzo dobitnie uświadamia jej, że życie nie jest czarno-białe, a determinacja i siła osobista jest niezbędnym warunkiem powodzenia.

"My dwie, my trzy" to książka, która boleśnie daje do zrozumienia, że dorośli nie zawsze mają rację. Skrywane tajemnice, nieumiejętne próby pomocy, wybielania własnych wad, a wreszcie autentycznie szkodliwe działania, roztaczają przed czytelnikiem szeroki wachlarz krzywd. Sarah Crossan nie waha się przedstawić matki w najczarniejszych barwach, a miłości Apple do niej w najbardziej wyrozumiałej optyce. Ten kontrast wyostrza zmysły, mocno przykuwa uwagę i autentycznie boli. Toksyczna miłość jako temat książki dla dwunastolatków? Jak najbardziej.

Pozostałe powieści Sary Crossan:




3/01/2019

Books, Bücher, Libros, Livres // luty 2019



Oto kolejna porcja interesujących, zagranicznych premier i wznowień, które w lutym trafiły do rąk czytelników na całym świecie.


The Ear (Ucho)
Piret Raud
Thames and Hudson Ltd, 32 s.
wiek odbiorcy: 4+




Odcięte ucho Vincenta van Gogha zaczyna żyć własnym życiem. Co powinno zrobić? Dokąd pójść? Kiedy ucho uświadamia sobie jak małe i nieistotne jest w perspektywie wielkiego świata, doświadcza kryzysu tożsamości. Dzięki smutnej żabie, która potrzebuje wysłuchania, orientuje się, że może zaoferować światu życzliwe ucho. Pomagając przyjaciołom, odkrywa nową perspektywę patrzenia na życie.













Stars and Poppy Seads (Gwiazdy i ziarenka maku)
Romana Romanyshyn & Andriy Lesiv
Tate Publishing, 32 s.
wiek odbiorcy: 3+


"KAŻDE ZADANIE, NAWET NAJBARDZIEJ SKOMPLIKOWANE, POWINNO SIĘ ZACZĄĆ W NAJPROSTSZY SPOSÓB". Dora, córka znanych matematyków, najbardziej na świecie uwielbia liczyć. Liczy wszystkie rzeczy dookoła, wszystkie zwierzęta, ziarenka piasku na plaży i litery w gazecie taty. Kiedy Dora patrzy na Drogę Mleczną, zaczyna się zastanawiać, jak policzyć hipnotyzującą liczbę gwiazd. Czy to możliwe? Czy przypadkiem nocne niebo nie jest tak pełne gwiazd, że nawet wszystkie liczby, które zna, nie wystarczą, by je policzyć? Dora wkrótce dowiaduje się, że żeby poradzić sobie z tak skomplikowanym zadaniem, musi zacząć od najprostszych kroków, a kto wie, może pewnego dnia spełni swoje marzenie.






On The Origin of Species (O powstawaniu gatunków)
Sabina Radeva
Puffin, 64 s.
wiek odbiorcy: 5+

 Pierwsza na świecie obrazkowa reinterpretacja "O powstawaniu gatunków" Karola Darwina.

"O powstawaniu gatunków", od pierwszej publikacji w 1859 roku, funkcjonuje jako definitywne wytłumaczenie teorii ewolucji. Biolog molekularny i ilustrator Sabina Radeva połączyła swoje dwie pasje, aby stworzyć 64-stronicową, obrazkową wersję tego przełomowego dzieła.

Książka przedstawia młodemu pokoleniu teorię ewolucji, bazując na stylowych ilustracjach i prostym, łatwym do zrozumienia tekście.

Łącząc obserwacje Darwina z podróży dookoła świata i jego odkrywcze i kontrowersyjne objaśnienia dotyczące sposobu rozwoju gatunków i ich zmian w ciągu setek tysięcy lat, "O powstawaniu gatunków" nieprzerwanie pozostaje ważnym i znaczącym dziełem.




A Scarf for Keiko (Szalik dla Keiko)
Ann Malaspina, il. Merrilee Liddiard
Kar-Ben Publishing, 32 s.
wiek odbiorcy: 5+


 Jest rok 1942. Klasa Sama szykuje skarpetki dla żołnierzy. Sam słabo radzi  sobie z tym zadaniem. Za to Keiko świetnie robi na drutach. Co z tego, skoro niektóre dzieci w szkole nie chcą mieć z nią nic wspólnego. Keiko pochodzi z japońsko-amerykańskiej rodziny, a Japończycy właśnie zbombardowali Pearl Harbor. Kiedy rodzina Keiko zostaje zmuszona do zamieszkania w obozie dla japońskich Amerykanów, Sam szuka sposobu na przekonanie jej o swojej przyjaźni?









