4/14/2017

Wilki z Nowego Meksyku



Wilki z Nowego Meksyku
William Grill
Kultura Gniewu 2017
















Po świetnej, obsypanej nagrodami "Wyprawie Shackletona" spodziewałam, że "Wilki z Nowego Meksyku", kolejna książka Williama Grilla, zaprezentuje podobny poziom. Doskonale skonstruowana narracja, oryginalny styl ilustracji i architektura książki, wreszcie wyważone stopniowanie emocji i bezbłędne operowanie faktami - opowieść o szalonej, podbiegunowej wyprawie była naprawdę angażującą i satysfakcjonującą lekturą. "Wilki z Nowego Meksyku" nie mogły okazać się gorsze. Faktycznie, Grill po raz kolejny powtórzył swój sukces, pytanie tylko czy nadal można nazywać go sukcesem?

"Wilki z Nowego Meksyku" nie odbiegają od standardów, do których autor przyzwyczaił nas swoją debiutancką powieścią graficzną. Znowu pojawia się niezłomny bohater, tym razem zwierzęcy, historia trzyma w napięciu, choć mówi zaledwie tyle ile jest niezbędne. Stworzone za pomocą kredek, ustawione niekiedy w długie sekwencje rysunki, z powodzeniem uzupełniają tekst. Grill potwierdza, że jest wizjonerem powieści graficznej - stosując symetrię ujmuje przemyślanym projektem rozkładówek, swobodnie przechodzi od ogółu do szczegółu, koncentruje się równie skutecznie na konkrecie jak i nastroju.

Oparta na faktach historia, która zainspirowała Grilla do napisana "Wilków z Nowego Meksyku" cofa czytelników w czasy Dzikiego Zachodu. Opowieść o losach osławionej watahy wilków i jej niezłomnego przywódcy - Lobo budzi szczere, silne emocje, uczy wrażliwości na cierpienie zwierząt, wzrusza, daje do myślenia. Grill nie potępia w jednoznaczny sposób bezwzględnych łowców wilków, jest raczej uważnym reporterem niż komentatorem opisywanych zdarzeń.

Cały czas jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że autor "Wyprawy Shackletona"skopiował sukces swojego debiutu. "Wilki z Nowego Meksyku" sprawiają wrażenie podstawionych pod ten sam schemat i mimo że jest to mistrzowska robota, towarzyszy mi męczące wrażenie wtórności. I pewnie uznałabym to za celowy  i usprawiedliwiony zabieg, gdyby obie książki były powiązane w ramach jednej serii. Boję się, że niedługo prawdziwe może stać się stwierdzenie: jeżeli znasz jedną książkę Willama Grilla, to tak jakbyś znał wszystkie. Boję się, a jednocześnie czekam w napięciu, że talent młodego twórcy opuści bezpieczny ląd i wypłynie na szerokie wody. To może być fascynująca wyprawa.







 żródło il.: www.alejakomiksu.com


4/04/2017

Ruchome kartonówki Kubašty


Czerwony Kapturek & Jaś i Małgosia
Vojtěch Kubašta
Wydawnictwo Entliczek 2017












Wydawnictwo Entliczek zrobiło mi ogromną przyjemność przywracając do życia ruchome kartonówki Kubašty. Dla mnie i dla dużej części mojego pokolenia po prostu kultowe. Zachowałam jeszcze spory komplet tytułów, ale ich mizerny stan od razu rzuca się w oczy. Nie przez przypadek, zacni staruszkowie zostali przeze mnie obsadzeni w głównych rolach wspominkowej serii wortalu Ryms - Klub Osobników Czytających. Pop-upy Kubašty traktujemy w domu jak obiekty muzealne. Większość ruchomych elementów utraciła swoją funkcję, a taśmy klejące, którymi były tymczasowo podklejane, wyschły i wiszą smętnie tu i tam. Usunięcie ich grozi powstaniem jeszcze większych spustoszeń niż pozostawienie ich na miejscu.

