2/14/2017

Łauma


Łauma
Karol Kalinowski
Kultura Gniewu 2016

















fot. www.aloszak-szerokitrakt.blogspot.com


Kiedy Dorotka i jej rodzice przyjeżdżają w odwiedziny do podsuwalskiej wioski, nie spodziewają się, że zostaną tam na dłużej. Nie przypuszczają również, że zabicie zaskrońca spod kredensu pociągnie za sobą szereg niecodziennych wydarzeń, a w role głównych bohaterów wcielą się bałtyjsko-słowiańskie bóstwa. Kurke - bóg urodzaju, Ajtwar - duszek domowy, przebudzona z długiego letargu, pozbawiona rozumu Łauma i jej małżonek - bóg piorunów Perun są wbrew pozorom świetnym materiałem na miłosną, nieco odjechaną opowieść. A kiedy dodamy do tej wesołej gromadki szeptuchę babcię Rozalię i nieboszczyka dziadka Lucjana, ostatniego kapłana przymierza zawartego przed wiekami między Perunem a ludźmi, robi się naprawdę interesująco.


Karol Kalinowski czyni z "Łaumy" baśń na miarę współczesności. Mimo że główną rolę powierza małej dziewczynce z czerwoną kokardą, tworzy opowieść na tyle wszechstronną, że trafia z nią do czytelnika w każdym wieku. Angażuje do swojego komiksu nie tylko mitologię północno-wschodnich rejonów Polski, ale cały potencjał języka, krajobrazu i obyczajów. Scenariusz komiksu sprawia wrażenie bardzo dogłębnie przemyślanej całości, okraszonej dowcipnymi aluzjami do współczesnych obyczajów, stereotypów i przywar, z akcentem położonym na różnice między "miastowymi" a lokalsami. Kalinowski, korzystając ze swych suwalskich korzeni, bez żenady czerpie z tego co jest mu najbliższe i świetnie na tym wychodzi. Swój specyficzny lekko baśniowy klimat "Łauma" zawdzięcza również doskonałym kadrom, które przesycone są atmosferą tajemniczości, ale też lekkością zaangażowanej do scenografii lokalnej przyrody. Najbardziej jednak jestem wdzięczna autorowi za język, który świetnie balansuje pomiędzy literackim wysublimowaniem a nieprzegadaniem. Kalinowski podchodzi do tekstu z odpowiedzialnością za słowo, ale i z należytym dystansem. Na dowód tego oddaje głos uroczej postaci Komisarza Bogumiła - posługującego się n i e z w y k l e bogatą gwarą.

Bardzo cenię w "Łaumie" bezpretensjonalne zakotwiczenie fabuły w lokalnej kulturze i odkrycie przed czytelnikami nieco zapomnianych, bałtyjskich korzeni tych rejonów Polski. Komiks Kalinowskiego jest jednocześnie komentatorem współczesnych czasów, głosem z przeszłości i mentorem międzypokoleniowego dialogu, dla młodszych czytelników wspaniałą baśnią o poszukiwaniu szczęścia, dla dorosłych dowodem na to, że zawsze warto zaczynać od nowa.



1/30/2017

Wiktorio, I love you


Wiktorio, I love you
Maja Hjertzell
il. Anna Nilsson
tł. Marta Wallin
Zakamarki 2016











W małym szwedzkim miasteczku życie płynie spokojnym, prowincjonalnym rytmem. Ogłoszenie o zaginionym kocie wydaje się wyznaczać absolutny szczyt wyjątkowości. Za drzwiami mieszkań bloku, w którym mieszka Linn codzienność również toczy się swoim utartym torem. Zdziwaczała Runa bezustannie snuje intrygi i szuka wrogów. Mama Linn nie szczędzi wysiłków by uszczęśliwić swoją córkę i pokryć wyrzuty sumienia, że nie udaje im się nawiązać wystarczająco bliskiej relacji. Wszystko wydaje się mieć swój cel i z góry przewidziany scenariusz. Do czasu.

Niespieszna narracja powieści ma swój niezaprzeczalny urok. Kiedy do miasteczka przybywa Wiktoria swym tajemniczym książkobusem, świat nie przyspiesza nagle, a jedynie zmienia swój jednostajny rytm. Pierwszoosobowa narracja głównej bohaterki niesie czytelników przez kolejne wydarzenia, pokazując małe, z pozoru niewiele znaczące metamorfozy. Nielubiane koleżanki, nowy przyjaciel, relacja z mamą, a w końcu nawet Runa mają swój udział w tych zmianach.

