Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sztuka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sztuka. Pokaż wszystkie posty

4/24/2019

Zwierzyniec. Okazy wybrane


 

Zwierzyniec. Okazy wybrane, Maciej Byliniak, opr. graf. Ewa Stiasny, współprac Karolina Grabarczyk-Chochołek, Wydawnictwo Dwie Siostry i Międzynarodowe Centrum Kultury 2018, wiek odbiory: 6+.


"Zwierzyniec" jest książką niezwykłą. W tym dosłownym i przenośnym sensie. Kilkaset zgromadzonych tu dzieł sztuki tworzy osobliwy album zwierzęcych portretów. Lapidarne teksty, często absurdalne, napisane wierszem i prozą przenoszą obraz do zupełnie nowych kontekstów. Czuć tu wyraźnie zaduch muzealnych wnętrz i świeży powiew językowej odwagi.

W "Zwierzyńcu" wiele się dzieje na polu artystycznym, choć prawdopodobnie nie rozpoznamy większości rycin, obrazów, rzeźb, płaskorzeźb, plakatów i elementów sztuki użytkowej zgromadzonych na kartach książki. Pochodzą z elewacji krakowskich i warszawskich kamienic, stołecznych parków, ilustracji książkowych, licznych muzealnych zbiorów, zasobów Biblioteki Narodowej, oddziałów Muzeum Narodowego i Etnograficznego. Skromni zwierzęcy bohaterowie polskiej kultury tłoczą się na kartach książki uszeregowani gatunkami. To książka galeria, którą można kartkować bez czytania, ciesząc się różnorodnością i od czasu do czasu zerkając do indeksu reprodukcji zamieszczonego na końcu*.

Można oczywiście też czytać, bo to czytelnicza zabawa, przeznaczona dla odbiorców o otwartych głowach, poczuciu humoru i odpowiednich zasobach zdrowego dystansu. Maciej Byliniak zdaje się celowo nawiązywać do różnych gatunków literackich, typów wiersza, czynić aluzje literackie, serio lub z przymrużeniem oka. Czytanie "Zwierzyńca" niezależnie od wieku jest zaskakujące i znajome zarazem. Pobrzmiewają w nim echa dawnych lektur, ale nawet rymowane strofy niosą w sobie swadę, dowcip i językową błyskotliwość.









* Opis reprodukcji znajdujący się na czarnym pasku pod ilustracją nie jest umieszczony na stronicy książki. Funkcjonuje tylko w elektronicznym podglądzie książki.


9/25/2018

Okropny rysunek!



Okropny rysunek!, Johanna Thydell, il. Emma Adbåge, tł. Katarzyna Skalska, Zakamarki 2018.

 Niedawno obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Kropki, czyli święto swobodnego wyrażania się poprzez sztukę. "Kropkę" Petera Reynoldsa lubię i bardzo doceniam zachęty do twórczego eksperymentowania, ale w książce Johanny Thydell widzę przede wszystkim piękną historię o rodzeństwie.

W swoim życiu najpierw miałam okazję być mamą starszej córki i młodszego syna. Było to doświadczenie miłe, choć z gatunku klasycznie poprawnych. Opiekuńcza siostra i w miarę współpracujący brat dawali nam względne poczucie rodzicielskiego spokoju. Potem naszą domową rzeczywistość zdominował odwrotny układ: starszy syn i młodsza córka. Wtedy życie naprawdę nabrało kolorów.

Inka jest jak cień Starszego Brata. Uwielbia jego pokój, naśladuje zainteresowania, liczy się z jego zdaniem, a jednocześnie podświadomie czuje, że w tej relacji jest na słabszej pozycji. Cichy i niedostępny brat, skupiony na swojej kartce, nie chce powiedzieć co rysuje. Rzuca zdawkowe odpowiedzi i trudno ocenić czy jest w dobrym czy kiepskim nastroju. Wiadomo tylko, że praca idzie mu jak po maśle i rysuje "to co lubi". Tymczasem Inka ma same kłopoty. Najpierw nie może znaleźć tematu, potem przez nieuwagę potrąca stolik, wreszcie kot przewraca wazon, tak że woda wylewa się na kartkę. Inka próbuje jeszcze ratować sytuację, ale negatywne emocje biorą górę. Starszy Brat przez cały czas nie wychodzi poza swoją strefę komfortu. Jego połowa stołu jest czysta, jego praca nie ucierpiała pod wpływem niszczycielskiej siły żywiołu sączącego się z wazonu. Jest nieczuły i obojętny, a może wręcz przeciwnie? 