Entliczek opublikował póki co dwa tytuły. "Czerwonego Kapturka" nie znałam, za to "Jaś i Małgosia" dostarczył mi i Sadzonce sporo materiału do studiów porównawczych. ;) Paulina na blogu Poczytaj dziecku wspominała, że edycji poszczególnych bajek było mnóstwo. Różniły się okładkami i liczbą rozkładówek, a my sprawdziłyśmy, że również treścią. Sadzonka była zaskoczona, że Baba Jaga zaprasza do pieca zależnie od wersji Jasia lub Małgosię. Pojawiły się też większe różnice: w starszym tekście dzieci niosą koszyk z jedzeniem dla taty drwala, w nowszym, wspólnie z ojcem idą do lasu, drwal pracuje, oni zbierają maliny. Ilustracji, które widzicie poniżej nie znajdziecie w wydaniu Entliczka.





Na blogach pojawiały się głosy wątpliwości, czy w erze dotykowych ekranów ruchome kartonówki kultowego architekta książek mają jeszcze szansę wzbudzić zainteresowanie współczesnych dzieci. Gdzie w tej chwili znajduje się złoty środek między książką tradycyjną a książką zabawką? Sadzonka od pierwszego wejrzenia pokochała koncepcję trójwymiarowych scen z ruchomymi zakładkami. Mam wrażenie, że, podobnie jak ja przed laty, wyobraża sobie, co kryje się w odległych szczegółach trzeciego planu, a co za kulisami. Bajeczne kolory, które tak kusiły dzieci w szarych latach peerelu dziś nadal wyglądają atrakcyjnie. W połączeniu z sielsko-baśniowymi motywami kreują świat, którego próżno szukać w dzisiejszej, zgoła innej, estetyce książkowej.







Spodziewam się, że dla wielu współczesnych rodziców stylistyka liczącego sobie ponad 60 lat "Czerwonego Kapturka", czy nieco młodszego "Jasia i Małgosi" może wydać się przestarzała i mało atrakcyjna. Nie zdziwię się nawet, kiedy padną zarzuty o kicz i brzydotę. Kanony piękna zmieniają się i Kubašta z pewnością nie jest artystą dzisiejszych czasów. Będę się jednak upierać, że warto dać mu szansę. Samo obserwowanie, jak dzieci momentalnie zatapiają się w ten trójwymiarowy świat, warte jest wygospodarowania dla nowej kolekcji Entliczka nieco miejsca na półce.

3/23/2017

Rok Szczura


Rok Szczura
Clare Furniss
tł. Katarzyna Rosłan
Wydawnictwo Dwie Siostry 2016












Pewnie już wiecie, że nie jestem z tych co się dają łatwo podejść książce.  Żadna ckliwa melancholia, napuszona nastrojowość, ochy, achy i apostrofy do muzy nie zwiodą mnie, żeby uznać coś za idealną, nie daj Boże pouczającą lekturę dla dorastającego pokolenia. Stawiam na autentyczność, spójność i oryginalność. Nastolatek nie kupi fałszu, pobłażliwego traktowania i spłycania tematu. Według mnie Clare Furniss ma w ręku wszystkie atuty.

"Rok Szczura"  to debiut literacki, któremu udało się zrobić ze mną coś, co często nie udaje się książkom zasłużonych pisarzy: z miejsca weszłam w buty głównej bohaterki. Ten błahy z pozoru fakt pozwolił mi na dwie istotne rzeczy: bezkrytyczne spojrzenie na bohaterkę i całkowicie krytyczne na otaczający ją świat. Spodziewam się, że właśnie tak może czuć się piętnastoletnia dziewczyna, której matka umiera nagle z powodu ciążowej infekcji. Zanurzenie w powieść odbyło się w sposób bezbolesny, mimo że nie straciłam mamy, nie mam młodszej siostry ani ojczyma, nigdy nie adorował mnie student Akademii Muzycznej, ani nie nawiązałam kontaktu z duchem z zaświatów. Ba, nie mam nawet pociągu do ryzykownych zachowań, co najwyżej lekko depresyjne usposobienie, które wobec wszystkich różnic, nie uprawnia mnie do identyfikowania się z nastoletnią Pearl. Zatem to wyłącznie talent pisarski autorki przysłużył się książce i moim pozytywnym wrażeniom.