Czytelnik ma odnieść wrażenie, że to Wiktoria, niebieski ptak, kobieta renesansu, wzór optymizmu i życiowej zaradności jest motorem tych zmian. Tymczasem fabuła ostatecznie wskazuje, że jej udział to zaledwie iskra, która rozpala długi lont wydarzeń.

Autorka nie sili się na powieść przełomową, zaskakującą czy burzącą stereotypy. Bierze na warsztat tematy dość oklepane, jednak podejmuje je w sposób odważny, wyrazisty i dla młodego czytelnika z pewnością dość świeży. Otwarcie mówi o relacjach, które z łatwością można przełożyć na osobiste doświadczenia. Linn jako narrator pierwszoosobowy jest niezwykle dojrzałym i wnikliwym obserwatorem. Ma w sobie również wszystkie te cechy, które sprawiają, że budzi sympatię jako bohaterka: szczerość, autentyczność i bezpretensjonalność. To taki typ postaci, której z radością kibicuje się przez całą książkę, bez poczucia wyobcowania czy też odseparowania od jej problemów.

Powieść jak klamra spina wątek zaginięcia kota. Ten sprytny zabieg zgrabnie podkreśla przemianę jaka zachodzi w trakcie trwania powieści. Kot wraca do całkiem innego domu. Można mieć nadzieję, że pozostanie w nim na dłużej.

"Wiktorio, I love you" wizualnie bardzo pozytywnie wyróżnia staranny i przyjemny dla oka layout. Szlachetny, płócienny grzbiet dodaje ponadczasowej klasy bardzo nowoczesnej szacie graficznej.

1/21/2017

Książkowe babcie i dziadkowie




Dam sobie głowę uciąć, że nie zdołaliśmy wybrać z domowych półek wszystkich książek o babciach i dziadkach. Przesympatyczna historia o trudnej starości: "Ninka. Dziadku, chodź!" Karoliny Lijklemy została na działce. Sadzonka  zawsze daje się porwać czarowi "Ninek", bo wyobraźnia w niewytłumaczalny sposób miesza się tam z rzeczywistością. W pamięci mamy też "Świat według dziadka" Staneckiej, inspirowany osobistymi wspomnieniami autorki.

Na chustę trafił za to cały przekrój naszej dziecięcej biblioteczki. Najdłużej jest z nami, książka o babci, która połknęła muchę ("There Was an Old Lady who Swallowed a Fly"), jest to jednocześnie rymowanka z długą brodą, znana powszechnie wśród anglojęzycznych dzieci. Egzemplarz, który widzicie uwielbiamy za dziury, w których znikają kolejne zwierzęta i za płytę z piosenką.

Kartonowa "Rzepka" Tuwima w opracowaniu graficznym Ewy Kozyry-Pawlak towarzyszyła Tomkowi od pierwszych miesięcy życia. Niezbyt staranna od strony typograficznej, urzeka charakterystycznymi tekstylnymi wycinankami. Raz na jakiś czas widuję ją jeszcze na wyprzedażowych stosach.

W ślad za nią "Kurczę blade" Chotomskiej, również ulubiona kartonówka Tomka. Ciągle zachwyca mnie ponadczasowy layout projektu Lutczyna. Książka swoją premierę miała w latach 80. Podobno marny peerelowski papier nie odbił się negatywnie na intensywości kolorów. Nowe, trwałe, dwujęzyczne wydanie, już nie na cienkim kredowym papierze, gwarantuje książce kolejne lata popularności.

"Babcia robi na drutach" (Uri Orlev) - znakomita, metaforyczna opowieść o akceptacji, zrozumieniu i szukaniu bezpieczeństwa powołuje do życia postać silnej, zdeterminowanej babci, która swoje wnuki dzierga starannie na drutach. Groteskowe, z pozoru niedbałe ilustracje Marty Ignerskiej doskonale oddają nastrój zagrożenia i niepewności, który towarzyszy tej niełatwej lekturze.

"Czy umiesz gwizdać Joanno?" garściami czerpie ze skandynawskiego naturalizmu. Ulf Stark znany jest z tego, że nie owija w bawełnę. Książka o poszukiwaniu bliskości, byciu razem i odchodzeniu - takiemu na zawsze.

 Nowością pachnie u nas "Łauma" Karola Kalinowskiego. Drugie wydanie komiksu pojawiło się tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Babcia - wiejska szeptucha z suwalszczyzny - to dość niecodzienny przypadek literackiej babci. Komiks wyróżnia się dobrze przemyślaną, oryginalną fabułą i doskonałym językiem.