Johanna Thydelle wykazała się w "Okropnym rysunku!" znakomitym zmysłem obserwatorskim. Scenka przy kuchennym stole barwnie ilustruje zażyłą relację rodzeństwa, które pomimo wielu różnic lubi ze sobą spędzać czas. Zaś rysunki Emmy Adbåge to dla odmiany ukłon w stronę zwyczajnych domów, gdzie kocia karma poniewiera się po podłodze, dzieci siedzą z podwiniętą nogą, a płyta grzewcza woła o czyszczenie.

"Okropny rysunek!" darzę bardzo ciepłym uczuciem, bo to książka, która wymyka się schematom myślenia o relacjach między rodzeństwem. Tym bardziej z żalem zauważyłam liczne redakcyjne wpadki, które nieco popsuły przyjemność z czytania tego krótkiego bądź co bądź tekstu. Większość ma związek z niepoprawnym szykiem zdania, jak choćby: "Inka idzie do łazienki i bierze mamy suszarkę do włosów", ale moje wątpliwość wzbudził też chybiony dobór słownictwo (np. "wyrysowuje zygzakiem najpiękniejszy na świecie płatek śniegu"). Być może miał na to wpływa fakt, że przekładem i redakcją zajęły się dwie zakamarkowe tłumaczki, a zabrakło niezależnego oka polonisty.








3/28/2018

Grajfka dla dzieci


Grajfka dla dzieci. Artystyczne zdobienie jaj, Agnieszka Woźniak, Wydawnictwo Septem 2018.

Kto myśli, że grajfka to nowa metoda zdobienia jaj wielkanocnych, grubo się myli. Sięgnęłam do słownika gwary śląskiej i dowiedziałam się, że słowo to oznacza zręczność, umiejętność, dryg do czegoś. Macie smykałkę do kroszenia? Pora spróbować.

Ta pięknie zaprojektowana książka to krótki przewodnik jak zabrać się do dzieła. Kroszenie jest techniką wywodząca się z rejonu Śląska Opolskiego, polegającą na wyskrobywaniu ostrym narzędziem ornamentów na uprzednio zabarwionej skorupce jajka. Pięknie rytowane pisanki to prawdziwa sztuka, która wymaga pomysłu, wyczucia i precyzji. Jednak autorka przekonuje, że dzieci również mogą zmierzyć się z tą techniką, projektując wzory na miarę swoich możliwości i zgodne z własnym gustem.

W książce znalazły się wskazówki jak wybrać odpowiednie jajka, w jaki sposób przygotować je do barwienia, jakich barwników użyć i jak poradzić sobie z zaprojektowaniem własnego wzoru.  Czy farbki do jajek to dobry wybór? Może zastosować tradycyjne metody i wyruszyć do lasu po dębową korę lub do warzywniaka po łupiny cebuli? A może zabłysnąć kroszonką na strusim jaju. Jak długo trzeba je gotować, żeby było na twardo?

Agnieszka Woźniak bardzo cierpliwie i dokładnie, tekstem i obrazem, tłumaczy zawiłości pisania jajek, jakby ani na chwilę nie traciła pewności, że kiedy przebrniemy przez wszystkie te etapy, na naszym świątecznym stole naprawdę zagoszczą piękne kroszonki. Z niemałą tremą myślę sobie o naszych pisankach. Czy mamy do tego grajfkę?