Zresztą to nie tylko postaci głównej bohaterki książka zawdzięcza swoją autentyczność. Wachlarz bohaterów i ciekawych relacji jest bardzo szeroki. Pogrążona w żałobie Pearl, mimo głęboko przeżywanego dramatu samotności, z konieczności wchodzi w szereg często trudnych związków. Poznajemy jej zatroskanego ojca, apodyktyczną babkę, przyjaciółkę, nieustannie chętną do kontaktu, delikatną staruszkę z sąsiedztwa, która dobiega kresu swoich dni w towarzystwie wnuka, wrażliwego muzyka. I mimo że akcja książki nie jest nadmiernie dynamiczna, przekonujące rysy postaci intensyfikują wrażenia z lektury i nie pozostawiają czytelnika obojętnego. Z czasem uświadamia on sobie, że "Rok szczura" pełen jest małych dramatów, które toczą się w tle przeżyć głównej bohaterki. Stopniowo odkrywa je także i ona.

Tytułowy Szczur to przydomek siostry głównej bohaterki, nadany jej w fazie skrajnego odrzucenia niemowlęcia. Książka może przynieść więc nieco rozczarowania wszystkim fanom zupek w proszku i ciasteczek z wróżbą. Ci, którzy nastawią się na dobrą literaturą psychologiczną dla młodzieży, powinni być zadowoleni.


3/16/2017

Lodorosty i bluszczary



Lodorosty i bluszczary
Jerzy Ficowski
il. Gosia Herba
Wydawnictwo Wolno 2017



























Wiersze dla dzieci stanowią w twórczości Ficowskiego zaledwie margines. Znany w szerokich kręgach jako wszechstronny tłumacz, poeta, prozaik, nade wszystko cyganolog, znawca twórczości Schulza, autor wielu piosenek, w poezji dla dzieci odkrywał swoje drugie ja. "Lodorosty i bluszczary" kompletują niemal wszystkie wiersze dziecięce poety, również te opublikowane jedynie na łamach czasopism. Są niezwykle żywotne, przesycone związkami z naturą, dziecięcą beztroską, swobodą, ale też nostalgią, baśniowością i tęsknotą za mijającym czasem. W wierszach dla dzieci Ficowski nie odkrywa się do końca ze swoimi "dorosłymi" inklinacjami. Pobrzmiewają tu zaledwie echa cygańskiej fascynacji autora, nie zahacza o sferę absurdu, omija tematy bolesne. Jest posłańcem radości i nadziei.

Ficowski bywa nazywany uczniem Leśmiana. Jako tłumacz wczesnych, rosyjskich wierszy poety przejął od niego fascynację leksyką i zastosował ją w praktyce. Tytułowe lodorosty i bluszczary to świadkowie zabaw neologizmami, ale w wierszach pojawiają się też wdzięczne homofony, bogactwo epitetów i metafor. Czasem skłania się do niezwykle prostych środków wyrazu, które zbliżają go do nieco pospolitej stylistyki, ale nigdy nie przekracza cienkiej granicy dobrego smaku. Nawet banalną poetycką wizję kompensuje nieskazitelnym rytmem i melodią wiersza.

Opracowanie graficzne zbioru, który ukazał się niedawno nakładem wydawnictwa Wolno, przygotowała Gosia Herba - utalentowana graficzka i ilustratorka. Książka wykonana jest z niezwykłą dbałością i smakiem. Na uwagę zasługuje podwójne wydanie, z dwoma niezależnymi, kontrastującymi ze sobą okładkami. Klucz pór roku w jakim skonstruowano zbiór "Lodorosty i bluszczary" pozwolił autorce zakotwiczyć pomysł graficzny wokół natury i dziecięcych  zabaw. Przewaga czerni oraz nieliczne kolorystyczne akcenty niebieskiego, zieleni, żółci i czerwieni, dobrane stosownie do pory roku, dają ciekawy efekt oszczędnej elegancji, który jednak dla mnie nie odzwierciedla w pełni magicznej głębi poezji Ficowskiego. Zastrzeżenia budzi również architektura graficzna, która w ambitny sposób przenosi treść niektórych ilustracji na kolejną rozkładówkę, celowo zachodząc na kolejny wiersz. Efekt wprawdzie ciekawy, jednak dla tych naprawdę małych odbiorców poezji może okazać się nieco konsternujący.