Hubert Horatio: A Very Fishy Tale: World Book Day 2019 (Hubert Horatio: bardzo podejrzana historia)
Lauren Child
HarperCollinsChildren'sBooks, 96 s.
wiek odbiorcy: 7+


 
Wyjątkowo zabawna opowieść, stworzona przez Lauren Child specjalnie w celu uczczenia Międzynarodowego Dnia Książki.

Hubert Horatio jest prawdopodobnie najbardziej odpowiedzialnym i bystrym chłopcem jakiego przyszło wam spotkać.

Podejrzana historia o tym, jak jak zwykły dzień stał się dniem ratunku przed śmiercią. Oczywiście za przyczyną Huberta.









My Heart (Moje serce)
Corinna Luyken
Dial Books, 32 s.
wiek odbiorcy: 4+


Moje serce jest oknem. Moje serce jest zjeżdżalnią. Moje serce może być zamknięte ... lub szeroko otwarte. W niektóre dni twoje serce jest kałużą lub płotem, żeby trzymać świat na dystans. Ale w inne jest szeroko otwarte na miłość, która cię otacza. Dzięki lirycznemu tekstowi i zachwycającym obrazom, "Moje Serce" skłania czytelników do refleksji na temat miłości i samoakceptacji.














* Zamieszczone opisy książek oraz zdjęcia pochodzą z materiałów wydawców. Tłumaczenie: Mała czcionka.

2/26/2019

Totalna masakra #1 - Bo Gagata była głodna


Totalna masakra #1: Bo Gagata była głodna, Bysztor (Bartosz Sztybor), Jaszczur (Piotr Nowacki) & Łazur (Łukasz Mazur), Pokembry 2019.

Pierwszy zeszyt z serii "Totalna masakra" uświadomił mi, że trzymam w ręku coś totalnie (sic!) nowego i choć na pierwszy rzut oka wydaje się, że to wszystko już przecież było, odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z kolejnym ukłonem w stronę czytelników stawiających pierwsze kroki w samodzielnym czytaniu. Świeżym, zabawnym i dynamicznym.

Mała objętość, czytelny font, przeważnie sześć kadrów na stronie i masakrycznie (sic!) absurdalny scenariusz to zasadnicze wyróżniki komiksu, który wita nas historią o Gagacie i Ser Ariadnie oraz ich przejściach z totalnie (sic!) pustą lodówką. Wątek niezwykle aktualny w czasach, gdy niedziele niehandlowe każą nam niemal co tydzień mierzyć się z uczuciem niezaspokojonego braku. Być może wielu z nas przychodzi wtedy do głowy, że jedyny ratunek w imieninowej wyżerce, ale pewnie nie każdy miałby odwagę na spotkanie z całuśną ciotką Brzygrzysławą. Bohaterowie "Totalnej masakry" mają, z czego wynika wiele śmiesznych jak i mrożących krew w żyłach sytuacji.

Masakryczna (sic!) wyżerka jaka ostatecznie staje się udziałem Gagaty i Sera porusza tryby wielu niestrawnościowych skojarzeń, które wiodą nas między innymi do wnętrza brzucha Gagaty. Poznajemy tam głównych lokatorów półmisków i salaterek, kąpiących się już w sokach trawiennych układu pokarmowego. Łukasz Mazur nie oszczędził nas wizualnie. Komiks kipi kolorami w najbardziej zaskakujących zestawieniach, przez co myśl o wizycie w toalecie zaczyna towarzyszyć nie tylko Gagacie. Przyznam, że tu chyba przestałam być adresatem "Totalnej masakry", bo o ile sama fabuła chwyta mnie i wydaje się być generalnie bardzo uniwersalna, o tyle w kontekście obrazu, poczułam się jak po wyjściu z szalonego rollercoastera.Może ostrzeżenie "do lat 18" byłoby właściwym tropem na zapobieżenie takim sytuacjom. ;)

Niemniej jednak zapowiedź sequela, umieszczona na ostatniej stronie, rozbawiła mnie niemal do łez i odsunęła na bok myśl o cofającej się treści żołądkowej. Teraz nic mnie już nie powstrzyma, żeby jednak sięgnąć po następny zeszyt. Totalnie (sic!) nieodpowiedzialne - tak sądzę.



2/21/2019

Innymi słowy


Innymi słowy. Niezwykłe słowa z różnych stron świata, Yee-Lum Mak, il. Kelsey Garrity-Riley, tł. Michał Rusinek i Kuba Rusinek, Egmont Art 2018.

Fakt, że zapiski z bloga można wydać w formie drukowanej i sprzedać w dużym nakładzie nikogo już nie dziwi. Poradniki, książki kucharskie, o modzie, wychowaniu czy pamiętniki choroby to norma na księgarskich półkach. Dobra ilustrowana książka powstała na bazie bloga to jednak nowość.

"Innymi słowy" kojarzy mi się  z książką na niezobowiązujący prezent. Nie ma konkretnego adresata. Nie aspiruje do miana leksykonu, ani naukowego opracowania. Ma urok książki położonej na nocnym stoliku. Kartkowanej na poprawę humoru. Do której się wraca, spontanicznie wyciągając z półki i na chybił trafił otwierając na dowolnym haśle.