 

3/13/2015

Draw Me a House


Draw Me a House
Thibaud Herem
Cicada Books Limited 2012
















Książka jak dom, książka o domach. Vademecum młodego architekta albo antykolorowanka dla każdego, kto lubi pobawić się w projektowanie. Ciekawa ażurowa okładka zaprasza do zabawy, bacznej obserwacji otoczenia, a przede wszystkim ciekawej podróży poprzez style, epoki i kultury. Treść nie poddaje się chronologii, nie wymaga specjalnego przygotowania ani fachowej wiedzy. Styl ilustracji nie wywołuje niepotrzebnego onieśmielenia. Zachęca do rozwinięcia skrzydeł tych co wprawnie i tych co jeszcze nie do końca radzą sobie z ołówkiem.


Jej obecność w naszym domu to efekt wielogodzinnego szperania po Sieci w asyście spragnionego siedmiolatka. Cel: książka o projektowaniu, ale na serio. Mam wrażenie, że trafiliśmy w sedno, pozostawiając przy tym duży margines przestrzeni na kolejne etapy twórczych pasji i możliwości. "Draw Me a House" to książka, z którą można dorastać, jednocześnie traktująca odbiorcę z należną mu powagą. Książka, w której nawet kolorowanie ma sens wykraczający poza zwykłe ćwiczenie małej motoryki. A przecież można jeszcze uzupełnić panoramę Londynu o brakujące budynki, zaprojektować stylową latarnię czy wnętrze tradycyjnego japońskiego domu. Da się odnieść wrażenie, że każdy element projektowania przestrzeni został zauważony: kołatka, kran, okiennica, nawet namiot i domek dla zwierząt.



Jestem tradycjonalistką, nie znoszącą upupiania. Podoba mi się, że autor nie mruga okiem do dzieci, jakby chciał powiedzieć: a teraz się pobawimy. Nie pokusił się ani o wprowadzenie fantastycznych stworków, które by tłumaczyły co i jak, ani żartobliwych dymków. Nie narzuca kolorów, nie sugeruje najlepszych rozwiązań, nie podpowiada gotowych wzorów. Puszcza swoich odbiorców na głęboką wodę i to właśnie docenił Tomek.  Każdy lubi być traktowany poważnie.










12/03/2013

Prawdziwa bajka



Prawdziwa Bajka
Mikołaj Łoziński i Marta Ignerska
Kultura Gniewu 2013
















"Boję się pokazywać tę książkę dorosłym" - przyznała Marta Ignerska w jednym z wywiadów.
Boję się, że dorośli nie pokażą tej książki dzieciom - pomyślałam sobie, po pierwszym czytaniu.

"Prawdziwej bajki" nie widać w księgarniach, mało jej w blogowych recenzjach, nie błyszczy na empikowych wystawkach. I w sumie nie dziwię się, bo do póki nie przeczytałam jej od deski do deski, też nie wierzyłam, że to będzie to! Może wina leży po stronie okładki, po której bez pudła można rozpoznać, że narysowała ją właśnie Ignerska, ale jakoś nie przyciąga, nie intryguje. Jest w książce parę rysunków, które według mnie lepiej pasują na przysłowiowy wabik. Nie jestem jednak specem od sztuki. Nie dam też rady opowiedzieć moim dzieciom jakie nawiązania kryją się za ilustracjami, a podobno takie istnieją. (Prosiłabym o mały instruktaż, jeśli ktoś przeczyta i będzie wiedział). Mimo to, czytając, bawiliśmy się świetnie.