"Lodorosty i bluszczary" z radością stawiam na półce obok "Chichotnika" w opracowaniu graficznym Elżbiety Wasiuczyńskiej i Doroty Nowackiej oraz zbioru "Bajek" Erny Rosenstein z ilustracjami Karola Banacha, ciesząc się, że wiersze dla dzieci co i raz dostają nową, lepszą szansę.













3/07/2017

Odkurzacz czarownicy


Odkurzacz czarownicy
Terry Pratchett
tł. Maciej Szymański
il. Mark Bench
Wydawnictwo Rebis 2016











Kto z Was kiedykolwiek zabrał się za czytanie Pratchetta i mu nie poszło, ręka w górę? Kogo namawiali znajomi, przekonywali, że śmiesznie, że wciąga? Jak wciąga skoro nie wciąga? Zatem wciąga. I to jak!

"Odkurzacz czarownicy" ukazał się w Polsce dwa lata po premierze pierwszego tomu wczesnych opowiadań Pratchetta pt.:"Smoki na zamku Ukruszon". Wczesne, bo powstały jeszcze przed Światem Dysku, niosą w sobie zatem dopiero zwiastun pomysłów, które Pratchett rozwijał następnie przez lata w swojej przebogatej twórczości. Baśniowe krainy, które wynurzają się z tych zbiorów, skutecznie konkurują ze światem Alicji, Czarnoksiężnika i Dorotki czy filmowej Arabelli. Są niezwykle sensualne, plastyczne, a przede wszystkim przewrotne. Elementy fantastyczne stoją na równi z elementami fikcji realistycznej i mimo że podlegają zupełnie innym prawom wewnętrznym, wymykającym się prostej empirii, nie są z nimi w sprzeczności. Przebogaty jest również wachlarz bohaterów: gnomy, żywe pomniki, rewolwerowcy, liliputy, czarownice i magowie. Każdy z nich zaprasza do swojego świata, który jednak dla czytelnika odsłania się zaledwie w małym procencie, pozostawiając wrażenie nieodkrytej głębi. Ta zdolność budowania światów, którą Pratchett zasłynął jako autor powieści, w opowiadaniach, jako małej formie, nabiera jeszcze większej wartości. Ma szansę wciągnąć młodego czytelnika i zachęcić do szukania nowych ulubionych krain na powierzchni Świata Dysku.

Przyznam, że czasem jestem jak dziecko, nie umiem skoczyć na głęboką wodę, potrzebuję zanęty, która podda ulubione motywy, odkryje słowne mielizny, zapozna z poczuciem humoru i sposobem rozkładania świata na czynniki pierwsze. Mam wrażenie, że Pratchett jest pisarzem, który stawia bariery, wpuszcza tylko zaufanych czytelników, koduje swoje książki specyficznym stylem pisarskim, który wymaga rozszyfrowania. Wczesne opowiadania są jak ukryte drzwi, przez które łatwiej dostać się do środka.

Wydawnictwo Rebis zadbało o to, by książki trafiły do młodych czytelników w atrakcyjnej szacie graficznej autorstwa Marka Bencha. Bardzo duża interlinia ułatwia samodzielne czytanie, różnorodny krój i wielkość pisma oddają emocje bohaterów, duża liczba dowcipnych ilustracji urozmaica śledzenie tekstu. Sądzę, że dzięki tym wszystkim zabiegom oraz głośnej lekturze "Zamku Ukruszon" przed dwoma laty, zawdzięczam fakt, że Tomek nie odłożył "Odkurzacza" po pierwszych dwóch stronach i z przyjemnością przeczytał go samodzielnie.