Koncepcja, utrzymana w modnym klimacie hygge, zakłada prezentację ciekawych, zwykle budzących miłe skojarzenia, opisujących ulotne zjawiska i pochodzących z różnych stron świata słów, które nie mają swoich odpowiedników w innych językach. Obracamy się wokół słownictwa związanego z pogodą, flirtem, jedzeniem, przyrodą, podróżami, spaniem, życiem towarzyskim. Każda rozkładówka to nowy temat i trzy cztery nietypowe słowa. Zaskakujące i nieco rozczarowujące, że spora część z nich pochodzi z angielskiego, mimo że oryginalnie "Innymi słowy" było adresowane właśnie do czytelnika angielskojęzycznego.

Przeczesywanie palcami włosów kogoś kogo się kocha to po francusku cafuné. Schwellenangst oznacza po niemiecku dosłownie lęk przed progiem, czyli tremę przed zrobieniem czegoś nowego. A światło przemykające między liśćmi to po japońsku komorebi. Dostajemy zatem garść idiomów, gruntownie przesianych przez sito odpowiedniego nastroju i uzupełnionych o klimatyczne ilustracje. Ten klimat i dokonana selekcja to duży atut książki. Myślę, że to właśnie dzięki temu pozostajemy na koniec ze zdrowym poczuciem niedosytu towarzyszącym dobrej i satysfakcjonującej lekturze.

Jedyny zarzut i niedogodność z jaką pozostaje się zmierzyć to brak transkrypcji fonetycznej. Można go jednak potraktować jako dodatkowy bodziec do poszperania w słowniku. Swoją drogą ciekawe, czy w języku polskim też możemy się pochwalić takimi unikatowymi słowami?


"Innymi słowy" zostało nominowane w Plebiscycie blogerów - Książka dla niedorosłych Lokomotywa 2018 w kategorii Fakt.

link do bloga autorki: http://other-wordly.tumblr.com/





2/13/2019

Mój las


Mój las, Mélanie Rutten, tł. Jacek Mulczyk-Skarżyński, Wytwórnia 2019.

"Mój las" nie jest książką łatwą. I to w co najmniej dwóch aspektach. Po pierwsze porusza trudny temat rozpadu rodziny, po drugie robi to w niezwykle subtelny i metaforyczny sposób. Dokąd może nas czytelniczo zaprowadzić? Na pewno w wielu kierunkach.

Francuski tytuł książki brzmi "Las pomiędzy dwoma". Jej sedno prezentuje się zatem już na okładce. Po polsku jest bardziej tajemniczo. W historię wchodzimy powoli. Najpierw jesteśmy świadkami rozmowy, która do końca książki pozostanie osnuta tajemnicą. Dopiero potem dom gaśnie i pojawiają się dwa domy, a chwilę później las i żołnierz. Mélanie Rutten bierze ten las na warsztat i robi z nim, co tylko ma ochotę, żeby na jego przykładzie możliwie najlepiej pokazać złożoność emocji, które targają małym żołnierzem w obliczu rozwodu. Na scenę wchodzą zwierzęce postacie znane z poprzednich picturebooków autorki - Królik, Kot i Kanarek, Książka, Kamień, Wilczyca i Jeleń. To z nimi bohaterka konfrontuje swoje emocje. Ale to las zdaje się je generować. Las, który wkracza w kolejne fazy kolorystycznych przemian, daje paliwo do tego, żeby żołnierz doświadczył zmęczenia, gniewu, tęsknoty i smutku. Całego wachlarza emocji, które ostatecznie doprowadzają bohaterkę do swoistego catharsis, dzięki któremu las odzyskuje pełnię kolorów a żołnierz swoje imię.

W tle przemiany żołnierza i lasu obserwujemy poruszającą historię listka, który nie chce opaść oraz skarbu, którego wszyscy szukają lecz tylko niewielu wie, czym on jest i gdzie można go znaleźć. Te nakładające się metaforyczne wątki uwypuklają wewnętrzne rozterki żołnierza. Podobnie postać Wielkiej Niedźwiedzicy, która pojawia się w szarej fazie lasu i koi wszystkie rozkołysane emocje. Mélanie Rutten nie ma oporów, żeby wprowadzać dużo więcej pomniejszych symbolicznych porównań i odniesień. To właśnie dzięki nim książka jest równie piękna jak trudna oraz równocześnie prosta i skomplikowana. Ale to strona wizualna "Mojego lasu" generuje w czytelniku gros emocji: za pomocą kolorów, mimiki twarzy bohaterów, a nade wszystko interakcji zachodzących między nimi na rysunkach. Tusz, twórca pierwszego planu i kolorowa akwarela robiąca nastrój tła, sprawiają, że trudna historia o samotności wiedzie nas pełnych optymizmu do szczęśliwego finału.