Oksymoron zawarty w tytule książki to zapowiedź przewrotnej historii i zabawy konwencją. To zwiastun bycia w innym wymiarze, a jednocześnie tak bardzo tu i teraz. Bo choć widzimy zaledwie geometryczne kształty i ukryte znaki, od razu możemy się domyśleć, że czeka nas jakaś niezwykła przygoda. Rozumienie obrazu z początku nie wydaje się łatwe. Potrzeba chwili, żeby odczytać kod, zinterpretować symbole, połączyć je z fabułą zapisaną w tekście i zanurzyć się w jej łagodnym biegu. "Prawdziwa bajka" to książka drogi, która toczy się ospale za szybą samochodu, jadącego w nieznane. Dwójka bohaterów odkrywa w pewnym momencie, że w swojej podróży mają współpasażera. W wymiarze obrazu jest on małą kropką na dużej stronicy książki, tak jak samochód jest zaledwie kwadracikiem. Mimo swej niepozorności, relacja między pasażerami a kropką intryguje, przejmuje, wzrusza. Nie pada tu wiele słów. Nie ma opisów i dialogów. Tekst pełni funkcję drugorzędną. Naprowadza na właściwy trop, żeby historia mogła toczyć się w obrazach.

Tomek patrzy z niedowierzaniem. Cieszy się, gdy odkrywa tunel, stację benzynową, lusterko, autostradę. Podczas gdy zwykle w trakcie czytania zajmuje się swoimi sprawami, dziś poświęca książce całą  uwagę.




10/26/2013

Pamiątka z Paryża

Pamiątka z Paryża
Tina Oziewicz
il. i opr. graf. Jacek Ambrożewski
Dwie Siostry 2013
















"Mały koneser" to dobry tytuł dla serii. Nazwiska Sasnal, Dürer, Strzemiński nic nie mówią przeciętnemu Kowalskiego. Z mojego punktu widzenia to duży minus w bilansie zysków i strat polskiej edukacji, że w żaden sposób nie jesteśmy przygotowywani do odbioru sztuki. Ta seria uczy stawiać pierwsze kroki. Niby niewiele, zaledwie trzy małe książeczki, które dają tylko słaby impuls, ale przecież warto zacząć. "Mały Koneser" nawiązuje do obrazów znanych artystów i wokół nich snuje wyimaginowane opowieści.

"Pamiątka z Paryża" ma duży atut, którym jest pomysł. Kiedy 6-letni Tomek spytał mnie o czym jest ta książka, wiedziałam już, że temat z pewnością go uwiedzie. O wieży Eiffla, która rozsiewa nasiona, a z nich wyrastają małe wieże Eiffla. Kupił. Wzięliśmy się do czytania.

Rzecz dzieje się w czterech miejscach: w Paryżu, gdzie rozgrywają się główne wydarzenia, na platformie wiertniczej na morzu Północnym, w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą oraz w Peru. Każde z nich oraz ich mieszkańcy mimowolnie stają się uczestnikami tej paryskiej atrakcji. Jak się jednak okazuje, nie dla wszystkich to z pozoru śmieszne wydarzenie ma ten sam koloryt. Postępujący paraliż miasta i wyrastanie małych wież w najbardziej niespodziewanych miejscach świata sprawiają, że to co dotąd było turystyczną ciekawostką ofensywnie wkracza w różne sfery życia. Kiedy spojrzymy na obraz Sasnala, następuje konsternacja. Gdzie małe wieże? Gdzie nasionka? Jak dostrzec je w strużkach spływającej farby? Ster przejmuje wyobraźnia, bo nawiązanie faktycznie nie jest zbyt czytelne. Na szczęście autorka pomyślała o tym, opracowując fazy wzrostu wieżyczek. Istnieje pewne podobieństwo, choć całkowitego przełożenia nie należy się doszukiwać. Sztuka rządzi się własnymi prawami.

"Pamiątka z Paryża" ilustracje i opracowanie graficzne zawdzięcza Jackowi Ambrożewskiemu. Oszczędne stosowanie kolorów, abstrakcyjne rysunki i graficzne niedopowiedzenia w pierwszym momencie tworzą pewną barierę dla dziecięcego czytelnika. Książka sprawia wrażenie zbyt dorosłej, które na szczęście szybko mija przy pierwszej konfrontacji z tekstem. Grafika daje niepowtarzalny klimat i to jej podstawowy atut, który warto docenić.

Mam ochotę na więcej książek "Małego Konsera" i na inne książki, które przybliżają dzieciom malarstwo i uczą je podziwiać. Nadal jest ich za mało.