Wyciągnęliśmy też na światło dzienne "A Squash and a Squeeze", historyjkę stworzoną przez Julię Donaldson, autorkę "Gruffala". Opowiadanie nawiązuje do tradycyjnej żydowskiej bajki, o kobiecie, która skarży się, że ma za mały dom i za namową mędrca, paradoksalnie żeby poprawić swój komfort, zaprasza do domu przeróżne zwierzęta. Finał pewnie większość z nas już zna. Zapewniam, że dla dzieci będzie on sporym zaskoczeniem.

Zbliżone wyliczankowym charakterem "Co?!" Kate Lum spodoba się wszystkim nieśpiochom. Pewnie mniej ucieszą się zdeterminowane do położenia wnuka do łóżka babcie.

Ostatnia w zestawieniu, "Babcia rabuś" wzbudziła swego czasu sporo kontrowersji, według mnie zupełnie niesłusznie, będąc posądzaną o bazowanie jedynie na prostackim dowcipie rodem z chłopięcej szatni. Warto przeczytać, żeby przekonać się, że nie w tym rzecz. Świetna książka do zakopywania międzypokoleniowych luk. Podobną funkcję spełnia najnowsza książka Walliamsa - "Wielka ucieczka dziadka" - wzruszająca, dowcipna i trzymająca w napięciu.

Miłego świętowania!

Ps. Niechcący umknęła mi najmniejsza formatem, "Babcia na jabłoni" - zwiastun poczytnej serii Wydawnictwa Dwie Siostry - Mistrzowie Ilustracji. Grafiki do polskiego wydania tej austriackiej powieści wykonał w latach 60. Mirosław Pokora. Uwielbiamy scenę przejażdżki samochodem z automatycznym podajnikiem malinowego soku. Mniam!

1/16/2017

Tymek i Mistrz


Tymek i Mistrz
Rafał Skarżycki & Tomasz Leśniak
Kultura Gniewu 2016
















Recenzję "Tymka i Mistrza" odkładałam na święte nigdy, szczerze onieśmielona zadaniem z jakim muszę się zmierzyć. W grudniu wyszedł drugi tom i poczułam dla odmiany totalnie zawstydzenie, że nadal nie znalazłam w sobie dosyć odwagi. Pora wziąć się w garść, pomyślałam i zaczęłam na nowo kartkować dwa atrakcyjnie prezentujące się tomiki od Kultury Gniewu.

"Tymek i Mistrz" swoją faktyczną premierę miał kilkanaście lat temu na łamach "Komiksowa". Krótkie historyjki ukazywały się tam przez dwa lata. Chwilę później, w formie zeszytów, zaczął pojawiać się za sprawą wydawnictwa Egmont. Rezolutny Tymek i ekscentryczny Mistrz zdobyli serca czytelników w różnym wieku i walnie przyczynili się do rozkwitu popularności swoich twórców - Tomka Leśniaka i Rafała Skarżyckiego.

Siłą komiksu są przede wszystkim świetnie wykreowane postacie i atrakcyjne przygody. Autorzy dokonali niemożliwego, w krótkich kilkunastookienkowych odcinkach upychając naprawdę niebanalne historie. Nie sposób odmówić im też inteligentnego, niewymuszonego poczucia humoru. Komiks skrzy się od zaskakujących gier słownych, poczynając od nieoczywistych dwuznaczności, poprzez szukanie inspiracji w przysłowiach, na idiomach kończąc. Mam wrażenia jednak, że tym co istotnie wyróżnia "Tymka i Mistrza" na tle innych komiksów dla dzieci jest wspięcie się na wyższy poziom narracji, który bez obaw nazwałabym metafikcją. Metafikcja to taki rodzaj budowania fabuły, który zaciera różnicę między światem przedstawionym a rzeczywistością. Skarżycki i Leśniak robią to na przeróżne sposoby. Przede wszystkim wykorzystują do tego celu samą architekturę komiksu. Bohaterowie rozmawiają ze sobą przez kadry, odnoszą się do scen z innych okienek i przeskakują między nimi, udowadniając, że w istocie wiedzą i widzą znacznie więcej niż uprawnia ich do tego status komiksowej postaci. Ale autorzy wykorzystują również samą narrację. Tymek i Mistrz niejednokrotnie pokazują, że są świadomi bycia wytworem fikcji i poza protokołem przejmują stery jej budowania. Tym samym wprowadzają autorów w charakterystyczny dla metafikcji niepewny status, gdy ich własne dzieło, na krótki moment, wymyka im się spod kontroli. Kontekst sytuacyjny komiksu również wydaje się bardzo chwiejny, co potęguje napięcie i wprowadza element zaskoczenia. Bohaterowie przemieszczają się w czasie i przestrzeni, posługują się magią i czytają w myślach. Ich otoczenie przypomina zakrzywioną rzeczywistość, gdzie nagłe pojawienie się przedmiotów spoza spójnie wykreowanego świata, jest możliwe i po pewnym czasie przestaje budzić początkowe zaskoczenie. W efekcie światy zaczynają się dublować i przenikać, a obserwowanie relacji, jakie między nimi zachodzą, staje się kolejną czytelniczą przyjemnością.

Od pierwszego kontaktu z "Tymkiem i Mistrzem" nie opuszcza mnie przekonanie, że Skarżycki i Leśniak są prawowitymi kontynuatorami twórczości Tadeusza Baranowskiego, który przed laty jako pierwszy i z równą swobodą zaproponował najmłodszym czytelnikom zabawę komiksem, w którym fikcja jest samoświadoma.  Radość  i satysfakcja z jaką łamią komiksowe reguły, by pokazać rzeczywiste możliwości komiksu jako medium, przebija z każdego odcinka i udziela się wdzięcznym czytelnikom. "Tymek i Mistrz" to komiks, który się nie nudzi, do którego warto i chce się wracać.







12/27/2016

Noah ucieka


Noah ucieka
John Boyne
il. Oliver Jeffers
Zielona Sowa 2016













Ledwie kilka tygodni temu pożegnałam się z "Paksem" Pennypacker, a zaraz w ręce wpadła mi kolejna książka o małym uciekinierze. Mimo że "Noah ucieka" również zapowiada się na książkę drogi, w toku lektury okazuje się, że trudno ją posądzić o takie ambicje. Jednak aby podróż była owocna, przecież wcale nie musi być długa.

Jeśli lubicie książki, które mozolną lekturę nagradzają błyskotliwym zakończeniem, taki właśnie jest "Noah". Tytułowy bohater nie przyciąga uwagi zgrabnie zarysowanym typem postaci, a punkt wyjścia historii nie zdradza zbyt wiele intrygujących informacji z tła wydarzeń. Na początek nie dostajemy zatem zbyt wiele. Główną atrakcją świata przedstawionego stają się niewiarygodne zdarzenia z pogranicza realizmu magicznego, które powoli sączą się do historii, przygotowując czytelnika na niezwykłe spotkanie w baśniowym sklepie z zabawkami. W tej scenerii, jakby żywcem wyjętej z Alicji w Krainie Czarów, rodzi się znajomość i nawiązuje rozmowa, ważna i brzemienna w skutkach.

Struktura książki, rytmiczna i uporządkowana, co i rusz ucieka w retrospekcję, raz ukazując historie z życia chłopca, to znów właściciela tajemniczego sklepiku. Dla mniej wprawionego czytelnika fabuła może okazać się nużąca. Boyne ryzykuje, że czytelnik nie doczeka nagrody w postaci zaskakującego finału, spinającego w całość poszczególne opowiastki z życia bohaterów. Przez większą część książki nie wiemy bowiem dlaczego Noah ucieka i kim jest ekscentryczny starzec, który nigdy nie miał mamy i umiał biegać najszybciej na świecie. Poznanie zakończenia przewartościowuje całą historię i skłania do przyjrzenia jej się od nowa, w zupełnie inny, świeży sposób.

Boyne chwyta się intrygującego, ale jednocześnie trudnego zadania. "Noah ucieka" okazuje się być sequelem historii, która dla większości czytelników jest wręcz kanoniczna. Ryzyko, które ponosi, zwraca mu się z nawiązką. Nie tylko pisze znakomitą książkę, ale również z sukcesem odświeża tradycyjny, utrwalony w świadomości topos.

"Nie proś o więcej niż otrzymałeś" - mówi starzec do Noah, które to zdanie stanowi prawdopodobnie główne przesłanie książki, a mnie każe podejrzewać, że być może zbieżność imion z archetypicznym budowniczym arki nie jest przypadkowa. Wchodzę tym samym na kolejny poziom odniesień kulturowych. Charakteryzująca biblijnego Noego pokora i ufność, a także samo znaczenie imienia - "przynoszący spokój" - każą głębiej szukać odniesień, którymi książka Boyne'a naszpikowana jest po krawędź kartki.

Mimo wymagającej wiele uwagi narracji, "Noah ucieka" jest bardzo lekki i subtelny w sposobie przekazania przesłania. Mentorski ton, Boyne z sukcesem zastąpił wymownym zakończeniem, które obywa się bez dodatkowego komentarza.